Poprzedni temat :: Następny temat
Biała dama
Autor Wiadomość
Dzik 
Nowicjusz
Skala


Wiek: 40
Dołączył: 20 Paź 2007
Posty: 1
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-01-30, 00:08   

-Arnus...- powtorzyl w myslach Klag. Najwiekszy przeciwnik Tarqa. Tak chocby mowil krasnolud...
- Trzeba sie dowiedziec czegos wiecej- pomyslal gdy szedl wolno przez maly targ niedaleko bram starego miasta.
Brama byla mocno pilnowana i nie kazdy mial wstep... ale jego to na razie nie obchodzilo...
Skierowal swoje kroki do malego lecz widac ze nie biednego domku przy murach.

Mieszkal tam stary straznik... Hernall Krotkobrody. Krasnolud byl sierzantem strazy vivane przez wiele lat dopóki nie wszedl w droge pewnemu trollowi. Troll jak to trolle maja w zwyczaju polamal Harnalla tak powaznie ze ten juz nie mogl chodzic.
Krasnolud zostal na lodzie mzona by pomyslec... ale okazalo sie ze w czasie swej sluzby zyskal wielu przyjaciol nie konieczni tych uczciwych. Istniala plotka ze troll ktory go polamal byl naslany przez jednego z niezadowolonych przyjaciol. Stara i niewazna historia...

Wazne bylo ze krasnolud byl znany z posiadania odpowiednich informacji o odpowiednich ludziach. Klag wykonal kiedys dla niego jedno lub dwa zadania. Krasolud go znal... i mozna powiedziec ze lubil... obaj lubili zapalic fajke, pogadac... wlasciwie to krasnolud gadal a obsydianin sluchal... ale nikomu to nie przeszkadzalo.:P

Klag wybral droge na okolo. Nie wiedzial czego straznicy sie dowiedzieli, i kto mogl ich poinformowac o pewnym obsydianinie. Obsydianie to niezbyt liczna rasa. A puki co nie chcial ze straza zadzierac...

Wszedl w tylna uliczke. Hernalla chatka miala swoje tylne "wyjscie" lub "wejscie" zaleznie od sytuacji.

Szedl ostroznie... wyciagnal topor i trzymal go mocno w rece. Raz juz go sledzono...
Ostatnio zmieniony przez Dzik 2008-01-30, 00:12, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
mystic 
Czeladnik VII Kręgu
Emeryt


Wiek: 114
Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 882
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2008-02-02, 11:44   

Hernall zerknął przez wąskie okno salonu, zbliżał się potężny obsydianin.
" A ten czego tu chce?" - zdziwił się stary krasnolud. Obserwował wojownika. "Trzeba przyznać, ze ruchy niczego sobie, zwłaszcza jak na takiego sztywniaka" - zaśmiał się w duchu. Obsydianin podszedł do drzwi i uderzył delikatnie w nie pięścią. W domu rozległo sie głuche dudnienie.

- Na czym polega więc twój problem? - zapytał Hernall stojącego przed nim Klaga. Zaproponowałby mu fotel, ale nie miał takiego, który utrzymałby obsydianina nie pękając przy okazji.
- Chciałbym jedynie usłyszeć garść niewinnych plotek...

Szeigen zmywał krew z rąk, gdy do pomieszczenia wlazła banda orków. Wojownik rzucił podejrzliwe spojrzenie w ich kierunku, po czym ostetntacyjnie wrócił do przerwanej na chwilę czynności.
- Podobasz mi się człecze, mogę ci zorganizować kilka bardzo dobrze płatnych walk. Zainteresowany?

Illayah kończyła właśnie śniadanie. Zebrała się w sobie i wstała. Wiedziała już od czego zacząć.

Tiglim kończył meldunek.
- Dobrze się spisałeś. Przepytajcie wszystkich obsydian, którzy mieszkają w Vivane. Chcę też wiedzieć ilu przylazło tu w ciągu ostatniego miesiąca i gdzie są. Znajdźcie mi go, mam do niego kilka pytań.

Bigta odstawił ucho, właśnie dowiedział się czegoś co może mieć niezłą wartość. Musi tylko znaleźć kogoś kto za to zapłaci.
 
 
Dzik 
Nowicjusz
Skala


Wiek: 40
Dołączył: 20 Paź 2007
Posty: 1
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-02, 17:21   

- Na czym polega więc twój problem? - zapytał Hernall stojącego przed nim Klaga. Zaproponowałby mu fotel, ale nie miał takiego, który utrzymałby obsydianina nie pękając przy okazji.
- Chciałbym jedynie usłyszeć garść niewinnych plotek...

Hernall nie byl juz mlody, ale mial krzepe. Chodzil o kulach ale dawal sobie rade. Miszkal sam i raczej nikomu w droge juz nie wchodzil. Handlowal za to informacja i od starych "znajomych" ze strazy slyszal co i gdzie w miescie sie dzieje. Z tego zyl i z tego byl znany.

Klag spokojnie rozsiadl sie na ziemi. Hernall doczlapal sie do swojego fotela, westchnal ciezko. Obsydianin obserwowal kaleke spokojnie, siegnal do swojej sakwy i wyciagnal maly pojemnik... Wreczyl go krasnoludowi.
- Masz... maly prezent.. Te liscie sa z krwawej puszczy, mocne. Zasmakuja ci. -
Usmiechnal sie szeroko.
- Obiecalem ci ostatnim razem ze dostaniesz, to masz.

Kasnolud obejrzal pudelko i skinal glowa na dowod aprobaty. Jego poorana bliznami i zmarszczkami twarz rozpromienila sie.
- No no... az sie dziwie ze pamietales. Ile to juz lat temu?- usmiechnal sie szeroko.

Klag wzruszyl ramionami i wyciagnal swoja fajke. Powoli zaczal ja zapalac.
- Nie wiem. Nie zwracam uwagi na czas...
Stary krasnolud parsknal pogardliwie... Klag pyknal swa fajke.
- Wy skalniaki... Zyjecie tak dlugo a co z tego macie!-

Dym powoli wypelnial pokoj. Krasnolud nabil swoja fajke.. I obaj palili w milczeniu.
Pokoj byl maly. W pelni starczyl krasnoludowi, ale obsydianin czul sie tam klaustrofobicznie. Okna byly pozaslaniane. Panowal polmrok. Swiatla w fajkach tlily sie powoli. Obaj mieli czas.

-Dobre ziele- mruknal krasnolud z aprobata.
Klag skinal glowa.
- Slyszalem ze narozrabiales w Ogniu... - Hernall usmiechnal sie zlosliwie.
Klag westchnal i wzruszyl ramionami.
- Tak mozna powiedziec... Nic z czym niedalbym sobie rady.

Hernall zaczal sie smiec... zakrztusil sie troche na dymie z fajki.

- W tym miescie moj kammienny przyjacielu nie ma malutkich rozrob. Wszedzie sa tu uszy i oczy jak nie Imperium to innych.... Ta zapadla dziura to serce tej prowincji. Lepiej uwazaj komu na palce wchodzisz.

Obsydianin rzucil mu rozbawione spojrzenie.
- Po to tu jestem Hernall, zebys mi powiedzial na czyje palce nadepnelem... I czyje mam jeszcze nadepnac.
Krasnolud znow sie zasmial... obdazajac obsydianina rozbawionym spojrzeniem.
Klag pyknal swa fajke, czas plynal powoli - wprost sennie.

- Powiedz mi Hernall co w Vivane slychac. - Klag wypuscil klab dymu z ust- Wiesz dla kogo pracuje... Slychac cos o wyprawie w glab barsawii?

Hernall rozwazyl to pytanie w milczeniu przez minutke lub dwie. Myslal co moze powiedziec skalniakowi.

-Wiesz Klag - krasnolud pyknal fajke spokojnie- z tego co slyszalem....


... Po paru godzinach obsydnbianin wyszedl przez tylne dzwi chatki przy murach. Bylo juz pozne popoludnie. Odetchnal swiezym powietrzem i rozprostowal sie.
- Jak mozna tak mieszkac- pomyslal...

Wiedzial juz troche wiecej... Jeszcze mial pare spraw do zalatwienia.

Powoli ruszyl w strone Ognia.
 
 
 
birchie 
Uczeń IV Kręgu
Metal Fist Shaman


Wiek: 40
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 94
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-04, 08:58   

Szeigen zmywał krew z rąk, gdy do pomieszczenia wlazła banda orków. Wojownik rzucił podejrzliwe spojrzenie w ich kierunku, po czym ostetntacyjnie wrócił do przerwanej na chwilę czynności.
- Podobasz mi się człecze, mogę ci zorganizować kilka bardzo dobrze płatnych walk. Zainteresowany?

-Przez chwile wydawalo mi sie,ze ktos cos do mnie mowil,ale chyba sluch mnie myli, bom nie uslyszal imienia...

Twarz Tarqi przybrala zaciety wyraz: -Czy ty wiesz do kogo mowisz, czlowieku?

- Do zwierzecia albo smiecia,ktory wstydzi sie swojego imienia...- odpalil Wojownik,nie podnoszac wzroku z nad misy...

Ochroniarze Tarqi siegneli ku rekojesciom mieczy na dzwiek zaslyszanej zniewagi. Obojetne spojrzenie szarych oczu Szeigena sprawilo jednak,ze powstrzymali sie przed wyciagnieciem broni, zerkając niepewnie wpierw na siebie nawzajem, potem zas na Tarqe. Ork stal przygryzajac w zlosci warge. Sila woli zmusil sie do przelkniecia zniewagi i wywolania czegos na ksztalt usmiechu na twarzy:

-Jestem Tarqa, a czesc miasta, w ktorej obecnie przebywasz, nalezy do mnie... -Glos Tarqi ociekal jadowita uprzejmoscia - I jak juz wspominalem, mam dla ciebie propozycje...

Na ospowatej twarzy Tarqi, opuszczajacego mordownie, przy odrobinie dobrej woli dostrzec mozna bylo usmiech. Moze i zabarwiony nuta goryczy z powodu braku obydwu sakiewek, naszyjnika,4 zlotych pierscieni oraz zdobionej szmaragdami szpili do wlosow, ale jednak usmiech....
_________________
Szaman wali pozytywem w twarz agresora... pozytywne fluidy...
Ostatnio zmieniony przez birchie 2008-02-04, 09:05, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
mystic 
Czeladnik VII Kręgu
Emeryt


Wiek: 114
Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 882
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2008-02-04, 13:47   

Słońce wisiało już wysoko nad horyzontem, niedawno skończyła się pora deszczowa i w powietrzu czuć jeszcze było wilgoć. Biała dama patrzyła jak nad rzeką Żywego Okna uwijają się w ukropie pracownicy gildii dokerów. Potężnie umięśnieni mężczyźni nosili ciężkie ładunki, okrzykiwani przez starszawego t'skranga, stojącego koło trapu. Kilku leżało w cienbiu i popijało sobie.
"Szczęśliwcy, jedyne ich zmartrwienie to byle do fajranta." - westchnęła.
Odwróciła się od okna i spojrzała na służącą, która wniosła właśnie tacę z pieczenią, lekką zupą i warzywami.
- Postaw na stoliku i zostaw mnie samą proszę.

Tarqa był niezwykle wzburzony, ale mimo wszystko zadowolony. "Jak już się sprawi to i z nim się policzę. Niech sobie pies nie myśli, że wolno mu na wszystkich szczekać..."

Mały Pug chodził po otwartym targu, wczoraj widział pięknego legionistę z drewna i chciał go kupić za znalezione w Ogniu miedziaki. Miał już trzech legionistów, jednego stratega i dwie figurki trolli powietrznych łupieżców. Chciał mieć naprawdę dużą kolekcję. Wreszcie go dostrzegł. Kramarz spojrzał na chłopca wpatrującego się żarliwie w legionistę.
- Podoba ci się?
- Pewnie... - odpowiedział zachwycony chłopak.
- Za 12 miedziaków będzie twój.
Pug zaczał przeliczać monety. Miał tylko 9.
- Niestety musisz mieć 12 taniej nie sprzedam, chyba że masz co jeszcze.
- Wiem gdzie można kupić dwóch elfich łuczników po 4 miedziaki za sztukę - szepnął Pugowi w ucjo stojący obok człowiek.
- Tak?? - oczy malca zalśniły z radości. - a gdzie?
- Chodź pokazę ci
Malec poszedł posłusznie za nieznajomym. Skręcili w uliczkę i weszli do jednego z domów. Na stole w pokoju czekały na Puga figurki dwóch elfich łuczników. Dzieiciak podbiegł do nich i chwycił je w ręce.
- Będą twoje za 8 miedziaków, ale musisz mi jeszcze opowiedzieć wszystko co wiesz o tym obsydianinie, który wczoraj...
10 minut później Pug biegł już w stronę Ognia Astendar. Będzie miał ogromną kolekcję. Musi tylko mieć olbrzymiego obsydianina na oku.
 
 
Dzik 
Nowicjusz
Skala


Wiek: 40
Dołączył: 20 Paź 2007
Posty: 1
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-04, 13:57   

... Po paru godzinach obsydianin wyszedl przez tylne drzwi chatki przy murach. Bylo juz pozne popoludnie. Odetchnal swiezym powietrzem i rozprostowal sie.
- Jak mozna tak mieszkac- pomyslal...

Wiedzial juz troche wiecej... Jeszcze mial pare spraw do zalatwienia.

Powoli ruszyl w strone Ognia. Znow przechodzil przez targ, tym razem juz pelen wrzawy. Nie mial zamiaru chowac swojej obecnosci- dla obsydianina byloby to nezmiernie trudne- czekal na ruch ktorejs ze stron.

Slonce leniwie swiecilo nad Vivne, ludzie schodzili mu z drogi, niekiedy rozmowy cichly gdy on przechodzil tuz obok, by znow zaczac szeptem jak juz przeszedl. Wiesci sie rozniosly i kto wie o jakie szczegoly wzbogacila sie historia o bojce w Ogniu. Klag usmiechnal sie do siebie.
Stal sie jedna z licznych miejscowych plotek.

Skrecil w boczna uliczke.
- Hej ty! Skalniak!- dobiegl go zza rogu jakis dosc wysoki glos. Odwrocil sie i zobaczyl chudawego czlowieka o twarzy szczura opartego o sciane zaulka, ktory wlepial w niego swoje oczy. Usmiechal sie w sposob jaki usmiechaja sie ci ktorzy chca cos sprzedac i wiedza ze bedziesz potem tego zakupu zalowal.

Klag odwrocil sie powoli, polozyl reke na swoim toporze spogladajac na nigo badawczo.
- Czego..- zapytal uprzejmie.

Czlowiekowi z twarzy nie zniknal usmiech, "uprzejmosc" Klaga nie zbila go z tropu.
- Slyszalem ze masz male problemy z Tarqiem- powiedzial a jego usmiech jakby troszke sie poszerzyl.
- Kim jestes i co ci do tego? - Klag zmruzyl oczy.
- Zwa mnie Arnus Zawziety- zlodziej uklonil sie lekko i dosc szyderczo- stwierdzil Klag- A Tarq to moja... ze tak powiem konkurencja. -

Klag westchnal ciezko. Wiedzial ze tuz za rogiem czekaja koledzy Arnusa. Tacy ludzie nie przychodza w intersach bez karty przetargowej.

- I nich zgadne... chcesz zebym ci pomogl tak? - Powiedzial dosc sarkastycznie Klag i usmiechnal sie szyderczo.
Czlowiek skinal glowa a jego usmiech byl niewzruszony.
- Nie tak bym to powiedzial... Ale sedno sprawy pozostaje takie samo. Mamy wspolny problem. - Arnus potarl dlonie o siebie.

Klag usmiechnal sie i poklepal swoj topor.
- Ten ork juz dostal swoja lekcje... Jak sie niczego nie nauczyl to druga moze byc jego ostatnia.- powiedzial i odwrocil sie chcac juz odejsc.

Czlowiek parknal i krzyknal za nim juz bardziej powaznym tonem.
- Taa nauczyl sie. Zbierze bande ktorej nawet ty nie dasz rady! Nie badz glupi! Moi ludzie widzili jak dzis gadal z jednym takim z dziury. Twardym skurwysynem.- na jego twarz znow wrocil usmiech.- Daj sobie pomoc... obaj zyskamy.-

Klag usmiechnal sie do siebie stojac juz plecami do czlowieka. "Ciekawe" pomyslal "Moze bedzie to jakies wyzanie a tego tu mam w garsci".

- Dobrze. Niech ci bedzie, ale bedziesz mi dluzny. Sam nic nie zrobisz... a bezemnie nadal bedziesz tu drugi. Taka jest moja oferta.-

Czlowiek az zasyczal. Byla to dla niego szansa przejecia swiatka w miescie i wiedzial o tym doskonale... ale ten skalniak tez. Westchnal. Nie lubil miec dlugow. Wolal byc tym u ktorego inni je maja... Ale co mogl zrobic? Nie stac go bylo na wynajecie kogokolwiek kto moglby przewazyc szale. To byla okazja jedna na milion i nie mial zamiaru jej marnowac.

- Ehh.. ciezko z toba Skalniaku ale niech ci bedzie. Ale chce glowy Tarqa rozumiesz mnie? - Jego glos byl chlodniejszy i juz nie mial tego usmieszku w sobie...

- Dostaniesz ja. - Powiedzial Klag z pewna doza satysfakcji. - Ale teraz piluj Tarqa. Chce wiedziec kiedy uderzy...- Klag ruszyl w dol uliczki, mijajac chlopcow Arnusa i rzucajac im wredny usmieszek. Ci przeklinli pod nosem myslac ze schowali sie dobrze.

Arnus westchnal i podrapal sie po glowie. Usmiech znow wrocil na jego twarz. Wezwal swoich chlopakow i powysylal ich w miasto. Informacje, tego potrzebowal. Musial sie przygotowac.

Klag ruszyl swoim spokojnym krokiem w strone Ognia.
- Jedna sprawa juz z glowy.- pomyslal - Teraz tylko czekac na rozwoj wydarzen.

Nie podobala mu sie mysl zabicia Tarqa, ale jeden wiecej kontakt w miescie nie zaszkodzi.
Zrobi co bedzie musial, moze ten Arnus pomoze mu zdobyc informacje ktorych potrzebuje.

Przystanal przy alejca tuz przy Ogniu i zapalil fajke. Obserwowal ludzi ktorzy krecili sie na malym "rynku" tuz przed Karczma.. Pufnal spokojnie troche smierdzcego dymu"

"Zobaczymy" pomyslal.
Ostatnio zmieniony przez Dzik 2008-02-04, 14:08, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
 
birchie 
Uczeń IV Kręgu
Metal Fist Shaman


Wiek: 40
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 94
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-04, 14:50   

... Zmierzch powoli,acz nieublaganie zascielal Vivane... Suk* Dzielnicy Handlowej rozbrzmiewal nawolywaniami kupcow, zwijajacych swoje kramy... Przez stopniowo rzedniejacy tlumek przechodniow przeciskal sie sredniego wzrostu mezczyzna. Ubrany byl w skorzana kamizele i bawelniane spodnie. U jego boku mozna bylo dostrzec zwiniety bicz, oraz krotki miecz... W pewnym momencie osobnik dostrzegl cos katem oka. Gwaltownie skrecil w kierunku mijanego wlasnie kramu.
-'Ile za ten naszyjnik?' - rzucil

Szczuply rudy krasnolud zajety wlasnie chowaniem ozdob do okutej skrzyni az podskoczyl z przestrachu...Obrocil sie gwaltownie, przykladajac reke na wysokosci serca...

- 'Dobre Pasje...alez mnie pan przestraszyl,szlachetny Panie... '-wydyszal sprzedawca. Widzac jednak,ze nie ma co liczyc na ciekawa konwersacje z nieznajomym, czym predzej spojrzal w kierunku wskazywanym przez czlowieka.
-'300 sztuk srebra,Panie.... Za tak wspaniale dzielo wietrzniackich rak- jest to cena iscie smieszna...'
-'Masz,to jest warte wiecej' - klient wyciagnal z sakiewki przepyszny zloty pierscien..
-"Cudny Panie!'- oczy krasnala rozblysly chciwoscia-'ale nie mozemy tak dobic targu' (pytajace spojrzenie czlowieka) 'Musicie sie targowac,Panie...Ja mowie: ten pierscien nie jest wart nawet polowy tamtego naszyjnika. Nikt,Panie, nie sprzedalby tego wietrzniackiego arcydziela tak tanio...Zaprawde, Pasje mnie pokaraly moja szczodroscia... <chlip>... teraz Panie odpowiadasz: toz to przecie nie wietrzniacka robota... Troll chyba ciosal to toporem... '- krasnoludowi nagle slowa uwiezly w gardle, gdy dostrzegl pare szarych beznamietnych oczu wpatrzonych w niego... 'Dobra...bierzcie naszyjnik. Dorzuce jeszcze wstazki, tkane z pajeczej nici przez elfie dziewi...A bierzcie juz to i idzcie...'

Szeigen schowal nabytek do sakiewki i ruszyl dalej. Zadowolony nucil pod nosem skoczna melodie, rozmyslajac jaka radosc sprawi podarunkiem. Niestety musial to troche odciagnac w czasie. Skrecil wiec z wyznaczonego szlaku w jedna z waskich uliczek... Przeszedl nia szybko i zaczail sie za rogiem, oczekujac na jednego z tarqowych orkow,ktory sledzil go juz od dluzszego czasu. Oprych nie zdazyl nawet pisnac, nim zwalil sie nieprzytomny na ziemie. Szeigen usmiechnal sie pod nosem i skierowal swe kroki ku karczmie, gdzie czekala Eila...

W slad za nim podazal lysawy krasnolud, szczerze zadowolony,ze nie podzielił losu lezacego na bruku orka...

*Suk - rynek,plac targowy... Okreslenie blisko-wschodnie ;-)
_________________
Szaman wali pozytywem w twarz agresora... pozytywne fluidy...
Ostatnio zmieniony przez birchie 2008-02-04, 17:12, w całości zmieniany 4 razy  
 
 
 
Dzik 
Nowicjusz
Skala


Wiek: 40
Dołączył: 20 Paź 2007
Posty: 1
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-04, 22:18   

Slonce zachodzilo juz nad Vivane gdy ciezka reka zapukala do drzwi. Za dzwiami slychac bylo uderzanie ciezkiego mlota o zelazo.

Uliczka rzemieslinkow byla juz prawie pusta.

Tu i tam widac bylo przemykajacych zwolennikow wieczornego zycia, ktorzy dosc pospiesznie zmykali z tej dzielnicy pracy, jakby przebywanie tam mogloby ich czyms zarazic.

Kolejne stukniecie...

Uderzenia wczesniej wypelniajace ta cicha o tej porze ulice ustaly. Mocny, surowy glos odpowiedzial zza drzwi.

- Czego?! Zamkniete!-

Klag westchnal i otworzyl drzwi pracowni. Gorace powietrze buchnelo mu w twarz. Choc bylo juz pozno, pracownia dzialala.

Pracownia Zbrojmistrza byla dosc duza powierzchniowo... ale jak kazde miejsce w ktorym pracowal bardzo tworczy "artysta", zagracona kompletnie.

W rogach pracowni ulozone byly w niedokladne kupki rozne materialy- od rud po drewno oraz surowe juz metale. Na scianach miedzy nimi uwieszone i ustawione byly zbroje, tarcze i miecze. Na srodku -dosc nietradycjonalnie- byla pracownia. Kowadlo sporych rozmiarow stalo niedaleko goracego pieca a na nim rozrzazone przyszle "dzielo" Zbrojmistrza. Dawalo to nieco klaustrofobiczne ucucie.

Elf patrzyl na obsydianina wscieklym wzrokiem. Nienawidzil jak ktos mu przerywal. Teraz kiedy jego uczniowie i pomocnicy ktorych zatrudnial juz sobie poszli, mogl oddac sie prawdziwemu tworzeniu. To byl jego czas. A ta kupa skal mu przerywala.

Klag rozgladal sie po pracowni. Wiedzial czego potrzebuje.

Elf parsknal i rzucil.
- Bierz co chcesz, plac i wynos sie.- po czym wrocil do swej pracy.

Sale znow wypelnily uderzenia mlota.

Obsydianin podziwial bron kuta przez zbrojmistrza, choc grzebanie w ziemi w poszukiwaniu rudy budzilo w nim jakas dziwna odraze.

Klag znal Merigona, wiedzial ze ten ma temperament. Elf pewnie tez go pamietal... przeciez wykol dla niego topor -Klag poklepal go intuicyjnie-. Ale bylo to juz tak dawno temu.

Zaczal przechadzac sie po pracowni. Przegladal bron, tarcze, zbroje. Znal sie na tym. Bylo to w jego krwi... w jego wzorcu. Czul przyplyw adrenaliny kiedy podnosil te dziela sztuki. Pradziwa radosc. Magia...

Bron ktora kul elf nie byla oczywiscie magiczna. Ale byla sztuka. Byla jedyna w swoim rodzaju w jakis dziwny sposob.... bo ile mozna wykuc toporow i mieczy zanim skoncza sie pomysly na wzory? Ale Merigon byl artysta...

Merigon pojawial sie i znikal. Pracowal we wszystkich miastach Barsawii w swoim czasie. Teraz to byl jego dom. Nie potrafil zagrzac miejsca nigdzie na stale. Nikt nie wie dlaczego tak podrozowal ale w glebi duszy Klag wiedzil. Gdziekolwiek sie jednak pojawil zaraz wiesci rozchodzily sie o jego nowej pracowni. A Klag sluchal.

Topor Klaga mial imie. Zwal sie "Siekaczem" ... a moze klag go tak zwal? Niewazne -on po prostu czul ze tak jest. W jakis sposob- magiczny czy nie- Klag byl z nim zwiazany. Walczyl nim przeciez od ponad 50-ciu lat. Zrobil go dla niego Merigon. Jako zaplate za pomoc w jakiejs tam sprawie... kto by pamietal?

Klag podniosl tarcze z ziemi. Solidna i duza (jak na czlowieka). Miala metalowe okucia na okolo i wzdluz, ktore byly uformowane na krztalt wezy. Byla w sam raz dla niego.

Poluzwal skorzane zemienie i zalozyl ja na reke. Zakrywale jego cale przedramie i cala dlon i siegala od pasa do szyji. To bylo to czego szukal. Jego skora byla twarda, ale nie wiedzial czego sie spodziewac po Tarqa-u. Popukal tarcze pare razy. Skinal z aprobata.

Ruszyl w strone drzwi rzucajac mala kupke monet na pobliski blat. Spojrzal na elfa ale ten nawet na sekunde sie nie obrucil, skupiony na swojej pracy.

Klag zawiesil tarcze na plecy i oparl sie o sciane. Przygladal sie pracy elfa, i byl pewien ze w tym akcie tworzenia jest Magia. Moglby nawet przysiac ze widzi ja... Jak oblok wokol elfa splywajaca powolna struga, przez jego rece na to co teraz kul. Akt stworzenia.

Godzine pozniej Klag otworzyl drzwi Ognia Astendar. Bylo juz tloczno tak jak zawsze- moze nawet troche bardziej po ostatniej nocy. Lamignat rzucil mu dosc podejzliwe spojrzenie, ale nikt go nie zatrzymywal.
Wrzawa, tanczace dziewczyny...
Klag podszedl do szynku.
- Krasnoludzki, ciemne- rzucil...
Ostatnio zmieniony przez Dzik 2008-02-04, 22:27, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
birchie 
Uczeń IV Kręgu
Metal Fist Shaman


Wiek: 40
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 94
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-05, 11:03   

.."Jak wygladam?!?"- zaszczebiotala Eila drepczac w kolko na paluszkach i eksponujac śliczny naszyjnik, ktory przed chwila podarowal jej Szeigen...
-"no...przepieknie"-usmiechnal sie pod nosem Wojownik
-"Niczym Krolowa Nocy w naszyjniku z gwiazd, co aksamitem swej lubieznosci otula świt pożądania...Tak z pewnoscia okreslilby to Ethelian Złoty.."- usmiechnela sie rozmarzona dziewczynka...
-"No,mniej wiecej to mialem na mysli.."- mruknal Szeigen, ktoremu krolowe nocy kojarzyly sie niezwykle jednoznacznie (choc do tej pory zadna nie otulila mu switu) i ktory wlasnie powaznie zastanawial sie, czy nie ograniczyc Eili dostepu do theranskich zwojow z poezja,ktore wyblagala u niego kilka miesiecy temu....

-"Jak lekcje?"- postanowil zmienic temat...
-"Nudne... Ten stary pierdziel Vorgdi wciaz kaze mi uczyc sie matematyki..A to jest takie nuuudne...Wolalam Elhina... Tak slicznie umial wyglaszac ballady...No i nie pachnial tak dziwnie.."-skrzywila nosek Eila...

-"Nikt nie mowil,ze bedzie latwo...Zeby cos osiagnac- musisz sie duzo uczyc. Tak to juz jest. Nic nie przychodzi samo..."-wyglosil mądrą sentencję Szeigen."Nic nie przychodzi bez bólu",poprawił w myslach... -"Ale teraz juz kladz sie spac....A- i masz tu troche srebra. Kup sobie jutro cos ladnego.Tylko sluchaj Vorgdiego i nie oddalaj sie od niego zbytnio. Milych snow, ksiezniczko"- twarda dlonia rozczochral wlosy dziewczynki...
I zaden z bywalcow Dziury,a juz zwlaszcza jeczacy z bolu ork ze zlamana szczeka, nie bylby sklonny uwierzyc,ze to ten sam Wojownik,ktorego widzieli na ringu...Takze podsluchujacy pod drzwiami krasnolud nie wierzyl wlasnemu szczesciu, przesypujac juz w myslach srebro ,ktorym zostanie obsypany przez Tarqe...
_________________
Szaman wali pozytywem w twarz agresora... pozytywne fluidy...
Ostatnio zmieniony przez birchie 2008-02-05, 17:02, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
mystic 
Czeladnik VII Kręgu
Emeryt


Wiek: 114
Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 882
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2008-02-05, 23:26   

Illayah wracała ulicą Noży do Ognia Astendar, zostawiła za sobą dom obsydiańskiego kupca Omasu, właściciela Kompanii Handlu Lądowego. Omasu co prawda nie było w Vivane, ale ona omotała sobie wokół palca jego vivańskiego księgowego Yandriha. On pomnażał jej fundusze, ona w zamian zapewniała mu urocze towarzystwo. Oczywiście często w czasie rozmów dowiadywała się wielu ciekawych rzeczy. Dzisiaj intrygowała ją informacja dokąd wyrusza tak wiele therańskich bat. I oczywiście Yandrih okazał się niezwykle pomocny. Powiedział jej, że Theranie przecierają szlak handlowy do Domu Dziwięciu Diamentów. Biedak sądzi, że chodzi o esencję wody. Ona podejrzewała jednak, że poszerzenie szlaku handlowego to nie to o co chodziło Theranom. Pewno chcą zacieśnić współpracę polityczną z K'tenshinami. Przeszła przez dziedziniec gospody i weszła doń tylnymi drzwiami.

Bigta śledził Tarqa i jego dwóch przydupasów. Weszli do małego domku na pograniczu Zniszczonej dzielnicy. Niski złodziej zakradł się pod drzwi. Zastanawiał się czy nie spróbować ich otworzyć lecz jego wyczulony zmysł słuchu pochwycił nikłe szurnięcie.
"Stoją cwaniaki" - uśmiechnął się w duchu złodziej. - "Nie będziecie mi więc przeszkadzać u celu"
Domy stały w zwartej zabudowie. Bigta przeszedł do sąsiedniego. Szybko otworzył drzwi i wszedł do środka. Przeszedł na drugą stronę budynku i wyskoczył przez okno na dziedziniec. Spojrzał na dom w którym przebywał Tarqa. Dostrzegł otwarte okno i postanowił nie próżnować.
Odprężył się. Magia przenikała przez jego ciało wyostrzając dotyk, wyostrzając wzrok i dodając mięśniom siły. Jakby prowadzony szóstym zmysłem wybierał tylko te kamienie, które wyglądały solidnie. Jak cień przemknął w górę i wskoczył przez otwarte okno miękko lądując na starej drewnianej podłodze. Usłyszał ściszone głosy w pokoju obok. Jeden należał do Tarqi, drugi był ciężki i powolny.
- ... to młódka, spokojnie sobie z nią poradzisz, uczy ją jakiś Vorgdi. - mówił ten drugi
- Dobrześ się spisał. Dług masz spłacony a na poczet następnej roboty masz tu stówkę. Żeby dostać dwie musisz znaleźć jakiś strumyk co rozsadzi skałę. - głos na pewno należał do Tarqi.
- Jaką skałę?
- No tego obsydianina baranie.
- Chyba rozumiem - powiedział niepewnie głos.
- No to wiesz jak się ze mną skontaktować. Teraz wychodzę. Poczekaj aż zniknę.
Na korytarzu dało się słyszeć kroki orka. Wnet ucichły. Bigtę aż korciło by pójść i natrzaskać po gębie rozmówcy Tarqi, ale szybko zmienił zdanie. Mógł to być nie ułomek, a on nie chciał jeszcze ujawniać swego prawdziwego oblicza.
Chwilę później złodziej śledził już ostrożnego krasnoluda.

Szeigen rozmyślał jak zapewnić sobie przewagę w starciu z potężnym obsydianinem. Miał w zanadrzu kilka trików i sztuczek, ale na tą walkę musi się specjalnie przygotować... ŁUP! ŁUP! Kolejne uderzenia owinietych skorzanymi bandazami piesci wybrzmiały w ciszy niewielkiego pomieszczenia... Ból i zmeczenie klarowaly mysli Wojownika. Dobrze wiedzial,ze walka z wiekszym i silniejszym,ale i kilkukrotnie ciezszym obsydianinem, podazajacym zreszta sciezka dyscypliny, rownala sie niemal wyrokowi smierci... Nurtowalo go rowniez pytanie, kim jest jego przeciwnik. Kamienni ludzie nie byli liczna nacja, istniala wiec szansa,ze Szeigen znal go, przynajmniej ze slyszenia. Po pierwsze musiał wiec przeprowadzic zwiad. Informacja o wrogu od zawsze była podstawa prowadzenia wojny...


R'ssalok patrzał jak wielki obsydianin sadza swe cielsko na potężnej ławie.
- Posstaw kolejkę a zdradzę ci ciekawą nowinę.
- Zaciekawiłeś mnie młodziku, zamów coś na mój koszt i mów.
- Rzeki mówią, że Tarqa znalazł jakiegośśś goryla. Ciekawe też kto go tak wkurzył - zarechotał t'skrang
- A co to za goryl??

Biała dama przglądała prywatne listy Patracheusa. Bzdury, bzdury, petycje, bzdury. Same starające się o patronat młode siksy. Jeden list ją zaintrygował. Czytała uważnie. Niejaki Kalandir raportował swe podejrzenia. Uważał że obsydianin Klag jest szpiegiem i polecał to zbadać, prosił w zamian o uzwględnienie swej petycji i udzielenie mu rocznej ulgi na importowane towary luksusowe. "Płotka, ale może mieć wiele do stracenia." - pomyślała elfka. Zapamiętała dokładnie tekst i zatarła za sobą ślady.
Ostatnio zmieniony przez mystic 2008-02-06, 14:02, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
Dzik 
Nowicjusz
Skala


Wiek: 40
Dołączył: 20 Paź 2007
Posty: 1
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-07, 02:27   

R'ssalok patrzał jak wielki obsydianin sadza swe cielsko na potężnej ławie.
- Posstaw kolejkę a zdradzę ci ciekawą nowinę.
- Zaciekawiłeś mnie młodziku, zamów coś na mój koszt i mów.
- Rzeki mówią, że Tarqa znalazł jakiegośśś goryla. Ciekawe też kto go tak wkurzył - zarechotał t'skrang
- A co to za goryl? - powiedział Klag nabijając swoje fajkę powoli.

R'ssalok skrzywił sie na sam widok ziela.
- Sssnowu będziesssz tu sssmrodził- westchnął ciężko t'skrang.

Obsydianin uśmiechnął sie złośliwie i zapalił fajkę, kłąb dymu buchnął z jego ust.
- Nie pieprz mi tu o dymie tylko sie skup. Kogo w końcu zatrudnił Tarqa?

Pufnął kolejny raz swa fajkę i rozejrzał sie po sali. Kelnerki uwijały sie probując nadążyć z zamówieniami a tancerki pokazywały swe wdzięki na scenie. Ani śladu Tarqa ani tego człowieka... jak mu tam było.

R'ssalok machał ręką próbując odgonić śmierdzący dym od siebie... Nie działało to jednak zbyt dobrze.
Z lekką nutką irytacji w głosie powiedział.
- A taki jeden człowiek... walczy w Dziurze. Twardy ssskubaniec. SSwą go Ssszeigen czy jakośśś tak. Nie widziałem jesszcze żeby przegrał walkę. Mówią że jest adeptem.

Klag słuchał go uważnie wpatrując sie akurat w jedna z tancerek. T'skrang spojrzał na niego a potem lekko szturchnął go ogonem trochę poirytowany.

- Ssłuchasz mnie w ogóle? -
Kolejny kłąb dymu opuścił usta obsydianina, R'ssalok westchnął i wziął łyk wina by zabić smród ziela który był tak "ciężki", ze aż czul jak osiada na jego języku. Klag skinął.

- Kontynuuj -

- Ten Ssszeigen nie jest tani... Tarqa musiał sie niezłe wpienić. - zachichotał t'skrang swoim specyficznym syczący śmiechem.

Adept walczący na arenie za pieniądze. Pewnie jakiś nowicjusz, który lubi sie popisywać albo chce łatwo zarobić.
Klag westchnął. Czuł, że znów go nie doceniają. Z drugiej strony pierwsza zasada to nie lekceważyć przeciwnika.

Poklepał tarcze która właśnie leżała u jego nóg. Wolał być przygotowany.

Ten człowiek ktokolwiek to jest to tylko najemnik. Niezależnie od sumy jaka ork mu zapłacił , nie poświeci za niego życia. Ale Tarqa będzie walczył o życie i pewnie już o tym wie. Nie postawi wszystkiego na jedna kartę.

Kolejny kłąb dymu opuścił jego usta. R'ssalok przestał sie śmiać i przyglądał mu sie ciekawy.
Nastąpiła chwila milczenia. Klag nadal patrzył w przestrzeń przed sobą. Przypadek tylko sprawił ze była tam scena.
T'skrang łyknął znów ze swego kielicha i nadal mu sie wpatrywał... W końcu dodał by wypełnić to milczenie.

- On jest dobry. Widziałem parę razy jak walczył... Jessst ssszybki i bezwzględny.

Wpatrywał sie w niego znów... Ale nie widząc reakcji obsydianina dodał dość energicznie.

- Ale ty jesteś lepszy... nie?-

Klag spojrzał na niego i rzucił mu trochę wredny uśmiech.
- A co z tym orkiem?- Zapytał po chwili biorąc solidny łyk z kufla.

T'skrang parsknął i potrząsł głowa. Potem odpowiedział z udawaną irytacją w głosie przybierając poważna - dość sztuczną minę.

- Ehhh... przyjaciel probuje ci dodać otuchy a ty nic! -

Klag patrzył na niego przez parę dobrych sekund... a potem wybuchł głębokim basowym i donośnym śmiechem. T'krangowi udało sie utrzymać poważna minę jeszcze przez chwile, nawet dodając nutkę oburzenia ale zaraz potem wybuchł sam niekontrolowanym chichotem.

Parę osób z otaczających ich stolików spojrzało na nich podejrzliwie. Nawet wykidajła sie obróciły w ich stronę. Śmiali sie tak z pól minuty aż wreszcie złapali oddech.
Obaj wzięli po łyku z tego co mieli na stole i uśmiechnęli sie do siebie.

- No tak... jessszcze nassss saraz ssstąd wywala- powiedział t'krang z przekąsem.
Klag uśmiechnął sie i zaciągnął sie dymem ze swojej fajki.
- Niech tylko sprobują- powiedział.
R'ssalok parsknął trochę żartobliwie.
- Nie bądź taki twardziel. Oni tu i z lepssszych robili passsztet! - powiedział - Choć z ciebie to raczej błoto by zrobili.. - Zachichotał znowu.

Klag parsknął i zaciągnął sie dymem, a potem dmuchnął nim w t'skranga. Śmiech zmienił sie w kaszel.

Obsydianin uśmiechnął sie złośliwie.
- Nie sycz tyle tylko opowiadaj! Co z tym orkiem?-

R'ssalok w końcu przestał kaszleć. Machał rękami w próbie uzyskania choć odrobiny czystego, nieśmierdzącego powietrza w okół siebie.
Po chwili rzucił obsydianinowi wkurzone spojrzenie i zdzielił go ogonem przez ramie.
- Chcesssz żebym sssie udusssił! -
- Nie.. chce żebyś w końcu powiedział mi to o co cię proszę...- Odpowiedział Klag lekko rozbawionym głosem.

T'skrang westchnął.
- Dobra dobre! Z tym orkiem to jest tak....
Ostatnio zmieniony przez Dzik 2008-02-07, 02:36, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Bibi 
Nowicjusz

Wiek: 43
Dołączyła: 22 Sty 2007
Posty: 4
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2008-02-07, 10:20   

Illayah wracała ulicą Noży do Ognia Astendar, zostawiła za sobą dom obsydiańskiego kupca Omasu, właściciela Kompanii Handlu Lądowego. Omasu co prawda nie było w Vivane, ale ona omotała sobie wokół palca jego vivańskiego księgowego Yandriha. On pomnażał jej fundusze, ona w zamian zapewniała mu urocze towarzystwo.
A i dla niej fizjonomia Yandriba nie była nieprzyjemna. Upojne chwile z nim spędzone dawało jej sporo przyjemności.

Oczywiście często w czasie rozmów dowiadywała się wielu ciekawych rzeczy. Dzisiaj intrygowała ją informacja dokąd wyrusza tak wiele therańskich bat. I oczywiście Yandrih okazał się niezwykle pomocny. Powiedział jej, że Theranie przecierają szlak handlowy do Domu Dziwięciu Diamentów. Biedak sądzi, że chodzi o esencję wody. Ona podejrzewała jednak, że poszerzenie szlaku handlowego to nie to o co chodziło Theranom. Pewno chcą zacieśnić współpracę polityczną z K'tenshinami. A to raczej dobrze nie wróży dla reszty prowincji. Musi przekazać informację Mistrzowi, a to prowadzi do spotkania z Tarielem, co nie było dla niej miłe. Budził w niej obrzydzenie, choć nie wiedziała dlaczego. Może był zbyt natarczywy?

Przeszła przez dziedziniec gospody i weszła doń tylnymi drzwiami. Rozejrzała się za Karelią, jej długie uszy były bardzo przydatne, a potrzebowała jeszcze kilku informacji. To młode dziewczę było bardzo przydatne, choć nie zdawała sobie sprawy z tego co mówi. Karelia każdą wymianę zdań ze starszą tancerką traktowała jak zwykłe babskie plotki, natomiast Illayah z każdej otrzymanej informacji wyciągała wnioski i łączyła z tym co się działo wokół niej.

Niestety Karelia była już na scenie, co oznaczało, że musi się pospieszyć, bo teraz jej kolej. Szybko się przebrała, a właściwie rozebrała, zakryła twarz srebrnym woalem i czekała na zapowiedź swojego występu. Musi jeszcze zaobserwować kto jest na sali...
 
 
birchie 
Uczeń IV Kręgu
Metal Fist Shaman


Wiek: 40
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 94
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-07, 15:26   

Viherd wszedł do Ognia Astendar. Nie miał okazji bywac tu czesto- przybytek nie byl najtanszy, jednak to co zastawalo sie w srodku- dawalo Dawcy Imion pewnosc, ze wydaje srebrniki w najlepszy mozliwy sposob. Krasnolud rozgladnal sie po sali: skrzywil sie z niesmakiem na widok kolyszacej sie w tancu elfki. Nie widzial wiele pieknego w chuderlawych,patykowatych ksztaltach tancerki. Ale panienki nie byly tym,co liczylo sie dla Viherda najbardziej- interesowala go raczej prawdziwa jaskinia hazardu, znajdujaca sie w piwnicach pod luksusowa karczma. Wpierw jednak musial zarobic na przyjemnosc. Bez wiekszych problemow wypatrzyl wsrod bywalcow przybytku zwalista postac obsydianina. Usmiechnal sie pod nosem- tyle srebrnikow za tak banalna przysluge... Starczylo tylko usiasc blisko i posluchac. A sluch akurat- Viherd mial naprawde dobry...

Niedaleko Ognia Astendar, w cieniu wąskiej uliczki, Szeigen czekał na znajomego krasnoluda...
_________________
Szaman wali pozytywem w twarz agresora... pozytywne fluidy...
Ostatnio zmieniony przez birchie 2008-02-07, 15:50, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
 
mystic 
Czeladnik VII Kręgu
Emeryt


Wiek: 114
Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 882
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2008-02-11, 10:59   

R'ssalok sciszył głos do lekkiego syku.
- Ork miał na imię Porgl i podchodził do orczycy imieniem Derania Trosh
- Wiesz czym się czym sie zajmowal? - dopytywał się Klag
- Przeładunkiem w dokach
- Zwykly opryszek?
- Nic nikomu na ten temat nie wiadomo, raczej spokojny był...
Klag obejrzał się patrząc czy go ktoś nie podsłuchuje. Samotny krasnolud przy pobliskim stole wydawał się najbardziej podejrzany, ale nie przejawiał oznak jakiegokolwiek zainteresowania.
- Pewnie już wiesz ze on nie żyje.
- Tak wiem i wiem co go spotkało - patrzył wymownie na ciężkiego obsydianina
- Ktoś go szukał?
- Nie mam pojęcia.
- Daj znać jakby go ktoś szukał - Klag wręczyłu kilka sztuk srebra - to na grę w smoki. Tylko pamietaj zyski dzielimy na połowę.
R'ssalok uśmiechnął się nie spuszczając oczu ze sceny, na której Yllayah wyginała się nieziemsko.

Viherd wstał od stołu i wyszedł z karczmy, zdał relację z podsłuchanej przed chwilą rozmowy i zainkasował 15 srebrników. Nie był aż tak głupi by wracać do Ognia. Pieniądze przegra przy następnej okazji. Szeigen patrzał jak krasnolud oddala się pospiesznie.

Bigta zeskoczył z dachu przybudówki na ziemię za plecami żylastego wojownika. Wyprostował się i nagle poczuł przepływającą przez jego ciało magię. Odchylił się instynktownie do tyłu i poczuł na twarzy podmuch powietrza przelatującego ostrza. Odskoczył dwa kroki w tył.
- Spokojnie olbrzymie. Nie mam dziś zamiaru nikogo napadać. Chciałem tylko przekazać ci radosną nowinę. - Złodziej zaśmiał się niepewnie.
Szeigen nie schował miecza, nie przepadał za skradającymi się złodziejami i z chęcią ukrócił by tego tu o głowę. Niemniej jednak warto było posłuchać tego, co miał do powiedzenia.
- Jaką znowu radosną nowinę. - w głosie Szeigena usłyszeć można było dosłyszeć zdenerwowanie.
- O Tarqu.
- Mów.
- Nie wiem czy wygrana z obsydianinem będzie dla ciebie czymś dobrym.
- Czemuż to?
- Ano temuż, że ten kretyn Tarqa zainteresował się pewną małą dziewczynką nauczaną przez znanego ci chyba Vorgdiego.
Oczy Szeigena rozszrzyły się.
- To ***. Niech tylko na nią spojrzy. Zabiję jak psa.
Bigta miał już dopowiedzieć że chyba już spojrzał, ale zawachał się. Dziewczyna wyraźnie była oczkiem w głowie wojownika i wolał nie ściągać na siebie jego złości.
Szeigen spojrzał na Bigtę.
- Skąd to wiesz? - zapytał
- Powiedzmy, że mam oczy dookoła głowy. - zaśmiał się młody człowiek.
- A co chcesz za tą informację.
Bigta zastanowił się, co może ugrać.
- Możesz uznać, że jest to dla mnie inwestycja na przyszłość. Nagłe zejcie tego imbecyla jest mi bardzo na rękę.
Szeigen zrozumiał. Młodzik musiał mieć jakieś niedokończone interesy z orkiem albo też chciał zająć jego miejsce. Tak czy inaczej póki co mieli wspólny problem i mogli sobie pomóc. Zaklął w duchu. Ta jego pieprzona duma znów wpędza go w kłopoty. A co gorsza Eilę. Tego nie mógł darować.
- Jak mogę cię znaleźć, gdybym miał jakąś sprawę?
- W Ogniu występuje elfia tancerka o imieniu Illayah, przekaż jej że szukasz Bigty, ona będzie wiedziała jak mnie znaleźć.
- Rozumiem. A gdybyś ty chciał...
- To cię znajdę. - uśmiech, który pojawił się na twarzy Bigty wyraźnie nie spodobał się Szeigenowi. Smagły wojownik kiwnął jednak głową.
- Niech tak będzie. A teraz muszę już iść.

Klag wyszedł z karczmy by odetchnąć powietrzem i pochodzić troche po ziemi. Wszedł w zaułek z boku karczmy i nagle przystanął. Ogarnęły go jakieś dziwne podświadome myśli. Czegoś co nieuchronnie się wydarzy. Podświadomie widział jakieś obrazy, były jednak strasznie rozmazane. Westchnął, schylił się i dotknął ziemi. Dokładnie w miejscu w którym przed chwilą stał smagły, ludzki wojownik.

Illayah skupiała na sobie rozpalone spojrzenia widowni. Wykonując doskonale wyćwiczone układy, uważnie przypatrywała się patrzącym. Chciała wyłowić kogoś, kto może wiedzieć coś o nieszczęsnym Porglu. Skupiła wzrok na R'ssaloku, który rozmawiał z obsydianinem. Podejrzewała, że obrotny t'skrang będzie coś wiedział. Szkoda, ze nie było Bigty on też mógł jej coś powiedzieć. Musiała jednak sama coś przedsięwziąć. Schodząc ze sceny kątem oka zauważyła, ze Klag wychodzi z karczmy. Mogła więc omotać t'skranga.
Ostatnio zmieniony przez mystic 2008-02-11, 11:32, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
birchie 
Uczeń IV Kręgu
Metal Fist Shaman


Wiek: 40
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 94
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-11, 12:07   

Mięśnie i ściegna graly pod skora, gdy Szeigen pędził przez ciemne uliczki Vivane. Magia pulsowala w żyłach i dodawała chyżości krokom Wojownika... Musiał dotrzec do Eili przed Tarqą... Nic innego się nie liczylo...

Vorgdi zapukał do drzwi karczemnego pokoju. Koszula mokra od potu przyklejala sie do ciala. Nawet przez grube odzienie czul zimno stali, ktora ten zbir wbijal mu bolesnie w prawy bok. "E-Eila? T-tto ja...Otworz, dziecko... "
-"Mistrz Vorgdi? Czy coś się stało?" - dziewczynka byla wielce zdumiona wizyta nauczyciela o tak poznej porze.
-"Tak,tak...No otworzże w koncu..."

Drzwi uchylily sie ostroznie, ukazujac drobna postac owinieta kocem... Spod pospiesznie zalozonej narzutki blyszczalo cale mnostwo bizuterii, ktora obwieszona byla dziewczynka...
_________________
Szaman wali pozytywem w twarz agresora... pozytywne fluidy...
Ostatnio zmieniony przez birchie 2008-02-11, 13:46, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
mystic 
Czeladnik VII Kręgu
Emeryt


Wiek: 114
Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 882
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2008-02-11, 14:41   

- Czemu przychodzisz o tak późnej porze mistrzu?
- Jjjaa... - Vorgdi nie dokończył. Ork pchnął go na drzwi i wskoczył do środka. Karczemny zgiełk przeszył krótki pisk, znienacka ucięty ręką orka zaciśniętą na gardle małej dziewczynki. Teraz słychać było jedynie charkot.
- Piśniesz mi raz jeszcze a utnę ci ten śliczny języczek. Rozumiesz?
Eila kiwnęła głową. Vorgdi próbował się pozbierać z podłogi, jednak cios drugiego orka odebrał mu świadomość.
- Zbierajmy się Lordrak, ktoś mógł usłyszeć tą kurewkę.
- Już tylko... - zerwał złoty naszyjnik z szyi dziewczyny i ściągnął jej bransolety - to jej nie będzie potrzebne a nam się przyda.

Szeigen wskoczył przez drzwi karczmy, zrobił dwa kroki i usłyszał pisk. Rozpoznał ten głos. Eila. Potrącając niosącą rozgrzaną zupę kelnerkę rzucił się w stronę części mieszkalnej. Goniły go przekleństwa trolla, na którego się rozlała. On jednak nie zaprzątał sobie głowy wściekłymi trollami. Teraz miał tylko jeden cel - pozabijać porywaczy. Wpadł przez drzwi na korytarz. W ostatniej chwili zauważył zdążający w stronę jego brzucha czubek ostrza. Zatrzymał się w pół kroku, okręcił na pięcie, wymijając cięcie i wyprowadził cios pięscią. Ork uchylił się i pięść zatrzymała się na ścianie.
- Spieprzać - wykrzyknął ork, unikając kolejnego ciosu. Gdyby nie krótka szabla w jego dłoniach,już by nie żył. Ona jednak wyrównywała szansę. Przynajmniej teoretycznie...
Uszu Szeigena dobiegł odgos zaryglowywanych drzwi. Domyślił się, że to z komnaty Eili. Musiał szybko zakończyć tą walkę. Wyprowadził markowany cios w podbrzusze i zbliżył się do orka, poczuł ból w wyciągnietej ręce, jednak nie zważał na to. Odchylił się nieco i wyrżnął orka z całej siły głową. Gruchnęło i ork uderzył tyłem głowy w ścianę, stęknął i osunął się na podłogę.
Szeigen nie miał czasu zająć się raną. Podbiegł do drzwi. Chwila nasłuchiwania i stwierdził z całą stanowczością, że napastników już nie ma w środku. Podbiegł do okna na korytarzu wyskoczył przez nie i rozejrzał się. Po ulicy kręciło się jeszcze kilka osób, jednak nie było już śladu orków. Podszedł do koca, który leżał pod oknem Eili. Zebrał go i wszedł do jej pokoju przez otwarte okno. Jak ten nic nie powie, to może jakiś zwierz ich wytropi po zapachu. Otworzył drzwi i wciągnął pobitego orka do pokoju. Zamknął drzwi i rozpoczął cucenie.

Pug wyszedł na zewnątrz wylać wodę. Kątem oka patrzał jak obsydianin dotyka ziemi.
"Chyba coś znalazł."
- Miedziak czy srebrnik? - zapytał.
Klag otworzył dłoń, ukazując garść pyłu.
- Coś znacznie bardziej cennego dziecko.
- Garść pyłu jest cenniejsza niż srebrnik? - zdziwił się Pug - a co to za ziemia taka cenna?
- Ta która rodzi i karmi nas wszystkich.
"Dziwak" - pomyślał Pug i dodał. - Muszę już iść, Kalandir się denerwuje jak zbyt długo nie wracam, uważa że się ociągam.
Klag odprowadził chłopca wzrokiem.
- Kiedyś zrozumiesz. - powiedział bardziej do siebie.
 
 
birchie 
Uczeń IV Kręgu
Metal Fist Shaman


Wiek: 40
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 94
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-11, 16:09   

Szeigen wysypal na otwarta dlon garsc malych burych grudek. W pomieszczeniu rozszedl sie ostry, nieco nieprzyjemny zapach soli indrisanskich. Brutalnie chwycil nieprzytomnego orka za wlosy i wepchnal jego zakrwawiony nos prosto w specyfik... Szeigen znal dobrze uczucie towarzyszace takiemu przebudzeniu, czym predzej wiec odsunal reke, unikajac ubrudzenia przez gwaltownie rzygajacego i wstrzasanego spazmami orka. Gdy nieszczesnik troche sie uspokoil- czlowiek gwaltownie szarpnal go za wlosy a w rozdziawiona gebe wcisnal mocno zwiniety kawal plotna. Obie rece wygial do tylu,az tamten steknal... -"No...to teraz porozmawiamy"- wyszeptal przez zacisniete zeby do ucha orka...Chrupnieciu łamanego palca towarzyszyl stlumiony przez gruby material jek... Szeigen odczekal chwile, po czym wyciagnal knebel z ust ofiary... -"Dokad ja zabrali?...
-"Pierdol sie skur..UPFFF"- nie dokonczyl zbir... Kolejny trzask i kolejny jek... -"Dokad ja zabrali?"- w odpowiedzi ork zacisnal zeby i spojrzal wyzywajaco na Szeigena... Twarz Wojownika przybrala grymas dezaprobaty... Jego reka powedrowala do tylu i wrocila w pole widzenia orka , sciskajac krotki masywny noz...Lewa dlon chwycila kciuk tarqowego zbira... -"Meczy mnie juz twoj brak checi wspolpracy..."

Cholerny ork wiedzial zbyt malo... Szeigen zdawal sobie sprawe,ze sam nie odnajdzie Eili. Potrzebowal pomocy i ,na szczescie, wiedzial,gdzie jej szukac... Odglosy zabawy dochodzace z Ognia Astendar stawaly sie glosniejsze z kazdym krokiem...
_________________
Szaman wali pozytywem w twarz agresora... pozytywne fluidy...
Ostatnio zmieniony przez birchie 2008-02-11, 16:12, w całości zmieniany 4 razy  
 
 
 
Bibi 
Nowicjusz

Wiek: 43
Dołączyła: 22 Sty 2007
Posty: 4
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2008-02-11, 17:17   

Illayah skupiała na sobie rozpalone spojrzenia widowni. Wykonując doskonale wyćwiczone układy, uważnie przypatrywała się patrzącym. Chciała wyłowić kogoś, kto może wiedzieć coś o nieszczęsnym Porglu. Skupiła wzrok na R'ssaloku, który rozmawiał z obsydianinem. Podejrzewała, że obrotny t'skrang będzie coś wiedział. Szkoda, ze nie było Bigty on też mógł jej coś powiedzieć. Musiała jednak sama coś przedsięwziąć. Schodząc ze sceny kątem oka zauważyła, ze Klag wychodzi z karczmy.

Mogła więc omotać t'skranga.
Illayah schodząc ze sceny obdarzyła go powłóczystym spojrzeniem. W garderobie przebrała się w suknię z bardzo dużo wyciętym dekoltem i poszła na salę. Stanęła przy szynkwasie i popijając zimny sok bez skrępowania obserwowała t’skranga. Po opróżnieniu szklanicy kołyszącym krokiem ruszyła w stronę R’ssaloka. Stanęła przed nim, pochyliła się i szepnęła patrząc głęboko w oczy:
- Podobał Ci się mój występ? Myślę, że moglibyśmy bardzo miło spędzić czas...
 
 
mystic 
Czeladnik VII Kręgu
Emeryt


Wiek: 114
Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 882
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2008-02-12, 10:58   

Na nieboskłon wzbijał się księżyc. Światło pełni rozświetlało ulice Vivane. Tiglim obserwował Klaga wchodzącego do karczmy.
"To musiał być ten" - pomyślał therański szpieg. Udał się kilka domów dalej i przekazał wiadomość kurierowi. Zdał raport, teraz uda się do Ognia poobserwować obsydianina.

- Jasssne ssskarbeńku. Sssiadaj. - zasyczał R'ssalok. - Napijesssz ssssię czegoś?

Klag wszedł do Ognia i rozejrzał się po klientach. Po czym zszedł na dół poprzyglądać się grającym w smoki. Monety co rusz zmieniały właścicieli, słychac było okrzyki radości i jęki zawodu. Zastanawiał się czy samemu nie spróbować.

Szeigen szedł ulicą. Odglosy zabawy dochodzace z Ognia Astendar stawaly sie glosniejsze z kazdym krokiem. Minął jakiegoś krasnoluda, rzucającego mu spojrzenia spode łba. Nie zatrzymywał się. Musi jak najprędzej dowiedzieć się gdzie jest Eila. Otworzył drzwi karczmy.

Arnus Zawzięty słuchał słów starego żebraka, któy twierdził, ze widział jak Czarne Skeorxy porwały młodą dziewczynę a gonił je jakiś żylasty wojak. Szybko poskładał fakty. To może być interesujące. Zdecydował, że sprzeda tę wiadomość. Obsydianin pewnie będzie zainteresowany.
 
 
Dzik 
Nowicjusz
Skala


Wiek: 40
Dołączył: 20 Paź 2007
Posty: 1
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-12, 15:14   

Arnus Zawzięty słuchał słów starego żebraka, któy twierdził, ze widział jak Czarne Skeorxy porwały młodą dziewczynę a gonił je jakiś żylasty wojak. Szybko poskładał fakty. To może być interesujące. Zdecydował, że sprzeda tę wiadomość. Obsydianin pewnie będzie zainteresowany. Szybko odesłał swoich ludzi na dalsze przeszpiegi. Uśmiechnął sie do siebie chytrze. Postanowił zebrać gang- na wszelki wypadek. To mogla być ta chwila. Rozesłał wiadomość do swoich ludzi a sam (z leka obstawa) ruszył w stronę Ognia.

Klag oparł sie o ścianę malej sali gier. Przyglądał sie rozgrywkom. Nigdy nie wciągnął go hazard chodź czasami zdążało mu sie grac. Tam skąd przybywał taka rozrywka była codziennością.

Nagle znów to poczuł. Coś... na granicy świadomości. Jakby maleńkie drganie w przestrzeni astralnej. Było to jak lekkie brzęczenie w uszach, które można usłyszeć tylko w absolutnej ciszy i skupieniu.
Jego wzorzec Wojownika odbierał to jak antena nastawiona na odpowiednie fale. Umiał to rozpoznać... ale mogło znaczyć wiele. Choć w tej sytuacji tylko jedno.

-To on- pomyślał Klag.

Wyprostował sie i rozejrzał sie po sali gier, ale nie zauważył nikogo kto by mógł być Nim. Mógł być już w środku... albo kreci sie w pobliżu.

Klag uśmiechnął sie do siebie. Krzyki towarzyszące sali gier wybuchały i cichły systematycznie. Ruszył w stronę schodów i stanął przy nich opierając sie o ścianę. Sięgnął po swoja fajkę i nabił ja rozpalając w niej ognień. Wypościł chmura gęstego dymu z swoich ust. I czekał.

Parę uliczek dalej Bigta skradał sie dość pospiesznie. Nie chciał być zauważony przez tych których śledził. Grupa orków z pewna dziewczyna pospiesznie weszli do jakiegoś domu w zrujnowanej części miasta. Bigta znal to miejsce. Uśmiechnął sie do siebie.

- Teraz tylko przekazać wieści.. i problem z głowy.- pomyślał i ruszył pospiesznie
szukać Szeigena.

Kelnerka schodziła ze schodów z taca pełną kufli. Klag spokojnie zasłonił jej drogę swoja dość dużą ręką. Spojrzał na nią swoimi złotawymi oczyma i uśmiechnął sie wciąż trzymając fajkę w ustach. Młoda kobieta stanęła jak murowana nie wiedząc czego sie spodziewać.

- Nie boj sie- Powiedział dość spokojnie i w miarę przyjaźnie Klag.- Wiesz kto to Szeigen? Na pewno wiesz.- Pufnął trochę ze swej fajki i kontynuował - Powiedz mi... czy jest na sali?

Kobieta zachowała spokój. Nie jedno już widziała w Ogniu. Taca w jej rekach trzęsła sie trochę rozlewając piwo. Szybko sie pozbierała jednak, a na jej twarz powrócił trochę sztuczny uśmiech. Skinęła głowa.

-Jest Panie... właśnie wszedł. Mogę już iść? Klienci czekają-

Klag odsunął rękę i znów oparł sie o ścianę. Kelnerka pobiegła przed siebie oglądając sie raz na niego. Pufnal swoja fajkę znów.. spokojnie. Postanowił poczekać na rozwój wydarzeń.
 
 
 
birchie 
Uczeń IV Kręgu
Metal Fist Shaman


Wiek: 40
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 94
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-12, 15:37   

Szeigen rozgladal sie po zatloczonej sali w poszukiwaniu elfiej tancerki. Wiedzial, ze gdzies tu jest rowniez jego niedoszly przeciwnik, ale teraz go to nie obchodzilo. Tarqa wlasnie zerwal uklad. Teraz to ork mial zginac... Jest! Przy stoliku pod sciana Wojownik dostrzegl Illayah mizdrzaca sie do tskranga. Czlowiek skrzywil sie z niesmakiem. Nie byl rasista,jednakze nie za bardzo chcial dopuszczac do glosu wyobraznie, ktora podpowiadala mu scenariusze dalszego rozwoju tej sytuacji... Ruszyl w ich strone, przepychajac sie wsrod klientow... "Illayah, mam sprawe do Ciebie..."-rzucil zdawkowo, zaskakujac elfke... "Życzysz sobie czegos, Panie?"- odpowiedziala,starajac sie zachowac wszelkie wymogi grzecznosci... -"Musimy pogadac. Sami. Jaszczurowi nic do tego"... Elfka wstala,wygladzajac tunike i zgrabnym krokiem ruszyla w kierunku loży, gdzie mozna bylo bylo zachowac dyskrecje... -"Szukam Bigty"- wypalil Wojownik, nim zdazyli dojsc na miejsce -"Mowił, ze wiesz jak go znaleźć..."
_________________
Szaman wali pozytywem w twarz agresora... pozytywne fluidy...
Ostatnio zmieniony przez mystic 2008-02-12, 17:55, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Bibi 
Nowicjusz

Wiek: 43
Dołączyła: 22 Sty 2007
Posty: 4
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2008-02-12, 19:45   

Jasssne ssskarbeńku. Sssiadaj. - zasyczał R'ssalok. - Napijesssz ssssię czegoś?
- Może być to samo co Ty pijesz. Musi być dobre skoro pijesz – uśmiechnęła się - a i mnie przyda się coś mocniejszego, troszkę mnie krępujesz swoją otwartością...
- Taki już jesssstem, niessssskrępowany i otwarty...
– Ciekawam czy na wszystko jesteś taki otwarty – rzuciła t’skrangowi wymowne spojrzenie
- Mysssślę, że mógłbym pokazsssać Ci moją otwartość w jakimś sssspokojniejszym miejssscu – wykrzywił twarz w uśmiechu.
– A ja myślę, że z chęcią bym spróbowała tej otwartości – rzuciła bez skrępowania Illayah, dotykając zachęcająco ramienia R’ssaloka, gdy nagle zamarła, kierując swe oczy na obsydianina.
– Co sssię sstało maleńka?
- Ten obsydianin... znasz go? – zapytała zmartwiona – coś wisi w powietrzu, jakaś groźba nad nim wisi, krążą słuchy, ze zabił jakiegoś orka– mówiąc to patrzyła prosto w oczy jaszczura, nie pozwalając na jakiekolwiek zwody i się nie pomyliła. T’skrangowe oczy lekko się zwęziły zdradzając, że miała rację.
– To jessst Klag, przybył niedawno – odpowiedział - nic nie sssłyssszałem o krążących plotkach. Mam nadzieję, że twoja przepowiednia sssię nie sssprawdzi, sssszkoda by było takiego przedssssstawiciela tej rasy.
-Mam nadzieję – wyszeptała udając delikatną kobietkę. Rozmyślała jak się wykręcić z tej pogawędki, gdy usłyszała głos Szeigena:
"Illayah, mam sprawe do Ciebie..."-rzucil zdawkowo, zaskakujac elfke... "Życzysz sobie czegos, Panie?"- odpowiedziala,starajac sie zachowac wszelkie wymogi grzecznosci... -"Musimy pogadac. Sami. Jaszczurowi nic do tego"...
- Ach przepraszam Cię, muszę załatwić kilka ważnych spraw - Elfka wstała, cmoknęła delikatnie t’skranga, i zgrabnym krokiem ruszyła w kierunku loży, gdzie można było zachować dyskrecję...
-"Szukam Bigty"- wypalił Wojownik, nim zdążyli dojść na miejsce -"Mówił, że wiesz jak go znaleźć..."
- Owszem, wiem jak go znaleźć, ale w zamian potrzebuję kilku informacji...
 
 
birchie 
Uczeń IV Kręgu
Metal Fist Shaman


Wiek: 40
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 94
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-13, 08:18   

Szeigen zatrzymał Illayah kładąc twardą dłoń na jej ramieniu i ściskając delikatnie(jak mu sie wydawało). -"Jakich?"-zapytał, mrużąc podejrzliwie oczy-"Na Pasje, zrozum kobieto, że to ważna sprawa, a nie durne gierki i intrygi.To nie pałac, do cholery... Wiesz gdzie znalezc Bigte- to mow! Teraz..."- zaakcentowal ostatnie słowo, znizajac ton głosu...
_________________
Szaman wali pozytywem w twarz agresora... pozytywne fluidy...
Ostatnio zmieniony przez birchie 2008-02-13, 08:19, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
Bibi 
Nowicjusz

Wiek: 43
Dołączyła: 22 Sty 2007
Posty: 4
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2008-02-13, 13:42   

Wspólna praca Birchie i Bibi


Illayah spojrzała prosto w twarz Szeigena, a jej oczy przypominały chmurę gradową...
-Teraz to Ty weźmiesz rękę z mojego ramienia, inaczej możesz ją stracić – odpowiedziała spokojnie elfka. Najpierw Ty mi powiesz co się dzieje, a potem ja odpowiem na twoje pytanie. Poza tym to raczej nie zdradza się pobytu jakiejś osoby każdemu kto zapyta. Zatem? Co masz mi do powiedzenia?
Wojownik uśmiechnął się szeroko ,a elfka zauważyła z pewnym niesmakiem dość poważne braki w uzębieniu, przywodzące na myśl bliższy kontakt z maczuga.... Zdjął jednak rękę... - - - Ostra... - mruknął pod nosem - No dobra....Skoro Bigta skierował mnie do Ciebie- raczej nie bał się zdradzenia miejsca pobytu, co nie?
- A może nie miał innego wyjścia i musiał Cię skierować do mnie? W co on się znowu wpakował?
- Ja jestem jego wyjściem... - enigmatycznie podsumował Szeigen... - Ja pomagam jemu, on pomaga mnie. No to wiesz, gdzie go szukać, czy marnuję tu czas?
- Powiedz co od niego chcesz to mu przekażę.
Widać było, że wojownik powoli traci cierpliwość...
- Słuchaj, dziewko- to nie jest twoja sprawa...Chcę tylko wiedzieć, gdzie szukać Bigty...Skoro kazał mi przyjść do Ciebie - zakładał chyba, że skierujesz mnie odpowiednio...Czy może się pomyliłem, a ty nie jesteś Illayah...?
Elfka miała już dość tej pokręconej rozmowy, zwłaszcza, że czekała ją jeszcze jedna przyjemność wieczorem...
- Słuchaj człecze, masz coś do Bigty to mów i spadaj, bo tracę cierpliwość do ciebie. Jak mu przekaże wiadomość to się o tym dowiesz, niestety musisz mi zaufać - uśmiechnęła się zimno.
- Przekaż mu, że go szukałem... - odparł beznamiętnie Szeigen, wpatrując się swoimi szarymi oczami prosto w oczy elfki...Cholernie lubił wykorzystywać talent, którego nauczył się ostatnio...Poczuł jak magia dyscypliny wypełnia jego ciało... Bawiło go, gdy Dawcy Imion wycofywali się w przestrachu, za wszelka cenę starając się zejść z linii jego wzroku...
Elfie oczy wpatrywały się w szare oczy Szeigena, kobieta czuła krążącą magię i wiedziała, że z tego nie może wyniknąć nic dobrego, jednak całą siłą woli nie poddawała się temu spojrzeniu.
Szeigen wpatrywał się jeszcze chwilę, po czym skrzywił w brzydkim szczerbatym uśmiechu... - No, to wracaj do swoich zajęć,..."- rzucił na odchodne... -"A Bigta niech odszuka mnie tak szybko, jak się da"
Illayah uśmiechnęła się również, choć z lekką wyższością. Trochę inaczej spojrzała na odchodzącego człowieka... - może być niebezpieczny.
 
 
Dzik 
Nowicjusz
Skala


Wiek: 40
Dołączył: 20 Paź 2007
Posty: 1
Skąd: Poznań
Wysłany: 2008-02-13, 15:24   

Klag stał spokojnie w salonie gier paląc swoja fajkę. Starał sie skupić, wzmocnić swój "magiczny zmysł" i nagle znów to poczuł - delikatne wibracje w swoim wzorcu bardziej intuicyjnie nie zmysłowo, nie większe niż ruch pajęczyny gdy chodzi po niej pająk...

Ruszył powoli po schodach, które trzeszczały pod jego nogami lekko aż wyłonił sie w karczmie.
Przystanął i puścił kłąb dymu z ust. Rozglądał sie powoli po sali wyglądając swojego przeciwnika. Jego fajka dymiła sie leniwie w jego ustach gdy on badał wszystkich obecnych w Ogniu. Było tam wielu dawców imion, w tym tacy którzy swoim "bojowym" wyglądam zwracali na siebie uwagę. Ale to nie był żaden z nich. Nie było w ich ruchach tego..."czegoś" - podpowiadała Klagowi niska magia.

Nagle poczuł lekkie nieśmiałe szturchniecie za sobą na schodach i dopiero teraz zauważył ze blokuje cale przejście. Za nim sala ta sama dziewka która wcześniej wypytywał. Uśmiechnęła sie do niego trochę niepewnie gdy zszedł jej z drogi.

Klag uśmiechnął sie do niej i wypuścił kolejny kłąb dymu. Gdy podniósł wzrok zauważył wychodzącego właśnie z loży człowieka... - To ten- pomyślał badając go uważnie.

W jego ruchach była ta pewność... wykalkulowanie. Widać było, że człowiek ten nie jest w najlepszym humorze.

Klag śledził go wzrokiem. Szedł w stronę wyjścia. Rozprostował swoje mięśnie, zaciągnął sie dymem i wypościł go z ust a potem ruszył w jego stronę.
Człowiek zdawał sie go nie zauważać... najwyraźniej coś innego trapiło jego umysł.

Szeigen wyszedł z karczmy a za nim podążył obsydianin. Gdy już byli na małym rynku przed karczma Klag rzucił do niego swym basowym, spokojnym głosem.

- Ty jesteś Szeigen?
 
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template junglebook v 0.2 modified by Nasedo