Forum EARTHDAWN.PL
Forum fanów gry Earthdawn

PbF: "Biała Dama" - Biała dama

mystic - 2008-01-25, 02:24
Temat postu: Biała dama
Biała dama spojrzała przez okno balkonu. Księżyc powoli chował się za horyzontem, a ona nie zmrużyła tej nocy jeszcze oka. Już niedługo skończą się jej męki i będzie mogła wyjechać z tej smierdzącej therańskiej metropolii. Jeszcze tylko kilka dni. Wytrzyma. Musi wytrzymać, bo inaczej cały wysiłek jej i reszty spełzłby na niczym a ona najpewniej wylądowała by w jakiejś zapyziałej dziurze albo za biurkiem. A to była ostatnia rzecz jakiej chciała. Uwielbiała przypływ adrenaliny i nie zamierzała zawieść. "Jeszcze nie tym razem" - pomyślała, odwracając się od okna.
Stanęła przed fotelem i płynnym ruchem zrzuciła nań swe ubranie. Popatrzyła w lustro na zmysłowe ciało, po czym wskoczyła do łóżka, chcąc zażyć jeszcze choć nieco snu tej nocy.

Dwie uliczki dalej potężny obsydianin usłyszał coś co go zaniepokoiło, rzut okiem wystarczył, by uzyskał pewność. Idąc swobodnie, wyciągnął fajkę i zaczął ją odpalać. Szukał odpowiedniego miejsca, w którym mógłby się schować przed śledzącym go orkiem. Gdy dostrzegł już takowe skrył się i pykając sobie w ciszy, nasłuchiwał zbliżające się kroki.
"Amator" - pomyślał w duchu - "Gdybym ja tak chodził to już dawno by mnie pogrzebali"
Ork przeszedł obok niego i po kilku krokach zatrzymał się. Powoli odwrócił głowę , po czym uskoczył do tyłu na widok wychodzącego z cienia obsydianina z fajką w ustach.
- Powiesz mi dla kogo pracujesz? - zaczął spokojnie Klag - Czy muszę użyć perswazji? - dokończył, kładąc rękę na ciężkim toporze.
Ork spojrzał w bok szacując odległość od obsydianina i swoje szanse ucieczki, przegapił juz jednak ów moment, korzystając z wachania orka, Klag zbliżył się na odległość ciosu.
- No to jak będ...? - Obsydianin nie zdążył dokończyć. Ork wyszarpał miecz i rzucił się na niego. Klag mimo iż przygotowany nie zdążył zrobić uniku, cios rozorał nieco pierś obsydianina. Wojownik instynktownie naparł na orka i unosząc się nieco na ziemię wykonał drapieżny skok zamachując się toporem. Ork próbował się schylić przed ciosem, nie zdążył jednak i padł na ziemię. Charczał a z jego szyji płynęła struga krwi.
- Ech i po co żeś się uchylał? Dostałbyś w brzuch to może byś przeżył a i ja bym się czegoś dowiedział, a tak z obu nici.
Kolejny cios ukrócił rzężenie orka.
Klag rozejrzał się w około czy nikt nie był świadkiem brutalnej sceny po czym podniósł upuszczoną fajkę, pyknął sobie i zaczął się zastanawiać co teraz...

Dzik - 2008-01-25, 17:09

Klag pyknął znów swą fajkę i przesunął palcami po nowej bruździe która była przed śmiertelnym "podarunkiem" od orka. Nie poczuł krwi... Nie była zbyt głęboka. W myślach dziękował pasjom za swoja twarda skore.

Jego uwaga powróciła do zwłok orka.. pyknął ponownie i powoli kucnął przy ciele.
"Kim byleś zakapiorze... i jak długo mnie śledziłeś?" pomyślał gdy przyglądał sie orkowi.

Jego ręce dość niezdarnie zaczęły przeszukiwać zwłoki szukając czegokolwiek co dałoby odpowiedz na to pytanie.

Klag westchnął i puścił kolejny kłąb śmierdzącego dymu z ust. Miał swoje podejrzenia. Wiedział ze nie mógł to być zwykły napad... bo kto mający choć troche oleju w głowie rzuca sie na 2 metrowego Obsydianina z toporem w reku?

"Spotkałem już paru takich" pomyślał "Orki wpadające w ten ich szał... jak oni to zwą.. Gahad?" Ale to nie było to. Wiedział jak rozpoznać ten atak... Nie jedna bliznę kosztowała go ta lekcja.

Mógł za nim iść od początku ale od razu odrzucił ten pomysł... z natury był uważny.. tego wymagała jego praca. Za brak ostrożności można słono zapłacić.

"A ten tu był wyjątkowym amatorem... nie mógłby mnie tak długo śledzić." Pyknął swa fajkę ponownie w pewnej zadumie. "To musi być ktoś stad..."

Nagle podniósł znad ciała coś brzęczącego i uśmiechnął sie dość ponuro... "Sakiewka, lekka dość... cóż tobie już potrzeba nie będzie." I schował ja do swojej sakwy.

"Może ktoś stara sie mnie sprawdzić...? Albo obrazić.. wysyłając kogoś takiego. Kto cię wysłał?" Pomyślał i pyknął znowu swa fajkę.

W ręce trzymał już wszytko co znalazł przy orku... nie było tego wiele. Przyjrzał sie tym śmieciom.

mystic - 2008-01-25, 19:51

W ręce trzymał już wszytko co znalazł przy orku... nie było tego wiele. Przyjrzał sie tym śmieciom. Wyciągnięty zza pasa sztylet powiedział mu, że ork był pewnie jakimś oprychem, bądź złodziejaszkiem. Nędzny ubiór świadczył raczej za tym pierwszym. Zawartość sakiewki dawała do zrozumienia, ze dostał zaliczkę całkiem niedawno, nie zdążył jej jeszcze wydać. Jedyną rzeczą jaka go zainteresowała był żeton z wizerunkiem Pasji Astendar. Klag szybko skojarzył, że jest to waluta z sali gier Ognia Astendar. Chowając topór skierował swe kroki w stronę alei Kupców, przy której położona była ta gospoda. Denat albo był bywalcem tej karczmy, albo ktoś kto tam bywał znał go. Tak czy inaczej był to jedyny ślad. Warto rzucić okiem

Bigta Beszeb zebrał ze stołu żetony uśmiechając się szeroko, szczęscie dzisiaj mu dopisywało ale zbyt wysoka wygrana mogłaby narazić go na jakiś niechciany napad. Postanowił wydać od razu część zysku. Wszedł z piwnicy na parter i rozejrzał się. Zgiełk był tu znacznie większy niż na dole. Na scenie tańczyła właśnie Karelia. Młoda elfka wyginała się ponętnie, co wywoływało okrzyki podniecenia z ust podstarzałej części klienteli.
"Swoje zbierze" - pomyślał młody człowiek, siadając przy stoliku położonym nieco dalej od sceny. Rozejrzał się po przybytku noszącym nazwę Ogień Astendar. Potężny piętrowy gmach krył w sobie wiele tajemnic. Przyciągał rozmaitą klientelę, poczynając od znudzonych swymi żonami kupców, przez młodzieńców chcących popodglądać tancerki do podejrzanych typów. "Takich jak ja" - uśmiechnął się w myślach do siebie.
- Przynieś mi butelkę tego Rugariańskiego wina Ali - rzucił do kelnerki, która sprytnie uwijała się między klientami - a jak się szybko obrobisz, to i napiwek będzie, dzisiaj jest mój dzień - mrugnął do niej okiem.

Patrzył jak ludzka dziewczyna przemyka między stolikami i ten widok przyniósł mu na myśl łódź kołyszącą się na falach. Myśl ta rozluźniła go. Stać za sterem smukłego żaglowca no chociaż barki... Ech. Westchnął. Rzucił okiem na potężnego obsydianina, który właśnie wszedł do gospody. Jego uwagę przykuł wielki topór sterczący u boku obsydianina.
"Pewnie nowy. Jeszcze mu strażnicy nie wyperswadowali noszenia takich rzeczy luzem". Czekał na wino zastanawiając się, która dziewczyna będzie dzisiaj jego.

Dzik - 2008-01-26, 16:17

Klag otworzyl drzwi Ognia Astendara i nagle uderzyla go aura zapachow owego miejsca i tloku w nim jak i glosna muzyka akompaniujaca tancerkom... Jego twarz skrzywila sie w grymasie podirytowania a nawet bolu.

Powoli wszedl do srodka, stanal w dzwiach i rozejrzal sie po przybytku. Obsydianin z duzym toporem w dzwiach zwracal uwage nawet w takim miejscu. Wiedzial o tym. Przez sekunde nawet przykul uwage staruchow i mlodzikow sliniacych sie na elfke.

"Nie bede musial dlugo szukac" pomyslal i zasmial sie w duchu.

Ruszyl w strone szynkwasu nie musial sie nawet przedzierac przez tlum... ludzie instynktownie rozchodzili sie nie chcac byc zdepnietym przez taka mase. Zatrzymal sie przy szynkwasie i zerknal w strone karczmarza ktory sie wlasnie uwijal przy tak licznej klienteli.
Rzucil kilka miedziakow... "Mocne.. krasnoludzkie i niechrzczone" rzucil. I po chwili stal przed nim pelen "kufel". Wzial lyk i oparl sie o szynkwas.. rozglodajac sie po karczmie.

Znal to miejsce. Byl tu raz lub dwa. Nigdy jednak sam. Zawsze byla jakas robota.

Elfka tanczyla w rytm muzyki, innym sie to podobalo.. on tego nie rozumial. Muzyka go irytowala... a glosna nawet bolala.. przytknal reke do membrany ucha i westchnal.

"Cholerna rana" wymamrotal nerwowo swym basem. Glupi elf wiedzial gdzie go trafic.

On tez go dopadl... I z krzykow wywnioskowac mozna ze jego to bardziej bolalo.

Siegnal do sakwy i wyciagnal fajke.. nabil ja i zapalil. Chmurka smierdzacego dymu opuscila jego usta i poczul sie troche bardziej zrelaksowany. Wspomnienia plynely struga przez jego swiadomosc... Wypil lyk piwa... bylo mocne i niezbyt ochrzczone.. karczmarz wiedzial komu co dac... a jego oczy wedrowaly po sali szukajac znajomych twarzy... lub zbyt ciekawskich oczu.

birchie - 2008-01-26, 18:29

...Skinieniem głowy i szerokim uśmiechem podziękowal kelnerce za kufel pełen malo klarownego plynu. Niemal podswiadomie rzucił jakąś uwagę pod jej adresem, wywołując kokieteryjny śmiech (juz dawno przestała sie rumienic slyszac takie rzeczy),cała jego uwaga była juz jednak skupiona na zwalistej postaci kamiennego czlowieka, ktora przed chwileczka stanela przy szynkwasie. Zdanie z natury pragmatycznego Bigty na temat kamiennych ludzi nie było zbyt pochlebne: po prostu nie wiedzieli co dobre w zyciu... Słabo nadawali sie tez na ofiary zlodziejskich zapędow: byli bystrzejsi i szybsi niz mozna by wnioskowac na pierwszy rzut oka, zas o prostym napadzie rabunkowym w ogole nalezalo zapomniec... Stanowili wyzwanie. A krótko mówiąc- on lubił wyzwania...

Obsydianin odwrocil sie, niemrawie rozgladajac po izbie. Bigta przybral znudzony wyraz twarzy. Nie uciekal wzrokiem w obawie bycia zauwazonym. Tak robili amatorzy, wywolujac skutek zupelnie przeciwny do zamierzonego. Ofiara zawsze wiedziala, ze cos jest na rzeczy... Ich spojrzenia spotkaly sie na moment: "fale...spokone fale... " - Bigta przywolal w myslach najbardziej uspokajajacy go widok...To pozwalalo mu zawsze odciac sie od emocji i gwarantowalo pewną rękę w kazdej wytuacji...Wytrzymal spojrzenie złotawych oczu, emanujac wprost spokojem i znudzeniem wlasciwym dla wielokrotnego bywalca przybytku, ktory widzial juz tak wiele,ze nic nie bylo go w stanie nie tylko zaskoczyc, ale nawet zainteresowac... W miedzyczasie, opierajac sie na wielkosci i sposobie w jaki zwisala przy pasie olbrzyma, zdazyl juz ocenic zawartosc sakiewki na jakies 150..moze 200 sztuk srebra... potrzebował tylko...tylko... chwiilkii zaamieeszaaniaa..

A tymczasem "chwilka zamieszania" wlasnie wchodzila do Ognia Astendar... Tarqa, szef miejscowej bandy,razem z dwoma przytepawymi orkami pojawil sie w drzwiach... Normalnie Bigta wolalby uniknac z nimi spotkania,jako ze wisial tym przegrancom calkiem sporo brzęku, tym razem jednak postanowil upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.
Wstał i ruszyl w kierunku nowo przybyłych. W jego głowie kiełkowal juz plan...

mystic - 2008-01-27, 00:27

Karelia wbiegła do garderoby. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech. W dłoniach trzymała pokaźny napiwek. Jeszcze nie zdążyła przeliczyć, ale dawno już nie było tego tyle.
- Illayah dzisiaj mają głębokie kieszenie, korzystaj ile wlezie.
- Wiesz że to nie dla pieniędzy tam wychodzę. To taniec, on mnie tak pociąga. - odpowiedziała starsza elfka.
- Ale jak uzbierasz to się stąd wyrwiesz do Starego miasta - Karelia ściszyła głos - słyszałam, że tam dają napiwki w złocie.
Illayah zaśmiała się.
- Masz za długie uszy, uwiń się dobrze to sobie przygruchasz jakiegoś kupca i będziesz żyć w dostatku.
- Wolę Theran, oni są tacy przystojni i mają takie możliwości.
- No i jakie kieszenie... - wtrąciła Ilayah
- Illayah na scenę! Już się niecierpliwią - głos należał do Kalandira, elfa, który był właścicielem przybytku. Miał na wszystko baczenie, przez co wiecznie nie miał czasu na nic poza tą swoją gospodą.
- No idź już owiń ich wokół palca - zaśmiała się Karalia, upychając srebrniki w gustownej sakiewce z barwionej koźlej skóry.
Illayah przejrzała się po raz ostatni i ruszyła na scenę.


Klag wypil lyk piwa... bylo mocne i niezbyt ochrzczone.. karczmarz wiedzial komu co dac... a jego oczy wedrowaly po sali szukajac znajomych twarzy... lub zbyt ciekawskich oczu. W gospodzie wciąż było wielu gości, większość z nich go nie obchodziła, jednak ten ciemnowłosy, żylasty człowiek, który się w niego wgapiał był podejrzany. Chwilę zmierzyli się wzrokiem po czym kontynuował przegląd otoczenia. W kącie dostrzegł R'ssaloka, młodego złodziejaszka, który już raz okazał mu się użyteczny. Młody t'skrang kiwnął ogonem witając obsydianina. Klaga zawsze zadziwiał język ciała t'skrangów, podobnie jak ich umiłowanie co wody. Rozumiał je, on odczuwał to samo w stosunko do ziemi, ale podziwiał.

Odwrócił się by zobaczyć trzech zawadiacko wydętych orków. Przywódca skierował wzrok na żylastego człeczynę i rzekł:
- Idziesz mi oddać moje 200 sztuk srebra Beszab?
- Tarqa - zaczął niepewnie Bigta - mam tylko pięćdzie...
Potężny cios w szczękę przerwał mu w pół słowa. Człowiek zatoczył się w kierunku Klaga, robiąc krok więcej niż powinien. Obsydianin wyciągnął rękę i zatrzymał go. Bigta obrócił głowę i wyszeptał:
- Dzięki. - zgrabnie odcinając pękatą sakiewkę.
- Oddasz mi teraz albo nie ujrzysz już słońca. Zetrę cię na proch - kontynuował wściekły ork.
- Spokojnie Tarqa - Bigta otarł usta. - Chodźmy do loży.Nie będziesz stratny.
- Prowadź i żadnych cyrków. Chłopaki czuwają.

Mistrz Tajemnic przeglądał starożytne księgi. Szukał w nich wskazówek potrzebnych do magicznego rytuału. Moze będzie się musiał spieszyć, a on bardzo tego nie lubił. Nie lubił wtrącać się w losy maluczkich, ale ostatnio dość często mu się to zdarzało. Na prośbę Władcy Marionetek pomógł jego karłom stworzyć kompendium wiedzy o bestiach Barsawii. Ostatnio musiał uaktywnić jednego ze swych nielicznych, acz elitarnych agentów, a teraz jeszcze ten rytuał. Impertynenci zdecydowanie zaczynali go irytować. Bedzie trzeba z nimi coś zrobić.

Generał Ilfaralek jeszcze nie spał. Przeglądał mapy i notatki szpiegów tyczące południowej Barsawii, a także raporty od sympatyzujących z Therą t'skrangów z domu K'tenshin. Akarenti szukał odpowiedniego miejsca. Musiał też pokierować odpowiednio wydarzeniami, by nakłonić K'tenshinów do współpracy. Trzeba będzie wydusić fundusze od Patracheusa. Cel był jednak szczytny. Otrzymał pismo od samego Najwyższego Gubernatora, więc misja była priorytetem. Patracheus raczej nie robił problemów, jeśli nie podejrzewał działań skierowanych przeciw sobie. Tym razem jednak nawet gdyby miał coś przeciwko i tak nie mógł oponować. Inaczej stawiałby swoje życie na szali. Ilfaralek przywołał sekretarza...

Dzik - 2008-01-27, 01:28

Klag zatrzymal upadajacego czlowieka tuz przed soba... z lekkim poirytowaniem dmuchnal dymem w jego twarz gdy ten sie obrocil i pchnal go do przodu. Nie podobal mu sie... "Idiota" pomyslal przysluchujac sie rozmowie orka i czlowieka.

Wzial kolejny łyk swojego piwa patrzac jak ta cala zgraja znika w lozy.
" Tacy jak on dlugo nie zyja. A ten najwyrazniej lubi ryzyko..."

Wzruszyl ramionami i jego uwaga skierowala sie na scene skad nadbiegl dosc wyrazny glos -sadzac po dzwiecznosci elficki zapowiadajacy kolejna tancerke.

"Panie i Panowie! Stali bywalcy i nasi nowi drodzy goscie! Oto wystep na ktory wszyscy czekaliscie! Slyszeliscie o niej bo kto nie slyszal! Slawna na cala There i Barsawie cudowna i hipnotyzujaca, magiczna duma Ognia Astendara! Illayah!" Glos skonczyl a karczma wybuchla oklaskami i krzykami zadowolenia a na scene weszla ona...

Klag chwycil sie za lewa strone swojej glowy.. bol spowodowany halasem byl ostry jakby ktos wlozyl kij z gwozdziami gleboko w jego ucho. Syknal podirytowany i zamknal oczy potrzasajac glowa przez chwle.

"Cholera!" synkal gdy gwar i gwizdy powoli ucichly... zaczynal sie wystep. Wszyscy nagle uciszyli sie i w skupieniu obserwowali elfke... muzyka grala i nie przerywal juz nikt, tylko mlodziki gwizdaly od czasu do czasu.

Klag otworzyl oczy i wyprostowal sie.. westchnal i pyknal ze swojej jeszcze tlacej sie fajki. Uspokoilo go to troche... a jego oczy powedrowaly do mlodego t'skranga

"Jak o mial na imie? R...Rss.. R'ssaloka czy jakos tak... " Chwycil swoj kufel i postanowil powedrowac w jego strone. "Pewnie sie orientuje w najnowszych plotach... bedzie od czego zaczac"

Przeszedl przez tlum... Zaslaniajac tym i owym widok... neiktorzy probowali cos powiedziec, ale nikt nie odwazyl sie na nic wiecej niz szept. Elfka zachecajaco i kusicielsko krecila swoimi biodrami do sliniacego sie tlumu w rytm muzyki ktora... wydawala sie stworzona dla niej. Nawet Klag musial przyznac ze miala "cos" w sobie. To nie byl zwykly taniec... to byla sztuka.

Dotarl do stolika T'skranga i usiadl kolo niego... mlody jaszczur wpatrywal sie w elfke. Klag usmiechnal sie do siebie i tez zerknal... " Magia... czy sztuka?" Spytal... raczej retorycznie i pyknal swa fajke w zadumie obserwujac taniec.

birchie - 2008-01-27, 02:19

Usiedli w lozy przy niewielkim stoliku rzezbionym w poplatane motywy roslinne... "fale i bryza"-pomyslal Bigta, po czym zdobyl sie na nieco wymuszony usmiech...Wysypal zawartosc sakiweki na stol i pchnal w strone orka... "To na dobry poczatek..."-(wściekle spojrzenie orka)-"Oddalbym wszystko,ale zrozum,ze nie moge... Widzisz tego tam?" - obrocil glowe i podbrodkiem wskazal obsydianina torujacego sobie wlasnie droge wsrod klienteli- "to jego brzęk...Szukal,psia jego mac, kogos dobrego w cichej robocie, no i padlo na mnie, ma sie rozumiec :mrgreen: ja do niego od razu: potrzebuje brzęku...Jest brzęk-jest robota...No bo wisze gosciowi, ktory rzadzi tym rejonem i nie chce z nim zadzierac ...Ale kamiennoglowy sie uparl, ze niby reszta potem, bo zywoglaz nie pozwala... Nic to,mysle, moze nie zrozumial jakie tu sa uklady, wiec jeszcze raz powoli mu rzekę... On na to: nie, bo zywoglaz...jade z nawijka,ale on ciagla zywoglaz i zywoglaz... No i nic brachu nie poradzisz..." (tu Bigta przybral zbolala mine,w stylu "sila wyzsza,sam rozumiesz")...

-"Sluchaj gnojku!" - orkowi zaczynaly puszczac nerwy-"Mam to gdzies...Dawa brzęk,albo wyr-"
-"ale jego zywoglaz..."-wtracil sie Bigta
-"Nie obchodfzi mnie...Chce moje sre-"
-"Wiem,ale jego zywoglaz..."...

Klag dotarl do stolika T'skranga i usiadl kolo niego... mlody jaszczur wpatrywal sie w elfke. Klag usmiechnal sie do siebie i tez zerknal... " Magia... czy sztuka?" Spytal... raczej retorycznie i pyknal swa fajke w zadumie obserwujac taniec.

"W DUPIE MAM JEGO ZYWOGLAZ,ROZUMIESZ BIGTA!!??!! SRAM NA ZYWOGLAZ I NA TEGO SKURWIELA!!ZRESZTA KTO GO TU WPUSCIL :-/ ?? "- nieoczekiwany ryk orka wpadajacego w gahad wstrzasnal przybytkiem

...glowy wszystkich zwrocily sie w kierunku lozy... Nawet powabna elfka wybita zostala z rytmu i zamarla w dosc wydumanej pozie...A nie byla przeciez ona osoba na ktorej uslyszane slowa wywarly najwieksze wrazenie...

Dzik - 2008-01-27, 03:51

Nieoczekiwany ryk orka wpadajacego w gahad wstrzasnal przybytkiem

...glowy wszystkich zwrocily sie w kierunku lozy... Nawet powabna elfka wybita zostala z rytmu i zamarla w dosc wydumanej pozie...A nie byla przeciez ona osoba na ktorej uslyszane slowa wywarly najwieksze wrazenie...

Uwaga Klaga skupila sie na lozy. Powoli wyciagnal z ust fajke i uderzyl nia pare razy o stol by wyrzucic z niej reszte ziela. Po sali rozlegl sie szept... muzyka dawno ucichla a oczy tych, co spodziewali sie co nastapi skupily sie na nim.

Klag schowal fajke.. i powoli, majesetatycznie wstal. Powolnym lecz systematycznym krokiem torowal sobie droge do lozy przez srodek sali. Teraz juz wszytkie oczy skierowane byly na niego.Czul to ale nie obchodzilo go to. Szept zmienil sie w wrzawe wymieszana z dzwiekiem jego powolnych krokow oraz krzesel.. odsowanych z jego drogi.

Kto obyl sie w swiecie i widzial juz niejedno wie, ze Obsydianie to z natury spokojna rasa. Kraza wprost legendy o ich spokoju i cierpliwosci. Ale sa tez inne legendy...
Obrazic obsydianina to jak ruszyc skałe o jego wadze. Wiekszosc obelg traktuja oni jak zart a tego co probuje ich obrazic z poblazaniem. Ale kazda skale mozna ruszyc za pomoca odpowiedniej dzwigni... Obrazic zywoglaz obsydianina to wlasnie taka dzwignia.

Ta zniewaga musiala byc wyjasniona... jak najszybciej. Dzialanie Klaga bylo wprost instynktowne.

Niedlugo tez trwalo zanim stanal w dzwiach lozy... jego reka spoczela na toporze a swiecace , wsciekle zloto-zolte oczy spogladaly na tam zebranych...

"Ktory to powiedzial..." Powiedzial Klag spokojnym basowym - lecz niosacym obietnice bolu jesli odpowiedz nie nastapi nagle- glosem.

Bibi - 2008-01-27, 10:44

W gospodzie rozległ się głos Kalandira:
"Panie i Panowie! Stali bywalcy i nasi nowi drodzy goście! Oto występ, na który wszyscy czekaliście! Słyszeliście o niej, bo kto nie słyszał! Sławna na całą Therę i Barsawię, cudowna i hipnotyzująca, magiczna duma Ognia Astendara! Illayah!" Głos skończył, a karczma wybuchła oklaskami i krzykami zadowolenia, a na scenę weszła ona...

... jej posuwisty krok i kołysanie bioder spowite w prześwitującą spódnicę, sprawiło, że zapadła cisza. Illayah usłyszała pierwsze nuty muzyki, lekko przymknęła oczy i wprowadziła swoje ciało w ruch. Najpierw powoli i leniwie niczym kot, prężąc się i wyginając, a później zaczęła wirować coraz szybciej, coraz bardziej agresywnie i wyzywająco. Z pełną świadomością tańczyła i odsłaniała kilka tajników swojego ciała, jej nagi brzuch i piersi, przesłonięte błękitną szarfą wirującą w jej rękach budziła zachwyt w oczach przyglądających się występowi.

Ale dla elfiej kobiety to nie był zwykły taniec, wyobrażała sobie, że to była walka z wrogiem, a szarfa w jej ręku to długi, smukły miecz, którym walczy. Jednak jej uwaga zwrócona była również na osobników znajdujących się w gospodzie. Kiedy muzyka zaczęła być już bardzo natarczywa, a Illayah gotowa była do swojego popisowego numeru, aby zebrać kilka sztuk srebra, nieoczekiwany ryk orka wstrząsnął przybytkiem, a głowy wszystkich zwróciły się w kierunku loży... Nawet powabna elfka została wybita z rytmu i zamarła w dość wydumanej pozie, a nie była przecież osobą na której usłyszane słowa wywarły największe wrażenie...

Tak naprawdę spodziewała się tego rozpoznając kilku osobników, jednak nie mogła zdradzić czym się zajmuje. Illayah pospiesznie rzuciła na siebie zaklęcie chroniące i czekała na rozwój wypadków. Z wielka chęcią skoczyłaby w wir nadchodzącej walki, jednak brak oręża i rozsądek ostudził jej zapał, więc pozostała na swoim miejscu, czekając na rozwój wypadków.

mystic - 2008-01-27, 13:22

Dotarl do stolika T'skranga i usiadl kolo niego... mlody jaszczur wpatrywal sie w elfke. Klag usmiechnal sie do siebie i tez zerknal... " Magia... czy sztuka?" Spytal... raczej retorycznie i pyknal swa fajke w zadumie obserwujac taniec.
- A jaka to rósssznicia? Ważne że ma się ją ochotę pobujać psszez pół nocy. - zaśmiał się obskurnie młody t'skrang.
- Pobujać? - zdziwił się Klag
- No wiesz pochędożyć ździebko - weseliła go obsydiańska niewiedza.
Klag zawsze podziwiał rytuały godowe pozostałych ras. Wyłaniający się z żywogłazu obsydianie nie odczuwali potrzeby zblizenia fizycznego.

- W DUPIE MAM JEGO ZYWOGLAZ,ROZUMIESZ BIGTA!!??!! SRAM NA ZYWOGLAZ I NA TEGO SKURWIELA!!ZRESZTA KTO GO TU WPUSCIL ?? "- nieoczekiwany ryk orka wpadajacego w gahad wstrzasnal przybytkiem. Sala zamarła. Nawet Illayah wyprostowała się, wymamrotała jakieś zaklęci i gotowała się do skoku.
W Klagu wzbierała lawina, wstał i udał się w kierunku trzech orków i człowieka.

Kalandir skinął na Puga. Dzisięciolatek wiedział co ma robić. Wyskoczył z karczmy jak z procy i biegiem udał się w kierunku koszar straży. Spojrzał na Łamignata. Troll wykidajło właśnie sprawdzał czy miecz wysuwa się z pochwy. Z Sal gier wychodzili właśnie Morak i Kardak, krasnoludzcy bracia, którzy pomagali Łamignatowi. Mogł już więc ruszać.

Obsydianin stanal w dzwiach lozy... jego reka spoczela na toporze a swiecace , wsciekle zloto-zolte oczy spogladaly na tam zebranych...
- Ktory to powiedzial... - Powiedzial Klag spokojnym basowym - lecz niosacym obietnice bolu jesli odpowiedz nie nastapi nagle - glosem.
Tarqa przerwał w pół zdania, oglądając się przez ramię na przybysza. Bigta wykorzystał moment, by przesunąć się nieco w kierunku wyjścia.
- Zaraz się tobą zajmę skalniaku. - ork odwrócił się w stronę Bigty, łapiąc go za frak. - masz czas do jutra buunda albo roszszarpią cię czakty. - pchnął Bigtę w stronę drzwi. Człowiek znów zatoczył się na obsydianina.
- Masz jakiś problem wielka mordo?! Życie ci się nudzi?? Czy zgubiłeś tu coś!?
Dwa przydupasy Tarqi sięgały po broń.

Bigta zatrzymał się mimowoli, chcąc obejrzeć widowisko lecz poczuł uchwyt rąk na koszuli. Został mocno szarpnięty w tył. Odruchowo wywinął się i przewrócił pociągając za sobą napastnika i sięgając ręką po sztylet ukryty w bucie. Zobaczył nad sobą zdziwioną twarz kelnerki. Oczy Ali wpatrywały się w niego z troską i złością zarazem.
- Znowuś się w coś wplątał!
Bigta zaczął się podnosić...

Illayah patrzyła jak Łamignat i Kalandir wchodzą do loży a za nimi drepczą bracia.
"Zaraz się powinno uspokoić". Spojrzała na muzyków. Nie byli raczej zainteresowani jej występem, więc schowała swe wdzięki schodząc ze sceny do garderoby. Minęła Karelię ciekawsko wyglądającą zza kotary oddzielającej zaplecze od sceny.
- Ale akcja - młoda była wyraźnie podniecona.
- Nic nie będzie - odrzekła jej spokojna Illayah. - Tarqa dostaje swoją działkę, wiesz jaki on jest chciwy, przełknie to swoje gahad.

Napięcie w loży stawało się nie do zniesienia...

Biała dama patrzyła na zgrabne ciało jej therańskiego kochanka. Właśnie szykował się do wyjścia po wycieńczającym miłosnym maratonie. Odwrócił się i musnął palcami jej udo. Usmiechnęła się do niego. Musiała się uśmiechnąć. Wstał ubrał się i wyszedł, a ona padła na piękne mahoniowe łoże. "Już niedługo. Wytrzymam." - pomyślała.

Uhl Denairastas niespokojnie kręcił się na swym fotelu. Coś się zbliżało. Czuł to w powietrzu. Coś wielkiego. Będzie musiał spotkać się ze swym najważniejszym doradcą. "Doradcą" - zaśmiał się w myślach. Sam nei był pewien kto tu kogo wykorzystuje. Spotkania z nim były jak nieustająca bezkrawa walka dwóch potężnych umysłów. Mimo przewagi Wyrzutka, nie ustępował mu. Nie miał zamiaru mu ustąpić.

Dzik - 2008-01-27, 15:45

Klag dobrze wiedzial co zaraz nastapi. Znal te karczme i znal tez wykidajla. Wiedzial ze nie ma za duzo czasu. Slyszal juz kroki zbierajacej sie bandy ktora ma ten caly bajzel uspokoic.

Wzial gleboki oddech... jego skora nagle,w mgnieniu oka zmienila kolor... tu i uwdzie pojawily sie brazowe grudy. Ten talent nie raz uratowal mu zycie.

Tarqa przerwał w pół zdania, oglądając się przez ramię na przybysza. Bigta wykorzystał moment, by przesunąć się nieco w kierunku wyjścia.
- Zaraz się tobą zajmę skalniaku. - ork odwrócił się w stronę Bigty, łapiąc go za frak. - masz czas do jutra buunda albo roszszarpią cię czakty. - pchnął Bigtę w stronę drzwi. Człowiek znów zatoczył się na obsydianina.
- Masz jakiś problem wielka mordo?! Życie ci się nudzi?? Czy zgubiłeś tu coś!?
Dwa przydupasy Tarqi sięgały po broń.

Klag bez sekundy zastanowienia wykorzystal ten moment. Loza nie byla za duza wiec machanie toporem nie wchodzilo w rachube. Skoczyl,nagle i tak szybko ze dwaj orkowi straznicy zamarli ze zdziwienia. Jego wielkie kamienne piesci uderzyly z impetem na jednego z nich posylajac go w powietrze zanim zdazyl cokolwiek powiedziec w strone drugiego, ktory instynktownie probowal odskoczyc od zagrozenia - tyle ze w lozy nie bylo zbtnio gdzie. Orkowy straznik przetoczyl sie przez stol ladujac dosc niezdarnie na ziemi po drugiej stronie.

"Jeden.." pomyslal Klag spogladajac na pozostalych dwoch.

Tarq byl juz na nogach, z wyciagnieta bronia przygladal sie Klagowi z wsciekloscia w oczach

Szybko spojzal na swojego straznika gdy ten podnosil sie z ziemi po swoim "salcie" na stole.
"Na co ty cholera czekasz!!! Zabij tego skalniaka! Za co ci place!?" Ork lekko wstrzasniety dobyl miecza i spojzal na obsydianina.

Klag nie czekal dlugo i gdy Tarq odwrocil swa uwage skoczyl ponownie. Nie minela chwilka a trzymal orka za gardlo w swym kamiennym uscisku. Jego oczy palily sie jak dwa ognie gdy lekko podnoscil orka. Ten rzucil miecz i charczal patrzac na Klaga wsciekle przerazonymi oczyma probujac wyrwac sie z jego uscisku kopal i bil obsydianina. Orkowy straznik cofnal sie o krok do wyjscia z lozy.. gdzie wlasnie wchodzil Lamignat.

Cofajacy sie ork uderzyl w Lamignata... odwrocil sie i zobaczyl jego piesc ktora poslala go w drugi kat lozy.

Obsydianski uscisk powoli dusil orka. Klag spojzal na wejscie do lozy i parsknal a potem zwrozil sie do Tarqa:

" Cos ty powiedzial hmm? Nie wiesz ze takie slowa moga przyspieszyc twe odejscie z tego swiata co?!"

Ork charczal , dusil sie, kopal i bil obsydianina panicznie ale nic nie wzruszalo skaly... Obsydianin poluznil uscisk dajac mu odetchnac...

Tarq nabral powietrza w pluca.. i zaczal skamlec..." Nie.. nie rozumiesz! to nie mm...moja w..wina! " Wykrztusil z siebie... "To Bigta! To.. to on mnie podpuscil! "

Lamignat wszedl do srodka wraz z krasnludami. Ustawiali sie powoli by zapanowac nad sytuacja. W ich rekach blyszczala juz bron..."Puszczaj go!" Powiedzial jeden z krasnoludow. "Dosc juz dzis narozrabiales.." Powiedzial drugi. Klag zerknal na nich a potem znow na orka.

"Nigdy wiecej tak nie mow... " Powiedzial obsydianin dosc spokojnie po czym rzucil Tarqa na ziemie az pod same wejscie do lozy... Stal w miejscu i ogladajac sie na wykdajla... czekal na ich ruch.

Tarq kaszlal i krztusil sie lezac na ziemi pod stopami Kalandira.

mystic - 2008-01-27, 16:56

Kalandir ogarnął spojrzeniem ten burdel. Łamignat i bracia czekali tylko na słowo, zwłaszcza podchmielone krasnoludy były chętne obić komuś ryja. Elf spojrzał na leżacego pod jego stopami orka.
- Tarqa ty skurwysynu jak się umawialiśmy? Żadnych interesów pod moim dachem. Jeszcze jeden taki wybryk i sie rozzłoszczę. A teraz bierz tych ćwoków i spierdalaj! - Morak chwycił orka i wytargał go z loży. Za nimi posłusznie wyszły pozostałe orki, rzucając wściekłe spojrzenia w stronę obsydianina.
- A co do ciebie przyjacielu - głos elfa zmienił się w słodki i uprzejmy - koszt naprawy stołu i foltela zniszczonego tym strażnikiem to 25 sztuk srebra, plus pietnaście opłaty rozjemczej, razem 40 sztuk srebra. Uiszczone teraz czy przy wyjściu? Bo nie wiem co powiedzieć tym uprzejmym strażnikom miejskim, którzy niechybnie się tu zaraz pojawią - wymuszony uśmiech miał w sobie wiele złośliwości.
Klag właśnie się opanowywał. - Zapłacę przy wyjsciu. A teraz czy mógłbym zostać sam?
- Ależ oczywiście wielmożny panie. - Elf ukłonił się w pas, zasłaniając uśmiech. - Miej oko na niego - szepnął przechodząc obok Łamignata.

Wszyscy wyszli i Klag ocenił zniszczenia. Były warte góra 15 sztuk srebra, ale to nie było istotne. Chciał jeszcze zostać w gospodzie bo w uszach dźwięczały mu słowa Tarqi: "To Bigta! to.. to on mnie podpuscił! "
No i nie dokończył rozmowy z R'ssalokiem...

Illayah starła puder z twarzy, wymyła się i przebrała. Wyszła z garderoby i skierowała się do swego pokoju. Nie miała już sił na myślenie. Weszła do środka i zamknęła za sobą drzwi. Zrobiła dwa kroki po czym odwróciła się dostrzegając ukradkowy ruch. Na fotelu siedział Tariel. Elf uśmiechnął się nieznacznie do Ilayah. Dziewczyna podeszła do lampy i zapaliła ją.
- Co cię do mnie sprowadza Tarielu?
- Obowiązki, mała, obowiązki.
- Mów - Illayah nie przepadała z tym dandysem, zmuszona była jednak z nim współpracować.
Elf wykonując kilka gestów zaczerpnął nieco energi z przestrzeni astralnej i przesączył ją przez matrycę. Zapanowała nagła cisza. - Mistrz chce wiedzieć co w trawie piszczy. Masz zdobyć jakieś informacje. Jak najszybciej. - skinął głową w stronę Starego miasta.
Elf zastanowił się przez chwilę - Porgl nie żyje. Pomyślałem że będziesz chciała wiedzieć.
- Twoi? - Ilayah była tą, która przebiła się przez maskę orka, wykrywając fakt że jest on jednym z pionków Ilfaraleka.
- Nie. Znaleziono go z głową ledwo zwisającą z karku, odartego z wszystkich przedmiotów. Albo rabunek, albo natrafił na lepszego.
Illayah nie chciała wierzyć w przypadek. To nie był rabunek. Ktoś musiał włączyć się do rozgrywki.
- Może znajdziesz dla mnie chwilę? - Elf wstał, podszedł do dziewczyny i położył jej rękę na biodrze.
Zrzuciła ją ze złością. - Nie dotykaj mnie, jeśli to wszystko to wyjdź już. Przecież nie chcemy być widziani, czyż nie?
- Nie przejmuj się, pomyślą że zadowalasz następnego. W końcu długo pracowałaś na swą reputację - odrzekł rozbawiony Tariel.
- Wyjdź natychmiast!
Elf podniósł ręce w geście niewinności. - Dobrze już dobrze, mój koteczku - po czym ruszył w stronę drzwi.
Illayah siadła na fotelu i rzuciła się w wir rozmyślań.

birchie - 2008-01-27, 17:16

Bigta mrużył lekko oczy za każdym razem gdy potęzne piesci obsydianina trafialy w cel... " no no, psia jego mac!.."- wyszeptal pod nosem...Rychłe wejscie wykidajłów uswiadomilo mu jednak potrzebe szybkiej ewakuacji... Zaczal powoli przemieszczac sie bokiem ku wyjsciu. Gdy Tarqa upadl na ziemie, Bigta wlasnie mijal Kardaka, kierujac sie ku drzwiom wejsciowym lokalu...Korzystajac z faktu,ze wszyscy wciaz gapili sie na loze, napil sie po drodze z kielicha jednego z gapiow... "Jakie to szczescie, nie byc taka kupa kamienia, ktora wszedzie zwraca na siebie uwage", pomyslal opuszczajac lokal, po czym zderzyl sie z mundurem strazy miejskiej,wypelnionym kto wie czy nie kamieniami wlasnie...Tak przynajmniej odczul to Skawianin...
Dzik - 2008-01-27, 20:42

Wszyscy wyszli i Klag ocenił zniszczenia. Były warte góra 15 sztuk srebra, ale to nie było istotne. Chciał jeszcze zostać w gospodzie bo w uszach dźwięczały mu słowa Tarqi: "To Bigta! to.. to on mnie podpuscił! "
No i nie dokończył rozmowy z R'ssalokiem...
Klag westchnal ciezko. Uspokoil wszystkie miesnie... rosprostowal sie troche.
Nie mial sobie za zle tej sytuacji. Sa takie wypadki ze, spawy musza zostac wyprostowane. A to byl jeden z nich.

"Bigta... " pomyslal. "Zapamietam sobie."
Rozejrzal sie naokolo jeszcze raz... byl juz sam w lozy. Najwyrazniej Elf nie zorganizowal jeszcze sprzatania..
Nagle zauwazyl cos blyszczacego na ziemi wsrod resztek stolu. Pochylil sie i podniosl srebrna monete... a obok niej lezala jego sakiewka.. przecieta...odruchowo siegnal do swojego pasa. Wisial tam odciety kawalek jego sakiewki.
"O zesz.. co za ***!" Rzucil. "Wedy jak na mnie wpadk! Ze tez wczesniej nie zauwazylem!" Przeklinal w myslach zbierajac czesc monet z podlogi.
Wstal i zobaczyl jak do lozy chodzi jedna z kelnerek. Stanela jak wryta i usmiechnela sie troche wystaszona. Klag schowal sakiweke za pas i ruszyl w strone drzwi...
"Dzis masz dobra noc..." powiedzial do niej przechodzac obok.
Wyszedl powolnym i ciezkim krokiem z lozy.
Kelnerka spojrzala na balagan w lozy i pokrecila glowa..."ehhh chyba jednak nie."

Sytuacja w karczmie sie uspokoila... Wrzawa powrocila a muzyka znow zaczynala sie rozkrecac. Czesc dyskutowala o tym co sie stalo... czesc sie smiala, a Klag wiedzial ze wiesci sie szybko rozniasa i jutro kazdy w okolicy bedzie juz wiedzial o Obsydianinie z wielkim toporem i orkach w Oginiu Astendara.
"Robie za duzo halasu" Stwierdzil. "Ale moze to i dobrze... " Trudno nie zwracac uwagi bedac obsydianinem. A Klag wolal jak informacje przychodza do niego niz szukac je samemu.
Przeczuwal tez ze z Tarqiem tez jeszcze sie spotka...

Rozejrzal sie w poszukiwaniu Bigta... Czlowiek mignal mu przy dzwiach... By zaraz potem zostac wepchnietym do srodka przez straznikow, ktorzy najwyraznij nie byli zadowoleni.
Spokojnym krokiem Klag ruszyl w strone stolika T'skranga, siadl przy R'ssalokiem ktory rzucil mu rozbawione spojrzenie i parsknal smiechem.
"Ales narobil burdy!" wysyczal swym specyficznym glosem t'skrang.
Klag burknal cos pod nosem i wyjal swa fajke... obserwowal co robi straz. Szczegolnie interesowal go czlowiek... ten.. Bigta.

Kalandir podszedl do straznikow i najwyrazniej cos wyjasnial. Bigta probowal "zniknac" i nie zwracac na siebie uwagi ani strazy ani elfa ktory rownie dobrze mogl wszystko zganic na niego.
Ale obsydianin mial na niego oko.
Zapalil swoja fajke i pyknal smuge smierdzacego dymu w twarz t'skranga ktory wciaz sie smial... Ten zakrztusil sie.
"Hej! Wez to smierdzace gowno! Nie dmuchaj mi tym w twarz do cholery!" Powiedzial wymachujac rekami i ogonem by pozbyc sie smrodu.
Klag usmiechnal sie szyderczo." A ty przestan rechotac jak jakas zaba i gadaj kto to jest ten Bigta" i wskazal czlowieka swa fajka.

birchie - 2008-01-27, 21:12

"Bigta? hshshshs"-zachichotal tskrang -"To drobny kancsiarzsz..Tacssy ssie wszszedzsie zzsnajda...Zazswyczszaj odcina sakiewki amatorom tanca Illayah...Czassem ogrywa ich w kosscsi...Ale wierz mi-ten drugi ssposob nie jest nawet csiut uczciwszy..hshshs"-tu tskrang lyknal elfickiego wina,siorbiac niemilosiernie.
-"A o co chodzi z tym calym Tarqa?"-wtracil sie obsydianin
-"No nie lubia ssie,hshshs"-<siorb>-"Bigta kiedyss trafil na lepszszego od ssiebie... gosc ogral go prawie do gatek hasshshshs...A ten Bigta, duren ssskonczony, zamiast zrezygnowac- pozyczyl mamone u Tarqi...Splacssa go chyba od roku juzsz..."-<siorrrb>-" Swoja droga po tym dzissiejsszszym numerzsze... Nie wiem czy sama Garlen zna takie sztuczki, cso by Bigte zalatac, kiedy Tarqa go dorwie...Biedna Ali... Widaccs, zsze dziewczyna chcsialaby go wycsiagnac z tego wszystkiego, ale kiep jej nie slucha... Slepy jak krylowiec... "

mystic - 2008-01-27, 22:01

Kalandir podszedl do straznikow, którzy właśnie weszli do karczmy. Wdał się w krótką dyskusję. Bigta zauważył błysk przekazywanych monet. Strażnik obrzucił groźnym wzrokiem towarzystwo, znacznie już zresztą mniejsze, po czym wyszedł...

Bigta probowal "zniknac" i nie zwracac na siebie uwagi ani strazy ani elfa ktory rownie dobrze mogl wszystko zganic na niego.
Ale obsydianin mial na niego oko.
Zapalil swoja fajke i pyknal smuge smierdzacego dymu w twarz t'skranga ktory wciaz sie smial... Ten zakrztusil sie.
"Hej! Wez to smierdzace gowno! Nie dmuchaj mi tym w twarz do cholery!" Powiedzial wymachujac rekami i ogonem by pozbyc sie smrodu.
Klag usmiechnal sie szyderczo." A ty przestan rechotac jak jakas zaba i gadaj kto to jest ten Bigta" i wskazal czlowieka swa fajka.

- Rozrywkowy gość, często tu przesiaduje, lubi pograć na dole w smoki. W sumie równiacha. Kiedyś grałem przeciw niemu, mało co a by mnie orżnął do gołego. A co chcesz odzyskać srebrniki? Dzisiaj już chyba nie dasz rady.
- Sprytny - rzekł z lekkim podziwem Klag, patrząc na miejsce w którym mgnienie oka wcześniej był Bigta.
- No nienajpodlejszy z niego złodziejaszek. - zarechotał jak żaba R'ssalok. - Chcesz wiedzieć coś jeszcze, bo jak nie to zmykam zaznać nieco snu.

Bigta przemykał w cieniu alejki. Miał pełną głowę. Tarqa, Obsydianin i pasje wiedzą kto jeszcze. Musiał to wszystko poukładać. Narazie jednak chciał udać się do swej tajnej kryjówki w zniszczonej dzielnicy. Nie chciał dzisiaj spać u siebie. Nie to żeby się kogokolwiek bał, ale ostrożny złodziej to żywy złodziej...

Illayah leżała na swej świeżutkiej pościeli, wciąż rozmyślając. Powoli odpływała w senny niebyt.

W jednym z domów starego miasta wrzało.
- Jak to Porgl nie żyje kto sobie na to pozwolił? W moim mieście z szyją rozpłataną toporem! Na ulicy! Jak mogliście do tego dopuścić? Imbecyle! Czy ja zawsze muszę robić wszystko za was? - ciemnowłosy elf wydzierał się na trójkę swoich podwładnych.
- Macie go odnaleźć i dowiedzieć się wszystkiego na jego temat. Chcę jutro wiedzieć, jak wygląda, gdzie przesiaduje i kiedy sika!! Rozumiecie barany?!
- Tak jest! - ork, elf i krasnolud odpowiedzieli zgodnie.
- To do roboty! Jazda!

birchie - 2008-01-27, 22:29

Bigta dobiegł do jednego z domow, opuszczonych po pozarze 2 lata temu i przeslizgnal przez szczeline w rumowisku..."W sumie o czym ja przedtem myslalem? Przeciez to Tu jestem u siebie...".. Zza pasa wyjal niewielki, krzywo rzezany krysztal swietlny, ktory po potarciu wierzchem dloni rozświetlil waski ciemny korytarzyk...Sploszona mysz dala nura miedzy kawalki gruzu... Bigta cicho ruszyl przed siebie(w butach nasaczonych esencja powietrza bylo zreszta trudno isc glosno), omijając zmyślny alarm ze sznurka i mnostwa metalowych drobiazgów...po przejsciu jakichs 20 metrow natrafil na chropowata powierzchnie drzwi zbitych z nieoheblowanych desek...Naparl calym cialem na przeszkode, ktora niechetnie ustapila... Oczom Złodzieja ukazalo sie znajome niskie i ciasne pomieszczenie, w rogu ktorego znajdowal sie siennik, przykryty derka... Obok siennika stal krzywy stolik...na stoliczku z kolei mala lampka oliwna... Bigta nasaczyl oliwa kawalek szmaty, po czym skrzesal ogien i zapalil lampke... Cofnal sie i przystanal nasluchujac, a upewniwszy sie,ze nie slyszy zadnych krokow z korytarza,ktorym nadszedl- zamknal drzwi... Nastepnie podszedl w przeciwlegly kat izby i wspinajac sie nieco na sciane sprawdzil,czy klapa zapasowego wyjscia lekko sie otwiera... Wszystko gralo jak nalezy... Ufff...Dobrze poczuc sie w koncu bezpiecznym. Z wyrazna ulga opadl na siennik... Ręka pomacal sciane... Wyjal z niej kamien i siegnal do powstalej dziury.. Jego palce natrafily na sporej wielkosci sakiewke. Z usmiechem na twarzy wyjal ja i i odplatal rzemyk...Zaczerpnal ze srodka pelna garscia, czujac blogosc przepelniajacej go magii dyscypliny... Swiatlo lampki rozpalilo setki roznokolorowych ognikow w jego dloni... Juz dawno mogl opuscic to przeklete miasto. Dlaczego tego dotad nie zrobil? Wmawial sobie,ze to kwestia zysków... "Bzdura!"- krzyczal wewnetrzny glos,a Bigta wstrzasnely dreszcze. Złodziejski dar ulatnial sie z niego jak z nadmuchanego rybiego pecherza, ktorym zwykli sie bawic skawianscy chlopcy... Przeciez byl Złodziejem. Byl sam. Nie moglo byc nikogo innego...
Dzik - 2008-01-28, 00:13

Klag pyknal stoicko swa fajke. Smuga gestego dymu rozplynela sie w powietrzu. T'skrang dopil to co mial do dopicia... i juz mial sie zbierac na noc. Lokal juz powoli pustoszal, choc byl otwarty cala noc. Stali bywalcy nadal pili ostro, muzyka grala a rozmowy nie cichly.

"Jeszcze jedna sprawa " Powiedzial Klag swym basowym glosem.

"Posspiessszyło mnie. Do jutra..." - t'skrang najwyraźniej dojrzał kogoś lub coś co go tak ponagliło. No cóż, będzie musiał dzisiaj tu zanocować.

Muzyka grala spokojnie.. a tancerki juz dawno spaly, niektore pewnie z klientami :P
Klag wzial lyk krasnoludzkiego piwa ktore jeszcze zostalo... Myslal co dalej zrobic.

mystic - 2008-01-28, 09:28

Klag postanowił przenocować tutaj. Miał nadzieję ze zjawi się tu Bigta Beszeb, a on chciał zamienić dwa słowa ze spryciarzem. Fascynował go. Zamówił pokój na jedną noc i udał się na spoczynek w asyście Puga, który co rusz rzucał ukradkowe spojrzenia w kierunku obsydianina.
Dzik - 2008-01-28, 17:05

Klag wszedl do swojego pokoju i zamknal dzwi. Odetchnal ciezko rozgladajac sie. Pokoj jaki byl taki byl. Na pewno nie zbudowany z mysla o trolach czy obsydianach. Bylo tam nawet lozko z porzadnym nakryciem, choc on nie mial zamiaru tam spac- po co placic za kolejne meble...

Zamknal za soba drzwi. Podszedl do stolika i potarl krysztal swietlny, gustownie rzezbiony na ksztalt plomienia... Pokoj zalala struga baldawego swiatla. Objrzal sciany w zadumie... wisialy na nich obrazy przedstawiajace pasje Astendar w roznych postaciach.

Chwycil koc lezacy na lozku i wzial poduszkopodny zaglowek. Rozlozyl go pod dzwiami i usiadl... opierajac sie na nich i znow westchnal. Swoj topor polozyl tuz obok.

Pyknal swa fajke... w ktorej jeszcze tlil sie ogieniek. Wypuscill chmure dymu ogladajac jak jej ksztalt zmienia sie i rozplywa w powietrzu.

Rozwazal wydarzenia tego dnia. Zbyt czesto sytuacja wymykala mu sie spod kontroli. Nie lubil tego.

-Narobilem halasu, a jutro juz wszyscy beda slyszec o rozrubie w Ogniu. I pewnie znajda tego orka... Jesli jeszcze go nie znalezli.-

Kolejny klab dymu opuscil jego usta... ksztalt zmienial sie, rozplywal by w koncu calkowiecie zniknac w mdlym swietle.

Nie byla to najlepsza robota dla niego. Nie byl jednym z tych co sie skradaja i wbijaja sztylety w plecy komu trzeba. Subtelnosc nie byla w jego naturze... i moze dlatego tu byl? Moze subtelnosc sie nie sprawdzila? Kto wie. Ale czul ze niedlugo znow spotka sie z Tarqiem... jak i pewnie kolejnymi takimi jak ten ork w zaulku. Tm razem bardziej przygotowanym...

-Po nitce do klebka- powiedzial do siebie i zasmial sie.

Niedlugo sie okaze... weschnal i spokojnie wypuscil ostatni klebek dymu. Uderzyl pare razy fajka o podloge wysypujac z niej resztke ziela.

Rozlozyl sie pod dzwiami, zaslaniajac swoim cialem wejscie. Kto ruszy 400 kg? A jak ktos bedzie probowal to on to na pewno poczuje. Stary sposob. Przydal sie nie raz...

Trzeba wypoczac... jutro bedzie jeszcze ciekawiej. Stwierdzil w duchu.

Bibi - 2008-01-28, 22:37

Illayah leżała na swej świeżutkiej pościeli, wciąż rozmyślając. Powoli odpływała w senny niebyt. Jednak podświadomość nie pozwalała jej zasnąć. Jej oczy wpatrzone w deski sufitu nie widziały słoi drewna, lecz obrazy ostatnich wydarzeń.

- Coś zaczyna się dziać, czuję to przez skórę – jednym zgrabnym ruchem skoczyła na podłogę. Wysiłek fizyczny pomagał jej w myśleniu, więc sięgnęła po miecz. Przyjęła postawę: wciągnięty brzuch, proste plecy, głowa uniesiona wysoko, zaś kolana ugięte, gotowe do skoku. Ujęła broń w obie dłonie i przyjrzała się mu z rozkoszą. Rozpoczęła trening; machnięcie mieczem, wykrok, obrót, unik, cięcie. Dodała do tego szarfę, potrzebny był przeciwnik, a cóż jest bardziej ulotnego niż jedwabna chusta. Każdy jej ruch był sprężysty, silny i pełen gracji. Każde zetknięcie głowni z chustą zmniejszała jej rozmiary o kolejny kawałek. Gdy po godzinie kropla potu spłynęła pomiędzy jej piersiami, Illayah stwierdziła, że czas poukładać kawałki układanki.

Usiadła wygodnie w wiklinowym fotelu wymoszczonym puszystymi poduszkami i rzuciła się w wir rozmyślań.
- Kawałki układanki...
...wizyta Tariela i wiadomość o śmierci Porgla
...obsydianin w gospodzie
...poruszenie w Starym mieście
...ponaglenie Mistrza...

...hm, to będzie wymagało trochę zachodu, może ten śliniący się t’skrang będzie wiedział coś więcej o nowym przybyszu. Jutro muszę się ładnie okręcić wokół jego ogonka – zaplanowała sobie swój kolejny dzień i wtuliła głowę w puchatą poduszkę powracając myślami do dawnych dni spędzonych wśród lasów. Te przyjemne wspomnienia uśpiły ją na wiele długich godzin.

mystic - 2008-01-29, 02:38

Świergot ptaków przebił się przez lekko uchylone okno pokoju Illayah. Dziewczyna otrząsnęła się ze snu. Tej nocy miała sen o pięknym elfim wojowniku, który ratował ją z rąk smoka, a może to był Horror? Sama juz nie wiedziała. Wojownik był jednak smukły i przystojny wciąż jeszcze miała go przed oczyma.

Bigta tymczasem, był już po sniadaniu i porannej przebieżce. Zastanawiał się teraz jak zagrać z Tarqą. Mógł prześliznąć się podziemnymi tunelami, do dzielnicy Theran i tam obdarować kilku niesczęśliwych, bogatych Theran radością. Tunele był solidnie obstawione pułapkami i magią. Widział kilku martwych nieszczęśników. Jemu jednak dwa razy już się udało. Tyle że było to rozwiązanie zbyt proste. Nie lubił łatwizny. Nie, nie tędy droga. Doprowadzę tego buca do szału...

Klag klęczał. Przed sobą trzymał broń... Uniósł się nieco w powietrze po czym przeszedł do działania. Ziemia, wykonał prostą zastawę. Woda, czuł jak energia karmiczna zaczyna krążyć w jego żyłach, Ogień skoczył do przodu jakby plując ognistym mieczem, powietrze, rozciął delikatnie powietrze opadając na ziemię. Nie był nawet zdyszany. Energia powoli zajmowała swe miejsce w jego wzorcu, a on sam szykował się do wyjścia z pokoju.

- Panie to był wielki diabeł, taki troll bez rogów.
- Miał obcięte rogi czy nie miał wcale? - zapytał poirytowany krasnolud.
- Głupiś - wciął się drugi głos - to był kamienny ludek, obsydek.
- Obsydianian jesteś pewien?
- No tak Obsydianek na pewno, z wielkim toporkiem lazł.
- Dobrze, oddaliście mi wielką przysługę- rzekł oficjalnie krasnolud wręczając im po srebrniku.
Tiglim był zadowolony z siebie. Ta informacja znacznie przybliżała go do zabójcy Porgla. W końcu iluż było aktualnie obsydian w Vivane. Mając do dyspozycji zasobi Imperium to może nawet dziś jeszcze uda się go odnaleźć. Chyba w końcu dostanie upragniony awans.

Dzik - 2008-01-29, 15:25

Zakonczyl swoj rytual. Czul jak magia go wypelnia. Byl gotowy by zaczac kolejny dzien.
Wyszedl z pokoju i spokojnie przeszedl przez karczme, rozgladajac sie za Bigta , lub T'skrangiem z ktorymi musial jeszcze pogadac.
Mial juz dosc tego miejsca, nie przepadal za zamknietymi przestrzeniami choc zdazyl sie juz do nich przyzwyczaic. Jego praca tego wymagala...

Troll-wykidajlo przygladal mu sie podejzliwie ale on juz zdazyl zaplacic za szkody elfowi. Nie mial na niego nic. Skinieniem glowy pozdrowil trolla. Ten o dziwo usmichnal sie lekko i odpowiedzil tym samym gestem.

Bylo wczesnie a Ogien byl prawie pusty.
Klag opuscil karczme... Wyciagnal z swej sakwy dosc duze jablko i zaczal pogryzac kierujac sie w strone bramy do starego miasta. Przy bramie mieszkal kolejny jego kontakt...

Miasto juz dawno bylo na nogach. Zylo juz wlasnym zyciem i sadzac po spojrzeniach ludzi wielu juz slyszalo plotki o walce w Ogniu i wscieklym Tarq-u.

Klag liczyl na te plotki. Liczyl ze trafia do odpowiednich uszu i ze dowie sie tego co chcial wiedziec na koncu... Lubil jak informacje przychodzily same do nigo.

Zatrzymal sie przy straganie z owocami i kupil jeszcze pare, uzupelniajac swoje zapasy.
Gdy juz mial odchodzic sprzedawca zaczal sie smiec. Byl krasnoludem i najlepsze lata mial juz za soba - stwierdzil na oko Klag.
- Te skalniak... to ty skopales dupe Tarqowi co?- Klag kiwnal glowa potwierdzajac - I dobrze! Nalezalo mu sie!- zasmial sie znow krasnolud.

- Ale uwazaj! moze jestes i duzy... ale Tarq ma swoich chlopcow. - sypowaznial troche.- a wiesz na kupe nie ma silnych...

Klag skinal znow. Znal swoje umiejetnosci... ale nie wiedzial jakie sily mial ork.

- Tarq... ma jednak konkurencje.. mozesz z nimi pogadac.

birchie - 2008-01-29, 16:01

... Kolejny cios owiniętej w łancuch piesci przebił się przez garde orka...Kośc jego zuchwy wydała miekki trzask... struzka sliny zmieszanej z krwia splynela po brodzie neiszczesnika...Zawodnik zatoczyl sie i upadl ciezko, tracac przytomnosc...Tlum zawył dziko... Siedzący na honorowym miejscu trybuny Tarqa usmiechnal sie pod nosem. Takich ludzi jak ten na dole bylo mu trzeba... Wciaz czul wscieklosc na mysl o wczorajszym incydencie i obiecywal sobie,ze zemsta bedzie bardziej niz satysfakcjonujaca... Skinal na swoich goryli,ze zamierza opuscic trybune, po czym w zbrojnej asyscie udal sie "za kulisy" przybytku...
Dzik - 2008-01-30, 00:08

-Arnus...- powtorzyl w myslach Klag. Najwiekszy przeciwnik Tarqa. Tak chocby mowil krasnolud...
- Trzeba sie dowiedziec czegos wiecej- pomyslal gdy szedl wolno przez maly targ niedaleko bram starego miasta.
Brama byla mocno pilnowana i nie kazdy mial wstep... ale jego to na razie nie obchodzilo...
Skierowal swoje kroki do malego lecz widac ze nie biednego domku przy murach.

Mieszkal tam stary straznik... Hernall Krotkobrody. Krasnolud byl sierzantem strazy vivane przez wiele lat dopóki nie wszedl w droge pewnemu trollowi. Troll jak to trolle maja w zwyczaju polamal Harnalla tak powaznie ze ten juz nie mogl chodzic.
Krasnolud zostal na lodzie mzona by pomyslec... ale okazalo sie ze w czasie swej sluzby zyskal wielu przyjaciol nie konieczni tych uczciwych. Istniala plotka ze troll ktory go polamal byl naslany przez jednego z niezadowolonych przyjaciol. Stara i niewazna historia...

Wazne bylo ze krasnolud byl znany z posiadania odpowiednich informacji o odpowiednich ludziach. Klag wykonal kiedys dla niego jedno lub dwa zadania. Krasolud go znal... i mozna powiedziec ze lubil... obaj lubili zapalic fajke, pogadac... wlasciwie to krasnolud gadal a obsydianin sluchal... ale nikomu to nie przeszkadzalo.:P

Klag wybral droge na okolo. Nie wiedzial czego straznicy sie dowiedzieli, i kto mogl ich poinformowac o pewnym obsydianinie. Obsydianie to niezbyt liczna rasa. A puki co nie chcial ze straza zadzierac...

Wszedl w tylna uliczke. Hernalla chatka miala swoje tylne "wyjscie" lub "wejscie" zaleznie od sytuacji.

Szedl ostroznie... wyciagnal topor i trzymal go mocno w rece. Raz juz go sledzono...

mystic - 2008-02-02, 11:44

Hernall zerknął przez wąskie okno salonu, zbliżał się potężny obsydianin.
" A ten czego tu chce?" - zdziwił się stary krasnolud. Obserwował wojownika. "Trzeba przyznać, ze ruchy niczego sobie, zwłaszcza jak na takiego sztywniaka" - zaśmiał się w duchu. Obsydianin podszedł do drzwi i uderzył delikatnie w nie pięścią. W domu rozległo sie głuche dudnienie.

- Na czym polega więc twój problem? - zapytał Hernall stojącego przed nim Klaga. Zaproponowałby mu fotel, ale nie miał takiego, który utrzymałby obsydianina nie pękając przy okazji.
- Chciałbym jedynie usłyszeć garść niewinnych plotek...

Szeigen zmywał krew z rąk, gdy do pomieszczenia wlazła banda orków. Wojownik rzucił podejrzliwe spojrzenie w ich kierunku, po czym ostetntacyjnie wrócił do przerwanej na chwilę czynności.
- Podobasz mi się człecze, mogę ci zorganizować kilka bardzo dobrze płatnych walk. Zainteresowany?

Illayah kończyła właśnie śniadanie. Zebrała się w sobie i wstała. Wiedziała już od czego zacząć.

Tiglim kończył meldunek.
- Dobrze się spisałeś. Przepytajcie wszystkich obsydian, którzy mieszkają w Vivane. Chcę też wiedzieć ilu przylazło tu w ciągu ostatniego miesiąca i gdzie są. Znajdźcie mi go, mam do niego kilka pytań.

Bigta odstawił ucho, właśnie dowiedział się czegoś co może mieć niezłą wartość. Musi tylko znaleźć kogoś kto za to zapłaci.

Dzik - 2008-02-02, 17:21

- Na czym polega więc twój problem? - zapytał Hernall stojącego przed nim Klaga. Zaproponowałby mu fotel, ale nie miał takiego, który utrzymałby obsydianina nie pękając przy okazji.
- Chciałbym jedynie usłyszeć garść niewinnych plotek...

Hernall nie byl juz mlody, ale mial krzepe. Chodzil o kulach ale dawal sobie rade. Miszkal sam i raczej nikomu w droge juz nie wchodzil. Handlowal za to informacja i od starych "znajomych" ze strazy slyszal co i gdzie w miescie sie dzieje. Z tego zyl i z tego byl znany.

Klag spokojnie rozsiadl sie na ziemi. Hernall doczlapal sie do swojego fotela, westchnal ciezko. Obsydianin obserwowal kaleke spokojnie, siegnal do swojej sakwy i wyciagnal maly pojemnik... Wreczyl go krasnoludowi.
- Masz... maly prezent.. Te liscie sa z krwawej puszczy, mocne. Zasmakuja ci. -
Usmiechnal sie szeroko.
- Obiecalem ci ostatnim razem ze dostaniesz, to masz.

Kasnolud obejrzal pudelko i skinal glowa na dowod aprobaty. Jego poorana bliznami i zmarszczkami twarz rozpromienila sie.
- No no... az sie dziwie ze pamietales. Ile to juz lat temu?- usmiechnal sie szeroko.

Klag wzruszyl ramionami i wyciagnal swoja fajke. Powoli zaczal ja zapalac.
- Nie wiem. Nie zwracam uwagi na czas...
Stary krasnolud parsknal pogardliwie... Klag pyknal swa fajke.
- Wy skalniaki... Zyjecie tak dlugo a co z tego macie!-

Dym powoli wypelnial pokoj. Krasnolud nabil swoja fajke.. I obaj palili w milczeniu.
Pokoj byl maly. W pelni starczyl krasnoludowi, ale obsydianin czul sie tam klaustrofobicznie. Okna byly pozaslaniane. Panowal polmrok. Swiatla w fajkach tlily sie powoli. Obaj mieli czas.

-Dobre ziele- mruknal krasnolud z aprobata.
Klag skinal glowa.
- Slyszalem ze narozrabiales w Ogniu... - Hernall usmiechnal sie zlosliwie.
Klag westchnal i wzruszyl ramionami.
- Tak mozna powiedziec... Nic z czym niedalbym sobie rady.

Hernall zaczal sie smiec... zakrztusil sie troche na dymie z fajki.

- W tym miescie moj kammienny przyjacielu nie ma malutkich rozrob. Wszedzie sa tu uszy i oczy jak nie Imperium to innych.... Ta zapadla dziura to serce tej prowincji. Lepiej uwazaj komu na palce wchodzisz.

Obsydianin rzucil mu rozbawione spojrzenie.
- Po to tu jestem Hernall, zebys mi powiedzial na czyje palce nadepnelem... I czyje mam jeszcze nadepnac.
Krasnolud znow sie zasmial... obdazajac obsydianina rozbawionym spojrzeniem.
Klag pyknal swa fajke, czas plynal powoli - wprost sennie.

- Powiedz mi Hernall co w Vivane slychac. - Klag wypuscil klab dymu z ust- Wiesz dla kogo pracuje... Slychac cos o wyprawie w glab barsawii?

Hernall rozwazyl to pytanie w milczeniu przez minutke lub dwie. Myslal co moze powiedziec skalniakowi.

-Wiesz Klag - krasnolud pyknal fajke spokojnie- z tego co slyszalem....


... Po paru godzinach obsydnbianin wyszedl przez tylne dzwi chatki przy murach. Bylo juz pozne popoludnie. Odetchnal swiezym powietrzem i rozprostowal sie.
- Jak mozna tak mieszkac- pomyslal...

Wiedzial juz troche wiecej... Jeszcze mial pare spraw do zalatwienia.

Powoli ruszyl w strone Ognia.

birchie - 2008-02-04, 08:58

Szeigen zmywał krew z rąk, gdy do pomieszczenia wlazła banda orków. Wojownik rzucił podejrzliwe spojrzenie w ich kierunku, po czym ostetntacyjnie wrócił do przerwanej na chwilę czynności.
- Podobasz mi się człecze, mogę ci zorganizować kilka bardzo dobrze płatnych walk. Zainteresowany?

-Przez chwile wydawalo mi sie,ze ktos cos do mnie mowil,ale chyba sluch mnie myli, bom nie uslyszal imienia...

Twarz Tarqi przybrala zaciety wyraz: -Czy ty wiesz do kogo mowisz, czlowieku?

- Do zwierzecia albo smiecia,ktory wstydzi sie swojego imienia...- odpalil Wojownik,nie podnoszac wzroku z nad misy...

Ochroniarze Tarqi siegneli ku rekojesciom mieczy na dzwiek zaslyszanej zniewagi. Obojetne spojrzenie szarych oczu Szeigena sprawilo jednak,ze powstrzymali sie przed wyciagnieciem broni, zerkając niepewnie wpierw na siebie nawzajem, potem zas na Tarqe. Ork stal przygryzajac w zlosci warge. Sila woli zmusil sie do przelkniecia zniewagi i wywolania czegos na ksztalt usmiechu na twarzy:

-Jestem Tarqa, a czesc miasta, w ktorej obecnie przebywasz, nalezy do mnie... -Glos Tarqi ociekal jadowita uprzejmoscia - I jak juz wspominalem, mam dla ciebie propozycje...

Na ospowatej twarzy Tarqi, opuszczajacego mordownie, przy odrobinie dobrej woli dostrzec mozna bylo usmiech. Moze i zabarwiony nuta goryczy z powodu braku obydwu sakiewek, naszyjnika,4 zlotych pierscieni oraz zdobionej szmaragdami szpili do wlosow, ale jednak usmiech....

mystic - 2008-02-04, 13:47

Słońce wisiało już wysoko nad horyzontem, niedawno skończyła się pora deszczowa i w powietrzu czuć jeszcze było wilgoć. Biała dama patrzyła jak nad rzeką Żywego Okna uwijają się w ukropie pracownicy gildii dokerów. Potężnie umięśnieni mężczyźni nosili ciężkie ładunki, okrzykiwani przez starszawego t'skranga, stojącego koło trapu. Kilku leżało w cienbiu i popijało sobie.
"Szczęśliwcy, jedyne ich zmartrwienie to byle do fajranta." - westchnęła.
Odwróciła się od okna i spojrzała na służącą, która wniosła właśnie tacę z pieczenią, lekką zupą i warzywami.
- Postaw na stoliku i zostaw mnie samą proszę.

Tarqa był niezwykle wzburzony, ale mimo wszystko zadowolony. "Jak już się sprawi to i z nim się policzę. Niech sobie pies nie myśli, że wolno mu na wszystkich szczekać..."

Mały Pug chodził po otwartym targu, wczoraj widział pięknego legionistę z drewna i chciał go kupić za znalezione w Ogniu miedziaki. Miał już trzech legionistów, jednego stratega i dwie figurki trolli powietrznych łupieżców. Chciał mieć naprawdę dużą kolekcję. Wreszcie go dostrzegł. Kramarz spojrzał na chłopca wpatrującego się żarliwie w legionistę.
- Podoba ci się?
- Pewnie... - odpowiedział zachwycony chłopak.
- Za 12 miedziaków będzie twój.
Pug zaczał przeliczać monety. Miał tylko 9.
- Niestety musisz mieć 12 taniej nie sprzedam, chyba że masz co jeszcze.
- Wiem gdzie można kupić dwóch elfich łuczników po 4 miedziaki za sztukę - szepnął Pugowi w ucjo stojący obok człowiek.
- Tak?? - oczy malca zalśniły z radości. - a gdzie?
- Chodź pokazę ci
Malec poszedł posłusznie za nieznajomym. Skręcili w uliczkę i weszli do jednego z domów. Na stole w pokoju czekały na Puga figurki dwóch elfich łuczników. Dzieiciak podbiegł do nich i chwycił je w ręce.
- Będą twoje za 8 miedziaków, ale musisz mi jeszcze opowiedzieć wszystko co wiesz o tym obsydianinie, który wczoraj...
10 minut później Pug biegł już w stronę Ognia Astendar. Będzie miał ogromną kolekcję. Musi tylko mieć olbrzymiego obsydianina na oku.

Dzik - 2008-02-04, 13:57

... Po paru godzinach obsydianin wyszedl przez tylne drzwi chatki przy murach. Bylo juz pozne popoludnie. Odetchnal swiezym powietrzem i rozprostowal sie.
- Jak mozna tak mieszkac- pomyslal...

Wiedzial juz troche wiecej... Jeszcze mial pare spraw do zalatwienia.

Powoli ruszyl w strone Ognia. Znow przechodzil przez targ, tym razem juz pelen wrzawy. Nie mial zamiaru chowac swojej obecnosci- dla obsydianina byloby to nezmiernie trudne- czekal na ruch ktorejs ze stron.

Slonce leniwie swiecilo nad Vivne, ludzie schodzili mu z drogi, niekiedy rozmowy cichly gdy on przechodzil tuz obok, by znow zaczac szeptem jak juz przeszedl. Wiesci sie rozniosly i kto wie o jakie szczegoly wzbogacila sie historia o bojce w Ogniu. Klag usmiechnal sie do siebie.
Stal sie jedna z licznych miejscowych plotek.

Skrecil w boczna uliczke.
- Hej ty! Skalniak!- dobiegl go zza rogu jakis dosc wysoki glos. Odwrocil sie i zobaczyl chudawego czlowieka o twarzy szczura opartego o sciane zaulka, ktory wlepial w niego swoje oczy. Usmiechal sie w sposob jaki usmiechaja sie ci ktorzy chca cos sprzedac i wiedza ze bedziesz potem tego zakupu zalowal.

Klag odwrocil sie powoli, polozyl reke na swoim toporze spogladajac na nigo badawczo.
- Czego..- zapytal uprzejmie.

Czlowiekowi z twarzy nie zniknal usmiech, "uprzejmosc" Klaga nie zbila go z tropu.
- Slyszalem ze masz male problemy z Tarqiem- powiedzial a jego usmiech jakby troszke sie poszerzyl.
- Kim jestes i co ci do tego? - Klag zmruzyl oczy.
- Zwa mnie Arnus Zawziety- zlodziej uklonil sie lekko i dosc szyderczo- stwierdzil Klag- A Tarq to moja... ze tak powiem konkurencja. -

Klag westchnal ciezko. Wiedzial ze tuz za rogiem czekaja koledzy Arnusa. Tacy ludzie nie przychodza w intersach bez karty przetargowej.

- I nich zgadne... chcesz zebym ci pomogl tak? - Powiedzial dosc sarkastycznie Klag i usmiechnal sie szyderczo.
Czlowiek skinal glowa a jego usmiech byl niewzruszony.
- Nie tak bym to powiedzial... Ale sedno sprawy pozostaje takie samo. Mamy wspolny problem. - Arnus potarl dlonie o siebie.

Klag usmiechnal sie i poklepal swoj topor.
- Ten ork juz dostal swoja lekcje... Jak sie niczego nie nauczyl to druga moze byc jego ostatnia.- powiedzial i odwrocil sie chcac juz odejsc.

Czlowiek parknal i krzyknal za nim juz bardziej powaznym tonem.
- Taa nauczyl sie. Zbierze bande ktorej nawet ty nie dasz rady! Nie badz glupi! Moi ludzie widzili jak dzis gadal z jednym takim z dziury. Twardym skurwysynem.- na jego twarz znow wrocil usmiech.- Daj sobie pomoc... obaj zyskamy.-

Klag usmiechnal sie do siebie stojac juz plecami do czlowieka. "Ciekawe" pomyslal "Moze bedzie to jakies wyzanie a tego tu mam w garsci".

- Dobrze. Niech ci bedzie, ale bedziesz mi dluzny. Sam nic nie zrobisz... a bezemnie nadal bedziesz tu drugi. Taka jest moja oferta.-

Czlowiek az zasyczal. Byla to dla niego szansa przejecia swiatka w miescie i wiedzial o tym doskonale... ale ten skalniak tez. Westchnal. Nie lubil miec dlugow. Wolal byc tym u ktorego inni je maja... Ale co mogl zrobic? Nie stac go bylo na wynajecie kogokolwiek kto moglby przewazyc szale. To byla okazja jedna na milion i nie mial zamiaru jej marnowac.

- Ehh.. ciezko z toba Skalniaku ale niech ci bedzie. Ale chce glowy Tarqa rozumiesz mnie? - Jego glos byl chlodniejszy i juz nie mial tego usmieszku w sobie...

- Dostaniesz ja. - Powiedzial Klag z pewna doza satysfakcji. - Ale teraz piluj Tarqa. Chce wiedziec kiedy uderzy...- Klag ruszyl w dol uliczki, mijajac chlopcow Arnusa i rzucajac im wredny usmieszek. Ci przeklinli pod nosem myslac ze schowali sie dobrze.

Arnus westchnal i podrapal sie po glowie. Usmiech znow wrocil na jego twarz. Wezwal swoich chlopakow i powysylal ich w miasto. Informacje, tego potrzebowal. Musial sie przygotowac.

Klag ruszyl swoim spokojnym krokiem w strone Ognia.
- Jedna sprawa juz z glowy.- pomyslal - Teraz tylko czekac na rozwoj wydarzen.

Nie podobala mu sie mysl zabicia Tarqa, ale jeden wiecej kontakt w miescie nie zaszkodzi.
Zrobi co bedzie musial, moze ten Arnus pomoze mu zdobyc informacje ktorych potrzebuje.

Przystanal przy alejca tuz przy Ogniu i zapalil fajke. Obserwowal ludzi ktorzy krecili sie na malym "rynku" tuz przed Karczma.. Pufnal spokojnie troche smierdzcego dymu"

"Zobaczymy" pomyslal.

birchie - 2008-02-04, 14:50

... Zmierzch powoli,acz nieublaganie zascielal Vivane... Suk* Dzielnicy Handlowej rozbrzmiewal nawolywaniami kupcow, zwijajacych swoje kramy... Przez stopniowo rzedniejacy tlumek przechodniow przeciskal sie sredniego wzrostu mezczyzna. Ubrany byl w skorzana kamizele i bawelniane spodnie. U jego boku mozna bylo dostrzec zwiniety bicz, oraz krotki miecz... W pewnym momencie osobnik dostrzegl cos katem oka. Gwaltownie skrecil w kierunku mijanego wlasnie kramu.
-'Ile za ten naszyjnik?' - rzucil

Szczuply rudy krasnolud zajety wlasnie chowaniem ozdob do okutej skrzyni az podskoczyl z przestrachu...Obrocil sie gwaltownie, przykladajac reke na wysokosci serca...

- 'Dobre Pasje...alez mnie pan przestraszyl,szlachetny Panie... '-wydyszal sprzedawca. Widzac jednak,ze nie ma co liczyc na ciekawa konwersacje z nieznajomym, czym predzej spojrzal w kierunku wskazywanym przez czlowieka.
-'300 sztuk srebra,Panie.... Za tak wspaniale dzielo wietrzniackich rak- jest to cena iscie smieszna...'
-'Masz,to jest warte wiecej' - klient wyciagnal z sakiewki przepyszny zloty pierscien..
-"Cudny Panie!'- oczy krasnala rozblysly chciwoscia-'ale nie mozemy tak dobic targu' (pytajace spojrzenie czlowieka) 'Musicie sie targowac,Panie...Ja mowie: ten pierscien nie jest wart nawet polowy tamtego naszyjnika. Nikt,Panie, nie sprzedalby tego wietrzniackiego arcydziela tak tanio...Zaprawde, Pasje mnie pokaraly moja szczodroscia... <chlip>... teraz Panie odpowiadasz: toz to przecie nie wietrzniacka robota... Troll chyba ciosal to toporem... '- krasnoludowi nagle slowa uwiezly w gardle, gdy dostrzegl pare szarych beznamietnych oczu wpatrzonych w niego... 'Dobra...bierzcie naszyjnik. Dorzuce jeszcze wstazki, tkane z pajeczej nici przez elfie dziewi...A bierzcie juz to i idzcie...'

Szeigen schowal nabytek do sakiewki i ruszyl dalej. Zadowolony nucil pod nosem skoczna melodie, rozmyslajac jaka radosc sprawi podarunkiem. Niestety musial to troche odciagnac w czasie. Skrecil wiec z wyznaczonego szlaku w jedna z waskich uliczek... Przeszedl nia szybko i zaczail sie za rogiem, oczekujac na jednego z tarqowych orkow,ktory sledzil go juz od dluzszego czasu. Oprych nie zdazyl nawet pisnac, nim zwalil sie nieprzytomny na ziemie. Szeigen usmiechnal sie pod nosem i skierowal swe kroki ku karczmie, gdzie czekala Eila...

W slad za nim podazal lysawy krasnolud, szczerze zadowolony,ze nie podzielił losu lezacego na bruku orka...

*Suk - rynek,plac targowy... Okreslenie blisko-wschodnie ;-)

Dzik - 2008-02-04, 22:18

Slonce zachodzilo juz nad Vivane gdy ciezka reka zapukala do drzwi. Za dzwiami slychac bylo uderzanie ciezkiego mlota o zelazo.

Uliczka rzemieslinkow byla juz prawie pusta.

Tu i tam widac bylo przemykajacych zwolennikow wieczornego zycia, ktorzy dosc pospiesznie zmykali z tej dzielnicy pracy, jakby przebywanie tam mogloby ich czyms zarazic.

Kolejne stukniecie...

Uderzenia wczesniej wypelniajace ta cicha o tej porze ulice ustaly. Mocny, surowy glos odpowiedzial zza drzwi.

- Czego?! Zamkniete!-

Klag westchnal i otworzyl drzwi pracowni. Gorace powietrze buchnelo mu w twarz. Choc bylo juz pozno, pracownia dzialala.

Pracownia Zbrojmistrza byla dosc duza powierzchniowo... ale jak kazde miejsce w ktorym pracowal bardzo tworczy "artysta", zagracona kompletnie.

W rogach pracowni ulozone byly w niedokladne kupki rozne materialy- od rud po drewno oraz surowe juz metale. Na scianach miedzy nimi uwieszone i ustawione byly zbroje, tarcze i miecze. Na srodku -dosc nietradycjonalnie- byla pracownia. Kowadlo sporych rozmiarow stalo niedaleko goracego pieca a na nim rozrzazone przyszle "dzielo" Zbrojmistrza. Dawalo to nieco klaustrofobiczne ucucie.

Elf patrzyl na obsydianina wscieklym wzrokiem. Nienawidzil jak ktos mu przerywal. Teraz kiedy jego uczniowie i pomocnicy ktorych zatrudnial juz sobie poszli, mogl oddac sie prawdziwemu tworzeniu. To byl jego czas. A ta kupa skal mu przerywala.

Klag rozgladal sie po pracowni. Wiedzial czego potrzebuje.

Elf parsknal i rzucil.
- Bierz co chcesz, plac i wynos sie.- po czym wrocil do swej pracy.

Sale znow wypelnily uderzenia mlota.

Obsydianin podziwial bron kuta przez zbrojmistrza, choc grzebanie w ziemi w poszukiwaniu rudy budzilo w nim jakas dziwna odraze.

Klag znal Merigona, wiedzial ze ten ma temperament. Elf pewnie tez go pamietal... przeciez wykol dla niego topor -Klag poklepal go intuicyjnie-. Ale bylo to juz tak dawno temu.

Zaczal przechadzac sie po pracowni. Przegladal bron, tarcze, zbroje. Znal sie na tym. Bylo to w jego krwi... w jego wzorcu. Czul przyplyw adrenaliny kiedy podnosil te dziela sztuki. Pradziwa radosc. Magia...

Bron ktora kul elf nie byla oczywiscie magiczna. Ale byla sztuka. Byla jedyna w swoim rodzaju w jakis dziwny sposob.... bo ile mozna wykuc toporow i mieczy zanim skoncza sie pomysly na wzory? Ale Merigon byl artysta...

Merigon pojawial sie i znikal. Pracowal we wszystkich miastach Barsawii w swoim czasie. Teraz to byl jego dom. Nie potrafil zagrzac miejsca nigdzie na stale. Nikt nie wie dlaczego tak podrozowal ale w glebi duszy Klag wiedzil. Gdziekolwiek sie jednak pojawil zaraz wiesci rozchodzily sie o jego nowej pracowni. A Klag sluchal.

Topor Klaga mial imie. Zwal sie "Siekaczem" ... a moze klag go tak zwal? Niewazne -on po prostu czul ze tak jest. W jakis sposob- magiczny czy nie- Klag byl z nim zwiazany. Walczyl nim przeciez od ponad 50-ciu lat. Zrobil go dla niego Merigon. Jako zaplate za pomoc w jakiejs tam sprawie... kto by pamietal?

Klag podniosl tarcze z ziemi. Solidna i duza (jak na czlowieka). Miala metalowe okucia na okolo i wzdluz, ktore byly uformowane na krztalt wezy. Byla w sam raz dla niego.

Poluzwal skorzane zemienie i zalozyl ja na reke. Zakrywale jego cale przedramie i cala dlon i siegala od pasa do szyji. To bylo to czego szukal. Jego skora byla twarda, ale nie wiedzial czego sie spodziewac po Tarqa-u. Popukal tarcze pare razy. Skinal z aprobata.

Ruszyl w strone drzwi rzucajac mala kupke monet na pobliski blat. Spojrzal na elfa ale ten nawet na sekunde sie nie obrucil, skupiony na swojej pracy.

Klag zawiesil tarcze na plecy i oparl sie o sciane. Przygladal sie pracy elfa, i byl pewien ze w tym akcie tworzenia jest Magia. Moglby nawet przysiac ze widzi ja... Jak oblok wokol elfa splywajaca powolna struga, przez jego rece na to co teraz kul. Akt stworzenia.

Godzine pozniej Klag otworzyl drzwi Ognia Astendar. Bylo juz tloczno tak jak zawsze- moze nawet troche bardziej po ostatniej nocy. Lamignat rzucil mu dosc podejzliwe spojrzenie, ale nikt go nie zatrzymywal.
Wrzawa, tanczace dziewczyny...
Klag podszedl do szynku.
- Krasnoludzki, ciemne- rzucil...

birchie - 2008-02-05, 11:03

.."Jak wygladam?!?"- zaszczebiotala Eila drepczac w kolko na paluszkach i eksponujac śliczny naszyjnik, ktory przed chwila podarowal jej Szeigen...
-"no...przepieknie"-usmiechnal sie pod nosem Wojownik
-"Niczym Krolowa Nocy w naszyjniku z gwiazd, co aksamitem swej lubieznosci otula świt pożądania...Tak z pewnoscia okreslilby to Ethelian Złoty.."- usmiechnela sie rozmarzona dziewczynka...
-"No,mniej wiecej to mialem na mysli.."- mruknal Szeigen, ktoremu krolowe nocy kojarzyly sie niezwykle jednoznacznie (choc do tej pory zadna nie otulila mu switu) i ktory wlasnie powaznie zastanawial sie, czy nie ograniczyc Eili dostepu do theranskich zwojow z poezja,ktore wyblagala u niego kilka miesiecy temu....

-"Jak lekcje?"- postanowil zmienic temat...
-"Nudne... Ten stary pierdziel Vorgdi wciaz kaze mi uczyc sie matematyki..A to jest takie nuuudne...Wolalam Elhina... Tak slicznie umial wyglaszac ballady...No i nie pachnial tak dziwnie.."-skrzywila nosek Eila...

-"Nikt nie mowil,ze bedzie latwo...Zeby cos osiagnac- musisz sie duzo uczyc. Tak to juz jest. Nic nie przychodzi samo..."-wyglosil mądrą sentencję Szeigen."Nic nie przychodzi bez bólu",poprawił w myslach... -"Ale teraz juz kladz sie spac....A- i masz tu troche srebra. Kup sobie jutro cos ladnego.Tylko sluchaj Vorgdiego i nie oddalaj sie od niego zbytnio. Milych snow, ksiezniczko"- twarda dlonia rozczochral wlosy dziewczynki...
I zaden z bywalcow Dziury,a juz zwlaszcza jeczacy z bolu ork ze zlamana szczeka, nie bylby sklonny uwierzyc,ze to ten sam Wojownik,ktorego widzieli na ringu...Takze podsluchujacy pod drzwiami krasnolud nie wierzyl wlasnemu szczesciu, przesypujac juz w myslach srebro ,ktorym zostanie obsypany przez Tarqe...

mystic - 2008-02-05, 23:26

Illayah wracała ulicą Noży do Ognia Astendar, zostawiła za sobą dom obsydiańskiego kupca Omasu, właściciela Kompanii Handlu Lądowego. Omasu co prawda nie było w Vivane, ale ona omotała sobie wokół palca jego vivańskiego księgowego Yandriha. On pomnażał jej fundusze, ona w zamian zapewniała mu urocze towarzystwo. Oczywiście często w czasie rozmów dowiadywała się wielu ciekawych rzeczy. Dzisiaj intrygowała ją informacja dokąd wyrusza tak wiele therańskich bat. I oczywiście Yandrih okazał się niezwykle pomocny. Powiedział jej, że Theranie przecierają szlak handlowy do Domu Dziwięciu Diamentów. Biedak sądzi, że chodzi o esencję wody. Ona podejrzewała jednak, że poszerzenie szlaku handlowego to nie to o co chodziło Theranom. Pewno chcą zacieśnić współpracę polityczną z K'tenshinami. Przeszła przez dziedziniec gospody i weszła doń tylnymi drzwiami.

Bigta śledził Tarqa i jego dwóch przydupasów. Weszli do małego domku na pograniczu Zniszczonej dzielnicy. Niski złodziej zakradł się pod drzwi. Zastanawiał się czy nie spróbować ich otworzyć lecz jego wyczulony zmysł słuchu pochwycił nikłe szurnięcie.
"Stoją cwaniaki" - uśmiechnął się w duchu złodziej. - "Nie będziecie mi więc przeszkadzać u celu"
Domy stały w zwartej zabudowie. Bigta przeszedł do sąsiedniego. Szybko otworzył drzwi i wszedł do środka. Przeszedł na drugą stronę budynku i wyskoczył przez okno na dziedziniec. Spojrzał na dom w którym przebywał Tarqa. Dostrzegł otwarte okno i postanowił nie próżnować.
Odprężył się. Magia przenikała przez jego ciało wyostrzając dotyk, wyostrzając wzrok i dodając mięśniom siły. Jakby prowadzony szóstym zmysłem wybierał tylko te kamienie, które wyglądały solidnie. Jak cień przemknął w górę i wskoczył przez otwarte okno miękko lądując na starej drewnianej podłodze. Usłyszał ściszone głosy w pokoju obok. Jeden należał do Tarqi, drugi był ciężki i powolny.
- ... to młódka, spokojnie sobie z nią poradzisz, uczy ją jakiś Vorgdi. - mówił ten drugi
- Dobrześ się spisał. Dług masz spłacony a na poczet następnej roboty masz tu stówkę. Żeby dostać dwie musisz znaleźć jakiś strumyk co rozsadzi skałę. - głos na pewno należał do Tarqi.
- Jaką skałę?
- No tego obsydianina baranie.
- Chyba rozumiem - powiedział niepewnie głos.
- No to wiesz jak się ze mną skontaktować. Teraz wychodzę. Poczekaj aż zniknę.
Na korytarzu dało się słyszeć kroki orka. Wnet ucichły. Bigtę aż korciło by pójść i natrzaskać po gębie rozmówcy Tarqi, ale szybko zmienił zdanie. Mógł to być nie ułomek, a on nie chciał jeszcze ujawniać swego prawdziwego oblicza.
Chwilę później złodziej śledził już ostrożnego krasnoluda.

Szeigen rozmyślał jak zapewnić sobie przewagę w starciu z potężnym obsydianinem. Miał w zanadrzu kilka trików i sztuczek, ale na tą walkę musi się specjalnie przygotować... ŁUP! ŁUP! Kolejne uderzenia owinietych skorzanymi bandazami piesci wybrzmiały w ciszy niewielkiego pomieszczenia... Ból i zmeczenie klarowaly mysli Wojownika. Dobrze wiedzial,ze walka z wiekszym i silniejszym,ale i kilkukrotnie ciezszym obsydianinem, podazajacym zreszta sciezka dyscypliny, rownala sie niemal wyrokowi smierci... Nurtowalo go rowniez pytanie, kim jest jego przeciwnik. Kamienni ludzie nie byli liczna nacja, istniala wiec szansa,ze Szeigen znal go, przynajmniej ze slyszenia. Po pierwsze musiał wiec przeprowadzic zwiad. Informacja o wrogu od zawsze była podstawa prowadzenia wojny...


R'ssalok patrzał jak wielki obsydianin sadza swe cielsko na potężnej ławie.
- Posstaw kolejkę a zdradzę ci ciekawą nowinę.
- Zaciekawiłeś mnie młodziku, zamów coś na mój koszt i mów.
- Rzeki mówią, że Tarqa znalazł jakiegośśś goryla. Ciekawe też kto go tak wkurzył - zarechotał t'skrang
- A co to za goryl??

Biała dama przglądała prywatne listy Patracheusa. Bzdury, bzdury, petycje, bzdury. Same starające się o patronat młode siksy. Jeden list ją zaintrygował. Czytała uważnie. Niejaki Kalandir raportował swe podejrzenia. Uważał że obsydianin Klag jest szpiegiem i polecał to zbadać, prosił w zamian o uzwględnienie swej petycji i udzielenie mu rocznej ulgi na importowane towary luksusowe. "Płotka, ale może mieć wiele do stracenia." - pomyślała elfka. Zapamiętała dokładnie tekst i zatarła za sobą ślady.

Dzik - 2008-02-07, 02:27

R'ssalok patrzał jak wielki obsydianin sadza swe cielsko na potężnej ławie.
- Posstaw kolejkę a zdradzę ci ciekawą nowinę.
- Zaciekawiłeś mnie młodziku, zamów coś na mój koszt i mów.
- Rzeki mówią, że Tarqa znalazł jakiegośśś goryla. Ciekawe też kto go tak wkurzył - zarechotał t'skrang
- A co to za goryl? - powiedział Klag nabijając swoje fajkę powoli.

R'ssalok skrzywił sie na sam widok ziela.
- Sssnowu będziesssz tu sssmrodził- westchnął ciężko t'skrang.

Obsydianin uśmiechnął sie złośliwie i zapalił fajkę, kłąb dymu buchnął z jego ust.
- Nie pieprz mi tu o dymie tylko sie skup. Kogo w końcu zatrudnił Tarqa?

Pufnął kolejny raz swa fajkę i rozejrzał sie po sali. Kelnerki uwijały sie probując nadążyć z zamówieniami a tancerki pokazywały swe wdzięki na scenie. Ani śladu Tarqa ani tego człowieka... jak mu tam było.

R'ssalok machał ręką próbując odgonić śmierdzący dym od siebie... Nie działało to jednak zbyt dobrze.
Z lekką nutką irytacji w głosie powiedział.
- A taki jeden człowiek... walczy w Dziurze. Twardy ssskubaniec. SSwą go Ssszeigen czy jakośśś tak. Nie widziałem jesszcze żeby przegrał walkę. Mówią że jest adeptem.

Klag słuchał go uważnie wpatrując sie akurat w jedna z tancerek. T'skrang spojrzał na niego a potem lekko szturchnął go ogonem trochę poirytowany.

- Ssłuchasz mnie w ogóle? -
Kolejny kłąb dymu opuścił usta obsydianina, R'ssalok westchnął i wziął łyk wina by zabić smród ziela który był tak "ciężki", ze aż czul jak osiada na jego języku. Klag skinął.

- Kontynuuj -

- Ten Ssszeigen nie jest tani... Tarqa musiał sie niezłe wpienić. - zachichotał t'skrang swoim specyficznym syczący śmiechem.

Adept walczący na arenie za pieniądze. Pewnie jakiś nowicjusz, który lubi sie popisywać albo chce łatwo zarobić.
Klag westchnął. Czuł, że znów go nie doceniają. Z drugiej strony pierwsza zasada to nie lekceważyć przeciwnika.

Poklepał tarcze która właśnie leżała u jego nóg. Wolał być przygotowany.

Ten człowiek ktokolwiek to jest to tylko najemnik. Niezależnie od sumy jaka ork mu zapłacił , nie poświeci za niego życia. Ale Tarqa będzie walczył o życie i pewnie już o tym wie. Nie postawi wszystkiego na jedna kartę.

Kolejny kłąb dymu opuścił jego usta. R'ssalok przestał sie śmiać i przyglądał mu sie ciekawy.
Nastąpiła chwila milczenia. Klag nadal patrzył w przestrzeń przed sobą. Przypadek tylko sprawił ze była tam scena.
T'skrang łyknął znów ze swego kielicha i nadal mu sie wpatrywał... W końcu dodał by wypełnić to milczenie.

- On jest dobry. Widziałem parę razy jak walczył... Jessst ssszybki i bezwzględny.

Wpatrywał sie w niego znów... Ale nie widząc reakcji obsydianina dodał dość energicznie.

- Ale ty jesteś lepszy... nie?-

Klag spojrzał na niego i rzucił mu trochę wredny uśmiech.
- A co z tym orkiem?- Zapytał po chwili biorąc solidny łyk z kufla.

T'skrang parsknął i potrząsł głowa. Potem odpowiedział z udawaną irytacją w głosie przybierając poważna - dość sztuczną minę.

- Ehhh... przyjaciel probuje ci dodać otuchy a ty nic! -

Klag patrzył na niego przez parę dobrych sekund... a potem wybuchł głębokim basowym i donośnym śmiechem. T'krangowi udało sie utrzymać poważna minę jeszcze przez chwile, nawet dodając nutkę oburzenia ale zaraz potem wybuchł sam niekontrolowanym chichotem.

Parę osób z otaczających ich stolików spojrzało na nich podejrzliwie. Nawet wykidajła sie obróciły w ich stronę. Śmiali sie tak z pól minuty aż wreszcie złapali oddech.
Obaj wzięli po łyku z tego co mieli na stole i uśmiechnęli sie do siebie.

- No tak... jessszcze nassss saraz ssstąd wywala- powiedział t'krang z przekąsem.
Klag uśmiechnął sie i zaciągnął sie dymem ze swojej fajki.
- Niech tylko sprobują- powiedział.
R'ssalok parsknął trochę żartobliwie.
- Nie bądź taki twardziel. Oni tu i z lepssszych robili passsztet! - powiedział - Choć z ciebie to raczej błoto by zrobili.. - Zachichotał znowu.

Klag parsknął i zaciągnął sie dymem, a potem dmuchnął nim w t'skranga. Śmiech zmienił sie w kaszel.

Obsydianin uśmiechnął sie złośliwie.
- Nie sycz tyle tylko opowiadaj! Co z tym orkiem?-

R'ssalok w końcu przestał kaszleć. Machał rękami w próbie uzyskania choć odrobiny czystego, nieśmierdzącego powietrza w okół siebie.
Po chwili rzucił obsydianinowi wkurzone spojrzenie i zdzielił go ogonem przez ramie.
- Chcesssz żebym sssie udusssił! -
- Nie.. chce żebyś w końcu powiedział mi to o co cię proszę...- Odpowiedział Klag lekko rozbawionym głosem.

T'skrang westchnął.
- Dobra dobre! Z tym orkiem to jest tak....

Bibi - 2008-02-07, 10:20

Illayah wracała ulicą Noży do Ognia Astendar, zostawiła za sobą dom obsydiańskiego kupca Omasu, właściciela Kompanii Handlu Lądowego. Omasu co prawda nie było w Vivane, ale ona omotała sobie wokół palca jego vivańskiego księgowego Yandriha. On pomnażał jej fundusze, ona w zamian zapewniała mu urocze towarzystwo.
A i dla niej fizjonomia Yandriba nie była nieprzyjemna. Upojne chwile z nim spędzone dawało jej sporo przyjemności.

Oczywiście często w czasie rozmów dowiadywała się wielu ciekawych rzeczy. Dzisiaj intrygowała ją informacja dokąd wyrusza tak wiele therańskich bat. I oczywiście Yandrih okazał się niezwykle pomocny. Powiedział jej, że Theranie przecierają szlak handlowy do Domu Dziwięciu Diamentów. Biedak sądzi, że chodzi o esencję wody. Ona podejrzewała jednak, że poszerzenie szlaku handlowego to nie to o co chodziło Theranom. Pewno chcą zacieśnić współpracę polityczną z K'tenshinami. A to raczej dobrze nie wróży dla reszty prowincji. Musi przekazać informację Mistrzowi, a to prowadzi do spotkania z Tarielem, co nie było dla niej miłe. Budził w niej obrzydzenie, choć nie wiedziała dlaczego. Może był zbyt natarczywy?

Przeszła przez dziedziniec gospody i weszła doń tylnymi drzwiami. Rozejrzała się za Karelią, jej długie uszy były bardzo przydatne, a potrzebowała jeszcze kilku informacji. To młode dziewczę było bardzo przydatne, choć nie zdawała sobie sprawy z tego co mówi. Karelia każdą wymianę zdań ze starszą tancerką traktowała jak zwykłe babskie plotki, natomiast Illayah z każdej otrzymanej informacji wyciągała wnioski i łączyła z tym co się działo wokół niej.

Niestety Karelia była już na scenie, co oznaczało, że musi się pospieszyć, bo teraz jej kolej. Szybko się przebrała, a właściwie rozebrała, zakryła twarz srebrnym woalem i czekała na zapowiedź swojego występu. Musi jeszcze zaobserwować kto jest na sali...

birchie - 2008-02-07, 15:26

Viherd wszedł do Ognia Astendar. Nie miał okazji bywac tu czesto- przybytek nie byl najtanszy, jednak to co zastawalo sie w srodku- dawalo Dawcy Imion pewnosc, ze wydaje srebrniki w najlepszy mozliwy sposob. Krasnolud rozgladnal sie po sali: skrzywil sie z niesmakiem na widok kolyszacej sie w tancu elfki. Nie widzial wiele pieknego w chuderlawych,patykowatych ksztaltach tancerki. Ale panienki nie byly tym,co liczylo sie dla Viherda najbardziej- interesowala go raczej prawdziwa jaskinia hazardu, znajdujaca sie w piwnicach pod luksusowa karczma. Wpierw jednak musial zarobic na przyjemnosc. Bez wiekszych problemow wypatrzyl wsrod bywalcow przybytku zwalista postac obsydianina. Usmiechnal sie pod nosem- tyle srebrnikow za tak banalna przysluge... Starczylo tylko usiasc blisko i posluchac. A sluch akurat- Viherd mial naprawde dobry...

Niedaleko Ognia Astendar, w cieniu wąskiej uliczki, Szeigen czekał na znajomego krasnoluda...

mystic - 2008-02-11, 10:59

R'ssalok sciszył głos do lekkiego syku.
- Ork miał na imię Porgl i podchodził do orczycy imieniem Derania Trosh
- Wiesz czym się czym sie zajmowal? - dopytywał się Klag
- Przeładunkiem w dokach
- Zwykly opryszek?
- Nic nikomu na ten temat nie wiadomo, raczej spokojny był...
Klag obejrzał się patrząc czy go ktoś nie podsłuchuje. Samotny krasnolud przy pobliskim stole wydawał się najbardziej podejrzany, ale nie przejawiał oznak jakiegokolwiek zainteresowania.
- Pewnie już wiesz ze on nie żyje.
- Tak wiem i wiem co go spotkało - patrzył wymownie na ciężkiego obsydianina
- Ktoś go szukał?
- Nie mam pojęcia.
- Daj znać jakby go ktoś szukał - Klag wręczyłu kilka sztuk srebra - to na grę w smoki. Tylko pamietaj zyski dzielimy na połowę.
R'ssalok uśmiechnął się nie spuszczając oczu ze sceny, na której Yllayah wyginała się nieziemsko.

Viherd wstał od stołu i wyszedł z karczmy, zdał relację z podsłuchanej przed chwilą rozmowy i zainkasował 15 srebrników. Nie był aż tak głupi by wracać do Ognia. Pieniądze przegra przy następnej okazji. Szeigen patrzał jak krasnolud oddala się pospiesznie.

Bigta zeskoczył z dachu przybudówki na ziemię za plecami żylastego wojownika. Wyprostował się i nagle poczuł przepływającą przez jego ciało magię. Odchylił się instynktownie do tyłu i poczuł na twarzy podmuch powietrza przelatującego ostrza. Odskoczył dwa kroki w tył.
- Spokojnie olbrzymie. Nie mam dziś zamiaru nikogo napadać. Chciałem tylko przekazać ci radosną nowinę. - Złodziej zaśmiał się niepewnie.
Szeigen nie schował miecza, nie przepadał za skradającymi się złodziejami i z chęcią ukrócił by tego tu o głowę. Niemniej jednak warto było posłuchać tego, co miał do powiedzenia.
- Jaką znowu radosną nowinę. - w głosie Szeigena usłyszeć można było dosłyszeć zdenerwowanie.
- O Tarqu.
- Mów.
- Nie wiem czy wygrana z obsydianinem będzie dla ciebie czymś dobrym.
- Czemuż to?
- Ano temuż, że ten kretyn Tarqa zainteresował się pewną małą dziewczynką nauczaną przez znanego ci chyba Vorgdiego.
Oczy Szeigena rozszrzyły się.
- To ***. Niech tylko na nią spojrzy. Zabiję jak psa.
Bigta miał już dopowiedzieć że chyba już spojrzał, ale zawachał się. Dziewczyna wyraźnie była oczkiem w głowie wojownika i wolał nie ściągać na siebie jego złości.
Szeigen spojrzał na Bigtę.
- Skąd to wiesz? - zapytał
- Powiedzmy, że mam oczy dookoła głowy. - zaśmiał się młody człowiek.
- A co chcesz za tą informację.
Bigta zastanowił się, co może ugrać.
- Możesz uznać, że jest to dla mnie inwestycja na przyszłość. Nagłe zejcie tego imbecyla jest mi bardzo na rękę.
Szeigen zrozumiał. Młodzik musiał mieć jakieś niedokończone interesy z orkiem albo też chciał zająć jego miejsce. Tak czy inaczej póki co mieli wspólny problem i mogli sobie pomóc. Zaklął w duchu. Ta jego pieprzona duma znów wpędza go w kłopoty. A co gorsza Eilę. Tego nie mógł darować.
- Jak mogę cię znaleźć, gdybym miał jakąś sprawę?
- W Ogniu występuje elfia tancerka o imieniu Illayah, przekaż jej że szukasz Bigty, ona będzie wiedziała jak mnie znaleźć.
- Rozumiem. A gdybyś ty chciał...
- To cię znajdę. - uśmiech, który pojawił się na twarzy Bigty wyraźnie nie spodobał się Szeigenowi. Smagły wojownik kiwnął jednak głową.
- Niech tak będzie. A teraz muszę już iść.

Klag wyszedł z karczmy by odetchnąć powietrzem i pochodzić troche po ziemi. Wszedł w zaułek z boku karczmy i nagle przystanął. Ogarnęły go jakieś dziwne podświadome myśli. Czegoś co nieuchronnie się wydarzy. Podświadomie widział jakieś obrazy, były jednak strasznie rozmazane. Westchnął, schylił się i dotknął ziemi. Dokładnie w miejscu w którym przed chwilą stał smagły, ludzki wojownik.

Illayah skupiała na sobie rozpalone spojrzenia widowni. Wykonując doskonale wyćwiczone układy, uważnie przypatrywała się patrzącym. Chciała wyłowić kogoś, kto może wiedzieć coś o nieszczęsnym Porglu. Skupiła wzrok na R'ssaloku, który rozmawiał z obsydianinem. Podejrzewała, że obrotny t'skrang będzie coś wiedział. Szkoda, ze nie było Bigty on też mógł jej coś powiedzieć. Musiała jednak sama coś przedsięwziąć. Schodząc ze sceny kątem oka zauważyła, ze Klag wychodzi z karczmy. Mogła więc omotać t'skranga.

birchie - 2008-02-11, 12:07

Mięśnie i ściegna graly pod skora, gdy Szeigen pędził przez ciemne uliczki Vivane. Magia pulsowala w żyłach i dodawała chyżości krokom Wojownika... Musiał dotrzec do Eili przed Tarqą... Nic innego się nie liczylo...

Vorgdi zapukał do drzwi karczemnego pokoju. Koszula mokra od potu przyklejala sie do ciala. Nawet przez grube odzienie czul zimno stali, ktora ten zbir wbijal mu bolesnie w prawy bok. "E-Eila? T-tto ja...Otworz, dziecko... "
-"Mistrz Vorgdi? Czy coś się stało?" - dziewczynka byla wielce zdumiona wizyta nauczyciela o tak poznej porze.
-"Tak,tak...No otworzże w koncu..."

Drzwi uchylily sie ostroznie, ukazujac drobna postac owinieta kocem... Spod pospiesznie zalozonej narzutki blyszczalo cale mnostwo bizuterii, ktora obwieszona byla dziewczynka...

mystic - 2008-02-11, 14:41

- Czemu przychodzisz o tak późnej porze mistrzu?
- Jjjaa... - Vorgdi nie dokończył. Ork pchnął go na drzwi i wskoczył do środka. Karczemny zgiełk przeszył krótki pisk, znienacka ucięty ręką orka zaciśniętą na gardle małej dziewczynki. Teraz słychać było jedynie charkot.
- Piśniesz mi raz jeszcze a utnę ci ten śliczny języczek. Rozumiesz?
Eila kiwnęła głową. Vorgdi próbował się pozbierać z podłogi, jednak cios drugiego orka odebrał mu świadomość.
- Zbierajmy się Lordrak, ktoś mógł usłyszeć tą kurewkę.
- Już tylko... - zerwał złoty naszyjnik z szyi dziewczyny i ściągnął jej bransolety - to jej nie będzie potrzebne a nam się przyda.

Szeigen wskoczył przez drzwi karczmy, zrobił dwa kroki i usłyszał pisk. Rozpoznał ten głos. Eila. Potrącając niosącą rozgrzaną zupę kelnerkę rzucił się w stronę części mieszkalnej. Goniły go przekleństwa trolla, na którego się rozlała. On jednak nie zaprzątał sobie głowy wściekłymi trollami. Teraz miał tylko jeden cel - pozabijać porywaczy. Wpadł przez drzwi na korytarz. W ostatniej chwili zauważył zdążający w stronę jego brzucha czubek ostrza. Zatrzymał się w pół kroku, okręcił na pięcie, wymijając cięcie i wyprowadził cios pięscią. Ork uchylił się i pięść zatrzymała się na ścianie.
- Spieprzać - wykrzyknął ork, unikając kolejnego ciosu. Gdyby nie krótka szabla w jego dłoniach,już by nie żył. Ona jednak wyrównywała szansę. Przynajmniej teoretycznie...
Uszu Szeigena dobiegł odgos zaryglowywanych drzwi. Domyślił się, że to z komnaty Eili. Musiał szybko zakończyć tą walkę. Wyprowadził markowany cios w podbrzusze i zbliżył się do orka, poczuł ból w wyciągnietej ręce, jednak nie zważał na to. Odchylił się nieco i wyrżnął orka z całej siły głową. Gruchnęło i ork uderzył tyłem głowy w ścianę, stęknął i osunął się na podłogę.
Szeigen nie miał czasu zająć się raną. Podbiegł do drzwi. Chwila nasłuchiwania i stwierdził z całą stanowczością, że napastników już nie ma w środku. Podbiegł do okna na korytarzu wyskoczył przez nie i rozejrzał się. Po ulicy kręciło się jeszcze kilka osób, jednak nie było już śladu orków. Podszedł do koca, który leżał pod oknem Eili. Zebrał go i wszedł do jej pokoju przez otwarte okno. Jak ten nic nie powie, to może jakiś zwierz ich wytropi po zapachu. Otworzył drzwi i wciągnął pobitego orka do pokoju. Zamknął drzwi i rozpoczął cucenie.

Pug wyszedł na zewnątrz wylać wodę. Kątem oka patrzał jak obsydianin dotyka ziemi.
"Chyba coś znalazł."
- Miedziak czy srebrnik? - zapytał.
Klag otworzył dłoń, ukazując garść pyłu.
- Coś znacznie bardziej cennego dziecko.
- Garść pyłu jest cenniejsza niż srebrnik? - zdziwił się Pug - a co to za ziemia taka cenna?
- Ta która rodzi i karmi nas wszystkich.
"Dziwak" - pomyślał Pug i dodał. - Muszę już iść, Kalandir się denerwuje jak zbyt długo nie wracam, uważa że się ociągam.
Klag odprowadził chłopca wzrokiem.
- Kiedyś zrozumiesz. - powiedział bardziej do siebie.

birchie - 2008-02-11, 16:09

Szeigen wysypal na otwarta dlon garsc malych burych grudek. W pomieszczeniu rozszedl sie ostry, nieco nieprzyjemny zapach soli indrisanskich. Brutalnie chwycil nieprzytomnego orka za wlosy i wepchnal jego zakrwawiony nos prosto w specyfik... Szeigen znal dobrze uczucie towarzyszace takiemu przebudzeniu, czym predzej wiec odsunal reke, unikajac ubrudzenia przez gwaltownie rzygajacego i wstrzasanego spazmami orka. Gdy nieszczesnik troche sie uspokoil- czlowiek gwaltownie szarpnal go za wlosy a w rozdziawiona gebe wcisnal mocno zwiniety kawal plotna. Obie rece wygial do tylu,az tamten steknal... -"No...to teraz porozmawiamy"- wyszeptal przez zacisniete zeby do ucha orka...Chrupnieciu łamanego palca towarzyszyl stlumiony przez gruby material jek... Szeigen odczekal chwile, po czym wyciagnal knebel z ust ofiary... -"Dokad ja zabrali?...
-"Pierdol sie skur..UPFFF"- nie dokonczyl zbir... Kolejny trzask i kolejny jek... -"Dokad ja zabrali?"- w odpowiedzi ork zacisnal zeby i spojrzal wyzywajaco na Szeigena... Twarz Wojownika przybrala grymas dezaprobaty... Jego reka powedrowala do tylu i wrocila w pole widzenia orka , sciskajac krotki masywny noz...Lewa dlon chwycila kciuk tarqowego zbira... -"Meczy mnie juz twoj brak checi wspolpracy..."

Cholerny ork wiedzial zbyt malo... Szeigen zdawal sobie sprawe,ze sam nie odnajdzie Eili. Potrzebowal pomocy i ,na szczescie, wiedzial,gdzie jej szukac... Odglosy zabawy dochodzace z Ognia Astendar stawaly sie glosniejsze z kazdym krokiem...

Bibi - 2008-02-11, 17:17

Illayah skupiała na sobie rozpalone spojrzenia widowni. Wykonując doskonale wyćwiczone układy, uważnie przypatrywała się patrzącym. Chciała wyłowić kogoś, kto może wiedzieć coś o nieszczęsnym Porglu. Skupiła wzrok na R'ssaloku, który rozmawiał z obsydianinem. Podejrzewała, że obrotny t'skrang będzie coś wiedział. Szkoda, ze nie było Bigty on też mógł jej coś powiedzieć. Musiała jednak sama coś przedsięwziąć. Schodząc ze sceny kątem oka zauważyła, ze Klag wychodzi z karczmy.

Mogła więc omotać t'skranga.
Illayah schodząc ze sceny obdarzyła go powłóczystym spojrzeniem. W garderobie przebrała się w suknię z bardzo dużo wyciętym dekoltem i poszła na salę. Stanęła przy szynkwasie i popijając zimny sok bez skrępowania obserwowała t’skranga. Po opróżnieniu szklanicy kołyszącym krokiem ruszyła w stronę R’ssaloka. Stanęła przed nim, pochyliła się i szepnęła patrząc głęboko w oczy:
- Podobał Ci się mój występ? Myślę, że moglibyśmy bardzo miło spędzić czas...

mystic - 2008-02-12, 10:58

Na nieboskłon wzbijał się księżyc. Światło pełni rozświetlało ulice Vivane. Tiglim obserwował Klaga wchodzącego do karczmy.
"To musiał być ten" - pomyślał therański szpieg. Udał się kilka domów dalej i przekazał wiadomość kurierowi. Zdał raport, teraz uda się do Ognia poobserwować obsydianina.

- Jasssne ssskarbeńku. Sssiadaj. - zasyczał R'ssalok. - Napijesssz ssssię czegoś?

Klag wszedł do Ognia i rozejrzał się po klientach. Po czym zszedł na dół poprzyglądać się grającym w smoki. Monety co rusz zmieniały właścicieli, słychac było okrzyki radości i jęki zawodu. Zastanawiał się czy samemu nie spróbować.

Szeigen szedł ulicą. Odglosy zabawy dochodzace z Ognia Astendar stawaly sie glosniejsze z kazdym krokiem. Minął jakiegoś krasnoluda, rzucającego mu spojrzenia spode łba. Nie zatrzymywał się. Musi jak najprędzej dowiedzieć się gdzie jest Eila. Otworzył drzwi karczmy.

Arnus Zawzięty słuchał słów starego żebraka, któy twierdził, ze widział jak Czarne Skeorxy porwały młodą dziewczynę a gonił je jakiś żylasty wojak. Szybko poskładał fakty. To może być interesujące. Zdecydował, że sprzeda tę wiadomość. Obsydianin pewnie będzie zainteresowany.

Dzik - 2008-02-12, 15:14

Arnus Zawzięty słuchał słów starego żebraka, któy twierdził, ze widział jak Czarne Skeorxy porwały młodą dziewczynę a gonił je jakiś żylasty wojak. Szybko poskładał fakty. To może być interesujące. Zdecydował, że sprzeda tę wiadomość. Obsydianin pewnie będzie zainteresowany. Szybko odesłał swoich ludzi na dalsze przeszpiegi. Uśmiechnął sie do siebie chytrze. Postanowił zebrać gang- na wszelki wypadek. To mogla być ta chwila. Rozesłał wiadomość do swoich ludzi a sam (z leka obstawa) ruszył w stronę Ognia.

Klag oparł sie o ścianę malej sali gier. Przyglądał sie rozgrywkom. Nigdy nie wciągnął go hazard chodź czasami zdążało mu sie grac. Tam skąd przybywał taka rozrywka była codziennością.

Nagle znów to poczuł. Coś... na granicy świadomości. Jakby maleńkie drganie w przestrzeni astralnej. Było to jak lekkie brzęczenie w uszach, które można usłyszeć tylko w absolutnej ciszy i skupieniu.
Jego wzorzec Wojownika odbierał to jak antena nastawiona na odpowiednie fale. Umiał to rozpoznać... ale mogło znaczyć wiele. Choć w tej sytuacji tylko jedno.

-To on- pomyślał Klag.

Wyprostował sie i rozejrzał sie po sali gier, ale nie zauważył nikogo kto by mógł być Nim. Mógł być już w środku... albo kreci sie w pobliżu.

Klag uśmiechnął sie do siebie. Krzyki towarzyszące sali gier wybuchały i cichły systematycznie. Ruszył w stronę schodów i stanął przy nich opierając sie o ścianę. Sięgnął po swoja fajkę i nabił ja rozpalając w niej ognień. Wypościł chmura gęstego dymu z swoich ust. I czekał.

Parę uliczek dalej Bigta skradał sie dość pospiesznie. Nie chciał być zauważony przez tych których śledził. Grupa orków z pewna dziewczyna pospiesznie weszli do jakiegoś domu w zrujnowanej części miasta. Bigta znal to miejsce. Uśmiechnął sie do siebie.

- Teraz tylko przekazać wieści.. i problem z głowy.- pomyślał i ruszył pospiesznie
szukać Szeigena.

Kelnerka schodziła ze schodów z taca pełną kufli. Klag spokojnie zasłonił jej drogę swoja dość dużą ręką. Spojrzał na nią swoimi złotawymi oczyma i uśmiechnął sie wciąż trzymając fajkę w ustach. Młoda kobieta stanęła jak murowana nie wiedząc czego sie spodziewać.

- Nie boj sie- Powiedział dość spokojnie i w miarę przyjaźnie Klag.- Wiesz kto to Szeigen? Na pewno wiesz.- Pufnął trochę ze swej fajki i kontynuował - Powiedz mi... czy jest na sali?

Kobieta zachowała spokój. Nie jedno już widziała w Ogniu. Taca w jej rekach trzęsła sie trochę rozlewając piwo. Szybko sie pozbierała jednak, a na jej twarz powrócił trochę sztuczny uśmiech. Skinęła głowa.

-Jest Panie... właśnie wszedł. Mogę już iść? Klienci czekają-

Klag odsunął rękę i znów oparł sie o ścianę. Kelnerka pobiegła przed siebie oglądając sie raz na niego. Pufnal swoja fajkę znów.. spokojnie. Postanowił poczekać na rozwój wydarzeń.

birchie - 2008-02-12, 15:37

Szeigen rozgladal sie po zatloczonej sali w poszukiwaniu elfiej tancerki. Wiedzial, ze gdzies tu jest rowniez jego niedoszly przeciwnik, ale teraz go to nie obchodzilo. Tarqa wlasnie zerwal uklad. Teraz to ork mial zginac... Jest! Przy stoliku pod sciana Wojownik dostrzegl Illayah mizdrzaca sie do tskranga. Czlowiek skrzywil sie z niesmakiem. Nie byl rasista,jednakze nie za bardzo chcial dopuszczac do glosu wyobraznie, ktora podpowiadala mu scenariusze dalszego rozwoju tej sytuacji... Ruszyl w ich strone, przepychajac sie wsrod klientow... "Illayah, mam sprawe do Ciebie..."-rzucil zdawkowo, zaskakujac elfke... "Życzysz sobie czegos, Panie?"- odpowiedziala,starajac sie zachowac wszelkie wymogi grzecznosci... -"Musimy pogadac. Sami. Jaszczurowi nic do tego"... Elfka wstala,wygladzajac tunike i zgrabnym krokiem ruszyla w kierunku loży, gdzie mozna bylo bylo zachowac dyskrecje... -"Szukam Bigty"- wypalil Wojownik, nim zdazyli dojsc na miejsce -"Mowił, ze wiesz jak go znaleźć..."
Bibi - 2008-02-12, 19:45

Jasssne ssskarbeńku. Sssiadaj. - zasyczał R'ssalok. - Napijesssz ssssię czegoś?
- Może być to samo co Ty pijesz. Musi być dobre skoro pijesz – uśmiechnęła się - a i mnie przyda się coś mocniejszego, troszkę mnie krępujesz swoją otwartością...
- Taki już jesssstem, niessssskrępowany i otwarty...
– Ciekawam czy na wszystko jesteś taki otwarty – rzuciła t’skrangowi wymowne spojrzenie
- Mysssślę, że mógłbym pokazsssać Ci moją otwartość w jakimś sssspokojniejszym miejssscu – wykrzywił twarz w uśmiechu.
– A ja myślę, że z chęcią bym spróbowała tej otwartości – rzuciła bez skrępowania Illayah, dotykając zachęcająco ramienia R’ssaloka, gdy nagle zamarła, kierując swe oczy na obsydianina.
– Co sssię sstało maleńka?
- Ten obsydianin... znasz go? – zapytała zmartwiona – coś wisi w powietrzu, jakaś groźba nad nim wisi, krążą słuchy, ze zabił jakiegoś orka– mówiąc to patrzyła prosto w oczy jaszczura, nie pozwalając na jakiekolwiek zwody i się nie pomyliła. T’skrangowe oczy lekko się zwęziły zdradzając, że miała rację.
– To jessst Klag, przybył niedawno – odpowiedział - nic nie sssłyssszałem o krążących plotkach. Mam nadzieję, że twoja przepowiednia sssię nie sssprawdzi, sssszkoda by było takiego przedssssstawiciela tej rasy.
-Mam nadzieję – wyszeptała udając delikatną kobietkę. Rozmyślała jak się wykręcić z tej pogawędki, gdy usłyszała głos Szeigena:
"Illayah, mam sprawe do Ciebie..."-rzucil zdawkowo, zaskakujac elfke... "Życzysz sobie czegos, Panie?"- odpowiedziala,starajac sie zachowac wszelkie wymogi grzecznosci... -"Musimy pogadac. Sami. Jaszczurowi nic do tego"...
- Ach przepraszam Cię, muszę załatwić kilka ważnych spraw - Elfka wstała, cmoknęła delikatnie t’skranga, i zgrabnym krokiem ruszyła w kierunku loży, gdzie można było zachować dyskrecję...
-"Szukam Bigty"- wypalił Wojownik, nim zdążyli dojść na miejsce -"Mówił, że wiesz jak go znaleźć..."
- Owszem, wiem jak go znaleźć, ale w zamian potrzebuję kilku informacji...

birchie - 2008-02-13, 08:18

Szeigen zatrzymał Illayah kładąc twardą dłoń na jej ramieniu i ściskając delikatnie(jak mu sie wydawało). -"Jakich?"-zapytał, mrużąc podejrzliwie oczy-"Na Pasje, zrozum kobieto, że to ważna sprawa, a nie durne gierki i intrygi.To nie pałac, do cholery... Wiesz gdzie znalezc Bigte- to mow! Teraz..."- zaakcentowal ostatnie słowo, znizajac ton głosu...
Bibi - 2008-02-13, 13:42

Wspólna praca Birchie i Bibi


Illayah spojrzała prosto w twarz Szeigena, a jej oczy przypominały chmurę gradową...
-Teraz to Ty weźmiesz rękę z mojego ramienia, inaczej możesz ją stracić – odpowiedziała spokojnie elfka. Najpierw Ty mi powiesz co się dzieje, a potem ja odpowiem na twoje pytanie. Poza tym to raczej nie zdradza się pobytu jakiejś osoby każdemu kto zapyta. Zatem? Co masz mi do powiedzenia?
Wojownik uśmiechnął się szeroko ,a elfka zauważyła z pewnym niesmakiem dość poważne braki w uzębieniu, przywodzące na myśl bliższy kontakt z maczuga.... Zdjął jednak rękę... - - - Ostra... - mruknął pod nosem - No dobra....Skoro Bigta skierował mnie do Ciebie- raczej nie bał się zdradzenia miejsca pobytu, co nie?
- A może nie miał innego wyjścia i musiał Cię skierować do mnie? W co on się znowu wpakował?
- Ja jestem jego wyjściem... - enigmatycznie podsumował Szeigen... - Ja pomagam jemu, on pomaga mnie. No to wiesz, gdzie go szukać, czy marnuję tu czas?
- Powiedz co od niego chcesz to mu przekażę.
Widać było, że wojownik powoli traci cierpliwość...
- Słuchaj, dziewko- to nie jest twoja sprawa...Chcę tylko wiedzieć, gdzie szukać Bigty...Skoro kazał mi przyjść do Ciebie - zakładał chyba, że skierujesz mnie odpowiednio...Czy może się pomyliłem, a ty nie jesteś Illayah...?
Elfka miała już dość tej pokręconej rozmowy, zwłaszcza, że czekała ją jeszcze jedna przyjemność wieczorem...
- Słuchaj człecze, masz coś do Bigty to mów i spadaj, bo tracę cierpliwość do ciebie. Jak mu przekaże wiadomość to się o tym dowiesz, niestety musisz mi zaufać - uśmiechnęła się zimno.
- Przekaż mu, że go szukałem... - odparł beznamiętnie Szeigen, wpatrując się swoimi szarymi oczami prosto w oczy elfki...Cholernie lubił wykorzystywać talent, którego nauczył się ostatnio...Poczuł jak magia dyscypliny wypełnia jego ciało... Bawiło go, gdy Dawcy Imion wycofywali się w przestrachu, za wszelka cenę starając się zejść z linii jego wzroku...
Elfie oczy wpatrywały się w szare oczy Szeigena, kobieta czuła krążącą magię i wiedziała, że z tego nie może wyniknąć nic dobrego, jednak całą siłą woli nie poddawała się temu spojrzeniu.
Szeigen wpatrywał się jeszcze chwilę, po czym skrzywił w brzydkim szczerbatym uśmiechu... - No, to wracaj do swoich zajęć,..."- rzucił na odchodne... -"A Bigta niech odszuka mnie tak szybko, jak się da"
Illayah uśmiechnęła się również, choć z lekką wyższością. Trochę inaczej spojrzała na odchodzącego człowieka... - może być niebezpieczny.

Dzik - 2008-02-13, 15:24

Klag stał spokojnie w salonie gier paląc swoja fajkę. Starał sie skupić, wzmocnić swój "magiczny zmysł" i nagle znów to poczuł - delikatne wibracje w swoim wzorcu bardziej intuicyjnie nie zmysłowo, nie większe niż ruch pajęczyny gdy chodzi po niej pająk...

Ruszył powoli po schodach, które trzeszczały pod jego nogami lekko aż wyłonił sie w karczmie.
Przystanął i puścił kłąb dymu z ust. Rozglądał sie powoli po sali wyglądając swojego przeciwnika. Jego fajka dymiła sie leniwie w jego ustach gdy on badał wszystkich obecnych w Ogniu. Było tam wielu dawców imion, w tym tacy którzy swoim "bojowym" wyglądam zwracali na siebie uwagę. Ale to nie był żaden z nich. Nie było w ich ruchach tego..."czegoś" - podpowiadała Klagowi niska magia.

Nagle poczuł lekkie nieśmiałe szturchniecie za sobą na schodach i dopiero teraz zauważył ze blokuje cale przejście. Za nim sala ta sama dziewka która wcześniej wypytywał. Uśmiechnęła sie do niego trochę niepewnie gdy zszedł jej z drogi.

Klag uśmiechnął sie do niej i wypuścił kolejny kłąb dymu. Gdy podniósł wzrok zauważył wychodzącego właśnie z loży człowieka... - To ten- pomyślał badając go uważnie.

W jego ruchach była ta pewność... wykalkulowanie. Widać było, że człowiek ten nie jest w najlepszym humorze.

Klag śledził go wzrokiem. Szedł w stronę wyjścia. Rozprostował swoje mięśnie, zaciągnął sie dymem i wypościł go z ust a potem ruszył w jego stronę.
Człowiek zdawał sie go nie zauważać... najwyraźniej coś innego trapiło jego umysł.

Szeigen wyszedł z karczmy a za nim podążył obsydianin. Gdy już byli na małym rynku przed karczma Klag rzucił do niego swym basowym, spokojnym głosem.

- Ty jesteś Szeigen?

birchie - 2008-02-13, 16:31

Wspólny post dzika i birchiego:

Szeigen zatrzymał się i obrócił ... -"Jam jest... Chcesz czegoś ode mnie, skalniaku?"

Klag zaciagnal sie dymem z swojej fajki, potem wypuscil klab dymu z ust. Nie spieszyl sie z odpowiedzia. "Slyszalem... ze pracujesz dla Tarqi."

"To zle slyszales...Klagu Głuchy "- Szeigen wiedzial z kim ma do czynienia

Klag usmiechnal sie lekko. "Moi informatorzy mowia inaczej... Skad wiec ta zmiana? Za malo ci zaplacil? " powiedzial dosc szyderczo.

Szeigen odpowiedzial usmiechem-"Zly pieniadz....a teraz- nie zatrzymuj mnie"

Klag wciaz usmiechniety powiedzial "Zly pieniadz..? Coz tym lepiej dla mnie i gorzej dla Tarqa." Znow wypuscil klab dymu z ust. "Mam nadzieje ze ten zly pieniadz jak go nazwales nagle nie zmieni sie w dobry. Nie potrzebne mi komplikacje."

"Mi również.."- Czlowiek wpatrywal się w obsydianina... Klag poczuł dreszcz przemieszczający sie wzdluz plecow jednak wciąż wpatrywal sie w oczy Szeigena z usmiechem na grubo ciosanej twarzy. Skinal glowa moze z szacunku a moze na pozegnanie- kto wie?
"Powodzenia" powidzial spokojnym tonem.

Szeigen tylko cmoknal kacikiem ust... "To juz drugi raz dzisiaj...", pomyslal- "Duzo tak chyba nie zdzialam"...
Odwrocil sie na piecie i ruszyl w kierunku karczmy, gdzie wynajmowal pokoj,
przeklinajac na czym świat stoi caly ten dzien

Oczy kamiennego człowieka jeszcze długą chwilę sledzily odchodzącego Dawce Imion... "Jeden mniej " - pomyslal " Jest bardziej rozsadny niz myslalem...Z nim Tarqa mial szanse."

Dzik - 2008-02-18, 21:57

Oczy kamiennego człowieka jeszcze długą chwilę sledzily odchodzącego Dawce Imion... "Jeden mniej " - pomyślał " Jest bardziej rozsądny niż myślałem...Z nim Tarqa miał szanse."

Pyknął ze swojej fajki spokojnie. Ten człowiek był niebezpieczny. Agresywny i nieroztropny. Musi na niego uważać, bo może dla zwykłego kaprysu zmienić znów zdanie.

Ludzie...

Ale wojownicy nie zrywają kontraktów... chyba ze druga strona zerwie go pierwsza.
Wzruszył ramionami. Cokolwiek to było na razie nie musiał sie o niego martwic. Kłąb dymu opuścił znowu jego usta gdy odwrócił sie i wracał do Ognia.

Nagle usłyszał wzywający go głos Arnusa Zawziętego.
- Hej! psst! Skalniaku! - dobiegał z uliczki obok.
Arnus wychylił swój wścibski nos i łypał na Klaga swoimi wprost świecącymi z ekscytacji oczyma.
Klag z pewną niechęcią ruszył w jego stronę.
- Czego chcesz? Masz jakieś wieści...? - powiedział Klag trochę podirytowanym głosem.

Arnus spojrzał w stronę w którą odszedł Szejgen a potem na Klaga trochę podejrzliwie.

-Co ty kumasz sie z wrogiem? Czemu go nie załatwiłeś?! Mielibyśmy problem z głowy!- powiedzie dość szybko patrząc na Klaga podejrzliwie i z lekka irytacja.
Klag pufknal mu kłębem smierdzacego dymu w twarz i usmiechnal sie gdy ten zaczal sie krztusic i kaszlec. Po chwili odpowiedzial spokojnie.

- Mamy go z głowy. Choćby na razie. A ty przestań pieprzyc i gadaj co wiesz.-

Arnus Zawzięty krztusił sie i kaszlał jeszcze przez pare chwil po czym spojrzał na Klaga z wyrzutem.
- Wiem gdzie jest Tarqa... odsłonięty tylko z paroma swoimi w jednej z jego kryjówek. To najlepsza okazja by go cicho załatwić! Nikt nic nie usłyszy... bez świadków! Jeśli jeszcze z nami jesteś...- Uśmiechnął sie do Klaga zacierając ręce w geście kupca, który wie że zrobił dobry interes.

Klag zaciągnął sie swoja fajką i dał Arnusowi kilka chwil na wątpliwości. Gdy na twarzy Zawziętego powoli pojawiało sie zwątpienie a nawet lekkie ślady strachu Klag skinął głową.

- Ale umowa wciąż obowiązuje. Będziesz mi winien, rozumiesz?- Powiedział Klag spokojnym głosem ale z dość dużym naciskiem na "rozumiesz".

Człowiek aż sie wzdrygnął ale nie dal sie zbić z tropu. Wiedział jak dużo na tym może zyskać... i wiedział, że co do długu u skalniaka coś później da sie wymyślić... Chytrze zatarł ręce i skinął głową na potwierdzenie.
Klag uśmiechnął sie.
- Prowadź wiec.-

Klag wiedział, że nie może mu ufać... Ale potrafił troszczyć sie o swoje długi i jak przyjdzie czas spłaty będzie umiał nacisnąć na takiego Arnusa.
Dość dziwna grupka pobiegła przez uliczki Vivane...

Bigta obserwował jak odbiegają. - No no, będzie sie działo! - pomyślał i uśmiechnął sie do siebie. Niedługo pozbędzie sie długu... choćby tego jednego. Skoczył i ruszył uliczkami za Szeigenem. Jeden więcej nie zaszkodzi... a może da sie coś zarobić. Zachichotał.

Grupka zatrzymała sie uliczkę przed kryjówką Tarqa w zniszczonej dzielnicy. Była noc. Z okiennic wylewało sie trochę światła na czarną jak smoła dzielnice. Jeden strażnik pilnował drzwi. Klag zdjął tarcze z pleców i schylił sie podnosząc z ziemi kawał bruku.

- Trzymajcie sie z tyłu - rzucił cicho i wysunął sie z za rogu. Wziął zamach i cisnął dość dużych rozmiarów kawał bruku w nic nie spodziewającego sie strażnika. Zanim strażnik runął na ziemie z kawałkiem bruku zamiast głowy Klag był już przy drzwiach...

birchie - 2008-02-19, 09:59

Bigta przeskoczył z dachu na dach... "Do cholery,czemu ja tak bardzo to lubię? Przeciez moglbym biec ulica... " - ale przemieszczanie się jak zwykły smiertelnik nie bylo tak zabawne i nie laskotalo tak mile magii dyscypliny.

Zlodziej dotarl w koncu do karczmy, gdzie rezydowal Wojownik. Przeskoczyl lekko na balkonik pokoju Szeigena. Ostroznie odslonil kotare przeslaniajaca wejscie, rozgladajac sie po pomieszczeniu. Uniosl brew widzac zakrwawionego, nieprzytomnego orka lezacego na ziemi. Kawalek dalej siedzial Szeigen, zas na sienniku obok rozlozona byla rowniutko bron, ktorej zastosowania Bigta wolalby nawet nie widziec. Był tam miecz, zwiniety rowno bicz, ale i zwoje lancucha zakonczonego metalowymi hakami oraz nadgarstniki z poszarpanymi ostrzami. Kawalek dalej lezal prosty napiersnik z utwardzanej skory. -"Jestes w koncu"- mruknal czlowiek, ktory od samego poczatku wpatrywal sie w przejscie prowadzace na balkon.
-"Ano jestem"- wyprostowal sie Bigta-"I mam ciekawe informacje dla ciebie". To mowiac usmiechnal sie szeroko...

Chwile pozniej nocna cisze zalegajaca jedna z uliczek Vivane przerwal tupot biegnacych stop. Jednych, choc ewentualny widz zauwazylby,ze przebiegaly dwie osoby. Zauwazylby tez,jak mezczyzna biegnacy jako drugi i jako jedyny robiacy halas- dopina w biegu paski kirysu i sprawdza czy miecz latwo wychodzi z pochwy...

Dzik - 2008-03-11, 11:08

Klag stanął przy drzwiach i nasłuchiwał. Cisza.

"Są przygotowani" - pomyślał. Wziął głęboki oddech, dobył swój topór i oparł tarcz o drzwi. Potem naparł na nie z cala silą. Drzwi rozpadły sie jak zrobione z zapałek - co akurat nie jest dziwne w spalonej dzielnicy.

Poczuł jak powietrze tuż przy jego twarzy przecina belt. Drugi uderzyl w jego tarcze.
"Tak.. przygotowani"
Szybko ocenił sytuacje w pomieszczeniu. Ork i człowiek stali przy stole na drugim końcu.. Jeden właśnie rzucił kusze na ziemie i dobył miecza. Wyglądali na dość przestraszonych widokiem obsydnianina który z cala pewnością nie przyszedł w przyjacielskich odwiedzinach.

Ork szybko i niezdarnie zaczął zakładać kolejny bełt na kusze. Klag bez momentu wahania ruszył w ich stronę jak lawina. Jego ciężkie kroki wstrząsały całą budowlą gdy szarżował z impetem nosorożca w stronę człowieka. Człowiek rozejrzał sie szybko i panicznie do okuła szukając miejsca by uskoczyć ale nie było zbytnio gdzie, gdyż cały pokój nie był zbyt duży.

"Mamo!" Krzyknął człowiek i ruszył panicznej ucieczce do schodów prowadzących do piwnicy. Klag wynurzył sie za tarczy i zamachnął sie toporem który skończył swój łuk miękkim plask w plecy człowieka. Ciało prowadzone impetem uderzania pochyliło się i spadło po schodach do piwnicy.

Klag obrócił sie w stronę orka ale ten już biegł w kierunku wyjścia. Obsydianin parsknął widząc jak ten kieruje sie w stronę rychlej śmierci. Ork nagle zatrzymał sie i stanął w dziwach... Spojrzał w dół i zrobił kilka kroków w tył i padł na wznak. Z jego brzucha wystawał miecz.

Obsydianin wyprostował sie i uspokoił mięśnie. Jego oczy wędrowały sie po ruinie domu. Pokój był mały.. schodów na piętro już dawno nie było a jedyne meble które jeszcze nadawały sie do użytku to stół i para krzeseł. Wyciągnął bełt wbity w tarcze, i spojrzał na "Zawziętego" który akurat probował ominąć zakrwawione zwłoki orka śmiejąc sie i można powiedzieć "tradycyjnie" zacierając swoje ręce.

"Tarqa będzie pewnie na dole" - rzucił kamienny i spojrzał w stronę małego wejścia na dol.
"I pewnie już sra w spodnie ze strachu." Skrzywił sie w szyderczym uśmiechu.
"Desperacja " - pomyślał "Tacy są najgorsi... Ci którzy nie maja nic do stracenia."

Arnus uśmiechnął sie do niego. Już czul zapach zwycięstwa... już widział przyszłość.
"Król podziemi!" pomyślał co należy mu przyznać dość nad wyrost.

Klag przyjrzał mu sie i pokręcił głową. "Tacy długo nie żyją..." pomyślał.

"Co jest tam na dole?" Spytał Arnusa. A ten rzucił mu mnie jakby wyrwany z transu lecz szybko sie otrząsnął i uśmiechając sie ... a jakby ... chytrze powiedział.

"Tunele" rzekł Zawzięty "Albo jak kto woli mały składzik. Skrzywił sie w wrednym i chciwym grymasie. "Trzymają tam trochę swych łupów i ten tego... pewnie sam Tarqa ma tam swój pokoik." Uśmiechnął sie i zatarł ręce ciesząc sie ze to będzie niedługo jego.

"Długie te.. tunele?" Spytał Klag zbijając z tropu człowieka.

"Raczej nie..." powiedział wymijająco Arnus. "Ja ich nie znam ale nie adze by ciągnęły sie dalej niż ten cały budynek. Kilka pomieszczeń i tyle!" *Skinął głową by potwierdzić swoje słowa. "Moim chłopcy już obstawiają drugie wyjście wiec wystarczy ze go wykurzysz."

Obsydianin zerknął na drzwi. Nie przepadał za ciasnymi przestrzeniami szczególnie pod ziemią. Ale musiał to zakończyć...
Zważył swój topór w ręce i sprawdził umocowanie tarczy...
"Niech mi który te drzwi sprawdzi!" Rzucił do ludzi Zawziętego.

birchie - 2008-03-12, 14:18

Do wejscia przyozdobionego fragmentami czegos, co kiedys moglo uchodzic za drzwi, dobiegło dwóch ludzi. "Juz sa"-warknal jeden z nich wyszarpujac miecz z pochwy i nie czekajac na towarzysza zniknal w cieniu wejscia...
Oczom Wojownika ukazalo sie niewielkie pomieszczenie, zas uszu dobiegl charkot konajacego zbira, lezacego w poblizu schodów... Szeigen rozejrzal sie: "Dwoch. W dodatku zadni z nich wojownicy. Czyzby Tarqa czul sie az tak bezpiecznie...?"...BUM! Z tunelu prowadzacego do piwnicy budynku dobiegl glosny huk i trzask, zmieszany z krzykiem... "No tak, juz wiadomo"...

...Jedną ręką Klag trzymał się za bok głowy, drugą zaś odganiał dym bijący z jego klatki piersiowej. Przypalona skóra piekła irytująco, ale dzieki talentowi Drewnianej skóry obrażenia nie byly głebokie. Kolejny raz magia dyscypliny uratowala mu zycie. Gdyby tylko mogła jeszcze wyciszyc ten pisk w jego glowie... Kamienny człowiek rozejrzal sie
dookola. Posrod rzedniejacego dymu dostrzegl cialo mlodego zlodzieja, na ktorym jeszcze tlilo sie odzienie. Obok ujrzał Zawziętego, który chyba cos do niego mowil... Klag odepchnąl go reka na bok i ruszył przed siebie. Drzwi wypadly z hukiem, gdy z rozpedu uderzyl w nie barkiem...

mystic - 2008-03-22, 11:07

Illayah spojrzała przez okno. Na rynku ujrzała obsydianina i człowieka wymieniających uwagi. Po kilku niezbyt przyjaznych gestach, rozeszli się. Patrzyła jak się oddalają. Wtem jej wzrok przyciągnął jakiś ruch w ciemnym zakamarku. Obserwowała czujnie. Gdy postać podeszła bliżej i padł na nią rąbek światła oczy Illayah rozszerzyły się.
- Tiglim, ty therański psie. - zrozumiałą w mig. Theranie wiedzieli już kto stoi za zabójstwem ich szpiega. Zastanowiła się szybko i sięgnęła ku przestrzeni astralnej, chcąc wpleść w matrycę potrzebne jej zaklęcie.

Tiglim przemykał od zaułka do zaułka. Nie spuszczał z oczu obsydianina i krasnoluda. Raz o mały włos nie został zauważony przez tego drugiego, ale na szczęście zdążył się skryć w cieniu. Patrzył jak Klag miażdży strażnika kawałkiem bruku, jak wchodzą do wnętrza domu. Stwierdził, że nadszedł czas.

Illayah patrzyła na oddalającego się Bigtę. Przekazała mu wiadomość od żylastego Szeigena i wyciągnęła przy okazji kilka informacji. Teraz już wiedziała co się święci. Bigta powiedział jej, że chodzą plotki jakoby Porgl zginął z ręki obsydianina. Połączyła jedno z drugim i kilka elemantów układanki zazębiło się. Elfka odczekała na tyle by nikt jej nie wiązał ze złodziejem i ruszyła w tę samą stronę.

Do wejscia przyozdobionego fragmentami czegos, co kiedys moglo uchodzic za drzwi, dobiegło dwóch ludzi. "Juz sa"-warknal jeden z nich wyszarpujac miecz z pochwy i nie czekajac na towarzysza zniknal w cieniu wejscia... Bigta podążył za Szeigenem.

Tiglim już tego nie widział. Rozmawiał z dowódcą drużyny legionistów, którą przysłali mu zwierzchnicy. Ostrzegł go, że będą mieli do czynienia z obsydiańskim wojownikiem. Nie zrobiło to jednak na dowódcy żadnego wrażenia. Jego drużyna była wprawiona w pochwytywaniu barsawiańskich szpiegów. Tiglim już zacierał ręce na zbliżającą się pochwałę, a być może i awans.

Klag był ogłuszony, bolała go głowa, nic nie słyszał a wściekłość kipiała w nim niczym Morze Śmierci w czasie ulewy. Wpadł przez drzwi niczym szarżujący grzmotorożec. Omiótł wzrokiem pomieszczenieporozrzucane wybuchem krzesła i dość bogaty wystrój sugerowały, że jest to kryjówka Tarqi. Nikogo jednak tu nie było. Poczuł dotknięcie na łokciu. To Arnus wskazywał mu na sufit. Klag dostrzegł kratę w suficie a za kratą wyszczerzone w uśmiechu zęby parszywego orka. Jego usta poruszały się Klag nie słyszał jednak słów. Kątem oka złowił jednak oddalającego się w pośpiechu Arnusa i jego trzech pomocników, po czym poczuł jak grunt usuwa mu się spod nóg.

Tarqa rechotał w najlepsze. Tym oto sposobem pozbywa się jednym ruchem dwóch wrogów. Będzie mógł ograbić nawet ich ciała, zapowiadała się piekna noc.

Bigta chwycił za ramię Szeigena. Położył palec na usta. Wojownik zatrzymał się i stał w bezruchu. Patrzył jak złodziej nasłuchuje.
- Chodź za mną. On jest wyżej.
Bigta prowadził przez krótką chwilę wojownika, po czym nagle zatrzymał się. Zlustrował wzrokiem odcinek muru i wyciągnął jedną z cegieł. Spróbował ruszyć mur, jednak ustąpił on tylko trochę.
- Przesuń się i zrób mi miejsce. - Szeigen podszedł i szarpnął. Drzwi ustąpiły. Bigta Beszeb wskoczył szybko w powstałą lukę i przyzwyczaił wzrok do nieco większej ciemności. Szeigen nie ustępował mu nawet na krok. Po chwili fragment muru zaczął powracać na swoje miejsce, zrobiło się jeszcze ciemniej.

Obok Klaga przeleciało dwóch młodszych złodziei. Obsydianin zareagował odruchowo. Dał kroka. Potem drugiego. I kolejnego. Magia płynąca przez jego trzewia utrzymywała prawie pół-tonowego wojownika w powietrzu a nawet wznosiła go ku górze. Klag spojrzał w dół. Dwa młode krasnoludy leżały kilka metrów niżej skierowani twarzą ku podłodze. Z ich pleców sterczały okrwawione pale zaciosane na ostro. Wtem jego uszu doszedł cichy szept. Spojrzał w lewo. To Arnus uczepiony kurczowo progu wyrwanych drzwi wydawał te dźwięki. Sądząc po ruchu ust darł się wniebogłosy. Obok wisiał ostatni z jego towarzyszy, w którego szyję wbił się właśnie bełt wypuszczony z góry. Krasnal odpadł od muru i poszybował w dół. Klag przyspieszył, dotarł do drzwi i osłonił Arnusa przed kolejnym bełtem. Poczuł ukłucie w nodze, jakby natrętny komar nie chciał dać mu spokoju. Wciągnął krasnoluda i przeniósł go przez drzwi w bezpieczne miejsce. Odwrócił sie i spojrzał w stronę kraty. Tarqa już nie był taki rozbawiony. Podniósł się i zniknął.
- Ucieka - usłyszał cichy głos Arnusa.
Klag był wściekły, musiał się wyładować.

Bigta otworzył drzwi i spojrzał w oczy zaskoczonemu orkowi. Wyszarpał nóż i płynnym ruchem rzucił go w orka. Lordrak był jednak szybki. Wywinął się i nóż drasnął go jedynie w ramię.
- Szefie padalce! - wykrzyknął Lordrak dobywając miecza.
Tarqa był wystraszony. Jak oni mogli go odnaleźć? Będzie musiał zająć się nimi osobiście. Teraz jednak zamierzał wyrwać się z tego kotła Raggoka. Lordrak i jego kompan są nieźli, kupią mu wystarczającą ilość czasu a jak nie to zawsze ma w odwodzie to dzierlatkę. Zebrał wszystko i rzucił się do ucieczki.
Szeigen dostrzegł bransoletkę na ręce Lordraka, rozpoznał ją.
- Ten jest mój - rzekł, odpychając Bigtę wprost na drugiego porywacza. Bigta z trudem uniknął ciosu mającego trafić go w podbrzusze i sparował kolejny.
- Wystarczy powiedzieć - rzucił rozzłoszczony złodziej.
W sali rozlegał się już tylko szczęk metalu przerywany cięzkim sapaniem. Cała czwórka walczyła zaciekle o życie...

birchie - 2008-03-22, 18:01

Ten jest mój - rzekł Szeigen, odpychając Bigtę wprost na drugiego porywacza... Stojący naprzeciwko ork usmiechnął sie wrednie. Ludzki Wojownik odpowiedzial tym samym. W swoim czterdziesto-kilkuletnim zyciu widzial juz zbyt wiele, by bac sie pierwszego lepszego chlystka przeszacowujacego swoje umiejetnosci. Zaatakowal pierwszy. Ork zablokowal cios bez wiekszych problemow i wyprowadzil riposte. Szybki sztych nie napotkal jednak celu, gdyż człowiek zwinął się jak fryga i znalazł niemalże przy twarzy zaskoczonego najemnika. Lordrak wyhamowal cios i sprobowal cofnac sie o krok, jednak Szeigen schwycil jego wyprostowana rękę, powodując, ze ork wypuscil miecz z dłoni, po czym swoim ulubionym sposobem zdzielil go glowa prosto miedzy oczy. Ork zatoczyl sie, cofajac w tyl. Otrzasnal sie, probujac pozbyc sie mroczkow tancujacych mu przed oczami ( :-P )... W akcie desperacji rzucil sie w przod, mierzac piescia w twarz zblizajacego sie przeciwnika. Cios znow chybil. Uderzenie kolanem w brzuch odebralo zas Lordrakowi dech... Cofnal sie znow kilka krokow,az za plecami nie poczul sciany...

Bigta z trudem sparowal kolejny cios miecza. Facet byl szybki i zdecydowanie lepiej radzil sobie z zelastwem. Tylko wyjatkowy refleks sprawil, ze Zlodziej do tej pory nie byl jeszcze trupem... Musial jednak cos szybko wymyslic, bowiem powoli czul,ze zaczyna opadac z sil... Skulil sie i wybil mocno z nog, uderzajac barkiem w brzuch zaskoczonego ochroniarza. Gdy upadali Złodziej wyszarpnal zza pasa dlugi waski sztylet i wbil go miedzy zebra orka. lezal jeszcze na nim przez chwile ciezko dyszac, po czym zerwal na rowne nogi, reflektujac sobie,ze nie byl to jedyny wrog...

W przeciwleglym koncu sali dostrzegl Szeigena...

Dawcy imion bajają często o idealach i zelaznych zasadach, ktorymi kieruja sie adepci, osoby obdarzone nadnaturalnymi mocami. Wsrod takich bajan znajduja sie m.in. opowiesci o szlachetnych wojownikach, ktorzy nigdy nie zywia checi zemsty, zas sam swiety akt walki odgradzaja zupelnie od emocji nimi targajacych. Nie wiadomo dlaczego powstaja takie opowiesci... Moze tylko po to, by Dawcom Imion latwiej bylo zataic przed samymi soba fakt, ze ktos bez mrugniecia okiem moze wyprawic ich na tamten swiat, a co wiecej- nawet bez specjalnego powodu... Czasem ednak zdarzaja sie powody, ktore starczaja az nadto...

Wracajac zas do Bigty: Otoz w przeciwleglym koncu sali dostrzegl on Szeigena, rytmicznie uderzajacego piesciami w krwawa miazge, ktora kiedys byla twarza orka, teraz zas juz tylko workiem pelnym zmiazdzonych kosci. Zlodziej przelknal z trudem sline. "G-gonmy T-tarqe"-wydyszal i zabrzmialo to troche mniej stanowczo niz chcial...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group