Poprzedni temat :: Następny temat
Zamknięty przez: Gerion
2008-10-27, 12:53
Karczma u Geriona (In Character)
Autor Wiadomość
abishai 
Uczeń III Kręgu


Wiek: 43
Dołączył: 28 Lis 2006
Posty: 58
Wysłany: 2007-02-02, 18:25   

Koszmar wrócił. I z każdą minutą snu, rosło w nim przerażenie. Duszę wypełniało mu lodowate zimno. I znów widział Israndila, na nowo przeżywał koszmar tamtego dnia..."Abshaj!, Abishaj!" - Rufina zbudziła go delikatnym szarpnięciem. "Krzyczałeś coś przez sen..." - przytuliła głowę krasnoluda do swej piersi. "Wszystko będzie dobrze" -szeptała gładząc włosy maga - "wszystko będzie dobrze..."

Abishai na wpół przytomny próbował skupić swe myśli na rzeczywiści. Orientował się że jego twarz wtula się w coś ciepłego, sprężystego i miękkiego. Przez moment czuł się jak niemowlak w objęciach matki, ale po chwili wiedział że są to rozkoszne krągłe piersi Rufiny.. Wspomnienia z ostatnich chwil wróciły do niego z siłą wodospadu... Rozmowa przy księżycu, ostrożny dotyk, pochlebstwa i drobne żarciki z ukrytym podtekstem.. Delikatny pocałunek, który zmienił się w falę gorących pieszczot (zgodnie z intencją Abishai'a). Krasnoludowi zrobiło się gorąco. Jego dłonie zyskały własną wolę i ruszyły sobie znanymi ścieżkami.
"Nie sądzisz, że Gerionowi przydałby się lepszy wystrój wnętrza?" - dodała, mrucząc rozkosznie, w odpowiedzi na pieszczotę krasnoluda.
" Moja pani. W tej chwili nie mogę narzekać na widok. "- zażartował iluzjonista wtulony głową w biust Rufiny. W odpowiedzi dziewczyna delikatnie zrugała go śmiejąc się. Lecz ten śmiech ustąpił u niej pożądaniu, które wywołały palce iluzjonisty pieszczące skórę Rufiny we wrażliwych miejscach. Wkrótce oboje ponownie zajęli się miłosnymi zapasami na łożu Abishai'a......


.....Iluzjonista leżał wsłuchując się w spokojny oddech Rufiny i delektując się jej obecnością. Krasnoludzka dziewczyna spała mocno, na jej skórze perlił się pot, który także zlepiał jej włosy. Na dzisiaj miała już dość.

Abishai spoglądał w sufit i rozmyślał. A miał nad czym ....
Koszmar przypomniał mu nauki Zmiennokształtnego. A twierdził on, że sen to wrota do duszy, poprzez niego można odczytać można wiele spraw. Abishai nie bardzo w to wierzył, gdyż jedną z praktyk jego mistrza było wtrącanie półprawd do przekazywanej teorii.
" Jeśli będziesz dostawał wiedzę na talerzu, nie będziesz potrafił docenić jej. Wiedzę w której zdobycie włożysz wysiłek , będziesz potrafił należycie docenić."- to była jedna z ulubionych maksym Zmiennokształtnego. Pojawiający się ostatnio koszmar był jednak czymś, z czym Abishai postanowił się zmierzyć...Mógł co prawda sięgnąć do magii swej dyscypliny. Miał odpowiedni czar zapisany na kartach swej księgi, ale....Sam czar dawał mętne i niejasne przepowiednie, które nawet po latach praktyki niełatwo było odczytać. A krasnolud nigdy jeszcze tego czaru nie użył.

"Może ten ksenomanta mógłby pomóc?"-wspomniał wy myślach sylwetkę Sir'Valeqa. Co prawda t'skrang zachowywał się tak, jakby jego umysł za często błądził po przestrzeni astralnej. Ale może to i dobrze.. Gdyż koszmary senne nie miały fizycznej natury.

Abishai ostrożnie, by nie obudzić Rufiny zsunął się z łóżka i zaczął ubierać.. Koszmar odpędził sen od krasnoluda na tyle mocno, że nawet zmęczenie wywołane igraszkami miłosnymi z Rufiną nie mogły uśpić Abishai'a. Ubrawszy się zasunął zasłony, i upewnił się, że okno jest mocno zawarte.. Na wypadek gdyby jakiś wścibski wietrzniak postanowił wpaść z wizytą. Następnie pocałował wyczerpaną krasnoludkę w policzek. Zabrał ze sobą inkaust pióro i kilka zwitków papieru i zamknąwszy drzwi ruszyła na parter karczmy...Nie spodziewał się tam o tak późnej porze zastać nikogo. I liczył na to że w spokoju będzie mógł napisać listy.
_________________
Life is brutal, even in heroic fantasy
Ostatnio zmieniony przez Gerion 2007-02-02, 23:23, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
Sharkuz 
Uczeń III Kręgu


Wiek: 43
Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 77
Skąd: Poznań
Wysłany: 2007-02-02, 19:53   

- Niech mnie piorun z jasnego nieba trzaśnie! Toż to Lance, znowu biedy sobie pyta pośród ludzi. - Łupieżca spojrzał na rannego wietrzniaka kiwając głową.

- Kto widział ten cały cyrk? - Sharkuz zacisnął pięści i spojrzał dookoła
_________________
I tylko drzewa jak świat światem
ukłony ślą tym, co pod wiatr....
 
 
Bibi 
Nowicjusz

Wiek: 43
Dołączyła: 22 Sty 2007
Posty: 4
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2007-02-02, 21:48   

Bibi siedziała sobie spokojnie i czekała jak Gerion przyniesie jej ulubiony deser, który tylko on doprawiał rodzynkami w migdałowej nalewce. Troll wyniósł na górę lodowy puchar i na oczach szczęśliwej wietrzniaczki zalał jego zawartość porcją gorącej travarskiej czekolady”. Moja droga Twoja opowieść o Laudusie poruszyła mnie do głębi, mam nadzieję, że Lancelot nie uronił ani słówka" - tu spojrzał na Trubadura, który z otwartą paszczęką przyglądał się Bibi pałaszującej lodowy krem z czekoladą.
Ależ kochany Wujciu, przecież wiesz, że lubię opowiadać historie. A w każdej jest krztyna prawdy, tylko trzeba się dobrze wsłuchać – odparła zawadiacko Bibi i zatopiła się w myślach badając smak i zapach zajadanego rarytasu, aby móc w przyszłości również stworzyć takie dzieło. Rozpływając się w smakowaniu wróciła myślami do opowiadania Setha, które ją zaskoczyło. Postanowiła najpierw porozmawiać z Sethem. I z dziaduniem, ale to dopiero w domu.

I tak sobie rozmyślając rozsmakowywała się w każdym szczególe tego cudnego deseru, gdy nagle jej uwagę przyciągnęła Klik:
- Gerion, słuchaj jest problem" - powiedziała cicho do stojącego obok karczmarza. - "Dostał jakimś rodzajem zwierzęcego jadu i za kilka godzin najprawdopodobniej będzie o jednego rozgadanego trubadura mniej."

I w tej samej chwili Mystic podszedł do Bibi i bezceremonialnie zabrał jej pucharek.
- Mój deser! - wrzasnęła kobietka wybałuszając oczy na czarodzieja. - Co ty wyprawiasz?! W piwnicy pełno tego jest, a ty niszczysz takie arcydzieło – zapiszczała rozżalona Bibi.
Mystic nie zwracając na nią uwagi wygrzebał z niego lód i za jego pomocą wysączył truciznę z ciała Lancelota. Usatysfakcjonowany jego stanem odwrócił się do Klik i spytał:
- Widziałaś kto to był?
- Mamy problem, czarodzieju - zaczęła mówić szybko. - Ty masz go chyba bardziej niż ja, a już z całą pewnością ma go twoja mała skrzydlata przyjaciółka. Dam ci mały dowód mojej przyjaźni - skinęła głową w kierunku Bibi. - Im nie chodziło o Lancelota, ale o nią, rozumiesz? Jest jednak ciemno i istnieje szansa, że nie zorientowali się kogo zranili. Postaraj się więc nie rzucać w oczy przez jakiś czas, mała bajarko - rzuciła cicho do wietrzniaczki. - Może powinniśmy sobie porozmawiać w trójkę.

Wyciągnęła z plecaka niewielką fiolkę wypełnioną czerwonym płynem. Nie było to to, czego Lancelot potrzebował by w tej chwili, ale da mu szansę.
Bibi szybko przeanalizowała to co się wydarzyło, najpierw zatruta sieć, teraz Lancelot, oj nie jest dobrze...

Czarodziej wstrzymał Panterę ruchem ręki..."Zachowaj to dla siebie, jemu nie będzie potrzebne" - a potem dodał - "a porozmawiać to musimy i to zaraz".
Bibi z chęcią by porozmawiała, ale za dużo świadków zdarzenia się kręciło. Musi się jak najszybciej wymknąć z karczmy i sprawdzic informacje.
- Na razie koniec z zabawą, muszę się wymknąć – zaczerpnęła z magii swojej dyscypliny i niezauważona wymknęła się z karczmy.
 
 
 
Gerion 
Opiekun IX Kręgu
Troll Warrior


Wiek: 51
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 1091
Skąd: Poznaďż˝
Wysłany: 2007-02-02, 22:31   

Misiołak był zmęczony. Cały dzień wędrówki z Urupy starym, therańskim traktem dało mu się we znaki. Pogoda była paskudnie skwarna, nawet Baryłeczka nie miała nastroju a figle. Ale największy kłopot miał z gerionowym Pikusiem. "Taaaa....lekko oswojony" - prychnął - "oj ty głupi, stary trollu..byś ty tera widział swojego pikusia". Młody skeorx był mocno oszołomiony pod zatrważającej dawce energii magicznej, jaką w niego władował adept. Misiołak zużył prawie połowe swoich zasobow karmy, ale w ostateczności stwierdził że było warto. Skeorx był dla niego wyzwaniem. Nieujarzmiona dusz młodego drapieżnika, trudno się oswajała z magią Władcy Zwierząt. Ale gdy już człowiek pokonał jego wolę, wniknął w jego umysł i odebrał pierwsze bodźce otaczającego swiata, zmysłami młodego skeorxa, aż zaniemówił z zachwytu. "Chwała Jaspree" - wymruczał - "Gerionie, toż to cudowne stworzenie zdziczałoby u ciebie doszczętnie". Pchnął kociaka w zadek unikając kolczystego ogona i popatrzył jak ten radośnie bryknął w las. Misiolak polożył się obok swojej niedźwiedzicy z dala od karawany, której przewodnik klął w niebieskie, gdyż skeorx płoszył muły i zaprzęgi kuców. Wkrótce zasnął czujnym i płytkim snem...

***
Seth usiadł w kącie obserwując wymykającą się Klik i w chwile potem wychodzącego Mystica. Przypatrywał się Bibi zawzięcie pałaszującej lodowy deser Geriona. "Mała i zadziorna, jak każde wietrzniackie dziecko" - uśmichnął się w myślach - "ładnie opowiada i aktorsko jest dobra, ale brakuje jej tego czegoś. Swoją droga historia ładna i ciekawa. Szkoda, że Lancelot zniknął właśnie teraz, gdy miał zripostować coś ciekawego".

Elfowi wydawało się że t'skrang przysypia. "Cały dzień nie widzialem tego typka, a teraz jakiś taki senny. I ak zwykle ma swoje tajemnice z Gerionem. No ale, każdy z nas ma swoje tajemnice i swoje sprawy." - zniecierpliwiny spojrzał na otwarte drzwi. Stał w nich jakiś elf, który coś Sethowi przypominał. Ale nie mógł teraz skojarzyć co. Kilku gości spojrzało w jego stronę. Gość podszedł do trolla. Zwał się Cryingorc.

***
Cryingorc zamówił to co zwykle. Najzimniejsze piwo, do tego mieszek solonych orzechów nerkowca, kawałek słodkiego jablecznika i naparstek piekielnie mocnej nalewki ziołowej, jaką troll pędził w swojej piwnicy. Faktycznie był zmęczony."Masz wolne pokoje?" - rzucił w stronę starego Wojownika. "Mhm, znajdzie się miejsce dla Ciebie" - odrzekł troll z zaniepokojeniem spoglądając na drzwi.


W strumienu światła stał Mystic i coś bełkotał to mglistego kształtu lewitującego przed nim.
Podświadomie Seth zajrzal w astralną przestrzeń. Poraziła go jasność wzorca Czarodzieja i przerażająca ilość wzorców talentów jakie posiadał, wokół niego wirowały strumienie astralnej energii, a mały duszek, ktory bardziej przypominał beznogie dziecko, wprysnął z błyskawiczną prędkością gdzieś poza zasięg jego percepcji.

Seth zerwał się na nogi, gdy Klik wraz z Mysticiem wnieśli Lancelota do karczmy. Tylko SirValeq i Cryingorc pozostali na swych miejscach. Bezbronny był tak pijany, że nie mógł wstać ze stołu. Przegrał w starciu z Sharkuzem, ale Łupieżca mógłby wypić z 15 razy tyle co wietrzniak..." Niech mnie piorun z jasnego nieba trzaśnie! Toż to Lance, znowu biedy sobie pyta pośród ludzi. - Łupieżca spojrzał na rannego wietrzniaka kiwając głową."- Kto widział ten cały cyrk? " - Sharkuz zacisnął pięści i spojrzał dookoła.

Półprzytomnym Lancelotem zajął się Mystic. Po dłuższej chwili milczenia odprawił Złodziejkę, która chciała coś zaaplikowąć dochodzącemu do siebie Trubadurowi - "Zachowaj to dla siebie, jemu nie będzie potrzebne". Seth zauważył tylko (i chyba tylko on) - jak Bibi wymyka się z karczmy.

"Moi kochani" - zaczął troll - zaniosę teraz Lancelota do pokoju na górze, niech wypocznie i się wyśpi czerpiąc ozdrowieńcze siły z kamienia i ziemi. Sharkuzie, pamiętaj, że rano wylatujecie łowić esencje, i zadbaj o Bezbronnego. Miał ciężki dzień i teraz zasypia na ławie. Hm...widział ktoś Rufinę?" Spojrzenia wszystkich zawisły na skradającym się po schodach Abishaju. Krasnolud ściskał w garści zwój pergaminów i miał bardzo zawiedzioną minę.."Właśnie" - dodał Gerion. "Cryingorc, pokój dla Ciebie zaraz przygotuję. A ty mój drogi przyjacielu" - zwrocił się do Mystica - 'zapewne zechcesz porozmawiać w spokoju z Panterą".

SirValeq nieco się ożywił. "Czy mogę sssię zająć Lancelotem?" - zapytał z nadzieją w głosie? Gerion spojrzał na niego spodełba. "Mój drogi, mam nadzieję, że jeszcze nie jest to pora Trubadura." "Cóżżżż...wielka sszzzkoda" - odparł t'skrang. "Dobrych snów zatem wszystkim. A jutro powiem ci trollu, co wymyśliłem..." - odparł i zamknął za soba drzwi.

"Seth, pomóż mi proszę ostrożnie ulokować Lancelota na tej tarczy...o tej, tak, z godłem Krwawej Wiedzy" - rzekł Gerion. Gdy Czarodziej i Złodziejka zniknęli na tyłach karczmy, a Sharkuz z Bezbronnym i Cryingorc powędrowali na górę, na zasłużony odpoczynek, w karczmie opustoszało. Zostal tylko Abishaj, Gerion i Seth.

"Chciałbym odrobinę spokoju" - rzucił Iluzjonista niepewnie. Choć cisza panowała niemożebna. "Gerionie, powiedz mi.." -zaczął Seth.."Jutro przyjacielu, jutro" - przerwal mu troll. "Jutro musimy powziąć jakieś postanowienia, bo wydaje mi się, że wszyscy możemy mieć jakieś problemy. A problemy to jest to, czego Gerion nie lubi najbardziej" - dodał.

Elfi Fechmistrz z trzaskiem rozprostował kości. Nieco dolegały mu jeszcze niedawno odniesione rany. Ale nie poszedł na górę zaznać snu. Jego natura dopraszała się innych pieszczot niż dotyk miękkiego prześcieradła...Cicho zamknął za sobą drzwi karczmy, wcześniej żegnając się z Wojownikiem.

Troll zaś zagłębil się w kuchni, doprowadzając do porządku ogromną górę brudnych naczyń. Dwie godziny po północy zajrzał do pustej sali. Abishaj siedzial przy świecy zajęty pisaniem. Gedrion podszedł do drzwi i aktywizował zaklęcie zamykające. Dla pewności (raczej dla spokoju ducha) podparł je grubą brechą. "Idę spać, Abishaju" - rzucił - "gdyby coś złego się działo wiesz gdzie mnie szukać".
_________________
Moja wikipedia ED,
Ostatnio zmieniony przez Gerion 2007-02-03, 21:45, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
 
Sethariel 
Opiekun X Kręgu


Wiek: 40
Dołączył: 10 Cze 2006
Posty: 1861
Skąd: Wejherowo
Wysłany: 2007-02-03, 18:44   

Po ułożeniu nieprzytomnego wietrzniaka na tarczy, Seth spróbował zagadnąć jeszcze do Geriona, cała ta sytuacja wymagała jakichś wyjaśnień, wpierw zaatakowano z zaskoczenia jego, a teraz jeszcze skrytobójczy atak na Lanca. Seth wiedział, że sam może mieć jakichś wrogów, którzy posunęliby się do wynajmowania płatnych zabójców, ale Lancelota o podobnych wrógów by nie podejrzewał. Coś było nie tak.

"Gerionie, powiedz mi.." -zaczął Seth.."Jutro przyjacielu, jutro" - przerwal mu troll. "Jutro musimy powziąć jakieś postanowienia, bo wydaje mi się, że wszyscy możemy mieć jakieś problemy. A problemy to jest to, czego Gerion nie lubi najbardziej" - dodał.

Troll jak zwykle pod koniec dnia był bardzo zmęczony, albo po prostu w tej sytuacji musiał głęboko się zastanowić przed jakimkolwiek działaniem, każda nie przemyślana akcja mogła mieć złe konsekwencje. Seth w sumie nie dziwił się zachowaniu trolla. Sam w jego sytuacji i z jego wiekiem, rozumianym oczywiście inaczej w przypadku każdej rasy, postąpiłby podobnie.

"Skoro na dziś już koniec atrakcji, to ja wybiorę się na mały relaks. W razie czego będę niedaleko, w Łaźni Trzech Róż trzy ulice stąd w stronę sektora Liandrill. Życzę spokojnej nocy... i jak najmniej problemów." Pożegnał Seth z lekkim uśmiechem Geriona. "Aaa i powiedz temu małemu skrzydlatemu szczęściarzowi, gdy się obudzi, że nadal czekam na jego kontropowieść do mojej historii o Htesie i tak łatwo się ze swojego obowiązku nie wywinie."

Seth wybiegł z karczmy. Nauczony wczorajszym doświadczeniem rozglądał się bacznie na boki. Nie spodziewał się kolejnego ataku, przynajmniej juz nie dziś. Dziś już limit ataków wyczerpał się chyba na Lancelocie. No ale tego nigdy nie moża być pewnym i ostrożność zachować trzeba.

"Bibi..." przypomniał sobie Seth, jak wietrzniaczka cichutko wymknęła się z karczmy, nie mówiąc nikomu chyba ani słowa. "... uciekła. Ale teraz chyba już jej nie znajdę, a szkoda, mam wrażenie, że wie coś bardzo ważnego." Seth wypatrywał z nadzieją małych kształtów ze skrzydełkami, choć wiedział, że szanse spotkania Bibi są teraz równe spotkaniu któregokolwiek z Wielkich Smoków. Ale próbować zawsze trzeba.

Fechtmistrz przemykał szybko ciemnymi uliczkami, nie upłynęło 5 minut, kiedy to znalazł się przed nowym budynkiem z trzema wyrzeźbionymi na szyldzie różami. Napis na szyldzie brzmiał po elficku, co było dosyć zrozumiałe, łaźnię wybudowały elfy z Liandrill. "Jeżeli liczą na jakichś cele, powinni szybko dodać napis po krasnoludzku, z samych rae trudno im będzie się utrzymać." pomyślał Seth spoglądając na drewniany szyld, kołyszący się pod wpływem wiatru to w jedną to w drugą stronę. "Szkoda by było zamykać ten przybytek, zwłaszcza, że poznałem już dość dobrze obsługę... ciekawe, kto dzisiaj pracuje. Piękna Leoreth, jeszcze piękniejsza Liranna, czy młoda Edroth" Seth spojrzał na drzwi, były lekko uchylone "Uff jeszcze nie zamknęli"
_________________
Wojciech 'Sethariel' Żółtański
Gry-Fabularne.pl - serwis o grach fabularnych
 
 
 
Bezbronny 
Nowicjusz
Nie bij


Wiek: 40
Dołączył: 18 Sie 2006
Posty: 1
Wysłany: 2007-02-04, 15:32   

Bezbronny, skacowany ocknął się w łóżku. nie wiedział jak się tam znalazł, browau wciąż było więcej niż piwa w żyłach, wyciągnął bukłak, i zanurzył usta w cierpkim winie....

Uhhhh rzesz w mordę ! wrzasnął, moja głowa *Hic*. Tak patrząc na bukłak, przypomniało mu się o sprawie która go trapi... Otarłszy twarz, usiadł na podłodze, opierając się o nogę od łóżka zamknął oczy i zaczął się modlić : Pragnę aby wszyscy Ci którzy doznają krzywd, znaleźli współczucie oraz się weselili. Modlę się aby Ci co gnębią, zabijają oraz Ci co okradają uczciwych dawców imion, otrzymali srogą karę za swe uczynki. Niech twe prawe słowo spłynie na nasz barsawiański wymiar sprawiedliwości, niech wszyscy ci co zasługują na to poczują twój gniew!

Pragnę też abyś pomógł mi jak najszybciej odzyskać mój majątek, a ten vancośtam niech zgnije w kamieniołomach pracując na rzecz tych których skrzywdził.


skończywszy modlitwę, wietrzniak przeciągnął się, i poleciał za potrzebą, porozmawiać z potworem sedesowym.
_________________
-=[ PIWO Rule 4 Ever ]=-
 
 
 
abishai 
Uczeń III Kręgu


Wiek: 43
Dołączył: 28 Lis 2006
Posty: 58
Wysłany: 2007-02-04, 15:33   

Krasnolud chodząc po schodach nieco zdziwił się hałasem jaki panował na dole ..Po wejściu zauważył jak grupa osób z Gerionem na czele tłoczy się przy jednym ze stolików.
"Hm...widział ktoś Rufinę?"- spytał troll i spojrzenia wszystkich zawisły na skradającym się po schodach Abishaju. Krasnolud ściskał w garści zwój pergaminów i miał bardzo zawiedzioną minę..
Iluzjonista speszył się pod tym gradem spojrzeń i wybąkał."- Odpoczywa , jest nieco zmęczona.."
Widać mieli inne sprawy na głowie( jak choćby tego nieprzytomnego wietrzniaka leżącego na stoliku), gdyż nie nikt o więcej nie pytał.
"Właśnie" - dodał Gerion. "Cryingorc, pokój dla Ciebie zaraz przygotuję. A ty mój drogi przyjacielu" - zwrócił się do Mystica - 'zapewne zechcesz porozmawiać w spokoju z Panterą".

Abishai przysiadł przy stoliku i spojrzał w ich stronę.. Nie sądził, że konkurs opowieści może zakończyć się bójką.. A może to ta Mysticowa wychowanica brutalnie odtrąciła awanse Lancelota?
- Tak, tak.. w przypadku kobiet liczy się wyczucie chwili.- pomyślał iluzjonista.- Zwłaszcza w przypadku adeptek.

Krasnolud przysłuchiwał się rozmowie t'skranga z Gerionem, zastanawiając się jak bardzo różni się podejście t'skranga do ksenomancji od podejścia Israndila.
- A niektórzy twierdzą, że ksenomanci ulepieni są z jednej gliny.. Bzdura.- pomyślał Abishaj.

Po chwili zresztą, większość gości wyszła.
Został tylko Abishaj, Gerion i Seth.
"Chciałbym odrobinę spokoju" - rzucił Iluzjonista niepewnie. Choć cisza panowała niemożebna. "Gerionie, powiedz mi.." -zaczął Seth.. "Jutro przyjacielu, jutro" - przerwał mu troll. "Jutro musimy powziąć jakieś postanowienia, bo wydaje mi się, że wszyscy możemy mieć jakieś problemy. A problemy to jest to, czego Gerion nie lubi najbardziej" - dodał.
Tymczasem Abishaj rozłożył się z swoimi papierami i zapalił świeczkę.
Po chwili było słuchać tylko jego skrobanie piórem po papierze. Iluzjonista ostatni raz pisał do rodziny z Vivane.. Z trzy miesiące temu. Miał więc wiele do nadrobienia.
"Idę spać, Abishaju" - rzucił troll wyrywając na moment Abishaja z pisarskiego transu.- "gdyby coś złego się działo wiesz gdzie mnie szukać".
"Tak, tak ...-rzucił pospiesznie Abishaj. - W razie czego cię zawiadomię."
Krasnolud powoli zapełniał kolejne kartkę drobnym starannym pismem. Zaś po zakończeniu pisania, sięgnął po swój sygnet, odlał nieco wosku łącząc zwój i odcisnął swa pieczęć.

Po chwili dwa listy zapieczętowane leżały na stole. Krasnolud przeciągnął się by rozprostował zastałe kości...Spojrzał przez okno i stwierdził że zaczynało już świtać.
"Strawiłem całą noc na pisaniu"- mruknął sam do siebie i otworzył zawartą ciężką okiennicę.
Widać, że to karczma trolla, tylko oni budują twierdze przygotowane do oblężenia. -pomyślał Abishaj. Świeże i zimne powietrze orzeźwiło krasnoluda.. Przyglądał się drobnym handlarzom spieszącym na rynek w celu zajęcia najlepszych miejsc na swe stragany.. Nagle jego wzrok przykuła jedna z handlarek.
"Panienko po ile te róże?-" krzyknął.
Cena jaką usłyszał w odpowiedzi, była satysfakcjonująca.
" Podejdź tutaj, i daj mi.. bukiet najładniejszych róż."- rzekł Iluzjonista sięgając do sakiewki.
Zakupiwszy bukiet Abishaj udał się na piętro, Rufina jeszcze spała ..A koc, ją okrywający kusząco podkreślał jej kształtną sylwetkę. Krasnolud zwalczył lubieżne myśli jakie wywołał tan widok.
- Na to przyjdzie czas.. Może wieczorem?- pomyślał Abishaj. Na razie iluzjonista miał inne sprawy na głowie. Aukcja była pierwszym miejscem na jego liście.
Ułożył bukiet kwiatów obok niej, tak by był to pierwszy widok jaki zobaczy po obudzeniu i zaczął przygotowywać się do wyjścia.
_________________
Life is brutal, even in heroic fantasy
 
 
Bibi 
Nowicjusz

Wiek: 43
Dołączyła: 22 Sty 2007
Posty: 4
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2007-02-04, 20:12   

Bibi wymykając się z karczmy zaciągnęła na głowę kaptur, aby jej złote włosy nie rzucały się w oczy i skierowała się w stronę domu. Wykorzystywała każdy cień, wypełniona magiczną energią unikała każdej istoty pojawiającej się na jej drodze.
W jej głowie była prawdziwa eksplozja myśli: - Nie mogę latać, mogą kontrolować niebo, muszę iść, chociaż skoro myślą, że już po mnie to muszę to wykorzystać. Szybko muszę się dostać do domu, może Jupik będzie u siebie... – tak rozmyślając naprężona do granic skradała się do domu, kontrolując czy jest sama – Jeżeli teraz ktoś mnie zauważy to cały plan na nic i rzeczywiście ktoś mi przetrzepie skórę, a swoją drogą fajnie by było z kimś się zmierzyć, mój biedny sztylecik w końcu zardzewieje w tym pokrowcu – poklepała z żalem swoją broń ukrytą pod nogawką. Ale może już wkrótce będzie okazja – Bibi uśmiechnęła się do siebie i sprawdzając po raz ostatni czy nikt jej nie śledzi wleciała do swojego pokoju.
W jednym momencie stanął przed nią Jupik:
- Ty żyjesz!
- Cicho, bo się wyda – zachichotała Bibi
- Ja Cię kiedyś sam zamorduję – wykrzyknął zdenerwowany Jupik, jednak z pewną ulgą w głosie - przed chwilą się dowiedziałem, że jakieś latawce urządzili sobie polowanie na ciebie. Już miałem lecieć sprawdzić plotkę, ale wstąpiłem po mikstury i usłyszałem, że ktoś dostał się do domu.
- Och to tylko ja braciszku. Mnie nic nie jest, tylko biedny Lancelot dostał, a oni myślą, że to ja. Dziadunio jest przy nim, rozbabrał mi mój deser, eh...- westchnęła wietrzniaczka przypominając sobie smak cudnego kremu rozpływającego się na języku. - Muszę wykorzystać sytuację. Chciałabym, żebyś rozpuścił plotki wśród przyjaciół, że nie żyję. Ja muszę przyjrzeć się z bliska pewnemu theraninowi – uśmiechnęła się szelmowsko do brata, cmoknęła w policzek i zabrała się do malowania twarzy.
- To ja się zabieram do pracy tylko uważaj na siebie.
- Powiedz dziaduniowi, że zaprzyjaźniam się z Theonem, hihihihi – i zniknęła w szafie dobierając odpowiedni strój.
Bibi zawisła przed lustrem i sprawdzała efekty swojej pracy. Twarz nabrała pewnej ostrości, tatuaż zniknął pod warstwą makijażu, włosy związane pod kapturem miały kolor ziemi, a męska koszula i kamizelka skutecznie ukrywały kobiece kształty. Raczej nikt nie powinien rozpoznać w niej Bibi Słoneczka, jak ją niektórzy nazywali - Jeszcze troszkę magii i mogę ruszać, chociaż jeszcze jakieś imię by się przydało. Już wiem, Nybik! – wykrzyknęła radośnie do siebie wirując w powietrzu i ruszyła w noc na spotkanie swojego nowego przyjaciela.
 
 
mystic 
Czeladnik VII Kręgu
Emeryt


Wiek: 114
Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 882
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2007-02-08, 20:21   

- Dam ci mały dowód mojej przyjaźni - skinęła głową w kierunku Bibi. - Im nie chodziło o Lancelota, ale o nią, rozumiesz? Jest jednak ciemno i istnieje szansa, że nie zorientowali się kogo zranili. Postaraj się więc nie rzucać w oczy przez jakiś czas, mała bajarko - rzuciła cicho do wietrzniaczki. - Może powinniśmy sobie porozmawiać w trójkę.
Mystic milczał jednak i prawie widać było skomplikowany system przekładni i zębatek obracających się w jego głowie za lekko zmarszczonymi brwiami. Klik z lekkim zniecierpliwieniem bębniła palcami w stół. Dopiero po dłużej chwili odezwał się.
- Niestety już się wymknęła, pozostaje ci jedynie moja obecność. Chodźmy. – Jego twarz mogłaby służyć za alegorię niewinnego zaskoczenia.
- Niestety już się wymknęła – złodziejka przedrzeźniała pod nosem starego maga. Niestety, jaka przykrość; wymknęła się, cóż za szkoda. – Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty wiesz, że zrobiłeś to specjalnie. I nie rób miny poczciwego dziadunia, nie działa to na mnie.
- Specjalnie??? - Mystic robił minę poczciwego dziadunia - w tym względzie moja droga nieco mnie przeceniasz - uśmiechnął się lekko. Po 20 latach mieszkania z Jupikiem i Bibi zdążył już ich nieco poznać i wiedział, że Bibi zdolna jest w każdej chwili zniknąć "bo ma pomysła". Choćby nawet szła wtedy na przyjęcie u króla Throalu, to nikt nie jest w stanie jej powstrzymać.
- Tak zdecydowanie mnie przeceniasz. Ja nie rozumiem motywów postępowania kobiet - uśmiechnął się w stronę Klik - a już następnego kroku tego szczególnego egzemplarza, to chyba nikt nie jest w stanie przewidzieć. Tak zdecydowanie mnie przeceniasz.

- Poszła jednak za starcem. Wchodząc do pokoju zamknęła drzwi i usadowiła się tak, by mieć na oku wejście. Mystic rozwalił się na fotelu wyciągnął fajkę odpalił i zaczął mówić.
- Doceniam ten mały dowód przyjaźni... W zamian podzielę się z tobą kilkoma informacjami, oczekuję też że rozjaśnisz mi swój udział w tak nagłym zejściu Mygrella. To co chciałabyś wiedzieć?
- Powiązania Mygrella z Theranami, to raz – Klik odginała kolejne palce. - To co dzieje się w Thoralskiej ambasadzie, to dwa. I nie tylko sprawdzone informacje, plotki także, to trzy. Tyle na początek.
Klik była głodna wiedzy, po tylu latach ukrywania się doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak cenne są informacje i znajomość motywów wszystkich graczy. Wiedzieć znaczyło być krok przed nimi, wiedzieć z kim opłacało się podzielić zdobytą wiedzą, komu można powierzyć kilka sekretów, by nie rozchwiać panującej w mieście równowagi. Równowaga w którymś momencie została jednak rozchwiana, więc teraz wiedzieć znaczyło dla niej także szansę na udane polowanie. Zamierzała wydusić ze Szczerbca wszystko.
Mystic zastanawiał się. Zastanawiał się nad tym, które informacje powinien jednak zachować dla siebie. Bądź co bądź złodziejka mogła potrafić więcej niż przypuszczał. Klik uważnie go obserwowała, chcąc wyczytać z jego twarzy wszystko co mogła. Nie było to jednak zadanie łatwe.

- Dobrze na początek opowiem ci co wiem o powiązaniach Mygrella z Theranami. Mówiąc ściśle chodzi o jednego z nich o imieniu Theon. Theon jest drugim wicelegatem w therańskiej ambasadzie. Nie jestem pewien czy to prawda, niestety nie udało mi się tego zweryfikować, ale podobno swego czasu Theon, który często spotykał się z Mygrellem przy partiach atlosh'tzdram, pomógł mu pozbyć się kupca Urakisa. Mygrelle miał olbrzymi dług u Urakisa, który był nie tylko kupcem ale i lichwiarzem. Nie mogąc go spłacić postanowił zadziałać. Urakis wkrótce potem zniknął. Ciała nie odnaleziono więc przypuszczam, że jeśli to oczywiście prawda, Urakis dokończył żywota na której z Therańskich bat, jako siła napędowa.
- Ciekawe, że to samo mówią o Myrgellu – Klik przesunęła dłonią po włosach. – Pogrzebu jeszcze nie było, ciało jest jeszcze przygotowywane. Jeśli w ogóle jakieś jest – Będę musiała to sprawdzić. - Wiesz, zazwyczaj ulica jest zgodna co do pewnych wydarzeń – Mystic uniósł brwi. – Chodzi mi o to, że pośród wszystkich miejskich szczurków zazwyczaj istnieje pewna większość, która opowiada się za jedną z wersji danego wydarzenia i zazwyczaj tej większości można ufać. Ludzie jednak nie wiedzą zupełnie co myśleć o śmierci starego żółwia. Jeden z medyków powiedział mi, że miał piękny, podręcznikowy zawał – wielu się z tym zgadza. Inni jednak utrzymują, że wierny Therze Myrgelle zgodził się upozorować swą śmierć nie wiedząc, że dzięki temu skończy jako łysy i tłusty galernik.
- Tak, ale to plotki. Natomiast na pewno faktem jest, że Theon posiadał coś na Mygrella, coś czym mógł go szantażować i to szantażować skutecznie. Być może właśnie współudział w morderstwie.
Mystic zamyślił się na chwilę kontemplując niedawną opowieść Setha. To, że ów zabił przypadkowo jedną ze swych młodzieńczych miłości wiedział wcześniej, ale Seth sugerował też, że Mygrelle był członkiem kultu Verjigorma. W to Mystic bardzo poważnie wątpił. Ale, ale... Theon. Przyglądająca się czarodziejowi Klik zauważyła malutki rozbłysk samozadowolenia. "Starzec wie więcej niż mówi" - pomyślała
- Urakis Urakisem, ale to nie wyjaśnia tak silnych związków z korpusem dyplomatycznym Thery. Swoją drogą, popraw mnie jeśli się mylę, ale czy Urakis nie był bogu ducha winnym krasnoludem prosto z Thoralu? – dziewczyna ze zmarszczonymi brwiami próbowała przypomnieć sobie jakiekolwiek informację na jego temat. Bezskutecznie.
- Z tego co pamiętam to tak. Ale to było tak dawno, że nie dam sobie głowy uciąć. Jeśli Cię to interesuje to spytam brata Bibi, on ma lepszą pamięć.
- Seth sugerował że Mygrelle jest zamieszany w kult Wielkiego Łowcy. Słyszałaś o tym kulcie? - spytał Mystic
- Przyjmijmy, że nie słyszałam, więc nie krępuj się i opowiadaj. Przecież mamy dużo czasu – Klik uśmiechnęła się leciutko.

- Mystic rozparł się wygodnie
- Nie wiem, kiedy datuje się pierwsze wzmianki o tym kulcie, sądzę że jeszcze na długo przed rozpoczęciem Pogromu. Głównym celem tego kultu jest sprowadzenie do Barsawii Wilekiego Łowcy przez wielu uczonych uznawanego za najpotężniejszego spośród Horrorów. Ja osobiście skłaniam się ku tezie że to jednak Ristul ma większą potęgę ale są tacy... - czarodziej zafrasował się - Nie to jest jednak najistotniejsze. Dla nas ważniejsi są słudzy Łowcy Wielkich Smoków. Poza przywołaniem Horrora, kiedy tylko mogą starają się szkodzić smokom. Psuć ich plany zabijać sługi i smokowców. Słyszałem o jednej grupie, która odważyła się zaatakować smoka. No cóż pewnie drugi raz nie było im dane popełnić tego samego błędu. - Mystic przerwał na chwilę by zwilżyć wargi piwem zabranym z sali - Intrygujące mogą być motywy wstąpienia do takiego kultu, nieprawdaż? Kto jest na tyle głupi by chcieć wezwać tak potężnego Horrora do Barsawii? I dlaczego jest taki głupi? Cóż. Jedną z możliwości jaka mi się nasuwa na myśl jest chęć zaszkodzenia smokom. Zemsta za doznane ze smoczych rąk krzywdy, albo coś w tym stylu. Drugą zapewne jest jakaś obłąkańcza wizja świata splugawionego przez tego Horrora, którą chcą urzeczywistnić. Czy są jakieś inne motywy nie mam pojęcia. Z informacji które uzbierałem w czasie moich podróży wynika, że kultyści działają w małych nic nie wiedzących o sobie grupkach. Co jednak ciekawe wszystkie nazywają siebie Kult Wielkiego Łowcy. Zapewne wiadomo ci jaką potęgę ma Imię. Wspólne imię dla wielu grup. Ta idea jest fascynująca. Nie było mi jednak dane wcześniej spotkać się z kultem. Być może tym razem będzie mi dane dowiedzieć się czegoś więcej na ich temat. Muszę się przyjrzeć temu Theonowi i odświeżyć informacje na temat kultu, być może przeoczyłem jakąś małą wskazówkę.

- Nie sądzę by Mygrelle był zamieszany w kult Wielkiego Łowcy - kontynuował Mystic - ale zastanawia mnie Theon. On może być kultystą. A to może oznaczać nieznaczne skomplikowanie naszych spraw tutaj. I olbrzymie niebezpieczeństwo dla Setha. Dlatego nalegam powiedz mi, jeśli wiesz co się stało z tą broszą i gdzie ona teraz jest. - Czarodziej wstrzymał oddech obserwując reakcję Klik.
Teraz złodziejka długo milczała. Gdy w końcu odezwała się jej słowom towarzyszył nieładny uśmiech.
- Ah, no tak, piękna brosza z krwawym rubinem, jakże mogłabym zapomnieć. Zaspokój jednak ciekawość prostej kobiety: dlaczego taki starzec jak ty toczy pojedynki za pełnego sił, młodego fechmistrza? Dlaczego ty ze mną rozmawiasz, a nie on? Odwagi mu zabrakło? Zawsze chronisz go przed pojedynkami, tak jak teraz, tak jak dziś wieczorem? Ty jesteś mu przyjacielem – to widać; ale jaką wartość ma jego oddanie?
- Prostej kobiety powiadasz - Mystic zaśmiał się w duchu - o nie, wszystko ale nie prostej.
Czarodziej myślał nad odpowiedzią. Obydwoje mierzyli się spojrzeniami.
- Nie chodzi o odwagę czy pojedynki. Seth był dzisiaj rano i poprosił mnie o pomoc. A ja nie omieszkałem obiecać mu jej. Chcę wiedzieć o wszystkim co dotyczy knowań Mygrella. Drugi raz nie popełnię tego samego błędu. A nie on rozmawia tutaj i teraz z tobą dlatego, że po prostu nie wie, iż miałaś w tym incydencie swój udział.
Mystic zamyślił się "I bynajmniej nie chodzi tutaj o przyjaźń tak jak sugerujesz, ale o tym już nie musisz wiedzieć".
- Drugi raz? - Ciemna brew uniosła się wyczekująco.
- Tak - starzec odpłynął myślami w odległe czasy - kiedyś byłem na tyle głupi, że postanowiłem wtrącić się w knowania Mygrella nie wiedząc na co się porywam. Potem na kilka lat musiałem się wynieść z Urupy, o mały włos unikając śmierci. Dlatego teraz chcę wiedzieć o wszystkim w co wplątany jest Mygrelle. Dlatego tak zależy mi na tym co wiesz o tym incydencie z broszą.
- I dam ci dobrą radę na poczet naszej, mam nadzieję owocnej znajomości, nie lekceważ fechtmistrza, źle na tym wyjdziesz. A teraz mam nadzieję opowiesz mi o broszce?
- To nie jest kwestia lekceważenia ale szacunku. - Klik jakoś nie słyszała, żeby Seth specjalnie starał się dociec prawdy śmierci Myrgella, tak samo jak nie słyszała, żeby starał się go wcześniej zabić. Widziała za to Mystica, który, może w nie najszczęśliwszy sposób, nie dopuścił do pojedynku pomiędzy fechmistrzem a Sharkuzem. Doprawdy trudną sztuką jest rozbudzenie w sobie szacunku do pięknisiowatego elfika chowającego się za czarodziejską spódnicą. Zamyślona przekładała pomiędzy palcami jednej dłoni srebrzysty, pokryty patyną krążek. Duszek cynizmu szeptał jej na ucho bajkę o starym człowieku, który zawsze jest bardziej magiem niż czymkolwiek innym. Który odzyskał przedmiot spleciony z pewnym elfem, nie, oczywiście nie po to, by go ukraść – nie, to nie w jego stylu. Odda go... ale dopiero później. Duszek przekonywał, że jej nie powinno czynić różnicy jak wielkie ziarno prawdy kryje się w tej bajce. Musiała przyznać mu racje.

- Dawno, dawno temu w pewnym mieście żył sobie stary, pomarszczony Żółw – zaczęła mówić cicho. - Zaślepiony pragnieniem posiadania, wyciągnął kiedyś swoje ręce po piękną kobietę. Niestety, ta równie żądzami zaślepiona wybrała innego – kogo? Wszyscy wiedzą. Żółw wściekł się. O dziwo jednak, jego wściekłość była czerwona czerwienią krwi. Jego gniew nie był jednak bezpodstawny – on nie tylko został odrzucony, został także upokorzony. W kilka dni później kobieta była martwa, zaś jego gniew zagłuszony został przez rozpacz i nienawiść. Nie chciał zostać jednak sam ze swoja stratą, nie chciał brać jej na swoje barki – zaczął więc karmić swoja nienawiść do fechmistrza, złodzieja, który skradł mu jego kolorowego motyla. Postanowił zemścić się. Wynajął więc ludzi, którzy mieli zyskać dla niego przedmiot spleciony z wzorcem elfa. Dufny w swoje siły elf stał się łatwym łupem, a wynajęci ludzie rychło wrócili z pięknej roboty broszą. Stary Żółw zapiał z radości. Nie cieszył się jednak długo zdobyczą. Nie wiedział bowiem, że dla kogoś innego brosza ta także stanowiła przedmiot pożądania. Tajemniczy Konkurent wynajął Złodzieja, który nie tak dawno, dawno temu odebrał Żółwiowi krwawą broszę. Złodziej błyskotkę zdobył i przekazał Tajemniczemu Konkurentowi. Żółwia natomiast, gdy tylko zorientował się w rozmiarach swojej straty, szlag jasny z czystego nieba trafił. Na tym bajka mogłaby się skończyć. Tyle na temat bajki. - Klik popatrzyła czarodziejowi prosto w oczy. Postanowiła wypuścić małą, zatrutą strzałkę. Duszek cynizmu śmiał się ukontentowany.

- A może kobieta nie liczyła się wcale, zaś Myrgelle, bądź co bądź mag, potrzebował broszy tylko i wyłącznie do swych badań. Tak jak ty. - Szare oczy uważnie obserwowały twarz Mystica szukając najmniejszego potwierdzenia czy wypuszczona na ślepo strzałka doszła celu.
- Możliwe, aczkolwiek wątpię - czarodziej spojrzał w oczy Klik - ja natomiast z chęcią zbadałbym ową broszę. Wiedz jednak że jeśli dojdzie do takiej sytuacji Seth będzie o tym wiedział.
Mystic zawahał się przez moment. Nie był pewien czy jego niezaspokojona ciekawość nie wzięłaby góry.
- Natomiast bajka piękna, niestety jest już mi znana. Jedyne co mnie tak naprawdę interesuje to tożsamość Tajemniczego Konkurenta. Czy istnieje możliwość, że moja żądza wiedzy zostanie zaspokojona?
- Pasje, powiedz mi tylko co was wszystkich tak napadło, żeby rzucać się na broszę Setha? – Klik niecierpliwie odsunęła włosy z twarzy. - Co w niej, w nim tak wyjątkowego, zaraza.
- Jeśli tego nie wiesz lub jeszcze się tego nie domyśliłaś, jest to przedmiot wzorca fechtmistrza - Mystic ściszył głos, wydawał się zatroskany - próbuję się właśnie dowiedzieć co w niej takiego wyjątkowego widzą ci wszyscy, którzy go napadają.
- No dobrze... – Dziewczyna przewróciła oczami. – Nie mam zbyt wielu informacji na jego temat, poszperam jednak skoro tak bardzo wam wszystkim zależy na tej błyskotce. Wynajął mnie jasnowłosy elf, wypisz wymaluj pociotek Sethunia. Może to jego kolejny zazdrosny konkurent lub kochanek, nie wiem. Z zasady nie pytam o personalia moich kontrahentów. Natomiast znana ci bajka generalnie jest jedynie wisienką na czubku ogromnego tortu. Myrgelle wydał mnóstwo złota żeby zdobyć wątkowe cacuszko, nie dla siebie jednak. Jak dobrze przypuszczałeś szantażowany przez Therę miał wydać ją jednemu z nich. Theonowi jak sądzę. Zresztą porozmawiamy o tym jutro jeśli pozwolisz, jeśli mam dowiedzieć się jutro czegokolwiek, muszę się wyspać.
- To nie były przypuszczenia, ja naprawdę wiem o wielu rzeczach dziejących się w Urupie - uśmiechnął się czarodziej - czasem nawet zanim się jeszcze wydarzą.
- Wyśpij się dobrze, sądzę że następne dni przyniosą nam jeszcze więcej problemów - Mystic już miał wyjść do drugiego pokoju, ale położył jeszcze dłoń na ramieniu dziewczyny - dziękuję za tą rozmowę. - głos czarodzieja brzmiał bardzo poważnie - A moja wdzięczność będzie jeszcze większa jeśli uda mi się ustalić kim jest ten jasnowłosy elf.
Czarodziej skierował swe kroki ku wyjściu. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach.
- Śpij dobrze - rzucił za siebie.
 
 
Bibi 
Nowicjusz

Wiek: 43
Dołączyła: 22 Sty 2007
Posty: 4
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2007-03-06, 17:55   

Bibi przemykała ciemnymi uliczkami urupiańskiej dzielnicy zamieszkiwanej przez ludzi. Czerpała z magii swojej dyscypliny pełną garścią i ani na myśl jej nie przyszło, aby z tego zrezygnować. Magia wypełniała każdy zakamarek jej ciała, każdy nerw i mięsień był napięty jak struna. Przez tą krótką chwilę zdążyła się przyzwyczaić, że działa jako Nybik...

Ach ten spryciarz zawsze potrafił mnie tak podejść, że mi serce stawało w gardle, a jest już niewiele rzeczy, które potrafią mnie zaskoczyć.
Ten wieczór był niezapomniany, czarne niebo usiane gwiazdami i srebrna tarcza księżyca odbijająca się od tafli jeziora stworzyły miejsce pełne magii. Wokół szemrzący las, chłodny wiaterek delikatnie muskający skórę i my dwoje w szalonym tańcu w przestworzach...
Nybik miał jedyne w swoim rodzaju skrzydełka, w srebrnym świetle księżyca błyskały złotymi refleksami, tak samo jak jego oczy w południowym słońcu...
Brakuje mi go, ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz...


Bibi wyrwała się ze swych słodkich wspomnień, gdyż dotarła już do do placu w Dzielnicy Przybyszów, gdzie znajdowała się ambasada therańska. Teraz liczył się każdy krok, każdy oddech, nic nie mogło zdradzić jej obecności.
- Muszę się dowiedzieć, dlaczego tak im zależy na Sethcie i dlaczego to mnie chcą zabić. Czyżbym nadepnęła aż tak na odcisk? - wietrzniaczka uśmiechnęła się zadowolona z siebie i ruszyła w kierunku okien ogromnego gmachu...
 
 
mystic 
Czeladnik VII Kręgu
Emeryt


Wiek: 114
Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 882
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2007-03-12, 19:35   

Mystic zerwał się ze snu. Ciężko sapiąc zrzucił nogi na podłogę i usiadł na brzegu łoża. Rozejrzał się. Nadal był w karczmie Geriona. Odetchnął. Miał nadzieję, że straszliwy sen się nie ziści. Czarodziej zaczerpnął magii i zapalił świeczkę stojącą na stoliku. Gerion umieścił w każdym pokoju świetlne kryształy, ale Mystic chciał posiedzieć w półmroku.

"Muszę uspokoić umysł" pomyślał. Sięgnął do torby, w której nosił "Aspekty magii" Eneasa Valolisa. Unikatowy w Barsawii egzemplarz therańskiego mistrza Mystic nabył w czasie pobytu w Wiecznej Bibliotece w sercu imperium Thery. Z rozrzewnieniem wspominał czas spędzony w Wiecznej Bibliotece na poszukiwaniu wiedzy zawartej w milionach znajdujących się tam tomów, dnie i noce spędzone na wyszukiwaniu odpowiedzi na dręczące go pytania. Był to czas, którego nigdy potem nie żałował i który wydatnie wpłynął na jego stosunki z obywatelami Imperium. Wiedza zdobyta podczas tych kilkunastu miesięcy owocowała stokrotnie. Czarodziej nie omieszkał przekazać jej wszystkim trzem swoim uczniom.

"Aspekty magii" czytał głównie ze względu na innowacyjne pytania postawione przez Eneasa. Często wczytywał się w rozdziały wspominające o magii śmierci, wykorzystywanej zresztą przez Theran dość powszechnie. Dzisiaj jednak chciał poczytać o magii wykorzystywanej przez Horrory, oderwać się od trapiących go myśli, być może znajdzie w tym rozdziale jakąś wskazówkę...

Promyk słońca przebił się przez grubą kotarę zasłaniającą okno. Mystic podszedł do okna i otworzył je. Na podwórzu krzątał się juz Bezbronny, przygotowywał karczmę na tłumy gości, które odwiedzały Geriona. Czarodziej przez chwilę obserwował płynne ruchy wietrzniaka, sycąc się świeżym powietrzem płynącym od morza, po czym wrócił do lektury.
 
 
Gerion 
Opiekun IX Kręgu
Troll Warrior


Wiek: 51
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 1091
Skąd: Poznaďż˝
Wysłany: 2007-10-11, 21:36   

Noc 9/10 Riag 1507, dzielnica Przybyszów, okolice Ambasady Thery

Mała Bibi, a raczej Nybik, siedziała na kalenicy wysokiego budynku, którego okna wyglądały na jaśniejący w świetle kryształów fronton wieżowca ambasady. Wietrzniaczka obserwowała okolicę. Liczyła strażników, okna w których jeszcze błyskały świece i zastanawiała się jaką drogę najlepiej wybrać… By zbadać astralne zabezpieczenia ambasady musiałby podlecieć bliżej. A nie chciała ryzykować niepotrzebnie. Tym bardziej, ze Jupik poinformował ją o niedawnej wizycie kilku wysoko postawionych Pasterzy Niebios.

Do zgrabnych i spiczastych uszu dziewczyny dotarł monotonny odgłos kopytek kuca, który z wysiłkiem ciągnął szeroki wózek. Do świtu zostały 2 godziny. Bibi olśniło. Po co ryzykować?

Zapikowała w mrok uliczki. Poczekała aż wóz dojedzie do ostatniej przecznicy przed placem. Krasnoludzki woźnica zakaszlał. Wietrzniaczka wypuściła z procy niewielki kamień, mierząc w zadek kuca. Zwierzę gwałtownie skręciło mało co nie wywracając wozu. Nim krasnolud klnąc i złorzecząc bydlęciu wygrzebał się spośród skrzyń i beczek, dziewczyna ukryła się wśród świeżych pęków kopru, selera i rozmarynu. Woźnica, jak co dzień, zajeżdżał na zaplecze ambasady, gdzie obsługa kuchni zabierała zamówione towary…

***
Ranek 10 Riag

Poranek był rześki jak nie wiem co. Mystic z uśmiechem obserwował krzątaninę Bezbronnego. Wietrzniak choć na potwornym kacu, dzielnie zastępował Lancelota.

„Przyjacielu…” – z zamyślenia wyrwał go tubalny glos Geriona. „Jak już się nałykasz powietrza, proszę zerknij na półpiętro do Lancela. Rzucal się w nocy i miał wysoką gorączkę, pewnikiem efekt tej trucizny.” Stary Czarodziej nieco zaspanym wzrokiem wpatrywał się w trzy płatki czerwonej róży, leżące na dębowym parapecie okna. „UUUUuuuuuuuuuueeeeeeeee” – zaziewał potężnie błyskając swoimi, ocalałymi zębami. „Wiesz Gerionie, noc spędzona poza domem przypomina mi dawne lata…” – umilkł przestraszony odgłosami swego pustego żołądka. Troll uśmiechnął się krzywo i odwrócił na pięcie, maszerując zwolna w stronę kuchni. Mystic przez chwilę obserwował zwaliste i zgarbione cielsko byłego Wojownika, po czym udał się doglądnąć stanu rannego wietrzniaka.

***

Róże, róże róże….wszędzie zapach różanego olejku.

W jednym z budynków dzielnicy Liandril, budynku tłumnie odwiedzanego nocą, a leniwie sennego rankiem, pewien jasnowłosy Fechmistrz spał otoczony trojgiem nagich ciał pięknych dziewcząt. Gdyby widział ich mistrz pędzla Va’tterenci, z pewnością uwieczniłby na płótnie to błogosławieństwo Astendar, te splecione ciała, zmęczone cielesnymi igraszkami, te półprzymknięte oczy z długimi rzęsami, z których usta Fechmistrza scałowały cienie do powiek.

Róże, róże róże….wszędzie zapach różanego olejku.

W jednym z pokojów gerionowej karczmy, inna dziewczyna otwierała oczy. Obudził ją słodki zapach kwiatów. Teraz, sekundę po przebudzeniu napawała wzrok piękną czerwienią płatków. Leniwie rozciągnięta na łożu patrzyła na kwiaty i na mężczyznę, uśmiechniętego w progu. Czy to nie cudowne?

Róże, róże róże….wszędzie zapach różanego olejku.

Sąsiadujący pokój również przepełniony był porannym aromatem kwiatów. Inna kobieta, całkowicie już rozbudzona, ubrana i gotowa do wyjścia, siedziała na brzegu łóżka. Przez chwilę rozkoszowała się lenistwem, lecz nie był to jej naturalny stan. Wkrótce zapach róż zaczął ją irytować. Otworzyła drzwi …

***
Sharkuz przechodząc rozkołysanym krokiem, omalże nie został zmieciony przez drzwi, które z rozmachem otworzyła Klik. Już miał powiedzieć cos głupiego, ale dziewczyna uciszyła go wzrokiem. Oboje zeszli wolno do dużej sali, gdzie Gerion zwykle podawał śniadanie.

Tym razem trollowi pomagał Bezbronny. Uwijał się od rana, roznosząc talerze, podpłomyki, osełki masła, dzbanki mleka, kawy i herbaty. Godnie (jak nie lepiej) zastępując chorego Lancelota. Stoły zestawiony w jeden długi ciąg.

Abishaj siedział obok Rufiny, napawał się ciepłem jej ramienia, które niby od niechcenia wspierało się na nim. Pospiesznie przełykał resztki podpłomyka z marmoladą morwową. Od dziesiątej zaczyna się licytacja a on nie może przegapić takiej okazji. W spakowanej torbie spoczywały również dwa, zapieczętowane listy.

Mystic raczył się kawą, przekomarzając z Bezbronnym. Obok niego dosiadła się Klik, z powagą przyglądając się różnościom zalegającym stół trolla. Gdy wietrzniak ujrzał Sharkuza, podkulił ogon i udał, że ma coś wielce pilnego do załatwienia. Łupieżca jednak nie zwracał na niego uwagi, pilnując się, by usiąść jak najdalej od starego Czarodzieja. Jak przez sen pamiętał, że wczoraj chciał zaciskać czyjeś dupsko na szczycie masztu…

Nieco spóźniony Cryingorc pospiesznie opuścił swą komnatę. Bacznie rozejrzał się jeszcze przed wyjściem, czy aby wszystko jest na swoim miejscu. Porządek był idealny. Na dole zastał już gości kończących bądź w połowie śniadania. „Witaj Łuczniku, jak noc?” – rzucił Gerion i nie czekając na odpowiedź dodał: „siadaj, miejsca przy stole jeszcze jest, bierz i częstuj się, a jak zabraknie to wołaj…” Po czym troll uśmiechnął się i puścił oko do wszystkich, jakby chciał powiedzieć „witajcie w domu”…
_________________
Moja wikipedia ED,
 
 
 
mystic 
Czeladnik VII Kręgu
Emeryt


Wiek: 114
Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 882
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2007-10-11, 22:41   

Mystic utonął w myślacg. Zastanawiał się usilnie kim był elf, Tajemniczy Konkurent, jak nazwała go Klik. Nie dawało mu to spokoju...
- Przyjacielu… – z zamyślenia wyrwał go tubalny glos Geriona. - Jak już się nałykasz powietrza, proszę zerknij na półpiętro do Lancela. Rzucal się w nocy i miał wysoką gorączkę, pewnikiem efekt tej trucizny. - Stary Czarodziej nieco zaspanym wzrokiem wpatrywał się w trzy płatki czerwonej róży, leżące na dębowym parapecie okna.
- UUUUuuuuuuuuuueeeeeeeee – zaziewał potężnie błyskając swoimi, ocalałymi zębami. - Wiesz Gerionie, noc spędzona poza domem przypomina mi dawne lata… – umilkł przestraszony odgłosami swego pustego żołądka. - Zaraz się pozbieram i idę.

Troll uśmiechnął się krzywo i odwrócił na pięcie, maszerując zwolna w stronę kuchni. Mystic przez chwilę obserwował zwaliste i zgarbione cielsko byłego Wojownika, po czym zabrał się za wybieranie potrzebnych mu rzeczy. Zwinąwszy niewielki pakunek, udał się do pokoju w którym leżał nieszczęsny Lancelot, omyłkowo wzięty uprzedniej nocy za Bibi. Już sam ten fakt wzbudzał sympatię starca do wietrzniaka. Bibi i jej brat Jupik byli ulubieńcami Mystica i zrobiłby wszystko, by maluchom nie działa się krzywda. Niestety one miały na ten temat niceo inne zdanie.

Czarodziej otworzył drzwi i rzucił okiem na leżącego na dziecinnym łóżeczku wietrzniaka. Był on wyraźnie rozpalony. Mystic odchylił ubranie i zbadał ranę. Na szczęście dla wietrzniaka zauważył jedynie obrzęk i zaczerwienie. "Lekka infekcja" - pomyślał - "Magia oczyściła mu ranę dokładnie". Wyciągnął kawałek szmatki i zanurzył ją w dzbanie z wodą, którą troskliwy Gerion przyniósł na wszelki wypadek. Następnie położył ją na czole wietrzniaka.
- Musisz zwalczyć to sam mały grajku. Nikt ci już w tej walce nie pomoże - powiedział bardziej do siebie, po czym obrócił się na pięcie i wyszedł. Schodząc na dół wrócił myślami do Setha i całej, nieprzeliczonej rzeszy jego wrogów. Elf stał w centrum nadchodzącej zawieruchy, Mystic był tego pewien. Cieszył się, że to właśnie do niego fechtmistrz skierował się po pomoc. Dzięki temu będzie mógł ugrać więcej. Wyobrażał sobie jak gdzieś tam w zaświatach toczą się olbrzymie kości i częściowo od niego zależało na której stronie się zatrzymają.

W głownej sali było już kilka osób. Mystic jednak skierował kroki w stronę Geriona.
- Dojdzie do siebie. Jest jednak rozpalony i trzeba mu zmieniać zimne okłady. Wysyłaj tam co pół godziny tego wojowniczego brzdąca - wskazał paluchem Bezbronnego. - I podaj mi coś na ząb - zarechotał, ukazując dwa ostatnie siekacze - Te odgłosy w moim brzuchu ostrzegłyby nawet pijanego Łupieżcę.
Mystic zasiadł przy długim stole, jednak nie dany mu był spokój. Ledwo przymknął oczy, usłyszał obok siebie wietrzniacki głos.
- Jak to możliwe że jesteś starszy skoro ja mam więcej lat, nie mogę tego zrozumieć - Bezbronny wisiał nad nim z zaciśniętymi ustami.
Czarodziej tylko westchnął i postanowił zacząć poszerzać horyzonty zadziornego wietrzniaka.
 
 
Gerion 
Opiekun IX Kręgu
Troll Warrior


Wiek: 51
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 1091
Skąd: Poznaďż˝
Wysłany: 2007-10-12, 21:21   

Ranek 10 Riag 1507

Fechmistrz raźnym krokiem przemierzał ulice Liandrill. Ego Setha i popędy zostały całkowicie zaspokojone. Jak zwykle w takich chwilach, poważniej zaczął się zastanawiać nad przykrymi odcieniami życia. Dlaczego agenci Iopos się nim interesują, tak samo jak Thera? Jak to wymieniał Mysticowi? Theranie, Iopos, Klik, Mygrelle, Zinjan, Dagni... Taaak. Może ten Zinjan? Może by od tego zacząć?

Przystanął przy straganie w Dzielnicy Przybyszów, gdzie okrągły na twarzy krasnolud sprzedawał smakowite rogaliki nadziewane kasztanami i cynamonem. „Co tam w wielkim świecie panie elfie?” – zagadnął sprzedawca. Seth przez chwilę zastanwiał się czy odburknąć nieuprzejmie, czy też okazać wspaniałomyślność i zadziwić krasnala potokiem elokwencji. „Bo widzicie panie” – dodał szeptem krasnolud – „dziś rano slyszałem że throalski król Varulus był ostatnimi dniami u syrtijskiej wiedźmy. Nie wiadać co mu przepowiedziała, ale gadają że uciekał z Urwistego Miasta, jakby mu stado jehutr na ogonie siedziało. Gadają też…” Seth nie słuchał paplaniny przekupnia. Oddalił się w zamyśleniu przeżuwając rogalik. Przed oczyma stał mu Wielki Targ i znajome, brudne uliczki. Czym prędzej musiał porozmawiać z Mysticiem.

***
Serce waliło jej jak oszalałe. Bibi cała cuchnęła pomyjami i selerem. Cudem chyba uniknęła odkrycia, kiedy buszowała po ogromnej kuchni ambasady, gorączkowo rozglądając się za miejscem ucieczki lub ukrycia. „Srał pies skrzydełka i ubranie” – myślała – „niech tylko dostanę się gdzieś wyżej…”. Zamknęła oczy, przyklejona do kamiennej ściany śluzy kanalizacyjnej. Przywołała w pamięci rysy twarzy i wygląd młodego krasnoluda, który służył jako pomywacz. Nie był chyba dwa razy większy od niej. Zaczerpnęła nieco karmicznej energii swojej dyscypliny i zaczęła upodabniać się powoli do pomywacza. Cichutko otworzyła drzwi śluzy. Tłumiąc magią swe kroki, przekradła się przez korytarze zaplecza. „Gdzieś w tym miejscu powinien być szyb wentylacyjny..” – myślała Bibi przebrana za Nybika i okryta iluzją pomywacza. Instynkt jej nie zmylił. Zauważył ja tylko jakiś człowiek niosący wiadra z mydlinami. Ale zignorował ją całkowicie. Skupiła się jeszcze bardziej aż ją zabolało w środku. Swym astralnym wzrokiem omiotła ściany. Żadnych pułapek, żadnych zaklęć wykrywających. Przynajmniej w tym korytarzu.

W szybie ukryła się w ostatniej chwili. Sekunde później korytarz zapełnił się rojem tragarzy, strażników i pomocników kuchennych.

***
SirValeq obudził się późno. Nie czuł głodu. Napił się wina z samego rana i przywołał duchy służebne raczej z kaprysu niż potrzeby. Czuł, że dziś będzie miał zły humor…Przewertował kilka ksiąg i zaczął dumać nad gerionową prośbą.

***

W karczmie u Geriona panował przedpołudniowy rozgardiasz. Troll od czasu do czasu zaglądał w cztery brytfanny, w których pichcił coś smakowitego. Czoło miał zmarszczone, myślał nad czymś intensywnie. Zaglądał też do Lancelota, ale odkąd podał mu wina z mlekiem makowym, Trubadur spał jak zabity.

Sala w połowie opustoszała. Klik i Abishaj z Rufiną wyszli. Sharkuz wręcz wybiegł spiesząc na pokład Kamiennego Pazura, pewnie nieźle już spóźniony.

Bezbronny po zajmującej rozmowie z Mysticiem chciał się wyrwać na miasto, ale Gerion wynalazł mu tuzin zadań (zdaniem wietrzniaka nie licujących z godnością adepta, ale za to wystarczająco ciekawych, by zaraz o tym zapomnieć).

Łucznik nie ruszał się z miejsca odkąd skończył śniadanie. Najwidoczniej na kogoś czekał…

***
Miedzianoskóry ork podejrzliwie przechodził pod Południową Bramą. We włosach miał pełno kościanych ozdób. Twarz i przedramiona znaczyły zawiłe malunki, a wokół karku owijał się kołnierz z wielobarwnych piór. Szedł piechotą, ubrany skromnie i typowo, jak na przedstawiciele któregoś z plemion orkowych nomadów. Z ramienia zwisała mu podróżna sakwa, w której jednak na próżno by szukać rękodzieła orków. Owszem był szamanem i adeptem. Ale również oczytanym badaczem historii. Choć sądząc po pozorach nikomu by to nie przyszło do głowy. Jedynie rękawica, pokryta żelaznymi płytkami, niedbale przewieszona za pasem, zdradzała plemienną przynależność.

„Powiedzcie no dobry człowieku, gdzie ja tu zatrzymać się mogę na dłużej?” – zapytał Birchie, bo tak zwał się ów ork. Krasnolud długo mierzył go spojrzeniem. „Idźcie do Geriona, on chętnie przyjmuje wszystkich dziwolągów. I drogi wcale nie jest…” Po czym oddalił się szybkim krokiem, mamrocząc coś o gnuśności rady miasta we wprowadzeniu ustaw ograniczających. Ork rozejrzał się po szerokiej uliczce. Pierwszy raz w Urupie, nie było mu więc łatwo zyskać orientację. Dojrzał jednak na skrzyżowaniu wielki słup z niezliczona ilością drewnianych tabliczek. Na jednej z nich zęby szczerzył rogaty troll, a krasnoludzkie glify głosiły: „Do karczmy Geriona”. Nie wahał się dłużej..

***
Krasnolud w granatowej mycce, ociekał potem. Południowe słońce w dzielnicy Biharj było wyjątkowo dokuczliwe. Zwłaszcza u podnóży klifu. Wiedział już jak ukarze Vikariona za brak kompetencji. Zastanawiał się tylko czy dał odpowiednio wysoką łapówkę, by zamknąć pułapkę wokół złodziejki, która włamała się do Myrgelle? Ale wszystko wskazywało na to, że dziewka wpadnie mu w ręce jeszcze tego samego wieczora. Niepokoił się tylko dawnym konkurentem zabitego maga. Stary Szczerbiec zaczynał wkładać swe kruche paluchy nie tam gdzie trzeba.

Gdyby tylko Zinjan wywiązał się z umowy, to mógłby upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.

Wziął głębszy oddech, łyknął kukurydzianego bimbru z piersiówki i podreptał w kierunku therańskiej ambasady. W południe umówił się z Theonem na spotkanie, będzie już po licytacji i jego szpiedzy może coś zauważą…
_________________
Moja wikipedia ED,
Ostatnio zmieniony przez Gerion 2007-10-12, 21:44, w całości zmieniany 2 razy  
 
 
 
mystic 
Czeladnik VII Kręgu
Emeryt


Wiek: 114
Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 882
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2007-10-12, 22:06   

Mystic wygrzebywał z talerza resztki ryby zaserwowanej na śniadanie przez Geriona. Jeszcze tylko dwa łyki herbaty i będzie mógł zebrać się do domu. Trzeba zacząć działać. Wytarł rękawem brodę, po czym wstał i skinął staremu trollowi.
- Na mnie już pora, zajrzę później zobaczyć jak się miewa twój bard.
Troll skinął tylko głową odprowadzając wzrokiem wychodzącego przyjaciela.

Jupik uśmiechnął się smutno na widok mistrza wkraczającego do domu.
- Cóż cię tak gnębi - spytał zaciekawiony Mystic
- Siostra - odparł wietrzniak - Ta sekutnica poleciała do ambasady therańskiej "na przeszpiegi". Śmiała mi się w twarz gdy jej powiedziałem o wizycie Pasterzy Niebios. "Będzie weselej" - Jupik wydął wargi naśladując Bibi - "Będzie wyzwanie". Tak mi rzuciła na odchodnym. Zobacz, mam już przez nią połowę siwych włosów - wskazał palcem na piękną brązową czuprynę.
Mystic zaśmiał się. - Tak, tak niedługo będziesz już całkiem siwy.
- No właśnie - stwierdził przejęty Jupik. - Ach, nie mam już do niej słów. Wcale nie chce mnie słuchać.
- Nie ciebie jednego. Jej żywioł to powietrze, łatwo ją zaciekawić i przywołać, ale gdy tylko spojrzy na coś innego, fruuu i już jej nie zatrzymasz.
- Tak, ale powietrze ciężko zranić...
- Miejmy nadzieję, że ją też - zadumany Mystic pogładził czuprynę Jupika - miejmy taką nadzieję.
Nastała cisza, której żaden z nich nie chciał przerywać. W końcu czarodziej wyrwał się z zadumy.
- Wróćmy do tych Pasterzy Niebios. Co masz za wieści o nich?
- Nic konkretnego. Podobno przybyli z wizytą 4 dni temu i było ich 3, ale to informacja z niezbyt wiarygodnego źródła. Mój kontakt z ambasady wciąż milczy i nie mogę jej potwierdzić .
- Miejmy nadzieję, że nie wpadnie na tych potężnych magów. Bo wtedy nawet moje dość dobre stosunki z ambasadorem, mogą zdać się na nic. - Mystic westchnął.- Dagniego obserwujesz jak ci kazałem?
- Tak, tak, cały czas ktoś ma na niego oko.
- Dobrze. Starajcie się też obserwować Setha. Nie chcę, żeby znowu dostał od kogoś po głowie.
- Powiem Trentinowi, on się nada. - stwierdził wietrzniak
- W porządku. A jak tam wyniki finansowe w tym miesiącu?
- Nasza karawana wyruszyła do Travaru, zabierając ze sobą 40 bel... - wietrzniak zaczął wyliczać przychody i koszty, wręczając Mysticowi dokumenty wyciągane z szuflady biurka, a czarodziej przeglądał je od czasu do czasu potakując lub wtrącając swoje uwagi. Generalnie był zadowolony. Zysk jaki osiąga obracając pieniędzmi zdobytymi i zarobionymi w latach awanturniczych przygód jest wysoce zadowalający. Pozwala mu to na duży wpływ na poczynania Rady i pomnażanie majątku, bez angażowania się w tak męczące sprawy jak nauka uczniów, czy różniste badania. No i oczywiście ma z czego opłacać siec informatorów Jupika, chyba najlepszą z jego inwestycji.
- ...Riag zapowiada się całkiem nieźle - zakończył zadowolony z siebie Jupik.
- To dobrze, to bardzo dobrze - Mystic poklepał go po pleckach.
Mały wietrzniak poskładał wszystkie dokumenty i poukładał je na swoje miejsca. Był świetnie zorganizowany, zwłaszcza jak na wietrzniaka i to głównie ta cecha sprawiła, że starzejący się czarodziej powierzył mu ostatnio nadzór nad swoimi sprawami.
- Nie mogę jednak przestać się o nią martwić - zaczął Jupik.
- Nic nie poradzimy, magiczne zabezpieczenia ambasady są nawet dla mnie zbyt skomplikowane. - Mystic zaczął intensywnie myśleć nad sposobem wyjścia z sytuacji. - Mógłbym jednak spróbować drogą oficjalną. - Czarodziej podrapał się po głowie. - Przypomnij mi za co odpowiada Theon?
Jupik poszperał w myślach.- To wicelegat do spraw kontaktów handlowych.
- Kto jest legatem?
- Mano Akostosi, ale z tego co się orientuję, nie ma go w Urupie w tej chwili.
- Jak to? - Mystic zmarszczył brwi.
- Ponoć poleciał odwiedzić brata w Vivane.
- Świetnie. W takim razie wyślij kogoś z informacją, że Rada Urupy rozważa poważne wzmożenie eksportu przypraw i tkanin, i szuka najlepszego odbiorcy. Prosząc zarazem o natychmiastowe spotkanie legata ze swoim wysłannikiem.
- Zrobione. - Jupik nie czekając na nic jął pisać odpowiednią notę.
Mystic podszedł do ukrytej za kotarą, oraz iluzją skrytki, zdjął zabezpieczenia i wyciągnął pieczęć Rady.
- Napisz też, żeby przekazali odpowiedź kurierowi.
- Dobrze. - Litery Jupika były, zważywszy na ich rozmiar, zadziwiająco kształtne. Skończywszy pisać, wietrzniak odbił pieczęć na wosku wylanym na zawinięty list i zerwał się z fotela.
- Zaniosę kurierowi.
- Nie zapomnij mu przykazać, żeby czekał na odpowiedź. - zakrzyknął Mystic.
Odpowiedzi jednak już nie doczekał. Ścigany przez wiatr Jupik pędził już wąskimi uliczkami Urupy. Chodziło przecież o jego ukochaną, malutką siostrzyczkę. Jego jedyną rodzinę. Jeśli może jej pomóc, zrobi to.

W salonie swojego domu Mystic rozwalił się na fotelu. Jego wzrok zatrzymał się na poukładanym drewnie w kominku. Sprowadzając nieco energii z przestrzeni astralnej zaprószył ogień i przyglądał się jak żywioły walczą ze sobą. Lubił patrzeć na pełzający po drewnie ogień. Taki potężny i miażdżący, a zarazem tak zależny od żywiołu powietrza. Języki ognia tańcowały już na dobre, kiedy starzec, całkiem już rozluźniony, odpłynął myślami w dal.
Ostatnio zmieniony przez mystic 2007-10-12, 22:19, w całości zmieniany 3 razy  
 
 
klik 
Nowicjusz
klik

Dołączyła: 08 Lip 2006
Posty: 13
Skąd: Zielona Góra
Wysłany: 2007-10-13, 21:06   

Dziewczynę zbudził promień słońca wpadający do pokoju przez fasetowane, kolorowe szybki niewielkiego okna. Przewróciła się na plecy i przez chwilę wpatrywała się w sufit wdychając powietrze przesycone zapachem róż. Przyzwała swoją magię i przez chwilę, jak zwykle, miała wrażenie, jakby mościła się ona gdzieś głęboko w niej jak zadowolony kot, który przyszedł odpocząć w ulubionym miejscu. Tego poranka kot nie miał jednak nastroju na sen. Tego poranka kotek miał ochotę na dzikie harce.

Kilk zerwała się z łóżka czując się jak podekscytowana nastolatka przed pierwszą, z trudem zaaranżowaną schadzką ze swoim ukochanym. Szybko spakowała potrzebne jej rzeczy do niewielkiego plecaka. Ktoś ją wczoraj śledził. Przemyła twarz i szyję. Ktoś ją wczoraj śledził. Popatrzyła w lustro. Ktoś ją śledził i na pewno nie była to tylko jedna osoba. Odbicie oddało jej uśmiech. Jeśli sytuacja znowu się powtórzy wystarczy, że zgubi wszystkich prócz jednego.
- A wtedy na tego jednego zapoluję – poinformowała cicho Złodziejkę na lustrzanej tafli.
Naciągnęła na siebie ciemnoszare spodnie i czarną bluzkę, uważnie sprawdzając czy wszystkie jej zabawki znajdują się na właściwym im miejscu. Usiadła na brzegu łóżka mocno wiążąc wysokie, zamszowe buty. Miejsce, do którego chciała zaciągnąć jednego ze śledzących pełne było gruzu, połamanych dachówek i na wpół rozwalonych ścian. To było miejsce, gdzie równie łatwo było znaleźć zagubioną sakiewkę na ulicy, co nóż w swoim brzuchu. Na szczęście jej współpraca z Herzoltem okazała się korzystna dla wszystkich zainteresowanych, a ona sama zyskała swoją „bezinteresowną” pomocą kilka, mniejszych i większych, przysług do wykorzystania i nietykalność ciała i mienia. Zmarszczyła nos. Kwiatowy aromat zaczynał ją drażnić. Chwyciła plecak, skórzaną kurtkę i z rozmachem otworzyła drzwi.

Sharkuzowi, którego o mały włos nie uderzyła drzwiami, rzuciła tylko ostrzegające spojrzenie. To był zbyt dobry dzień, by zaczynać go pełnych pretensji słów Łupieżcy. Zbiegła lekko po schodach rzucając wesołe „Dzień dobry” do obecnych w głównej sali Karczmy. Stanęła w lekkim rozkroku, z kciukami zatkniętymi za szeroki, skórzany pas i z powagą, jakby miała zdecydować o losach całej ludzkości, przyglądała się naczyniom rozstawionym na stole. Po chwili namysłu chwyciła niewielki dzbanek wypełniony herbatą, filiżankę i ze swym łupem, zadowolona opadła na krzesło obok, gawędzącego z Bezbronnym, Mystica.
- Witaj, Panie Magu – obdarzyła go po raz pierwszy szczerym, szerokim uśmiechem, który docierał do oczu i tworzył na jednym policzku niewielki dołeczek. – Jak się czuje Lancelot?

Pół godziny później dyskretnie opuściła Gerionową Karczmę kierując się okrężną drogą do rynku ludzkiej dzielnicy.
 
 
 
Bibi 
Nowicjusz

Wiek: 43
Dołączyła: 22 Sty 2007
Posty: 4
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2007-10-14, 23:23   

Szyb wentylacyjny nie był zbyt jasny ani przyjemny, ale dla potrzeb Bibi wystarczający. Zrzuciła z siebie iluzję pomywacza i chwilkę odsapnęła zastanawiając się nad dalszym krokiem:
„ Jestem w szybie wentylacyjnym, z tego miejsca powinnam się dostać do każdego pomieszczenia, ale nie wydaje mi się, żeby nie założyli pułapek w tym malutkim korytarzu, chyba nie byliby aż tak głupi, hihi” – to pomyślawszy wypełniła drobne ciałko magiczną energią swojej dyscypliny i ruszyła do przodu. Na każdym kroku sprawdzała czy są zabezpieczenia, ale jak dotąd na nic się nie natknęła. „Albo są tak głupi, albo tak dobrzy, że nic nie mogę znaleźć. Ciekawe czy na wyższych kondygnacjach też jest taki luz?”
Bibi przedostała się na piętro przez dość ciasny otwór, zamieszkały przez pająki rozkładające wokół lepkie sieci. Teraz tunel rozchodził się w trzy strony, co zaskoczyło trochę wietrzniaczkę, ale gdy sobie przypomniała budowę budynku, doszła do wniosku, że ten trzeci musi prowadzić do przybudówki obok kuchni, gdzie mieszczą się zapasy. Wybrała tunel po prawej. Już miała postawić nogę w tunelu, gdy iskierka intuicji przekonała ją do sprawdzenia tego przejścia. I jak zwykle się nie pomyliła, gdyby postawiła stópkę włócznia przybiłaby ją do przeciwległej ściany. Zaklinowała mechanizm pułapki i ostrożnie przesuwała się dalej.

Kilka kroków dalej znalazła otwór wychodzący na komnatę. Był to gabinet, w którym siedział jakiś urzędnik. Każdy kolejny pokój był pełen biurek, półek i ksiąg, jednak w żadnym z nich nie znalazła Theona. Przeszła na kolejną kondygnację, tym razem nie było pułapki przy wejściu, choć Bibi wyczuwała gdzieś niedaleko działanie magii. Wyjrzała przez jeden z otworów, to była sypialnia. Kilka następnych również. Jednak kolejny pokój to był gabinet z wielkim ciężkim, mahoniowym biurku stojącym na dywanie w krwistoczerwone róże. Pod ścianą stała komoda z tego samego drewna co biurko, jednak dekorowana złotem. Złota również była rama olbrzymiego lustra wiszącego na ścianie. Do pomieszczenia prowadziło dwoje drzwi. Bibi zajrzała do pomieszczenia obok - sypialnia, równie bogato zdobiona, co gabinet. „Tu musi mieszkać ktoś ważniejszy niż zwykły urzędnik. Trzeba by tam wejść, ale ten otworek to nawet dla mnie trochę za mały, spróbuję obok.” – wietrzniaczka przeszła do otworu w sypialni, większego niż w gabinecie, przecisnęła się przez niego i znalazła w sypialni. Sprawdziła zabezpieczenia, drzwi na korytarz były magicznie zamknięte, również zamknięta była szafka przy złoconym łożu. Ukierunkowała magiczną energię formując ją w wytrych i otworzyła szafkę. W środku znalazła trochę biżuterii i złoty pierścień z rubinem, który bardzo szybko zniknął w przepastnej sakiewce Bibi. Niestety nic nie wyjaśniło się odnośnie tożsamości właściciela tego pokoju.

Zamknęła z powrotem szafkę i udała się do gabinetu. Biurko było dwa razy większe od niej samej, a krzesło stojące przed nim, było niczym tron króla Varulusa. Sprawdziwszy zamki, zajrzała do szuflad. Jednak nie było w nich nic interesującego, co pomogłoby rozwiązać zagadkę. Rozejrzała się jeszcze swym astralnym wzrokiem po pokoju i dostrzegła jeszcze jedną skrytkę za lustrem. Gdy tam zajrzała była tylko ściana. Użyła swego pierścienia rozproszenia magii i jej oczom ukazała się malutka skrytka, zabezpieczona jakimś wstrętnym zaklęciem. Pierścień pomógł otworzyć także to zamknięcie. W środku było kilka zwoi z pieczęcią Theona – „Mam cię, teraz mi się nie wywiniesz, hihi. Czas wracać do domku, jupiiiii” – spakowała zwoje do plecaczka, zostawiła po sobie porządek i już miała czym prędzej wracać szybem na dół, gdy usłyszała dochodzący z korytarza odgłos zbliżających się kroków...
 
 
birchie 
Uczeń IV Kręgu
Metal Fist Shaman


Wiek: 40
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 94
Skąd: Poznań
Wysłany: 2007-10-15, 10:47   

Miedzianoskóry ork podejrzliwie przechodził pod Południową Bramą. We włosach miał pełno kościanych ozdób. Twarz i przedramiona znaczyły zawiłe malunki, a wokół karku owijał się kołnierz z wielobarwnych piór. Szedł piechotą, ubrany skromnie i typowo, jak na przedstawiciele któregoś z plemion orkowych nomadów. Z ramienia zwisała mu podróżna sakwa, w której jednak na próżno by szukać rękodzieła orków. Owszem był szamanem i adeptem. Ale również oczytanym badaczem historii. Choć sądząc po pozorach nikomu by to nie przyszło do głowy. Jedynie rękawica, pokryta żelaznymi płytkami, niedbale przewieszona za pasem, zdradzała plemienną przynależność.

Obite zebra wciąż dokuczaly, podbite oko puchło coraz bardziej, zaś lekko ukruszony kieł pobolewał irytująco... Jeszcze raz ork zaczął się zastanawiać czy przełknięcie gahadu nie byłoby tym razem jednak mniej bolesne... Dziewka była doprawdy apetyczna i dzika niczym najlepsza klacz ze stad Metalowej Pięści. Meraaarg chwyciła serce Birchiego w swe objęcia... Gorace uczucie nie zostalo jednak odwzajemnione, wzbudzajac w wybuchowym orku wscieklosc... Dalszego biegu wydarzen nie pamietal juz dokladnie,jednakże uderzenie, które powaliłoby nawet grzmotorożca, nie dawało o sobie zapomnieć, pulsując tępym bólem w potylicy...

Całkiem niedaleko ork dostrzegł jednego z tych przeklętych krasnoludów, których to wszędzie pełno. Ruszył dziarsko w jego kierunku. „Powiedzcie no dobry... krasnalu, gdzie ja tu zatrzymać się mogę na dłużej?” – zapytał Birchie. Krasnolud długo mierzył go spojrzeniem. „Idźcie do Geriona, on chętnie przyjmuje wszystkich dziwolągów. I drogi wcale nie jest…” Po czym oddalił się szybkim krokiem, mamrocząc coś o gnuśności rady miasta we wprowadzeniu ustaw ograniczających. Ork rozejrzał się po szerokiej uliczce. Pierwszy raz w Urupie, nie było mu więc łatwo zyskać orientację. Dojrzał jednak na skrzyżowaniu wielki słup z niezliczona ilością drewnianych tabliczek. Na jednej z nich zęby szczerzył rogaty troll, a krasnoludzkie glify głosiły: „Do karczmy Geriona”. Nie wahał się dłużej..

Dojście na miejsce nie zabrało mu dużo czasu... Gdy przed nim wyrósł w końcu budynek karczmy, ork rozdął nozdrza, próbując wstępnie wybadać jakość oferowanego jadła. Zachęcony doznaniami węchowymi wyszczerzył się w krzywym uśmiechu, poprawił torbę na ramieniu, po czym zdecydowanie pchnał drzwi przybytku ... Ledwo zdążył się uchylic, gdy jakis cholerny wietrzniak przemknał mu koło głowy...Orkowym zwyczajem Birchie burknal pod nosem cos na temat łba pelnego quaalzu, po czym wszedl w koncu do srodka...Zachecony unoszacym sie w powietrzu zapachem pieczeni brzuch dawal wyraznie i glosno znac o sobie, nawet jesli wsrod tego zapachu smigaly niespelna rozumu wietrzniaki...
_________________
Szaman wali pozytywem w twarz agresora... pozytywne fluidy...
Ostatnio zmieniony przez birchie 2007-10-17, 13:25, w całości zmieniany 7 razy  
 
 
 
abishai 
Uczeń III Kręgu


Wiek: 43
Dołączył: 28 Lis 2006
Posty: 58
Wysłany: 2007-10-22, 19:03   

-Słoneczny dzień, pełna kiesa i brzuch, urocza dziewoja idąca ramię w ramię...czegóż więcej trzeba od życia..- rozmyślał uśmiechnięty iluzjonista. Spacerowali z Rufiną uliczkami miasta kierując się do miejsca aukcji. Dziewczyna szła wtulona w ramię iluzjonisty.
Abishai tylko się uśmiechnął do niej , wspominając Israndila i jego sztukę podrywu.
Wiele sie od tego ksenomanty, w tej dziedzinie nauczył...Choć faktem było, że im bardziej Israndil zagłębiał się w swej dyscyplinie, tym mniej z życia korzystał. Dla krasnoluda było to coś dziwnego...Jaki sens rozwijać potęgę, z której nie ma się żadnej frajdy? Chyba, że dla kogoś frajdą jest gadanie z umarlakami...Abishai miał jednak inną definicje dobrej zabawy.
Dom akcyjny, jakim tymczasowo był boczny magazyn przy siedzibie władz Urupy, zapełniał się powoli kupcami, gapiami i poszukiwaczami przygód...Krasnolud wchodzący z Rufiną został wzięty za młodego kupca. Wyglądali bowiem na parę małżeńską, a wzory iluzjonisty wyszyte na jego szacie, były ostatnio modne wśród urupiańskiej "złotej młodzieży".
Siadając pomiędzy kupców z Rufina pokraśniała z dumy, zaś Abishai zastanowił się nad tym, czy by nie zapuścić w korzeni w Urupie.
- W końcu od tej całej wędrówki mam jedynie blizny i odciski. Może czas odłożyć oręż do skrzyni, płaszcz na kołku powiesić, a księgi położyć na półki?- pomyślał iluzjonista i wrócił pamięcią do poprzednich tego typu prób. Które zakończyły się klęską. A to iluzjonista usłyszał o odkrytym kaerze pełnym tajemnej wiedzy, a to właściciel mieszkania upominać sie zaczął o zapłatę czynszu i trzeba było wyruszać na przygodę , by spłacić długi, a to Therańscy żołnierze zaczęli przeszukiwać domy by złapać wywrotowców z ruchu oporu...Tak, tak...Zawsze pojawiała sie sprawa która zmuszała Abishai'a do wędrówki. Iluzjonista nie wątpił, że i tym razem tak będzie. Ale na razie rozkoszował się chwilą ...Dopóki jego spojrzenie nie spotkało sie z twarzą Viggo.
- I tu kończą się spokojne dni w Urupie.- pomyślał krasnolud i bezczelnie wyszczerzył zęby w uśmiechu do zaskoczonego i wściekłego orka. Dobrze wiedział, ze Viggo nie oskarży go o kradzież...W końcu iluzjonista "prawie " uczciwie wygrał te monety w karty. W tym przypadku "prawie" oznaczało, że nie dał sie przyłapać na oszukiwaniu. Zresztą Viggo też oszukiwał w kartach, tylko że niezdarnie.
Sam sobie winien, nie oszukuje się zawodowego oszusta - pomyślał iluzjonista. Póki trwała aukcja Viggo nie miał możliwości wykonania działań wrogich wobec krasnoluda. Ale po aukcji...Dla tego też Abishai postanowił przez jakiś czas omijać boczne uliczki miasta.
Obecnie jednak uwagę iluzjonisty przykuła rozpoczynająca się aukcja. Abishai chciał sobie z niej sprawić pamiątkę...I Rufinie też, spojrzawszy na swoją towarzyszkę pomyślał.- Warta jest rozpieszczania.
_________________
Life is brutal, even in heroic fantasy
Ostatnio zmieniony przez abishai 2007-11-09, 17:47, w całości zmieniany 1 raz  
 
 
Gerion 
Opiekun IX Kręgu
Troll Warrior


Wiek: 51
Dołączył: 24 Maj 2006
Posty: 1091
Skąd: Poznaďż˝
Wysłany: 2007-11-09, 16:16   

Południowa pora 10 Riag 1507


Ork wkroczył do sali. W środku panował niespodziewany ruch. Wielki troll krzątał się przy stole zajętym przez czwórkę t'skrangowych zuchów. Byli głośni, rozbawieni i robili wiele hałasu. Birchie ominął z daleka ich stolik. Usiadł sobie blisko kontuaru i poczekał aż spocony, rogaty olbrzym zbliży się na wyciągnięcie ręki. Troll troszkę był poirytowany nieustannym zmienianiem zamówień przez gości z P'shestish, w końcu podszedł do orka. "Zdrożony, głodny jedzenia i wieści i pewnie przynoszący z sobą nowiny z okolic, co?" zapytał Gerion. "Zwą mnie Gerionem i ten przybytek należy do mnie, w porze obiadu ruch tu jak zwykle, ale wieczorem luźniej, znajomi się schodzą, więc zapraszam po zmroku. A na teraz proponuję barani udziec w sosie czosnkowym i dzban młodego wina. No i rzeknijcie mi jak wrócę kilka słów o sobie..."

***

Seth szybkim krokiem zdążał w kierunku domostwa maga. Musiał pilnie pomówić z Mysticiem. Wkrótce stał przed drewnianymi drzwiami domu Czarodzieja. Uniósł dłoń, by zapukać w dębowe deski, ale w jednej chwili na drzwiach zaczął się formować kwaśny wyraz twarzy ducha strażniczego, zaklętego przez maga w drzwi. Pięść Fechmistrza zawisła centymetr od nosa drewnianej twarzy..."No dobrze już dobrze" - pomyślał i głośno zawołał "A zapowiedzcie mistrzowi Mysticowi, że jego kum, sławny adept Fechmistrz, imieniem Seth, czeka u drzwi zniecierpliwiony. A żywo i nie ociągajcie się, bowiem czas mój cenny jest nadzwyczaj" - zakończył akcentując pierwsze sylaby, by przechodzące dwie urocze mieszczki, wyraźnie go usłyszały. Duch wtopił się w deski drzwi...

***

Sir Valeq spojrzał na smugi światła pod sufitem. Małe okienko magazynowego pomieszczenia wpuszczało zazwyczaj niewiele światła. "Musi być koło południa, sądząc po jasności i burczeniu w moim brzuchu." - zatrzasnął głośno księge. "Co to za praca na głodnego" - pomyślał odganiając ogonem służebnego duszka, ciągnącego za sobą mgliste opary. Wstał, przeciągnął się i sięgnął po strój, niedbale leżący na jednej ze skrzyń. "Nie wypada nago wychodzić na ulice. Przynajmniej w południe." - dodał po cichu, myśląc już o solidnej porcji ryby w gerionowej karczmie.
_________________
Moja wikipedia ED,
 
 
 
birchie 
Uczeń IV Kręgu
Metal Fist Shaman


Wiek: 40
Dołączył: 23 Mar 2007
Posty: 94
Skąd: Poznań
Wysłany: 2007-11-09, 16:36   

"Nadzieję jeno żywię, że baran zacnych był rozmiarów, nim na ruszt trafił, bom zdrożon i jadła spragnion niesłychanie... A miast wina napilbym się piwa, boi nie spodziewam się aby w te,szacowne bez watpienia, progi zawital napoj orkowego podniebienia godzien... Problemu w tym jedynie można by upatrywac, ze zly los kiesę mą ze srebrników opróżnił...hmmm-hehehe...Można by upatrywać, gdyby potężne duchy mej osoby skromnej nie miały w opiece, służąc mi radą i wiedzą :mrgreen: "- po czym rozejrzawszy się podejrzliwie, jakby obawiając się szpiegów na usługach co najmniej Thery,dodał konspiracyjnym szeptem: " Ziół takich mogę uwarzyć, że dziewka wasza, mości Gerionie, pomyśli,że dajr na nią naskoczył...HA?!? HAHAHAHA!"- po czym śmiejąc się pełna gębą szturchnął porozumiewawczo zdumionego trolla... :mrgreen: A zatem żywo Gerionie, uwińcie się szybko z tą baraniną, a me potężne opiekuńcze duchy na pewno nie poskąpią wam i waszemu przybytkowi błogosławieństwa! :mrgreen: A może choroba jakowaś was trapi,że tak tu stoicie smętnie? hę? " :mrgreen:
_________________
Szaman wali pozytywem w twarz agresora... pozytywne fluidy...
 
 
 
mystic 
Czeladnik VII Kręgu
Emeryt


Wiek: 114
Dołączył: 27 Maj 2006
Posty: 882
Skąd: Częstochowa
Wysłany: 2007-11-12, 23:31   

Elfi żaglowiec majestatycznie płynął po wezbranym morzu. Na pokładzie okrętu stała oparta o reling młoda dziewczyna. Wiatr leniwie rozwiewał jej długie włosy. Dziewczyna tkwiła tam w bezruchu wpatzona w odległy punkt na bezkresnym morzu. Statek nosił nazwę Mallornica, a ją zwano Fellidra Jer. Uciekała przed światem, kóry znała, uciekała przed zemstą, uciekała w nieznane. Tam gdzieś za horyzontem zacznie nowe życie, bez zmartwień bez problemów..., bez tych wszystkich których kochała. W oczach dziewczyny pojawiły się dwie łzy. Taka była cena za dziewczęcą naiwność, za wiarę w dobroć innych. Teraz dopiero zaczynała to rozumieć. Zaczęła to rozumieć, gdyż wyszła z kokonu, jaki roztoczyli nad obiecującą aktorką mecenasi, patroni i "przyjaciele" wszelkiej maści.

- Ląd na horyzoncie
Myśli dziewczyny rozwiał krzyk elfa wypatrującego na bocianim gnieździe. Na statku zapanowało poruszenie. Po dłuższej chwili niewprawne oczy dziewczyny zaczęły dostrzegać zarys lądu.
"A więc poznam siedziby Ludu zza Aras" przemknęło jej przez myśl. Nie spodziewała się że tak pięknie do tej pory ułożone życie zaprowadzi ją w ten zakątek świata. Rozejrzała się po pokładzie. Jedyną osobą która zwróciła uwagę na ludzką dziewczynę był Masae Seorach, kapitan Mallornicy. Uśmiechnął się do niej. Widząc to dziewczyna dziarsko przetarła załzawione oczy i rzuciła mu zawadiackie spojrzenie. Nic nie złamie jej ducha, postanowiła sobie. Była gotowa.

- Yhyhyyymmm
Stary czarodziej otworzył oko, dostrzegając nad sobą ducha strażniczego.
- No co tam?
- Panie twój kum, sławny adept fechtmistrz imieniem Seth czeka u drzwi zniecierpliwiony. Mówi że jego czas jest cenny nadzwyczaj.
Stary czarodziej zbierał się powoli.
- Ach ta niecierpliwa młodzież - westchnął - wprowadź go do gabinetu, już tamn idę.
Mystic poprawił szaty i udał się niespiesznie w stronę swej pracowni.
 
 
Wyświetl posty z ostatnich:   
Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Template junglebook v 0.2 modified by Nasedo