Forum EARTHDAWN.PL
Forum fanów gry Earthdawn

PbF: "Karczma u Geriona" - Karczma u Geriona (In Character)

Gerion - 2007-01-10, 12:57
Temat postu: Karczma u Geriona (In Character)
Z racji braku odważniejszych postów z play by forum, postanowiłem ruszyć coś może niezbyt lotnego, i pewnie niezbyt regularnego, ale wątek In Character.

Jako, że jest to mój pomysł, więc trochę się porządzę.
Adeptami są oczywiście Forumowicze, czyli Wy. Natomiast o rasie, dyscyplinie i reszcie decyduję ja ;) Jak ktoś ma ochotę to zapraszam. Całość jest InCharcater. Pełna moderacja moja. Dyscypliny rasy i inne, przyznaję ja wedle mojego widzimisię i tego jak każdego z Was postrzegam na forum :) Enjoy. Acha, nie będzie to baaardzo intensywne..może raz na 1-3 dni się odezwę...ale zawsze to coś.


Karczma u Geriona znajduje się w Urupie, w dzielnicy Przybyszów, niedaleko Południowej Bramy. Gerion jest trollem ;) a jakże. Ale nie pochodzi z Otosk. Psia jego mać, nie jest Kryształowym, ani z Tylonów. W sumie, to nikt nie pytał go o pochodzenie bojąc się obrazić jego katorr...Prowadzi karczmę od kilku lat...w sumie od czasów jak Fellidra została głową Rady. Mówili że był jej kochankiem, ale trudno sobie wyobrazić Trubadurkę w intymnej sytuacji z tym wielkim trollem.

Troll jest nieocenionym źródłem informacji, kontaktów i pośrednictwa w pracy. Ma kilka słabości, ale wiedzą o tym tylko najwytrwalisi klienci jego lokalu. Zatrudnia kilku Dawców Imion do obsługi i umilania towarzystwa, ale w pracy kieruje się własnymi zasadami, lojalnością i motywowaniem.

Jeśli ktoś chciałby bliżej poznać jego przeszłość i tajemnice, to troll chętnie opowie to i owo, serwując najbardziej wymyślne trunki i potrawy. Ale trzeba pamiętać o jednym...wszystko płatne z góry.

sir_lancelot - 2007-01-10, 18:53

Gerion napisał/a:
Z racji braku odważniejszych postów z play by forum, postanowiłem ruszyć coś może niezbyt lotnego, i pewnie niezbyt regularnego, ale wątek In Character.


Nareszcie!:) Nie wiedziałem jak Cię sprowokować do tego posunięcia:P Co do regularności o której mówisz to będzie to i tak często jak dla wielu na tym forum uważam:) A jeśli utrzymasz to w klimacie i sposobie opisu jaki zaprezentowałeś powyżej to ja się pisze od razu:) Min dlatego aby się przekonać jako jaką postać mnie postrzegasz na forum:P

Gerion napisał/a:
Jako, że jest to mój pomysł, więc trochę się porządzę.


A rządź do woli!:) Tyś Gospodarz tego przybytku:)

Gerion napisał/a:
Jak ktoś ma ochotę to zapraszam.


Przyjmuje z radością zaproszenie i czekam na postać w którą mnie ubierzesz:)

Dzięki za inicjatywę!:) Nareszcie ktoś się pokusił o działanie bez mojego wiecznego przypominania i motywowania:)

abishai - 2007-01-10, 19:09

In character..Nie mam pojęcia jak to ma wyglądać..Ale chętnie spróbuję.
sir_lancelot - 2007-01-10, 20:33

abishai napisał/a:
In character..Nie mam pojęcia jak to ma wyglądać..Ale chętnie spróbuję.


No jak dla mnie to sens zabawy wynika już po części z nazwy która Gerion przedstawił:) Mam na myśli wcielanie się w charaktery które On rozda do gry:)

Taki PBF ale w karty postaci które rozdaje Gerion:)

Mi się podoba takie postawienie sprawy:) Bardzo lubię wyzwania które niosą otrzymywanie postaci z ręki MG:)

Czekam aż zacznie się coś dziać:) Zapraszam innych serdecznie:)

Nie wiem czy Gerion wyznaczył limit uczestników ale ja uważam że im Nas będzie tu więcej tym lepsze role Gerion rozdzieli:)

Sethariel - 2007-01-10, 20:54

Ciekaw jestem jak Gerion mnie widzi... czy to widzenie jest związane z moim avatarem np. :-> Pomysł ciekawy. Coś podobnego widziałem na innym forum, tylko tam to forumowicze się określali jako postać w RPG.
sir_lancelot - 2007-01-10, 23:02

Seth napisał/a:
Ciekaw jestem jak Gerion mnie widzi... czy to widzenie jest związane z moim avatarem np. :->


No kurcze mnie ogólnie zastanawia jak kto kogo postrzega na tym forum:) Nie tylko jak Gerion to widzi:) Ale że jako jedyny zaproponował odzwierciedlenie tego w postaciach i w grze na forum to chwała mu za to na wieki!:)

Seth napisał/a:
Pomysł ciekawy.


Za pomysł to winni jesteśmy Gerionowi flaszkę albo co tam sobie zażyczy:P

Seth napisał/a:
Coś podobnego widziałem na innym forum, tylko tam to forumowicze się określali jako postać w RPG.


Ja wole aby Gerion wybrał bo to aby odgrywać niejako swoje role na forum to super pomysł w postaciach z ED:) Jak Vasq będzie grał to ciekawe czy powstrzyma się przed krytyką poczynań mojej postaci:D

Gerion - 2007-01-11, 00:02

Zaraz zaraz! - fuknął troll spode łba. Albo wszyscy tu są głusi, albo usiłują mnie obrazić sugerując, że mój throalski jest niezrozumiały - tu wyraźnie zniesmaczony pogładził wystające zza kontuaru długie stylisko bojowego topora.

Czyżby przeszkadzało im therańskie słowo InCharacter? - zastanawiał się drapiąc w przestrzeń na łbie centralnie położoną między sterczącymi rogami.

Ale głośniej odezwał się do wietrzniaka, niedbale siedzącego na stoliku, z nogami radośnie dyndającymi poza krawędź blatu: "Lancelot, weź ty może lepiej nastrój tę swoją brzęczącą lutnię, bo na razie tak jakoś pustawo tutaj". Po czym Gerion odchrząknął znacząco..."wiesz" dodał konspiracyjnym szeptem mrużąc swoje wielkie zielone ślepska - "wieczorem ma przyjść sierżant Dagni z miejskiej straży. A ja pozwalam mu się upijać wyłącznie przy dobrej muzyce".

Lancelot figlarnie spojrzał na trolla. Już już miał się odezwać pytając kimże do licha jest Dagni, kiedy jego wzrok padł na jasnowłosego elfa. Poza nim i właścicielem tego przybytku, elf był jedynym Dawcą Imion, który gościł w karczmie...Cóż, nie dziwota, dochodziła 3 nad ranem i urupańska, nocna straż właśnie obchodziła okolice południowej bramy...

Troll z wyrozumiałością czekał na brzmienie strojonego instrumentu, kiedy do jego uszu dobiegł szept ducha. Duch był służebną bestią pewnego Ksenomanty, który mimo swego t'skrangowego poczucia dzielności, nie miał wielkiej motywacji by przekroczyć próg karczmy. Sir'Valeq - bo o nim mowa - pogroził duchowi paluchem (za którym aż zadymiło zwrotne sprzężenie przestrzeni astralnej) i pchnął go w stronę trolla....Gerion co prawda przywykł do tych dziwnych astralnych Privatum Messedżum, no ale o tak wczesnej (bądź późnej) porze duch nie mógł liczyć na dobry humor trolla...

sir_lancelot - 2007-01-11, 00:15

Hmmmm;)


To to tak?!... Wrzasnął swym piskliwym głosem najpoważniej jak umiał Lancelot i poderwał się do lotu...

... Już snujesz plany że tu będę strugał nieliche przyśpiewki dla Twoich szemranych gości a ja ani strawy ani piwa dzisiaj w ustach nie zaznałem:P

Jak ja mam potem grać? Palce mi cierpną tak mi kichy trzeszczą i gardło schnie tak niemiłosiernie że szkoda słów... Choć jak wiesz zwykle ich nikomu nie szczędzę:P

A Ty mi tu obwieszczasz że dla jakiegoś blondynka mam pogrywać?:P

... W te słowa uderzył mały pyskaty wietrzniak Lancelot nie zważając na to że krzyczy na trollisko w jego własnej gospodzie i że fruwa mu dokoła głowy czego tamten lubić się nie wydaje:P Nie wziął tez pod uwagę że noc późna a trunków zaznał tego wieczora niemało mimo pretensji.

Po chwili się zatem opamiętał i stojąc na szynkwasie stwierdził...

... Bez piwa i czegoś zjadliwego do gęby to niech Ci się nie marzy że dzisiaj mnie spławisz idąc do wyra a jutro Ci będę tu przygrywał jak natchniony...

W te słowa wytrzeszczył swe małe zadziorne oczka w oczekiwaniu na reakcję Geriona czy dobrze się zrozumieli... Czujny i zwarty w pomyśle aby uleciec kiedy tylko troll ruszy ręką:D

Gerion - 2007-01-11, 00:38

Troll ruszył ręką..ale tylko by zakryć swą ogromną ziewającą paszcze. "Starzeję się" -pomyślał. Ale co tam, wracać i tak nie miał gdzie, bo ostatnimi czasy w Górach Gromu resztki jego krewniaków nie były mile widziane...w sumie, były przypiekane i traktowane na równi smacznie jak jaskiniowe kraby..ale to długa historia.

Gerion ze spokojem obsydianina przyjął pijackie wybuchy wirującego nad jego głową wietrzniaka. "Cholera by wzięła Trubadurów...nawet kiszki grają mu w rytm Ostatniej hulanki Postrish" - pomyślał, a głośniej dodał: "Słuchaj no Lanc, Dagni nie jest żadnym szemranym gościem, bo to porządny krasnolud i w dodatku ma plecy. Po wtóre nie lataj tak mi nad głową, bo się zahaczysz o lampę oliwną i spłoną ci skrzydełka, a nie ma nic gorszego niż Lancelot pozbawiony skrzydełek. Poza tym ten blondynek za twoimi plecami, który się właśnie tak paskudnie uśmiecha, to ni mniej ni więcej tylko legendarny Seth...Chyba słyszałeś to i owo o tym elfim Fechmistrzu? No zaraz..czy to nie Ty ostatnio śpiewałeś o nim jakąś pieśń?"

Nie czekając na reakcję Trubadura, troll nałożył dla wietrzniaka na maleńki srebrny półmisek sporą łyżkę soczewicy zaprawionej pestainą i nalał do kościanego pucharu całkiem sporo keesris...

sir_lancelot - 2007-01-11, 01:06

O O O:)... Uśmiechła się twarz wietrzniaka kiedy zobaczył gest Geriona nakrywającego do długo wyczekiwanej kolacji nad ranem... Zachodzić w głowę Lacnelot nie miał zamiaru czy by nie nazwać tego posiłku bohatersko wywalczonego nie nazwać śniadaniem ale wolał się skupić na konsumpcji...

... Teraz dopiero gadasz do rzeczy Gerion:) Uśmiechnął się trubadur od ucha do ucha podlatując do strawy... Szkoda że czasem trzeba Ci truć do rana niemal o to co mi się jawnie należy ale i tak słowny jesteś bo nigdy nie trzymałeś mnie na głodzie do rana...

... "Szczęście że nie muszę go przepić aby mi nałożył na talerz"... Przemknęła zwiewna myśl Lancelotowi przez głowę i wylądował na wprost swojej nocnej zdobyczy w pucharku i na talerzu się mieszczącej:)

Zabrał się do szybkiego dość niechlujnego i łapczywego jedzenia bo nie miał już siły na sentymenty...

Popijając któryś z kolei kęs przypomniał sobie o Sethu który gdzieś tam siedział i obserwował apetyt głodnego trubadura...

Wziął więc z ledwością łyka trunku w wypchane po brzegi jadłem usta i odezwał się do obserwującego Setha w te słowa...

... Witam... A Ty co głodny jesteś? Spragniony? Domu nie masz że po nocach obserwujesz jak konsumuje ciężko zapracowaną strawę?:)

Ja wiem że o Tobie miałem pieśń ułożyć i nawet coś mi tam już o sobie bąkałeś pod nosem że miałeś tam jakieś fanaberie ciekawe i losy ale że byłem wtedy trochę wstawiony to będzie trzeba powtórzyć Twoje wyznanie uważam...:)

... Co Ty na to?... [Nie czekając na odpowiedź dodał]... Rozumiem że nie dzisiaj bo tez siedzisz już jak struty i gdyby nie twoje jasne kudliska to bym Cię ledwo nie poznał:)

Jutro przy albo po śniadaniu się do Ciebie przysiądę i obgadamy kwestię obiecuje...

... Jak Nam kto będzie przerywał to urwę łeb i nasram w szyje obiecuje...

... Co Ty na to?... [Znów nie czekając na odpowiedź] ... Rozumiem nic nie mów... trochę Ci się wypiło i język kołkiem stoi... Gerion zna miksturę taka na te alkoholowe sprawy taką że jutro będziesz śpiewał razem zemną ja Ci to mówię jak mnie tu widzisz:)

W te słowa wziął ostatni kęs soczewicy i wydudnił do końca napój. Rozejrzał się za Gerionem czy gdzieś się nie kręci jeszcze. Usłyszał jednak jego miarowe chrapanie i poznał że troll nie udaje żeby mu nie dolać jeszcze pucharu do pełna...

... Szkoda że Gerion już w kimę uderzył co nie brachu?:)... [Zwrócił się w te słowa do Setha]... Ja bym sobie jeszcze popił jadło z jednym chociaż pucharkiem a Ty byś pewnie mi w tym zawtórował tak dla towarzystwa mam nadzieję... No jak nie jak tak:)

... No cóż ale że Ty nic nie mówisz jakoś mimo że ja robie sobie przerwy jak nigdy żeby Ci dać dojść do słowa to chyba lecę rozprostować skrzydła żeby jutro znów wszystkich moim śpiewem tu zachwycać za pół darmo... W te słowa uśmiechnął się spoglądając w stronę skad dochodziło chrapanie trolla:)

... No bywaj do jutra milczący Panie Seth... Mam nadzieje że nie uciąłeś sobie jęzora machając swoja szabelką bo na migi to długo nam zajmie rozmowa jutrzejsza:)

... W te słowa zginął za drzwiami w których wcześniej zginął Gerion i skrył się za kurtyna chrapania:)

Sir Valeq - 2007-01-11, 01:31

"Nie lekceważ Trubadurów, Gerion," - zaczął przechadzając się w najciemniejszy róg karczmy Sir Valeq, kiedy Gerion już udawał się na spoczynek. - "Słowa budują ten świat nie mniej niż żywa (i chyba za tłusta, wybacz) materia, z której składa się twoje ciało. Zresztą, kiedy twoje życie przejdzie w inny nieco wymiar, to słowa tego wietrzniaka mogą być jedynym, co po tobie tutaj pozostanie."

Usiadł przy stole od którego zaraz wstało dwóch innych gości i popędziło w drugi koniec sali. Może nie lubią t'skrangów. A może to dlatego, że Sir Valeq siadając położył na stole czaszkę ludzkiego dziecka pokrytą runami, po czym wyjął z głębokiej kieszeni dłutko i młotek. Nie miał ochoty się nad tym zastanawiać.

Przyzwyczajony, że w jego własnym domu podają mu duchy, które o nic nie pytają, siedział w ciszy, czekając, aż i jego zapyta ktoś, czego się napije albo co zje. A marzyła mu się jakaś dobrze przyprawiona ryba... Tylko czy w karczmie trolla zje coś porządnego? Chociaż, skoro ma keesris, to może znajdzie się coś dla rzecznego ludu...

(godzinę później)
Nikt nie podszedł. Ale to nic, bo Ksenomanta wyspał się w dzień. Odłożył zdobioną czaszkę i pogrążył się w niesłyszalnej dla nikogo innego rozmowie z duchem, który siedział na zydlu nieopodal. Podobno zginął tu kilka lat temu podczas bójki...
"Ciekawe, czy Gerion wie o tym swoim stałym gościu..." - wymruczał, ale nie było obok nikogo, kto mógłby to usłyszeć.

Gerion - 2007-01-11, 09:34

Troll przewracał się z boku na bok. Przypominały mu się dawne lata, kiedy z błyskiem w oku wracał do swoich obu współżon, z bolącymi mięśniami pleców od wielogodzinnego wiosłowania, obładowany kosztownościami i łupami uczciwie wywalczonymi od słabszych Dawców Imion.
A potem ogarnęły go płomienie rozwścieczonego smoka...dobrze, że to tylko sen, inaczej postawiłby na nogi połowę Urupy...
Trzy lata temu, dokładnie 12 dnia miesiąca Raquas 1504 roku, odwiedził go znajomek z dawnych lat. Rox, Łucznik Rox z...no tak..niewiadomo do końca skąd. Przyszedł, zamówił korzenne wino z łyżką cukru trzcinowego, uśmiechnął się i umarł. Też wybrał sobie cholera miejsce i porę.
Wtedy Gerion poznał bliżej Dagniego Martella, upartego i porywczego krasnoluda, sierżanta miejskiej straży. Oj ile się on na pieklił i nakrzyczał. A potem po mieście krążyły plotki o bójce u Geriona i licznych ofiarach...
Na szczęście w therańskiej ambasadzie gościła uprzejma Uzdrowicielka Krwi z Landis i oczyściła lokal Geriona ze wszelkich zarzutów, zaświadczając o ostatnich chwilach życia Roxa (nawiasem mówiąc ktoś go otruł)...

Geriona wyrwał ze snu stukot kości, spadających na dębowy blat jednego ze stolików. "To raczej nie Lancelot" - pomyślał Gerion gramoląc się z ogromnego łoża wysłanego skórami niedźwiedzi. "Pewnie Sir'Valeq zgłodniał i nerwowość jego ogona robi spore zamieszanie wśród kostek i kosteczek, które t'skrang nosił w haftowanej sakwie". Nie czekając na syki i znaczące mlaśnięcia szeroko omijanego w P'shestish Sir'Valeqa, Gerion udał się do piwnicy, skąd wytargał wielkiego, dobrze zamarynowanego jesiotra...Ustandar wymieszany z suszoną pomarańczą z Rugarii nadawał rybie wybornego aromatu. Troll znał dobrze przysmaki t'skrangów znad Wiji, więc skropił rybę obficie sokiem z cytryny, świeżo dostarczonej z Indrisy. Wziął pod pachę szkatułkę atlosh t'zdram i pomaszerował na górę budząc przy okazji Trubadura śpiącego w kapturze trollowego płaszcza.

Gerion miał nadzieję poprzyglądać się niezłej partyjce t'skrangowych szachów...

Sir Valeq - 2007-01-11, 13:45

Najpierw w sali jadalnej dało się słyszeć ciężkie kroki trolla, chwilę potem bzyczenie wietrzniackich skrzydełek. Obaj przekroczyli próg w tym samym niemal momencie i prawie jednocześnie wypowiedzieli pełne zdziwienia słowa: "Gdzie on jest?"
"Przecież zamknąłem karczmę," - dziwił się troll.
"Może coś go tu zjadło? Cooo? Geriooon? Są tu potwory, które mógłbym pokonać i opowiadać o nich? Cooo?"

Troll zignorował Trubadura i przeszedł się w róg sali, w którym ostatnio widział t'skranga. Po drodze otworzył drzwi wejściowe szeroko, by przewietrzyć pomieszczenie i dać znak zaproszenia pierwszym gościom. Kiedy już był prawie przy ścianie, nagle potknął się o coś dużego i runął jak długi na jedną z ław, druzgocąc ją.
"Va!" - wrzasnął, a wtórował mu wietrzniacki nieopanowany śmiech.

Chwilę potem nad trollem zmaterializowała się jakby znikąd sylwetka Ksenomanty. Wokół niego leżały rozłożone w niewielkim kręgu drobne kości.
Ta dwójka chyba nigdy nie przywyknie do zwyczajów Sir Valqa...

"O, ryba." - powiedział zupełnie beznamiętnie, zauważywszy tacę, którą, na szczęście, Gerion odstawił wcześniej na ladę. Podszedł do niej nie zerkając na Lancelota, który chciał pogratulować t'skrangowi znakomitego psikusa. Podniósł ją, powąchał, wzruszył ramionami i usiadł przy najbliższym stole...

sir_lancelot - 2007-01-11, 18:25

Cholera jasna czego tam!!! Wrzasnął zaspanym głosem Lanc kiedy jakaś wielka łapa zaczęła szturchać śpiącego w najlepsze witrzniaka...

... Co Ty spać już nie możesz Gerion?... Co jest?... Nie myśl sobie że będę dla jakiegoś przybłędy coś teraz improwizował bo ani myślę! Dopiero co zasnąłem niemal... chyba... [Tak naprawdę to Lancelot nie pamiętał kiedy się kładł i kiedy zasnął ale nie dał po sobie poznać zaskoczenia gdzie go wielka łapa trolla odnalazła. Sypiał tam tylko wtedy kiedy urywał mu się film lub nie chciało już mu się szukać innego lokum... czyli zaskakująco często tam sypiał... Niemal codziennie:D]...

... Co tam za śmierdzące rybsko taszczysz pod spoconą włochatą pachą? Tak do smaku ją swoim potem doprawiasz?:) Klient będzie miał niezapomniane wrażenia:)

... "A tak w ogóle to ciekawe co za licho po nocy niesie?"... pomyślał Lancelot przekraczając próg do sali...

Rozejrzał się szybko swoim bystrym przenikliwym wzrokiem w poszukiwaniu "zwłok" Setha który z racji milczenia wydał mu się pijany do cna... Seth siedział jednak jak wryty tam gdzie go widziałem ostatnio co wydało mi się interesujące:)

Serh by chyba nie zamówił ryby... Gdzie jest więc ten drugi ciołek co nie ma domu i nie daje spać po pracy tym co na to zasłużyli? niech go dorwę to mu nogi na supły powiążę:D

Ooo tu jest cudak:)... Szkoda że Gerion go nie widzi i zaraz się wyrżnie jak nie zmieni kierunku:)...

... "Powiedzieć mu?:) ... Nie powiedzieć?:)... " ...

Za późno!:D Już leży baryła jak długi:) Ha:)

Ale ze mnie kolega no:D Ale nie mogłem się powstrzymać aby tego nie zobaczyć:)

Podlatuje do Geriona jak leży w szczątkach stołu i wyciągam dłoń aby pomóc mu wstać:)

... Stary:)... Nie rób demolki we własnej gospodzie bo z torbami pójdziemy:)... W te słowa uderzył do Geriona nie zwracając uwagi na cudaka który zajął się konsumpcją rybska które cuchnęło czymś jak nie wiem... Nie dociekam co to było...

... Wstawaj Gerion nie rób mi wstydu... Taki duży chłopak a tak się dał sprowadzić na manowce... Takim tanim cyrkowym żarcikiem:) [W te słowa uśmiechnął się wietrzniak bo przypomniał sobie efekt tego upadku trolla... a uśmiechnął się bynajmniej nie pod wąsem:)]...

... Latając nad Gerionem który sobie chyba uciął drzemkę bo tak długo kontemplował podłogę z bliska bez chęci podniesienia się oczy Lancelota zwróciły się w stronę t'skranga i z ust wydobyło się kilka słów tręści następującej...

... Te cwany przebierańcu!... jak już się zabawiłeś swoimi sztuczkami to może byś choćby zwrócił uwagę że mój przyjaciel(tu sam się Lanc zmieszał bo nazwał Geriona tak po raz pierwszy) się nieco poobijał za sprawą Twoich wymysłów...

... Może byś więc zostawił tę rybę której nikt Ci nie podał jak dotąd i pomógł łaskawco skoro narobiłeś bigosu...

[Czekam na reakcje t'skranga lub trolla... tak Gerion mógłby z łaski swojej zareagować pierwszy zanim ten mongoł z niewyprażonym dziobem poczuje się nie wiem czym urażony:P]

Sir Valeq - 2007-01-11, 18:45

T'skrang podniósł oczy znad talerza i spojrzał beznamiętnie na wietrzniaka. Poruszył ustami, choć nie wydał żadnego dźwięku, po czym machnął ręką w stronę leżącego trolla. Po chwili wrócił do konsumpcji.

Po kilku sekundach pod Lancelotem, który wisiał prawie przyczepiony do sufitu, zmanifestowała się eteryczna postać orka. Podeszła do trolla, chwyciła go za rogi, prawie jakby nic nie ważył, po czym usadziła na niedalekim stołku. Wietrzniak podleciał zainteresowany.

Ork jeszcze tylko trzasnął trolla wierzchem dłoni po twarzy, by tego ocucić, po czym momentalnie zniknął z tej płaszczyzny.

Pierwsze, co Gerion poczuł po przebudzeniu, to cholerne pieczenie na twarzy. Potem zobaczył pół metra przed sobą roześmianą twarz Trubadura...

sir_lancelot - 2007-01-11, 19:02

... Przykładając dłonie do ust chucham w nie i wącham swój wydech...

... "No tak pijany wciąż jak nic:D"... pomyślał sobie Lancelot tak właśnie tłumacząc to co przed chwilą zaszło...

... Pijany nie pijany to śmiać mu się chciało z powodu tego zaskakującego obrotu sprawy:)...

... Podleciał więc do siedzącego na krześle Geriona i zaczął latać mu naprzeciwko twarzy dopatrując się przytomności...

... "Albo ten t'skrang jest tak pijany że ma wzrok jak za mgłą albo po prostu źle mu skubańcowi z oczu patrzy" - Pomyślał w trybie przyspieszonym wietrzniak i zwrócił się do t'skranga...

... Ta łuskowiec... wcinaj rybę i uwal się gdzieś grzecznie do spania z łaski swojej bo my z Gerinem mamy długa noc za sobą i kilka głębszych też i nam nie trzeba tu jakichś demonstracji magii dla zaciekawienia...

... Dostałeś swoją rybkę to wsuwaj do czysta... odstaw talerz na szynkwasie i sobie znajdź jakiś przytulny kącik i walnij w kimę z laski swojej... no i tak przy okazji to zaznaczam że o ile mi wiadomo to właścicielem tego przybytku jest siedzący tu troll Gerin więc nie czuj się tu gospodarzem z łaski swojej...

... Co niektórzy by jednak chcieli zmrużyć oczy tej nocy jeśli pozwolisz:P...

... [To mówiąc odwrócił się do Geriona i zaczął mu szybko wachlować skrzydłami tuż przed facjatą]... Te ocknij się śpiący królewiczu bo krzesło to nie jest dobre miejsce na sen jeśli zależy Ci na renomie tego lokalu jeszcze jakkolwiek:)...

... Dawaj łapę stary... wesprzyj się na mojej silnej prawicy i dajemy do spania...

[Budzę Geriona do skutku i jak zapyta co się stało to mówię że był niegrzeczny dla mnie i znokautowałem Go za karę jednym ciosem... Ach co to był za cios:D... Piosenkę ułożę!:)... Taak! To jest przednia myśl:)]

Sethariel - 2007-01-11, 19:22

"Co tu tak śmierdzi??" Seth podniósł lekko głowę, wyrwany gwałtownie ze snu jakąś rybią wonią pomieszaną z potem Jaszczura Zarazy.

Chwilkę tylko jeszcze zastanawiał się co robił w tak śmierdzącym miejscu, śpiąc na siedząco przy drewnianej ławie. Zwłaszcza, że nie było przy nim żadnej kobiety. Wina i śpiewu też niestety nie było.

Coś za to wbijało mu się w łokcie, którymi opierał zmęczoną i obolałą głowę. "No tak!" Przypomniał sobie. "Techniki obezwładniana przeciwnika atakującego owocami lub warzywami" - podarowana mu przez pewnego wojownika księga opisująca różne wschodnie style walki. Seth obiecał sobie kiedyś, że się ich nauczy. Kiedyś... kiedyś na pewno. Teraz były inne ciekawe rzeczy do robienia.

"Kto by tam książki czytał, gdy jest tyle wina do wypicia, tyle gier w czarnego elfa do rezegrania, tyle pojedynków... Pojedynków... Właśniec dawno się nie pojedynkowałem z nikim. To najlepsza szkoła, nie tam żadne nudne księgi, kto by je tam czytał..." pomyślał Seth po czym krzyknął donośnie jak na Fechtmistrza przystało, zwracając uwagę wszystkich wokoło "Baaarman! Dzban najlepszego wina! Najlepiej wspaniałego, bordowego, dojrzałego wina z krwawych jagód." Seth miał obojętny stosunek do krwawych elfów, ważne, że robili świetne trunki a kobiety nie zmuszały do przytulania się. Chociaż pewnie gdzieś tam głeboko w podświadomości marzył o jakiejś miłosnej przygodzie z piękną, złotowłosą elfką z Krwawej Puszczy.

To jednak się teraz nie liczyło. Coś było nie tak! Nikt nie zwrócił na Setha uwagi, nie było też wina. Trzeba coś z tym zrobić! pomysłał po czym wstał od stołu skoczył na środek karczmy i wrzasnął "To kogo tu kopnąć w dupę, by dostać swoje wino i strawę?" "Ymm, jacyś chętni?" Stojąc tak, Seth dopiero teraz przypomniał sobie, że jest całkowicie nieuzbrojony...

sir_lancelot - 2007-01-11, 19:38

... [Kolejna łajza mi teraz na głowę wsiądzie zamiast się uwalić w najlepsze i spać! Ta gospoda schodzi na psy... Gerion budź się i rób porządek!]...

... Te gwałtownik... Będziesz na Nas w środku nocy ryja darł jak już Ci kac zszedł nieco?:)...

... Banie miałeś czymś osnutą tak że ani słowa a teraz patrzcie go jaki żwawy:)...

... Lepiej się rozejrzyj gdzieś szabelkę przepił:P...

... Podlatuje do szynkwasu... nalewam duży kufel wody z wiadra do mycia naczyń stojącego za barem i leje Gerionowi prosto na twarz całą jego zawartość nie mogąc zdzierżyć tego że się muszę użerać z tymi nocnymi ćwokami sam...

...[Czuje się niepewnie wśród tych cudaków i dobrze by było jakby Gerion się obudził i porozstawiał ich po kątach tudzież pokojach i wreszcie zapadła noc nad ranem:)]...

... Nudzi Wam się czy co? Nie macie kiedy się upijać i kiedy pochłaniać śmierdzących ryb tylko tutaj i nad ranem kiedy każdy normalny śpi już w najlepsze?:)...

... Macie coś na swoje usprawiedliwienie że robicie tu taki bajzel i właścicielem tu podłogę wycieracie?... Jeszcze chwila i zrobię z Wami porządek skoro Gerion nie jest w stanie jako drugi po nim i jedyny odpowiedzialny i działający logicznie tu osobnik!:)..

... Czego chcieli? Gadać zaraz! Gerion budź się bydlaku wielki! No myślałem że masz mocniejszy nieco łeb niż że popsujesz stół i wyrżniesz w kimę:)...

{Jak się po kuflu zimnych zlewków Gerion nie ocknął to siadam mu na ramieniu i wrzeszczę na całe gardło do ucha: POBUDKAAAAA!!!}

Sethariel - 2007-01-11, 20:24

"To zrób ten porządek wietrzniaku, a nie tylko gadaj. Wy wietrzniaki byście tylko gadali i gadali, a do roboty to nie ma juz nikogo. Lepiej zbudź tego trolla Geriona, może jest i brzydki, ale pracowity, to się ceni."

"A od mojej Silvany to Ci wara wietrzniaku! I nie próbuj jeszcze raz nazywać ją szabelką, bo Ci zaraz te skrzydełka do ściany przyszpile, nawet nie zauważysz kiedy. Wtedy to ja będę się śmiał" Hahaha

Seth doskoczył do wietrzniaka, zdawało się już chciał zastosować jedną ze swych słynnych technik walki mieczem bez miecza [powstała w wyniku opacznego zrozumienia słów mistrza Setha o najwyższym stopniu wtajemniczenia w sztuki walki i momentu kiedy szermierz wygrywa pojedynki nie posiadając żadnej broni], ale zamiast tego wytargał po przyjacielsku wietrzniaka za włosy mówiąc "Ach, wy wietrzniaki bywacie niemożliwi, przypominacie nas elfy, ale zawsze chyba pozostaniecie dla nas tylko jakby młodszymi braćmi."

Po chwili Seth stanął nad Gerionem, rozejrzał się dookoła, szukając wzrokiem jakichkolwiek płynów, które mogłby użyć do stworzenia wywaru cucącego nawet zmarłych. Seth był wszechstronnie uzdolnionym elfem, pamiętał co nieco z lekcji alchemii, które pobierał u jednego z miejskich magów. Teraz sie to wszystko przydało, wziął jakieś dwie buteleczki, wymieszał po czym dodał jeszcze coś z talerza T'skranga "Przepraszam, mogę?". Gotową miksturę wlał w otwarte usta Geriona... "No jak to nie podziała, to trzeba będzie wołać głosiciela Garlen, a może i jakiegoś potężnego maga"

Gerion - 2007-01-11, 21:26

Ożesz Va mać - zakrztusił się Gerion i zaklął szpetnie w narzeczu tylońskich trolli. Widząc przed sobą tańczące cienie i mając zasnute oczy krwawą mgłą,westchnął tylko do thystoniusa i przywołał w umyśle wzorzec Powietrznego Chodu, skupił się, wybił wysoko w powietrze rozorując powałę własnymi rogami i nim ktokolwiek z cieni zdążył zareagować (źrenice trolla zwężyły się w tygrysie szparki, a ciało nabrało nagle kociej gracji), Gerion w pełni zaufał magii swojej Ścieżki. W końcu osiągnął IX Krąg wtajemniczenia i nie jedną bitwę przeżył...Nim jednak zgruchotał kark przeżuwającemu Ksenomancie, rozgniótł paplającego Trubadura i błyskawicznym kopnięciem pozbawił głowy Feechmistrza - wylądował calkowicie trzeźwy za kontuarem. Oczywiście efektownym saltem, od którego zatrzeszczały deski podłogi. W końcu w karczmie nastała błoga cisza.....

"Witam o świcie, moich gości" - zadudnił. "Koszty zniszczonych mebli doliczę do rachunku, a na razie proszę się swobodnie rozsiąść". Hmm..wszyscy poza stojącym nieruchomo elfem byli już rozgoszczeni.

Gdy Trubadur nabrał ponownie powietrza by krzyknąć: POBUDKAAAAA, troll delikatnie zatkał mu usta kciukiem obserwując jak gęba wietrzniaka najpierw czerwienieje a potem blednie. "Panuj nad swoim pęcherzem gdy sypiasz w moim kapturze, lataczu" - szepnął lodowatym tonem.

Uprzejmym głosem zaś zwrócił się do t'skranga - "Mistrzu Sir'walku, wpierw byście rzekli nieco nad smakiem mojego jesiotra, który ostatnio nieco zmodyfikowałem. Po wtóre - uprzedzam, nie znoszę iluzji, ani znikania w moim własnym lokalu i następna próba może zakończyć się dwojako: wyrwaniem ogona, albo wyrzuceniem na pysk, do wyboru. Po trzecie - wszelkie pozostałości po Twoich sztukach będą skarmione moim łagodnym Skeorxem (cholera...Pikuś od wczoraj nic nie jadł...). A po nastepne gadaj Valeq wreszcie co Cię ściągnęło do Urupy, po tym jak już nie pamiętam kiedy, ale kapitan R'ko Ośla Szczęka obiecał Cię własnoręcznie wypatroszyć???"

Nim t'skrang zaczął, troll wtrącił jeszcze spoglądając na elfa: "Zapomniałem Waści rzec nim żeś odpłynął w niebyt upojenia, że szukało Cię pewne szpetnie owłosione, krasnoludzkie dziewczę. Gadało coś o fechmistrzu Zinjanie... i rytuale awansu, ale lojalnie odsunąłem ją od Ciebie...Przyjdzie tu dziś wieczorem...Jak ma na imię? Morheeba...chyba.".

Jasność świtu zalała wnętrze karczmy. Gerion podał wszystkim to co potrzebowali, pobrał stosowne opłaty nie używając żadnej perswazji i poszedł na górę dźwigając pod pachą rozbity stolik. Czekało go jeszcze pranie i suszenie mokrego kaftana...
Pod drugą pachą trzymał wyrywającego się Trubadura...Lancelot musiał wlasnoręcznie uprać, obsikany przez siebie kaptur trolla. W takich sytuacjach Gerion był nieubłagany i żądał zadośćuczynienie dla swego katorr, katrall i katerra.

"Gadajcie trochę głośniej to będę slyszał" - krzyknął z półpiętra rozdziewając przemoczoną koszulę...(ciekawe czy ktoś zagra wreszcie z Valeqiem w szachy...specjalnie wydębiłem je od tego v'strimońskiego przybłędy...)

Sir Valeq - 2007-01-11, 21:53

T'skrang połknął ostatni kęs i oblizał wszystkie 8 palców.
"Jesiotr był wyśśśmienity, Gerion! Possstarałeś się, świeżuteńki. Jeszcze kilkanaście godzin temu musiał być całkiem żywy. A teraz... Taka to kolej rzeczy. Ale ja nie o tym miałem, co?"

Poczekał chwilę, ale oczywiście nie usłyszał odpowiedzi. Jego uszu dochodziło jedynie taplanie w wodzie małych rączek oraz szept elfa, który wymieniał po kolei wszystkie znajome mu Imiona fechtmistrzów, starając się przypomnieć tego jednego.

"Co mnie tu sssprowadza, pytasz? Wiedza. A raczej pogoń za wiedzą. Widzisz, wszedłem ostatnio w posiadanie pewnego niezwykłego przedmiotu... Przybyłem tutaj, bo podobno mogę znaleźć tu kogoś, kto będzie o nim coś wiedział. Znasz może Kis'miss T'schlana?"

"Jeśli zaś chodzi o Oślą Szczękę, to nie muszę się nim już przejmować. Zanim ssstawiłem się w twoim przybytku, złożyłem mu małą wizytę pod osłoną nocy (wiesz, nietoperze nie mają problemu z omijaniem wartowników), po czym... porozmawialiśmy. Sssprawiłem, że po minucie wypełnił swoje spodnie resztkami tego, czego nie strawił tego dnia. Zaklinał się, że między nami już wszystko w porządku i już niczego ode mnie nie chce, o ile sobie pójdę. Ha! Oczywiście, nie poszedłem od razu. Podroczyłem się z nim trochę, ale wreszcie znudziło mi się i zjawiłem się tutaj."

"Aha, jeszcze jedno. Znasz jakieś szczegóły śmierci owego Roxa? Nie wiem czy wiesz, ale on cały czas przesiaduje w twojej karczmie. Ma tu jakieś niezałatwione sprawy. Wiesz coś o tym?"

Mówiąc to wszystko przechadzał się po sali, aż wreszcie siadł w swoim ulubionym ciemnym zakątku i znów zamilkł na długo. Potrafił się czasem rozgadać, jak to t'skrang, ale po jakimś czasie wreszcie przypominał sobie, że jego Ścieżka nie polega na rozmowach z żywymi...

sir_lancelot - 2007-01-11, 22:21

... Co za noc... Jeszcze chwila i kaptur Geriona nie byłby jedyną obsikaną przeze mnie rzeczą tej nocy bo dołączyło by do kaptura kilka upierdliwych osób...

... Co Oni sobie wszyscy myślą że można mnie tak olewać taaak? [Użalał się w myślach Lancelot kiedy Gerion go niósł w celu uprania zbrukanego moczem kaptura:)]...

Po chwili milczenia odezwał się do Geriona stającego nad trubadurem jak kat nad dobra duszą i pilnującego czy pierze jak należy oszczany kaptur...

Wiesz Gerion ja... Ja... ja chciałem Cię ostrzec przed tym skrytym t'skrangiem ale sadziłeś tak szybkie kroki że nie zdarzyłem(kłamał Lanc próbując jakoś ułagodzić trolla)...

... Wiesz byłem cały czas przy Tobie jakby nie było i odganiałem te sepy aby Ci nie wlewali wciąż nowych mikstur bo byś sraki dostał i by dopiero było...
... A za kaptur to się nie gniewaj... Trochę się spiłem i co?... Poza tym wiesz że to było niechcący... każdemu mogło się zdarzyć:)... Nie mów mi że nigdy sobie do kaptura nie nasikałeś bo i tak Ci nie uwierzę:P

... A co do tych tam kolesi... To skąd Ty znasz takich popaprańców?... Myślałem że zadajesz się tylko z takimi porządnymi i godnymi zaufania adeptami jak ja a tu proszę...

... Dziwaki z Nich nie powiem... jeden lepszy od drugiego[Ględził Lancelot podczas prania nie mogąc ani na chwile zamknąć małej niepohamowanej jadaczki:D]...

Co Ty o nich myślisz? Po co im zaraz dajesz takie info o tych osobach co ich tu szukają... Tak będą tu siedzieli i burdy będą wszczynać z pożądanymi klientami... Popsują Nam... znaczy Tobie renomę... a mojego śpiewu i tak nie docenia bo to barbarzyńskie nasienie... z tąd widzę...

... Coś tak w ogóle długo medytował na podłodze i mnie zostawił tym czubka na pastwę?... Myślałem że coś Ci się stało i już chciałem ich lać ale obudziłeś się w porę...

... Ten matoł z szabelką to mi groził że mi skrzydła uszkodzi!... ja mu dam!... [Burczał pod nosem Lacnelot i o dziwo prał bez wzruszenia jak zawodowa praczka skupiając się na gadaniu:D]...

... Dobra starczy już bo Ci kapturzysko wyblaknie i będziesz jak d*** wyglądał... [Stwierdził wietrzniak z uśmiechem kończąc pranie]... daj tu nosa i poniuchaj czy Ci nie zajeżdża moimi siuśkami jeszcze bo ja się tak nawąchałem przy praniu że już nie poczuje...

Kończąc swój przydługi jak zwykle wywód będący zarazem monologiem który wszyscy zwykli niby to słuchać a niby puszczać mimo uszu[Gdybym to ja był takim zapasionym trolliskiem to bym miał posłuch cholera jasna! A małego wietrzniaka to nikt nie poważa! Banda spod ciemnej gwiazdy!]... wytarł dłonie i poleciał na zaplecze szukać swojego fletu bo naszła go chęć aby dać popis swojej sztuki:)...

... Dobiegło z zaplecza kilka hałasów i zgiełk przerzucanych przedmiotów z łupnięciem jakiegoś garnka o ziemię włącznie i po chwili z uśmiechem na ustach wyleciał Lancelot imając swój flecik... Rozsiadł się na szynkwasie i zaczął spokojną melodie dla ukojenia nerwów wszystkich znajdujących się w gospodzie...

abishai - 2007-01-11, 22:47

Abishai (pseudonim artystyczny, bo kto widział żeby krasnoluda po elficku nazywać), przyjrzał się szyldowi i wszedł do karczmy. Poprawił swoją niebiesko-żółtą togę wyszywaną w znaki iluzjonisty. I wszedł do środka. W sumie karczma, jak karczma.. O tej porze tłoku spodziewać się trudno. Z jednej strony elf, z drugiej t'skrang, a pośrodku troll. Nie ma co.. wielorasowe towarzystwo.

Abishai poprawił swoje okularki i potarł dłonią krótko przystrzyżona brązową brodę.. "Jak się jest iluzjonistą, to trzeba się wyróżniać."- przypomniał sobie jedno z powiedzeń do których się stosował i którymi zanudzał postronnych słuchaczy. Postawił w kącie swój olbrzymi plecak, wypełniony różnymi księgami, niekoniecznie magicznymi, ale za to zawsze grubymi, gdyż Abishai zwykł czytać ,wszystko co mu wpadło w ręce. I większość jego majątku właśnie owe księgi stanowiły. Plecak też pełnił inną rolę, którą każdy mógł się domyślić, widząc dziury w nim zrobione. Mianowicie duży plecak stanowił doskonałą tarczę, chroniącą plecy i poniżej pleców..., gdy Abishai salwował się ucieczką. Co prawda ze szkodą dla ksiąg. Ale ów plecak pełne twardych oprawek i licznych kartek niejednokrotnie uratował życie małemu iluzjoniście.

Przyjrzawszy się zgromadzeniu i rozpoznawszy gospodarza we wkurzonym trollu gospodarza owej gospody zagadnął.- Serwujecie tu jakiś porządny krasnoludzki napitek, czy coś w tym rodzaju?

Zanim jednak troll miał okazję coś rzec.
Wleciał wietrzniak Rozsiadłwszy się na szynkwasie i zaczął grać spokojną melodię.
"Dziwne tu mają zwyczaje na wschodzie .- pomyślał krasnolud.- żeby rozrywkę serwować z rana? A nie jak przystało, pod wieczór. "

Gerion - 2007-01-12, 00:04

"Ha!" - ryknął od kontuaru troll, wycierając mokre łapska w nowy i suchy kaftan (Abishai rozpoznał dobre sukno ze Skawii, zapewne wzbogacone nićmi żywiołu ognia...cóż, troll lubił pewnie grzać swoje kości) - "toż to Mistrz Abishai....! Poznaję po brodzie i dziurach w plecaku. A czymże to mości krasnoludzie żeście przybyli do Urupy?" -zagadnął....Chwilę wsłuchiwał się w radosne piszczenie Lancelota, które dzięki trubadurskiej magii przybrało ogrom symfonii wietrzniaków z Głębi Leśnych Dolin, po czym porozumiewawczo mrugnął w mroczny kąt, gdzie wśród oparów mgły i herbaty, siedział mroczny t'skrang i duchowym wzrokiem lustrował astralne odbicie nowego gościa...

"Nigdy się nie przyzwyczaję do Valeqowych zwyczajów" - westchnął troll pod nosem i dodał: "Trunek krasnoludzki? a maszże na świecie inne trunki niż krasnoludzkie? Nawet beczułkę keesris kupuję od krasnoludów ;) Wszystko kupuję od krasnoludów, zatem każdy trunek jest krasnoludzki mości Abishaju...Swoją drogą, skądże to takie elfie miano?

Powoli zbliżało się południe i Seth musiał błyskawicznie wybiec, dopijając resztki czerwonego wina..."Ech Fechmistrz i jego przechwalki" - pomyślał troll pochylając swą olbrzymią sylwetkę nad maleńkim Iluzjonistą i podziwiając swe piękne oblicze w odbiciu jego okularów...

"Siądźcie sobie Abishaju o tam, przy oknie zaraz Wam coś podam...Może być letnie wino z odrobiną wody? Mamy środek lata a od tygodnia wieją wiatry od lądu i nie dość, że sucho to upalnie..."

"Lancelot, zagraj coś na trawienie, a nie takie nieprzystojne, wieczorne kuplety - mruknął z mrocznego kąta Valq"...

Tym samym przypomniał Gerionowi pytanie o Roxa...Troll posmutniał, wspominał historię Delveny, Roxa i wszystkie te wspaniałe lata, które kiedyś wypełnił swoją legendą....

Vasquez21 - 2007-01-12, 09:33

Tymczasem do karczmy zbliżał się kolejny Dawca Imion...
a kiedy drzwi karczmy uchyliły się...
[no to teraz zobaczę jak Gerion mnie widzi ;] ]

Gerion - 2007-01-12, 10:08

...do środka aż powiało mrokiem i chłodem, mimo, że mieliśmy gorący upalny dzień..."Vo'darr" - rzekł Gerion...
Vasquez tylko zmrużył swoje brązowe ślepska...wystające, olbrzymie kły, pokryte zawiłym rysunkiem potęgowały niepokojące uczucie, kiedy patrzyło się w twarz orka...Bo jego spojrzenia nikt długo nie mógł wytrzymać.

"Znów coś tropisz Vasq czy też Twoja magia Ci podpowiedziała, że ukrywa się u mnie jakieś naznaczone bydle?" - zapytał Gerion. Łowca Horrorów tylko się uśmiechnął (co jeszcze bardziej udziwniło jego makabryczny wyraz twarzy). "Witaj Wojowniku" - rzekł i uścisnął swą stalową łapą dłoń trolla.

"Ani jedno, ani drugie" - odparł, po czym rozluźnił rzemienie swej łuskowanej zbroi (której granatowe szmelcowania mocno pokrywał kurz). "Mam do omówienia kilka spraw z Ksenomantą Sir'valkiem. Wiesz...tajniki astralnego świata czasem mnie przerastają, ale t'skrang zawsze ma coś interesującego w zanadrzu..."

Vasqez rozejrzał się po sali...skrzywił głowę w lewo i w prawo, aż zatrzeszczały wszystkie szyjne kręgi orka, po czym rzucił swe 200 funtowe ciało na jedną z najbliższych ław...

SirValeq machnięciem dłoni rozwiewał mgliste opary które od dobrej godziny skrywały go w półmroku, w kącie. "Zbiera się na deszzzzzzcz..." - syknął błyskając zielonymi oczami do orka.

Lancelot skończył grać...skończył już dawno. Teraz raczył się zimnym piwem i wachlował skrzydełkami...Już miał się odezwać, kiedy...

[inne miejsce inny czas]
Seth zanurzył się w chłodnej wodzie... Aż po czubek głowy. Jego jasna czupryna długimi pasmami dryfowała w balii. Gdy wychylił głowę na powierzchnię, parskając jak młody źrebak, w jego oczach zapaliły się figlanre ogniki..."Mam na Imię Seth maleńka" - zwrócił się do szczupłej elfki trzymającej jego odzienie - "i dobrzej zapamiętaj to imię bo wkrótce będziesz je krzyczeć z rozkoszy...."
[/inne miejsce inny czas]

Abishai nie poprzestał jedynie na trunkach.

Sakiewkę miał zasobną, efekt finalnej transzy kontraktu z Viggo Czarnym, przebiegłym kupcem z Bethabal (przebiegły to on był póki mnie nie spotkał - pomyślał Abishai - teraz jest tylko Viggo Oskubanym). Więc pozwolił sobie na to i owo...A to wędzone węgorzyki i sielawki, a to podpłomyk kukurydziany, a to półgarńca rozwodnionej wódki owocowej...a na deser słodki wyrób t'skrangów z P'shesitsh - orzechowo-miodowa masa z bakaliami...

Zapił to wszystko łykiem jabłkowego sorbetu, beknął jak przystało na iluzjonistę i przyjrzał się z zaciekawieniem Łowcy Horrorów...

Sir Valeq - 2007-01-12, 13:27

T'skrang też się mu przyjrzał, tak, jak przyglądał się każdemu wchodzącemu. Ujrzał niezwykle rozbudowany wzorzec orkowego Adepta, udało mu się nawet dojrzeć nitki łączące jego Prawdziwy Wzorzec w wzorcami otaczających go talentów. Zauważył też wszystkie magiczne przedmioty, które ork miał przy sobie. Cóż, przestrzeń astralna pozwoliła mu się przez tę minutę dokładnie zbadać.

Oczywiście na zewnątrz zaczęło padać.

"W czym problem, Łowco? Czyżbyć śśścigał jakąś bessstię, która nie ma fizycznej formy? Albo też ma obie, zupełnie rozdzielone, a tyśśś zabił narazie jedynie tę, którą widać zwykłym wzrokiem?"

"A może przygnała cię zwykła ciekawośśść i chęć dowiedzenia się czegośśś o astralu? Czyli cośśś, czego nigdy nie przejawia Iluzjonista?"

"A może zagrasz ze mną w szachy, które Gerion przytaszczył tu wczoraj? Porozmawiamy przy partyjce."

Wypowiedziawszy to, machnął ręką w kierunku pudełka z grą, o którym wiedział, że leżało za ladą (bo przecież widział jego odbicie), a po chwili pudełko samo (tak przynajmniej myśleli wszyscy, poza wietrzniakiem, który widział, co je niesie) przyleciało na stół t'skranga.

"Gramy?"

Gerion - 2007-01-12, 13:36

"Toś se Abishai wymyślił gorącą czekoladę ze szczyptą chili i mielonego zielonego pieprzu" - zżymał się Gerion, nad wyraz zręcznie operując maleńkim młynkiem.

Gdy wrócił do sali, ulice Urupy spływały prawdziwym potokiem. "No proszę...oberwanie chmury...skąd Ty u licha Sir'Valeq masz takie wyczucie pogody ..." - nie dokończył, bo Ksenomanta rozpoczął już z orkiem partyjkę atlosh t'zdram.

Z ogromnym zaciekawieniem, wgapiony w piękne figury Łowczyni i Starca od Sieci postawił filiżankę czekolady na stoliku Abishai...znaczy się dobre 10 cm od krawędzi (wzbudzając na twarzy krasnoluda wyraz przerażenia), ale filiżanka nie spadła...delikatnie ślizgając się w powietrzu spłynęła na właściwe miejsce...
Po twarzy Sir'Valeqa przebiegł tylko dreszcz grymasu...

Było wczesne popołudnie, ale burzowe chmury za oknem skutecznie przysłaniały słońce. Gerion pozapalał kilka lamp oliwnych i świetlny kryształ (choć było mu wszystko jedno czy jest ciemno czy jasno) i wrócił do stolika, sącząc ulubioną jałowcówkę z sokiem jabłkowym. Przyglądał się rozgrywce pełnej namysłu i ciszy...

Wtem drzwi otwarły się na oścież i do środka wczłapał przemoczony do suchej nitki Seth...

abishai - 2007-01-12, 17:56

"Ha!" - ryknął od kontuaru troll, wycierając mokre łapska w nowy i suchy kaftan . - "toż to Mistrz Abishai....! Poznaję po brodzie i dziurach w plecaku. A czymże to mości krasnoludzie żeście przybyli do Urupy?" -zagadnął....
"- Przybyłem w nocy wraz z karawaną z Axalalail."- odparł Abishai, i chcąc ominąć niewygodny temat, jakim był powód tak rychłego wyruszenia z tego miasta, dodał."- Co za okropne tu macie straże, przetrzymali nas pod bramami do rana. A jakie cło nałożyli na towary. Dobrze, że nie ja byłem ich właścicielem. "
"Nigdy się nie przyzwyczaję do Valeqowych zwyczajów" - westchnął troll pod nosem i dodał: "Trunek krasnoludzki? a maszże na świecie inne trunki niż krasnoludzkie? Nawet beczułkę keesris kupuję od krasnoludów ;) Wszystko kupuję od krasnoludów, zatem każdy trunek jest krasnoludzki mości Abishaju...Swoją drogą, skądże to takie elfie miano?
"- Ba, ale same krasnoludy keesris nie warzą. Ino kupują. A jak w złym czasie i miejscu nazwiesz wino znad Jeziora Pyros krasnoludzkim napitkiem , to możesz po gębie ścierką oberwać.-" rzekł Abishai."- Tamtejsze elfy są dumne ze swego winiarstwa. A imię? Dobre jak każde inne.. Pasuje do iluzjonisty. Nie to co, imiona krasnoludzkie. "

"Siądźcie sobie Abishaju o tam, przy oknie zaraz Wam coś podam...Może być letnie wino z odrobiną wody? Mamy środek lata a od tygodnia wieją wiatry od lądu i nie dość, że sucho to upalnie..."
"- Niech będzie.. I coś na pusty żołądek by się przydało. Bom wygłodniały przez te podróże.-" dodał krasnolud taszcząc swój plecak na wskazane miejsce.
"Lancelot, zagraj coś na trawienie, a nie takie nieprzystojne, wieczorne kuplety - mruknął z mrocznego kąta Valq"...

Tymczasem do środka wszedł Łowca Horrorów...Powiadają że im straszniejszą Łowca ma twarz, tym więcej bestii więcej posłał z powrotem zaświaty. Jeśli to prawda, to ten już załatwił tuzin.. Abishai nie lubił walczyć ani z Horrorami ani z nieumarłymi. I jedni i drudzy zbyt dobrze radzili sobie z iluzjami krasnoluda. Więc pojawienie łowcy horrorów nie poprawiło humoru Abishai'a.
Niemniej teraz liczył się poczęstunek. I wydanie pieniędzy Viggo, zanim kupiec przyśle "chłopców od mokrej roboty". Tacy "honorowi i uczciwi" kupcy jak Viggo zawsze wysyłali pomagierów o małym rozumku, ale nadrabiających gabarytowo. Na szczęście Viggo był zapewne jeszcze w Axalalail.
Iluzjonista skończywszy posiłek i rozejrzał się po sali. Skoro był tu łowca horrorów, to pewnie nie bez powodu. ..Niemniej krasnolud zauważył w mieście niczego co sugerowałoby obecność horrora.

Czekając na swą czekoladę Abishai przyglądał się rozgrywce pomiędzy łowcą a ksenomantą i zastanawiał się nad tym jak by sam rozegrał tą partię. Tymczasem filiżanka z czekoladą omal się nie rozlała na plecak!! Krasnolud drżącymi rękami objął ją. Było blisko, co prawda plecak był wodoodporny, ale dziury.. Gdyby czekolada rozlała się po woluminach. Straty byłyby ogromne.
Krasnolud sięgnął do plecaka i wyjął podniszczony wskutek częstego używania ( i dwóch orczych strzał) " Jadowite węże południa i sposoby ich wykorzystania".. Dzieło anonimowego uczonego z Thery, zawierające ponoć wskazówki do jakiejś tajemnicy, zaszyfrowane w akapitach. Jak dotąd jednak iluzjoniście nie udało się nawet odkryć jaka to ma być tajemnica. Pijąc czekoladę doprawioną, w sposób jaki lubił, pogrążył się w analizie tekstu....

Wtem drzwi otwarły się na oścież i do środka wczłapał przemoczony do suchej nitki Seth...

sir_lancelot - 2007-01-12, 18:04

... Wysączywszy w spokoju piwo Lancelot rozłożył się jak długi na szynkwasie zakładając nogę na nogę... Przyglądnął się przez chwilę tym wszystkim osobnikom w gospodzie i zastanawiał się kogo tu jeszcze dzisiaj licho przyniesie... Dobrej muzyki nie doceniają... Zbieranina... Ale cóż to nie jego gospoda i nie On ustala tu zasady...

... Kiedy usłyszał miarowe dudnienie deszczu o dach i do jego uszu doszedł odgłos ciekającej z dachu wody naszła go chęć na zagranie jednej z wietrzniackich ballad...

... Leżąc więc tak jak leżał zamknął oczy i zaczął grać nie zważając na to co się dzieje dokoła... Sam nie wiedząc kiedy przysnął w trakcie gry i obudziło go dopiero wtargnięcie przemoczonego Setha... Wystraszył się na tyle że niemal spadł z szynkwasu wyrwany ze snu...

... "Aleś sobie urządził kąpiel:)"... zaśmiał się Lancelot i poleciał na zaplecze po suchy ręcznik dla przemoczonego elfa z którym wrócił niezwłocznie...

... Podał go bez słowa Sethowi i podleciał do stolika na którym toczyła się szachowa batalia... Usiadł tuż przy szachownicy i obserwował rozgrywkę z przejęciem siedząc po turecku tuż przy planszy...

... [Zawsze najlepiej obserwować bieg wydarzeń z bliska aby móc zaśpiewać o tym prawdziwą pieśń]...

mystic - 2007-01-12, 19:24

Ledwo Seth zdążył wytrzeć się co nieco, a już drzwi za nim otworzyły się z hukiem. Oczy wszystkich odruchowo zwróciły się ku nim wietrząc kłopoty. W wejściu jednak gramolił się najstarszy chyba człowiek jakiego widziały ich oczy. Był bardziej pomarszczony niż słynne "Księgi cierpienia". Starzec odwrócił się tyłem do wszystkich i wymamrotał "No już już, uciekaj. Wystarczy na dziś twoich popisów". Ledwo widoczny duszek powietrza rozpłynął się.

Starzec delikatnie zamknął drzwi i obrzucił wzrokiem bywalców karczmy Geriona. Kiedy jego wzrok zatrzymał się na trollu, delikatnie uśmiechnął. "Przepraszam za Baltka, sam wiesz jaki on czasem bywa. Ale chociaż nie jestem mokry". Wzrok starca skierował się w stronę Setha. "Pozwolisz Gerionie ze przycupne sobie przy kominku." Nie czekając na odpowiedź starzec poczłapał po krzesło i przysunął sobie do kominka. "Aaaaach, tego mi było trzeba".

Zainteresowanie wszystkich znów zwróciło się w stronę szachów, tylko Lancelot wciąż wpatrywał się w starca. Rozpoznał w nim Mystica, słynnego w Urupie czarodzieja, niegdyś osobistego doradcę Fellidry. Słyszał też że Czarodziej ów porzucił swą ścieżkę i został Mistrzem żywiołów. Ale to mogły być tylko plotki, bo wszystko co dotyczyło Mystica było tajemnicze.
"Słodkie dziecię podaj mi proszę ciepłej herbatki, najlepiej ze świeżych owoców agawy, najlepsza na moje korzonki" - zwrócił się Mystic do Lancelota. "I co tam słychać u Ciebie Gerionie, ostatnio widzieliśmy się jak wynosiłeś mnie na rękach, z tej płonącej therańskiej baty. Do dzisiaj mam ślady na tyłku" - zaśmiał się czarodziej. "Piękne masz tutaj domostwo, z chęcią schronię się u ciebie, jak za starych czasów"

Czarodziej mówiąc te słowa przymknął oczy i wyrównał oddech, po chwili słychać było już chrapanie. Umysł maga jednak nie próżnował. Po wielu latach praktykowania, potrafił już świetnie udawać drzemkę i w międzyczasie studiować przestrzeń astralną. To plus jego wiek dawało mu pewność, że żaden natręt nie będzie mu przeszkadzał. Z racji tego, że w karczmie spotkało się wiele ciekawych osób ten dzień zapowiadał się wyjątkowo interesująco...

sir_lancelot - 2007-01-12, 19:53

...[Skąd wiedziałem że to nie koniec gości na dzisiaj... Pomyślał Lancelot odrywając od niechcenia znudzone oczy od leniwie toczącej się partii szachów... W sumie to czekałem tylko aż ktoś znowu sforsuje drzwi gospody... Dobrze że zaczęło się w karczmie jakieś poruszenie bo był już bliski zaśnięcia spowodowanego burzliwym przebiegiem rozgrywki]...

... Kiedy zobaczył że to ten rodzynkowato pomarszczony mag to uśmiechnął się samoczynnie bo pamiętał tego człowieka... nie pamiętał skąd... może z opowiadań ale postać ta zaciekawiła go nieco bardziej niż inni siedzący w gospodzie...

... Kiedy starzec odezwał się do niego z prośbą o herbatę z chęcią postanowił rozruszać skrzydła i przynieść mu ową herbatę w nadziei że mu Mystic opowie swoje ostatnie przygody... Ciekaw był jego ostatnich dokonań... [Choć w myśli nie omieszkał skląć słysząc jak go nazwano "Słodkie Dziecie":/... Ach Ci ludzie pomyślał... Uważają że jak są w wieku lat 70 pomarszczonymi grzybami to każda rasa tak ma... pewnie jestem niewiele młodszy od Niego albo nawet i starszy... Nie sądzę aby przekroczył osiemdziesiątkę którą ja mam już przecież dawno za sobą... Ach Ci ludzie...]...

... Stawiam herbatę tuż przy Mysticu aby jej aromat wyrwał go z drzemki i powiedział co nieco... Może dowiem się choćby ile ma lat ten sędziwy człek który mnie... 84 letniego wietrzniaka Lancelota śmie nazywać dzieckiem:)...

... Obserwuje oczywiście co na to inni obecni w gospodzie... Uszanuję oczywiście sen maga... wiek wiekiem ale starców innych ras powinno się szanować nawet jak się jest od nich starszym:)...

... Kładę się opodal krzesła Mystica i czekam aż się ocknie i coś opowie bo chętnie zaśpiewał bym o nim pieśń jeszcze tego wieczora:)...

...[Czekam więc cierpliwie i w ciszy wpatrując się w ogień w kominku i rozmyślając nad słowami nowej pieśni i poematem którego skończyć jakoś nie mogę... może Mystic dopełni mi weny i dokończę tę historie nareszcie:)... Było by miło zakończyć ten dzień pozytywnym akcentem:)]...

abishai - 2007-01-12, 20:18

Przemoczonego elfa dość energicznie jak na swój wiek wyminął stary niczym korzenie Gór Throalskich człowiek. Krasnolud zaś zorientowawszy kim ów jest, uśmiechnął się tylko półgębkiem. Skoro taki sławny czarodziej pojawił się tutaj, to na pewno z nie przypadku.
Zabawne było widzeć jak doświadczony czarodziej próbuje ukryć ciekawość pod płaszczykiem chrapania. (nawet jaskiniowe trolle nie chrapią tak głośno). Co prawda Abishai nie mógł tego udowodnić, ale przypuszczał, że Mystic (bo któż to mógł być, jak nie on.. słynny Mystic z Urupy) rzuca po cichu jakiś czar z grupy "wykrywam i rozpoznaję", czy coś w tym stylu. Czarodzieje i ksenomanci wszędzie są tacy sami, zbyt ufni w swoją wiedzę i często przekonani o tym , że przestrzeń astralna nie kryje przed nimi żadnych tajemnic.
Sam Abishai, znał ograniczenia swojej magii i nieraz przekonał się, że nie można niczego brać za pewnik.
Przeglądał nadal księgę, lecz myślami był gdzie indziej. Czyżby czarodziej poszukiwał adeptów których mógłby zatrudnić w jakiejś misji, na którą wiek i kondycja wybrać mu się nie pozwalały? A może wyczuł t'skranga i uznawszy za potencjalne zagrożenie dla miasta postanowił sprawdzić? Abishai znał krążącą po Barsawii niepochlebną opinię o tej dyscyplinie.. I choć nie uważał ksenomancji za zło wcielone, to w jednym się z nią zgadzał. Ksenomanci bywają niebezpieczni. "A ostrożności- jak twierdził dziadek Garnelf.- nigdy za wiele."
Po tych paru refleksjach wrócił do kartkowania księgi zastanawiając się nad zakończeniem tego dnia.

klik - 2007-01-12, 20:30

Nie minął nawet obrót klepsydry, gdy na zewnątrz dało się usłyszeć szybkie, energiczne kroki. Drzwi zostały gwałtownie otwarte przez kolejnego gościa Gerionowego przybytku. Postać weszła do ciepłego wnętrza dokładnie zamykając je za sobą, by nie wpuszczać do sali chłodnych podmuchów wiatru. Siadła na pierwszym z wolnych krzeseł i popatrzyła z lekkim niesmakiem na czerwień plamiącą jasny materiał koszuli.
- Gerion, przyjacielu, mógłbyś użyczyć mi znowu odrobiny bandaża i swojego jakże wspaniałego rumu?

Vasquez21 - 2007-01-12, 20:51

Vasquez zawsze czuł się dobrze już na samą myśl o tym, że zawita do rodzinnej Urupy.
Geriona poznał kilkanaście lat temu, kiedy troll podróżował jeszcze w poszukiwaniu przygód i ukrytych skarbów, los połączył ich ścieżki i doszło nawet do tego, że Gerion rozpoczął szkolenie młodego wtedy orka, magii jednak nie da sie oszukać i mądrości które starał się przekazać troll szybko okazały się stratą czasu, Vasquez'owi pisana była inna droga.

Samotny ork, znalazł mniej więcej kilka miesięcy później swoje przeznaczenie, poznał tajemnice jakie skrywa dyscyplina Łowcy Horrorów. Kolejne lata życia to seria kolejnych rozczarowań, bólu i ogrom cierpienia jaki spadł na orka. Ilekroć łączyło go coś z jakąś grupą, los w brutalny sposób sprawiał, że jakiś czas później musiało ich coś rozdzielić. To bardzo zmieniło Vasquez, a jego przyjaciół zapewne można by policzyć na jednej ręce (której dodatkowo pozbawiono kilku palcy).

Gerion był jednak jednym z nich, ork zawsze czuł sympatię do trolla, choć zarówno jeden jak i drugi nigdy specjalnie się z tym nie odnosili. Kiedykolwiek więc nadarzała się okazja Vasquez starał się zawitać do karczmy swojego niedoszłego nauczyciela. Te spotkania nie tyle były okazją do wymiany wspomnień z ostatnich tygodni, czy miesięcy, ale uspokajały orka w poczuciu, że jest jeszcze ktoś w Barsawii na kim mu "zależy".

Tym razem nadarzyła się okazja załatwić dwie sprawy na raz, zobaczyć przyjaciela i spotkać się z T'skrangiem. Gerion jak zawsze wyglądał dobrze, a karczma wyglądała na taką w której nie brakuje klienteli. Vasquez uśmiechnął sie w duchu kiedy wszedł do środku i spokojnie raz jeszcze rozejżał sie wewnątrz.
- Brakuje chyba tylko Obsydianina i będzie komplet - pomyślał.

Ksenomanta z którym miał się spotkać Vasquez siedział w rogu sali, z chmury oparów skrywającą postać wynurzył się najpierw jaszczurzy pysk. Syczący głos zawsze sprawiał, że orka powoli zaczynała pobolewać głowa. Nim umysł orka dostosował się do specyficznego akcentu Vasquez zdołał wyłapać tylko fragment o partyjce szachów.

Nigdy nie przepadał za tą grą, ale wiedział, że to jeden z niewielu sposobów w jaki może przypodobać się jakoś SirValeqowi, a tym samym otrzymać odpowiedzi na dręczące pytania.

Sama rozgrywka z góry była jednostronna, Vasquez szybko zrozumiał, że jeśli nawet gra jest wyrównana to tylko dlatego, że Ksenomanta postanowił troszkę utrudnić sobie zadanie poprzez kilka wyraźnie głupich ruchów, nie miał jednak wątpliwości co do tego, jak zakończy się ta partia. Było to troszkę irytujące, a dodatkowo pozostali wpatrzeni w szachowe figury siedzieli na tyle blisko, że rozmowa sam na sam, była conajmniej nierealna.

Heh... może chociaż Gerion ma trochę Hurglu na uspokojenie, z nadzieją spojrzał w kierunku trolla, a kiedy wykonał ruch figurą, wstał i ruszył w kierunku lady.

mystic - 2007-01-12, 22:49

Cudny aromat dzikiej róży wpadł w nozdrza starcego czarodzieja. Ten zapach coś mi przypomina....

"Para młodych kochanków chichocząc uciekała przez zaułki Travaru. Mystic zauważył biegnące postaci i udał się w pogoń." Ach ta młodzieńcza sprawność - westchnął starzec "Kochankowie byli szybcy lecz biegnąc razem dawali młodemu czarodziejowi szansę. Dopadł ich przy samym moście.
- Felidro co ty sobie wyobrazasz? Co powie Twoj ojciec jak sie dowie?
- Ale przeciez on sie nieczego nie dowie, prawda mój drogi Mysticu?
Młody czarodziej tylko westchnął zdruzgotany tym błagającym spojrzeniem pięknych oczu niewiasty.
- No dobrze biegnijcie szybko do Urgaka, w Żelaznych Szponach nikt nie będzie was szukał. Ja zmylę tego zazdrośnika.
- Nie zapomnę Ci tego - Felidra obdarowała Mystica całusem w policzek i śmiejąc się pobiegła przez most do dzielnicy Żelazne Szpony.
Mystic poczekał kilka chwil aż usłyszał tupot nóg i..."

Hmm co było potem?? Czy to czasem nie wtedy..., nie chyba nie. Ech pamięć też już nie ta.

Stary czarodziej otworzył oczy i chwilę delektował się zapachem. Zaraz potem odezwał się trubadur leżący tuż obok.
- Widzę że już wstałeś, zrobiłem ci herbaty z dzikiej róży? Powiedz czy nie nazywasz się czasem Mystic z Urupy? Ten słynny czarodziej? Opowiedz mi o swoich przygoda...
- Chwileczkę, zwolnij troszkę moje dziecię bo już lata nie te i nie nadążam - czarodziej uśmiechnął się do wietrzniaka
- Najpierw herbata, potem odpowiedzi - uśmiech czarodzieja odsłonił jego dumę. Posiadać jeszcze 4 siekacze w jego wieku to nie lada wyczyn.

Delektując się smakiem świetnie przyrządzonej herbaty i patrząc na uwijającego się Geriona, nie mającego czasu nawet zamienić słowa ze starym przyjacielem, Mystic zaczął wyciągać wnioski z wypatrzonych w przestrzeni astralnej symboli. Lis, symbol przebiegłości. Ten krasnolud ma w sobie niewatpliwie potencjał, z chęcią zobaczyłbym jak on gra w szachy z tym ksenomantą. Ksenomanta. Tajemniczy osobnik, niewiele można wyczytać w jego astralnym odbiciu, a to co można tylko rodzi następne pytania.

- Dziękuję za świetną herbatkę. Tak jestem Mystic z Urupy moje dziecię, a jak zwą Ciebie? Lancelot? Miłe imię. - nie przerywając rozmyślań o swoich odkryciach postanowił kontynuować pogawędkę. - Może zagrasz mi coś nostalgicznego przy czym moja wymęczona dusza doznałaby ukojenia?
Czarodziej zerknął na grających. Szachy jako gra na pewno reprezentują symbol rywalizacji. Czyżby Ci dwaj mieli ukryte animozje? Oczywiście reprezentują też rozrywkę symbol dużo bardziej pozytywny. Muszę się nad tym głębiej zastanowić. Czarodziej sięgnął do jednej ze swych sakw wyciągając "Spis analogii" mistrza Vomona, zaczął zastanawiać się nad znaczeniem rozgrywki. W sali rozbrzmiewała pięknie prowadzona "Ballada do serca Veren"...

Sharkuz - 2007-01-12, 23:30

W izbie rozległ się potężny trzask. To drzwi karczemne ustąpiły potężnej sylwetce człowieka, który wtargnął tu, niczym behemot na abordażu!

-Ahoj Gerio, lejta tu ino gibko rumu bom spragniony... - zawrzeszczał hucznie ;)

Chłop wielki był jak stodoła. Twarz posępna, zaorana wieloma bliznami. Tak to Sharkuz "Krwawy wiatr"!

Wyszczerzył zaostrzone zębiska gdy ujrzał latającego wietrzniaka.
-Lancelot! Ty stary piecu, gdzieś Ty bywał jak żem Cię na burcie nie miał... Kupsko lat minęli... Ostatnio, no własnie? Gdzie żeś Ty mi zniknął ostatnio!

Bezbronny - 2007-01-13, 00:46

Wszyscy siedzieli sobie spokojnie w karczmie, karczmarz podawał kolejny trunek szacownym gościom, nagle wszyscy usłyszeli wielki huk o drzwi. i tępy odgłos spadającego "czegoś?!" [...]
Gerion - 2007-01-13, 01:52

Gerion nie nagadał się zbyt długo z Abishaiem. Zdołał dostrzec tylko therański tom "Jadowite węże południa i sposoby ich wykorzystania" w rękach krasnoluda gdy do środka wszedł przemoczony Seth.

Lancelot w tym czasie coś zamilkł..chyba przysnął, a Vasqez z SirValeqiem pogrążeni byli w pasjonującej rozgrywce.

Gdy po raz wtóry drzwi karczmy się otworzyły, Gerion ujrzał znajomy chudy tyłek obleczony w granatowo złociste szaty maga...Wchodzący starzec delikatnie zamknął drzwi i obrzucił wzrokiem bywalców karczmy Geriona. Kiedy jego wzrok zatrzymał się na trollu, delikatnie uśmiechnął. "Przepraszam za Baltka, sam wiesz jaki on czasem bywa. Ale chociaż nie jestem mokry". Wzrok starca skierował się w stronę Setha. "Pozwolisz Gerionie ze przycupne sobie przy kominku." Nie czekając na odpowiedź starzec poczłapał po krzesło i przysunął sobie do kominka. "Aaaaach, tego mi było trzeba".

"Pewnie że pozwolę mistrzu Mysticu" - wykrztusił z siebie Gerion widząc jak na szachownicy Ksenomanta bawił się w Vasquezem. Miał wstawić trochę wrzątku na herbatę dla starego Czarodzieja, lecz wstrzymał się widząc iż ten zasnął...

Rozbudzony wietrzniak podał suchy ręcznik elfiemu Fechmistrzowi. Seth bez słowa go przyjął i z chmurną miną począł się wycierać. Lancelot podleciał do drzemiącego maga tylko po to by usłyszeć: "Słodkie dziecię podaj mi proszę ciepłej herbatki, najlepiej ze świeżych owoców agawy, najlepsza na moje korzonki" bez większych protestów Trubadur przygotował starcowi herbatę.

Iluzjonista Abishai miał już dość. Znaczy się dość jedzenia i picia. Właściwie to miał tego w sam raz. Tak. Zdecydowanie. "Przyjemnie poznać smak nowych trunków i potraw. Kolejne doświadczenie na ścieżce Iluzji" -od niechcenia zaczął przewracać kartki księgi traktującej o gadach i innych jadowitych paskudztwach...

Troll zaś obserwował pilnie rozgrywkę Łowcy i Ksenomanty. Właściwie to obserwował orka. Swoimi mądrymi żółtymi ślepiami. Vasquez nie wyglądał najlepiej. Pewnie jego ciało kryło niejedną ranę...a może i nosił na sobie znamiona jakiejś astralnej bestii? Gerion wolał nie myśleć. Oddalił się od stolika i poczłapał do piwnicy....

Piwnica była przeogromna i pełna wielkich stojaków na których gościł wszelki napitek ze wszystkich rejonów Barsawii i nie tylko..."Taaaa...o to jest to..." - wyciągnął rękę w kierunku małej beczułki. Kiedy przed rokiem jeden z jego przyjaciół był na wyprawie w Góry Delaryjskie, zdobył od któregoś z plemion nomadów zamieszkujących rejony podgórza, beczułkę ohydnego hurglu - orkowego alkoholu wyrabianego ze sfermentowanego tłuszczu grzmotorożca..."Ta posmakuje Vasquezowi".

Poszedł żwawo na górę, kiedy właśnie ork powstał od stolika i ruszył w kierunku kontuaru. Nim zrobił 5 kroków, Gerion nalał dobrą kwartę hurglu w polerowany róg z indrisańskiego drzewa iroko. Podał Łowcy życząc zdrowia...

"I co tam słychać u Ciebie Gerionie, ostatnio widzieliśmy się jak wynosiłeś mnie na rękach, z tej płonącej therańskiej baty. Do dzisiaj mam ślady na tyłku" - zaśmiał się czarodziej. "Piękne masz tutaj domostwo, z chęcią schronię się u ciebie, jak za starych czasów"

"Oj Mysticu co słychać...jakbym zaczął CI opowiadać pewnie zasnąłbyś już w połowie" - wymruczał troll. Przysunął się bliżej starego adepta. "Chyba już zmęczony życiem zaczynam się robić. Raduje mnie, że interes rozkręcił się w tym roku nadzwyczaj dobrze. Fundusze lokuję w kamień ;) ZAwsze trudniej ZŁodziejowi go ukraść. A co do baty therańskiej...wiesz..to było dobre 12 lat temu :)

Gerion pozwolił Lancelowi podać herbatę... Pogoda była pod psem. WIatr i ulewa wzmagały się z każdą chwilą... W karczmie pod sufitem wisiała mieszkanka przeróżnych zapachów, choć w tej chwili dominował kwaśny odór hurglu, którym delektował się Vasquez....

"Hmm może by tak Mystic rzucił jakieś zaklęcie wietrzące" - pomyślał Gerion. Nie zdążył jednak nic powiedzieć, bo w izbie rozległ się potężny trzask. To drzwi karczemne ustąpiły potężnej sylwetce człowieka, który wtargnął tu, niczym behemot na abordażu! Mocno zmoknięty behemot.

"Ahoj Gerio, lejta tu ino gibko rumu bom spragniony..." - zawrzeszczał hucznie ;)
Chłop wielki był jak stodoła. Twarz posępna, zaorana wieloma bliznami. Tak to Sharkuz "Krwawy wiatr"! Wyszczerzył zaostrzone zębiska gdy ujrzał latającego wietrzniaka.
"Lancelot! Ty stary piecu, gdzieś Ty bywał jak żem Cię na burcie nie miał... Kupsko lat minęli... Ostatnio, no własnie? Gdzie żeś Ty mi zniknął ostatnio!"

"Ciiiiii...." - szepnął Lancelot - "stary drzemie" odparł wskazując na Mystica kiwającego się sennie w fotelu przy komniku. Gerion właśnie dołożył kilka drew. WYglądało na to, że wkrótce będzie wieczór, a właściwie już się ściemniało - wszystko przez ten cholerny sztorm...

Sharkuz wychylił duszkiem 4 kubki rumu i zaczął opowiadać jak to uciekali przed Tańczącą Falą, wredną suką lewiatenem (jak ją zwykł zwać w chwilach gdy nie przeklinał). "Cały ten sztorm przez wkur..tego lewiatana!" - dodał SHarkuz między jednym a drugim haustem....

Faktycznie, wichura mocno szarpała okiennicami karczmy. Gerion się zastanawiał czy nie opłacić Głosiciela Garlen by magią wspomóc to i owo? A może Mystic by coś widział więcej jak te paskudne okna zabezpieczyć?

Gerion myślał o oknach a tu nagle drzwi zostały gwałtownie otwarte przez kolejnego gościa. Postać weszła do ciepłego wnętrza dokładnie zamykając je za sobą, by nie wpuszczać do sali chłodnych podmuchów wiatru. Siadła na pierwszym z wolnych krzeseł i popatrzyła z lekkim niesmakiem na czerwień plamiącą jasny materiał koszuli. Oczywiscie wszyscy zaczęli jej się bacznie przyglądać..może poza Vasquezem i SirValeqiem - ktorzy grali zapamiętale, śpiącym Mysticiem i lancelotem, który zwiał do piwnicy przed Sharkuzem..

"Gerion, przyjacielu, mógłbyś użyczyć mi znowu odrobiny bandaża i swojego jakże wspaniałego rumu?"

Troll nie mógł odmówić tak zacnej prośbie. Prawie siłą wyrwał Sharkuzowi beczułkę rumu i nalał rannej kobiecie odrobinę. Znał Kilka ze słyszenia. Sierżant Dagni, który najlepiej zna wszystkich adeptów jego Ściezki, mówił że Kilk jak jest wkurzona to odgryza uszy swoim ofiarom.

Gerion ostrożnie podał Kilk bandaże i rzucił fachowym okiem na ranę...Wąską i płytka. Ot dziabnięcie nożem. "W jej "fachu" to częsta przypadłość..do wesela się zagoi...a lepiej żyć dobrze z adeptami Garthlikowej prowienencji" - pomyślał troll.

Kilk syknęła, smarując maścią krawędzie rany. Ignorowała ciekawskie spojrzenia gości karczmy...cóż...troll miał swoje obyczaje i jemu by nie przeszkadzsło jakby kto się do naga rozebrał na środku sali. Udawałby że nic nie widzi, by nie obrazić gołego..

Nagle aż drgnął (jak wszyscy w karczmie - poza śpiącym Mysticiem), gdy coś zdrowo walnęło o drzwi...
"Va!" - Gerion wyszarpnął z cholewy długi i zębaty vorstowy sztylet. "Kto mi chce zafundować nowe drzwi!? - ryknął. "Lubię czarny dąb z Axalalai. Polerowany i intarsjowany parzonym jesionem!" - z szybkością błyskawicy szarpnął za klamkę i pochwycił za ucho coś co łomotnęło przed chwilą o drzwi.

"Nie bij!" - zapiszczało coś "jestem Bezbronny"...

W zdumieniu Wojownik opuścił malego Dawcę Imion na deski podłogi.

Bezbronny - 2007-01-13, 09:55

leżał tak pod drzwiami wietrzniak, wydrapuwując się z torby.

W...w...witajcie coś przeoczyłem ? ale mnie głowa boli. Gdzie mój miecz ? (...) ach to Ci, zabrali mi go grrr, wejdźmy do środka, chcącemu opowiem co się wydarzyło.

Tak więc szedłem do stajni po mojego psa, jak tu nagle ktoś mnie siatką obrzucił, do wora wsadził a kasę i oręż zabrał... i jeszcze jak! - jak gnaty po gęsi rzucone w kąt. Nie wiem jak on, oni wyglądali jednak że wiem jak mój miecz wyglądał. niech tą mordę zobaczę w dzień tylko a rozpłatam bydlaka.

rozglądam się czy nie został gdzieś jakiś miedziak uchowany, jeżeli tak to kupuję Piwo

sir_lancelot - 2007-01-13, 12:15

... Zobaczywszy przedstawiciela swojej rasy Lancelot ożywił się i obserwował go z zaciekawieniem... [Nareszcie jakiś osobnik moich gabarytów który nie będzie zadzierał nosa z racji tego że jest ode mnie większy:)... zaśmiał się w myśli trubadur]... Ciekawe co to za jeden? nie znam go... Nie widziałem nigdy wcześniej...

... Ciekawe co za szumowiny go ograbiły i co się stało z jego psem o którym wspomniał...

... Tę ciekawość postanowił jednak Lancelot zaspokoić nieco później bo wieczór był jeszcze młody i najpierw chciał usłyszeć choć kilka słów od Mystica bo zaciekawiła go możliwość usłyszenia jego najnowszych przygód...

... Przycupnął więc Lancelot obok starego człowieka i wymownie dał mu do zrozumienia że smak herbaty miał na celu skłonić Mystica do opowieści... Spojrzał więc trubadur na gospodę i siedzących w niej osobników raz jeszcze szerokim kołem... unikając wzroku Sharkuza który zaraz pewnie zagadać by go chciał co się ze mną działo od kiedy się nasze drogi rozeszły o czym Lancelot nie chciał mówić przy wszystkich...

... Zbadawszy więc sytuację w pomieszczeniu przycupnął tuż przy Mysticu klepnął go porozumiewawczo i spojrzał wymownie w oczekiwaniu na historie która uzupełni jego poemat...

...[Oby historia Mystica była warta herbaty która go uraczyłem pomyślał przewrotnie Lancelot:)... Zawsze mogę pogadać z Sethem z którym i tak byłem umówiony na rozmowę... Jednakże Mystic intrygował go w tej chwili bardziej]...

...[Co za gospoda się tu robi... tłok jak na wyprzedaży:)... Sami tajemniczy goście tu przesiadują jak widzę... lub wielkie osiłki... Tylko ja i Bezbronny wydajemy się być w tym towarzystwie "zwykłymi" adeptami... reszta to magicy, czarodzieje albo i gorzej]...

... Poza tym ten wiatr zdradza mi nadejście czegoś... Może niebezpieczeństwa?... Może któryś z tych tutaj skrywa jakąś tajemnicę która na Nas wszystkich sprowadzi możliwe zagrożenie? Kto wie? Wszyscy siedzą i nie zdradzają powodów dla których przybyli do tego przybytku... Czas aby rozplątać im języki jakąś "specjalną" melodią:)...

... Najpierw jednak rozplącze język Mysticowi herbatą... Sethowi dotrzymaniem obietnicy rozmowy... no i Bezbronnemu bo w końcu to jedyna pokrewna mi dusza z mojej rasy w tym gronie... Jak to nie przyniesie skutku to zaczerpnę z muzycznej mocy rozwiązywania języków:)...

... Czekam zatem az Mystic rozpocznie swoją opowieść z niecierpliwością...

klik - 2007-01-13, 13:29

Dzień był długi, męczący i mokry. Jeden z tych, które ciągną się jak nieudana pieśń nadętego trubadura, na szczęście zbliżał się szczęśliwie ku końcowi. Nigdy więcej - pomyślała z niechęcią Klik. - Nigdy więcej żadnego układu z Dagnim, niech go zaraza. Zawiązując końcówki bandaża na ramieniu potoczyła wzrokiem po zgromadzonych w karczmie gościach.
- No co? - lekko wykrzywiła wąskie usta. - Kobiety nie widzieliście?

abishai - 2007-01-13, 15:01

"No nie...jak w takich warunkach można rozszyfrowywać księgi ?"- mruknął pod nosem krasnolud, gdy usłyszał ponowny huk otwieranych drzwi.
"Ahoj Gerio, lejta tu ino gibko rumu bom spragniony..." - zawrzeszczał hucznie
Chłop wielki był jak stodoła. Widać kolejny znajomek trolla. Abishai pobieżnie spojrzał na owego osobnika i zajął się z powrotem księgą.
Nie minął nawet obrót klepsydry, gdy na zewnątrz dało się usłyszeć szybkie, energiczne kroki. Drzwi zostały gwałtownie otwarte przez kolejnego gościa Gerionowego przybytku. Postać weszła do ciepłego wnętrza dokładnie zamykając je za sobą, by nie wpuszczać do sali chłodnych podmuchów wiatru. Siadła na pierwszym z wolnych krzeseł i popatrzyła z lekkim niesmakiem na czerwień plamiącą jasny materiał koszuli.
- Gerion, przyjacielu, mógłbyś użyczyć mi znowu odrobiny bandaża i swojego jakże wspaniałego rumu?
Kątem oka Abishai wyłowił kolejną postać i uśmiechnął się. Spędziwszy większość czasu w przeróżnych miastach, często przyjaźnił się z przedstawicielami złodziejskiej dyscypliny. Doskonale przy tym się uzupełniali w akcji. A i po akcji nie było problemów. Abishai'a interesowały księgi, złodziei złoto i klejnoty. Więc podziałowi łupów rzadko towarzyszyły kłótnie. Ach te czasy, spędzone w Vivane i w tamtejszym ruchu oporu. Pozostał po nich jedynie zbiór therańskich woluminów i piękny list gończy jaki wystawiły za iluzjonistą sługusy Kyprosa. Abishai zachował sobie jedną kopię, na pamiątkę. ..Jakby tak się zastanowić, to w Urupie jest chyba therańska palcówka dyplomatyczna. Na myśl o księgach będących w ich posiadaniu, krasnoludowi zabłysły oczy.
Kolejne huknięcie w drzwi wyrwało Abishai'a z rozmyślań...Czy w tym mieści nie potrafią pukać?- pomyślał rozdrażniony krasnolud.
"Va!" - Gerion wyszarpnął z cholewy długi i zębaty vorstowy sztylet. "Kto mi chce zafundować nowe drzwi!? - ryknął.- "Lubię czarny dąb z Axalalai. Polerowany i intarsjowany parzonym jesionem!" - z szybkością błyskawicy szarpnął za klamkę i pochwycił za ucho coś co łomotnęło przed chwilą o drzwi.

"Nie bij!" - zapiszczało coś "jestem Bezbronny"...

W zdumieniu Wojownik opuścił małego Dawcę Imion na deski podłogi.

W...w...witajcie coś przeoczyłem ? ale mnie głowa boli. Gdzie mój miecz ? (...) ach to Ci, zabrali mi go grrr, wejdźmy do środka, chcącemu opowiem co się wydarzyło.

"Wietrzniaki...Nie ma istot bardziej hałaśliwych od tej rasy."- westchnął cicho krasnolud.

"- No co? - " Klik lekko wykrzywiła wąskie usta. "- Kobiety nie widzieliście?"
- "Kobiet napatrzyłem się aż nadto. Rzecz raczej innej natury mnie trapi.- rzekł iluzjonista zamykając tom i odwracając się w kierunku złodziejki. - "zapewne znasz plotki krążące ostatnio po mieście? Bo, będąc w drodze usłyszałem ,że magik jakiś zakończył swój żywot, nie zostawiwszy testamentu. A majątek po nim przepadłszy na rzecz rady miasta ma być wyprzedany, w przygotowywanej w tym celu aukcji. Możesz to potwierdzić te plotki, lub zaprzeczyć im? "

Sethariel - 2007-01-13, 15:57

"Wśród majątku wszelkie znane Dawcom Imion dobra znajdziecie, Meble z nogami, co to je same niosą, Miotły co bez rąk, komendy ni nadzoru sprzątają, Garnki co miesiącami mięso w świeżości utrzymują, Kandelabry swym własnym ogniem świecące, Krzesła latające, Koce ogrzewające, Urządzenia alchemiczne, skrypty kartograficzne, mapy, książki wszelakie, wina, alkohole z różnych stron świata... mnóstwo i więcej skarbów magicznych, brosze, amulety, pudełka, flakoniki. I zbroje wątkowe przez najlepszych zbrojmistrzów robione, skórzana, kryształowa, kolczuga a nawet płytowa. I bronie różne też do majątku należały, sztylety magiczne, miecze długie i trollowe, rapiery V'strimońskie, berdysze Tylońskie i korbacze z Landis. Cała zbrojownia, lecz wśród tego i najcenniejszy okaz. Gdzieś ponoć wśród mieczy zbiorowiska, ten najważniejszy, ten wszechmocny, co na prośbę samego Varulusa I powstać miał być przed pogromem - Zabójca Horrorów w swej własnej potędze..."

Zarecytował jakby z pamięci Seth, siedząc gdzieś na uboczu, przy drewnianym stole, popijając kielich wina. Uśmiechnął się do siebie. Po czym znowu zamilkł...

Misiołak - 2007-01-13, 16:14

Drzwi Gerionowej karczmy poraz kolejny zostały potraktowane dość bezceremonialnie, bo solidnym kopniakiem. Tym razem do pomieszczenia wkroczył stękając i pomrukując włochaty Władca Zwierząt taszczący pod pachami dwie przyjemnie pękate beczułki.

- Dobijam się i dobijam do kuchni, i nic. Cisza... Myślę sobie, pewnie jakaś lepsza zabawa się kroi, to od przodu zajdę, w towarzystwie trochę poprzebywam, cywilizacją się nacieszę... Ech... Ze zmęczenia głupoty gadam - westchnął ostrożnie ustawiając dębowe antałki pod ścianą. Następnie otarł pot perlący się na czole.

- Miodu i ziół przyniosłem zgodnie z umową. Baryłeczka ma na grzbiecie jeszcze trzy beczułki. Znajdź dla niej jakiś zacny udziec, bo się kruszynka nadźwigała.

Jak na komendę do pomieszczenia wsunął się potężny, kudłaty łeb niedźwiedzicy, a z głębi jej gardła wydobył się basowy pomruk aprobaty. Zwierz śmiało wkroczył do wnętrza, a właściwie próbował, bo przytroczone do grzbietu pakunki zaklinowały się w przejściu. Niedźwiedzica fuknęła ze złością.

- Oj, utknęło maleństwo... - Władca Zwierząt spoglądał na nią z czułością i czym prędzej pospieszył z pomocą.

sir_lancelot - 2007-01-13, 18:16

... Widząc to że Mystic jest albo zmęczony albo zajęty i że nie dowie się żadnych szczegółów z ostatnich jego przygód Lancelot postanowił dać na razie starcowi spokój i pozwolić mu zająć się drzemaniem lub sprawami które czynił markując sen w co nie wnikał trubadur zupełnie...

... Słysząc ciekawą sentencję którą wygłosił Seth wiatrzniak nabrał ochoty aby teraz z nim porozmawiać... Nudziła go cisza i statyczność atmosfery która zagościła w gospodzie po tym jak ork z t'skrangiem zabrali się za szachy... Senny się robił przez tę ciszę i musiał sobie znaleźć jakieś zajęcie aby go sen nie zmorzył...

...[Ciekawe kogo tu jeszcze los przywlecze?... zastanawiał się Lancelot łypiąc katem oka czy Sharkuz go nie obserwuje chcąc przemknąć się w kierunku Setha. Czy wszyscy adepci z okolicy zwykli przesiadywać w tej gospodzie? Oczywiście cieszy mnie ta popularność Gerionowego przybytku bo i zysk to dla Niego i zawsze sposobność do posłuchania ciekawych historii z podróży które tekstami pieśni i poematów stać się mogą w głowie sprawnego trubadura jak ja... Jest też po wtóre komu zaśpiewać a o dobra publiczność w ostatnim czasie niełatwo]... Ględził Lancelot i wychodziły mu z tego ględzenia same plusy z zaistniałej sytuacji i tłoku adeptów w gospodzie Geriona:)

... Zakończywszy tą wnikliwą wewnętrzna analizę sytuacji okrasił wynik do jakiego doszedł szczerym uśmiechem i najszybciej jak mógł podleciał do siedzącego opodal drzwi i worka z którego się wygramolił Bezbronnego...

..."Witaj... Lancelot jestem... Mów coś chociaż Ty brachu bo to całe towarzystwo mnie w sen wpędza ta cisza i szachami... Dałeś się wyraźnie zaskoczyć skoro skończyłeś w tym worku... Ale nic to skoro tutaj jesteś nic Ci już nie grozi"... W te słowa zaśmiał się Lancelot i dodał... "Nie kwaś się bo na krzywą gębę nikt Ci skradzionych rzeczy nie odda:)... Jak dostałeś łupnia to trzeba to przeboleć... A w bólu piwo Ci ukojenie przyniesie zawsze:)... Pozwól więc że postawie Ci piwo i nareszcie napije się z kimś o moich możliwościach konsumpcyjnych:)...

W te słowa uśmiechnął się Lancelot i rzekł... "Fruwaj Bezbronny na szynkwas a ja znajdę dwa kufelki i pogadamy sobie przy piwku:)"... "Powiesz mi coś Ty za jeden bo nie słyszałem o Tobie a kręcę się w tych okolicach już jakiś czas... Chętnie bym tez usłyszał kto Cię i dlaczego pokarał taka ksywą jak Bezbronny bo to intrygujące:)... "No fruwaj za mną"...

W te słowa Lancelot wleciał za bar i zaraz na szynkwasie wylądowały dwa kufle piwa... Ledwo to Lancelot zrobił a zaczął się w ciszy przyglądać bacznie niewieścim kształtom złodziejki która opatrując rękę nie wyczuła spojrzenia bystrych wietrzniackich oczu Lancelota błądzących po jej ciele...

..."Mniam":)... Wyrwało się Lancelotowi w efekcie tego co zaobserwował ale na spojrzenie Bezbronnego szybko się zreflektował... Podniósł kufel i dodał... "Mniam... to piwo będzie Ci smakowało zobaczysz"... Do dna i opowiadaj mi tu zaraz bo rad bym usłyszeć od Ciebie to i owo"...

... Nie zdążył wziąć drugiego łyka kiedy załomotało coś w drzwi... wtoczyła się postać a za nią niedźwiedź do wnętrza gospody...

...[Matko co jeszcze?!?... Pomyślal zirytowany już nieco Lancelot... jeszcze chwila i ktoś tu wjedzie konno lub wozem dla efektu... Coś się święci... Pomyślał wietrzniak... Na pewno... kryjemy się tutaj w atmosferze jakby ta gospoda miała się stac naszym azylem i ochroną przed czymś co jest jeszcze nieznane... [Czuje się jak w oczekiwaniu na pogrom tuz przed zapieczętowaniem kaeru... coraz mniej mi się to podoba ale cóż]...

... Napijmy się Bezbronny i zapomnij o tym co Ci się dzisiaj przytrafiło... Ja zasadniczo jestem Lancelot trubadur i siedzę w tym miejscu od czasu... [Zaczął opowiadać Lancelot jak poznał Geriona i zabawiać jego klientelę muzyką, rozmową, dowcipem i śpiewem... Nie wdawał się z zbyt wielkie szczegóły ani nie cofał się do czasu zanim poznał Geriona aby Sharkuz nie usłyszał niczego co by mogło go zaintrygować... [Z nim to musze pogadac indywidualnie aby nie narobił mi siary i bigosu zarazem:)]...

..."A co Ciebie tu sprowadza i czym się zajmujesz"... W te słowa uderzył Lancelot kończąc krutka acz treściwą opowieść jego znajomości z Gerionem i związku z tym miejscem...

..."No słucham Cię brachu"...[Słuchając obserwował poczynania pozostałych przesiadujących w gospodzie osób... Miał baczenie zwłaszcza na niedźwiedzicę... Sharkuza czy za bardzo nie lustruje rozmowy... A już najbardziej na smukłą sylwetkę Pani Kradziejki:)]...

mystic - 2007-01-13, 23:17

"Chyba już zmęczony życiem zaczynam się robić. Raduje mnie, że interes rozkręcił się w tym roku nadzwyczaj dobrze. Fundusze lokuję w kamień ;) ZAwsze trudniej ZŁodziejowi go ukraść. A co do baty therańskiej...wiesz..to było dobre 12 lat temu :)

Czarodziej zaśmiał się słysząc słowa Geriona.
- Zmęczony życiem powiadasz. Też już wstajesz z bólem stawów? Ja muszę smarować się codzień maścią. A i kręgosłup już szwankuje.
Obydwoje zamyślili się. Gerion westchnął i poszedł dołożyć do kominka a potem zapatrzy się na szalejącą wichurę.
- Dzisiaj żywioły szaleją w Urupie. Będzie ciężka noc - stwierdził czarodziej.

Do karczmy przybywali kolejni Dawcy Imion. Zaczynało robić się ciasno. Mystic spojrzał na Lancelota, który czekał na opoowieść o przygodach starego czarodzieja, gdy ten odfrunął do na szynkwas, napić się z Bezbronnym.
"No coż będzie jeszcze czas na opowieść" - pomysłał
Wtargnięcie niedźwiedzia do karczmy przechyliło szalę. Mystic zwinął księgę, wrzucił ją do sakwy i udał się do kuchni gdzie krzątał się Gerion.
- Osobliwe masz tu dziś towarzystwo stary trollu, czy to specjalnie na moje przybycie sprosiłeś ich wszystkich? Widzę że muszę Ci pomóc w przygotowaniu wieczerzy dla całej tej zgrai. A zapomniałbym, przymocuj lepiej te okiennice, bo ci wypadną - zarechotał, zanosząc się kaszlem czarodziej.
Czarodziej wymknął się na chwilę na dwór i zaraz wrócił trzymając w dłoni zerwane przed chwilą rośliny. Poruszał się dużo żwawiej, gdy nie krył się ze swoją dobrą jak na te lata sprawnością. Całe swe życie oddał magii pieszcząc ją i kochając każdego dnia i teraz ona opiekowała się Mysticiem. Wyciągnał z szafek miski, wazy, talerze i po chwili oddał się całkowicie światu żywiołów. Żywioł drewna przesączał się właśnie przez jego kości, rozwijając się i rosnąc popłynął w stronę rozłożonych naczyń. Zaczęły się one napełniać owocami, warzywami, mięsiwem, w talerze wlała się pyszna zupa.
- A na deser uyglar therański - mruknął zadowolony z siebie Mystic.
Gerion patrzył na to przypominając sobie odległe czasy
- Dobrze mieć cię znowu koło siebie stary duchu - klepnął delikatnie Mystica
- Ciebie również Gerionie, ciebie również. - Mystic zadumał się na chwilę - No ale napitek musisz sobie niestety przynieść z piwniczki.
Stary czarodziej usiadł rześko na taborecie i chwycił do połowy upity kufel piwa Geriona.
- Twoje zdrowie trollu - wzniósł toast mrugając do niego okiem.
"Niektórzy nigdy się nie zmieniają - pomyślał Gerion"

klik - 2007-01-15, 09:26

Klik przesunęła uważnym spojrzeniem po wszystkich osobach zgromadzonych w karczmie, najwięcej uwagi poświęcając jednak Abishajowi, Sethowi i wietrzniakowi, któremu najwyraźniej znaczenie słowa "cisza" jest całkowicie obce. Zdawało się, że szare oczy oceniły i oszacowały wartość każdej sztuki broni, każdej szmatki, rzeczy a nawet organów wewnętrznych.
- Jestem w posiadaniu tej informacji, jak i wielu innych - zwróciła się do Abishaja. - Zdaję sobie więc sprawę z tego, że spis inwentarza żywego i martwego, ochoczo tu przywołany przez pana elfa, jest niekompletny i, delikatnie mówiąc, nieprecyzyjny. Zdaję sobie także sprawę z istnienia pewnych nazwisk i imion, które jednak są zbyt cenne, by po próżnicy i publicznie wycierać sobie nimi buzie.
Kiwając się lekko na krześle odsuniętym od stołu tak, by nie znajdowała się w zasięgu czyjejkolwiek ręki czy broni, miała dobry widok na całą salę. Jej wzrok tańczył pomiędzy zgromadzonymi gośćmi i choć ruchy miała spokojne a głos cichy, przywodziła na myśl napiętą silnie sprężynę, która niedługo zostanie gwałtownie zwolniona.
No chodź tu, no chodź. Przyjdź i miejmy to już głowy, ty stary pierdzielu. Ten dzień trwa już zdecydowanie zbyt długo. Nigdy więcej układów z Dagnim. Nigdy. Bo spłacać długi jej się zachciało. Wariata-mordercę wyśledzić, informacje zebrać, w bohatera się pobawić, zaraza. - Nieładnie wykrzywiła wargi. - Trzeba było gardziołko poderżnąć, gdy okazja była, a tak... A tak za przynętę najprawdopodobniej robić będzie. Bo Dagni uparł się na czym świat stoi, żeby spotkać się właśnie tutaj, że tu doskonałe miejsce jest, by informacje od niej odebrać. Palant. I nawet jeśli wszystko skończy się zgodnie z jej przypuszczeniami, to niczego nie zmieni. To tak jakby i tak ją zabił. Znowu przyjdzie jej rozpocząć żonglerkę imion i tożsamości. Była już Hansem - młodym kupcem z Travaru. Była Kristin, niezbyt rozgarniętą dziwką. Miała do tej pory wiele twarzy, twarz Klik polubiła jednak. Twarz, na której reputację pracowała dwa lata. Szkoda. Szkoda, cholera.

Gerion - 2007-01-15, 10:24

Gerion przez chwilę przyglądał się wietrzniakowi, ktory wypełzł z worka.

"...niech tą mordę zobaczę w dzień tylko a rozpłatam bydlaka." - obślinił się młody Władca Wiatru. Rozgorączkowanym wzrokiem rozglądał się po karczmie i szukał ostatniego grosza w kieszenie. Troll tylko kątem oka dostrzegł śmigającego pod sufitem Lancelota. "Oho, ciągnie swój do swego" - pomyślał. Zauważył tylko jak Trubadur unika Sharkuza przyklejonego do rogu z rumem. Marynarz zdawał się na chwilę zapomnieć o Lancelocie..

Drobiąc skrzydełkami Trubadur myślał: "... tym ten wiatr zdradza mi nadejście czegoś... Może niebezpieczeństwa?... Może któryś z tych tutaj skrywa jakąś tajemnicę która na Nas wszystkich sprowadzi możliwe zagrożenie? Kto wie? Wszyscy siedzą i nie zdradzają powodów dla których przybyli do tego przybytku... "

*****

Dagni był wściekły. "CO za podła dziwka! Flaki jej wypruję jak ją dorwę...ale wcześniej..." - zgrzytał zębami i zabawiał się myślą jak będzie wyglądać ludzka kobieta gwałcona przez krasnoluda. Zastanawiał się jaką znaleźć wymówkę przed Magistratem, w końcu był na służbie. Kroczył w swych ciężkich buciorach do przybytku Geriona, starego trolla Wojownika, u którego zwykle zbierało się najdziwniejsze towarzystwo w Dzielnicy Przybyszów. Towarzyszyło mu 12 gwardzistów.

Dagni czuł się tym faktem nieco pokrzepiony. "Niech mnie zaraza...jak coś nie wyjdzie, to poproszę trolla o Rytuał Awansu".

****

- No co? - Klik lekko wykrzywiła wąskie usta. - Kobiety nie widzieliście? Nim Gerion zdołał coś wykrztusić z siebie, krasnoludzki Iluzjonista powiedział: "Kobiet napatrzyłem się aż nadto. Rzecz raczej innej natury mnie trapi.- rzekł Abishai zamykając tom i odwracając się w kierunku złodziejki. - "zapewne znasz plotki krążące ostatnio po mieście? Bo, będąc w drodze usłyszałem ,że magik jakiś zakończył swój żywot, nie zostawiwszy testamentu. A majątek po nim przepadłszy na rzecz rady miasta ma być wyprzedany, w przygotowywanej w tym celu aukcji. Możesz to potwierdzić te plotki, lub zaprzeczyć im? "

"Pomału pomału" - wtrącił się Gerion, gdy Seth rozpoczął litanię słów opiewających skarby i łupy znajdujące się w majątku maga. "Psia krew, wszyscy tu wkoło
coś wiedzą, a ten mag to cholera jasna wielki Myrgelle z Urnostu. CZarodziej i nieprzejednany konkurent Mystica. Założę się że w zgonie Myrgelle maczały
paluchy jakieś wietrzniaki zasiedlające strych starego Mystica...Od lat mag lubił pociągać z przeróżne sznureczki, a Myrgelle mu tylko je podcinał.
Gerion przyjrzał się Klik uważniej. Pomógł jej zabandażować ranę i z zadowoleniem stwierdził że usiadła w najbardziej strategicznym punkcie jego lokalu.

"NIkt jej nie zaskoczy, nie ma szans" - pomyślał Gerion.

Vasquez i SirValeq kończyli partię atlosh t'zdram. Czwartą. Było 3:1 dla Ksenomanty. "Niezły jesssssteśśś orku" - wysyczał t'skrang.


Seth podszedł do kominka. Chciał się wysuszyć, a nie ogrzać. Było dość ciepło i tak. Wnętrze karczmy parowało, a ciężkie zapachy mdliły i doprowadzały do bólu głowy. "Chyba pójdę na przechadzkę, wichura ustała a po deszczu jest czyste powietrze" - pomyślał Seth. Wychodząc natknął się na zarośniętego człowieka (który cuchnął niemiłosiernie smrodem niedźwiedzia), a za nim kroczyła ogromna niedźwiedzica zwracając na siebie uwagę połowy ulicy.

"A na deser uyglar therański" - mruknął zadowolony z siebie Mystic. Gerion patrzył na to przypominając sobie odległe czasy
"Dobrze mieć cię znowu koło siebie stary duchu" - klepnął delikatnie Mystica. "Ciebie również Gerionie, ciebie również." - Mystic zadumał się na chwilę - "No ale napitek musisz sobie niestety przynieść z piwniczki."Stary czarodziej usiadł rześko na taborecie i chwycił do połowy upity kufel piwa Geriona. "Twoje zdrowie trollu" - wzniósł toast mrugając do niego okiem."Niektórzy nigdy się nie zmieniają - pomyślał Gerion. Już miał wrócić do piwnicy spiesząc po trunki, kiedy w drzwiach ujrzał Misiołaka z Serwos. Aż mu się oczy zaświeciły. "Nie mów, że Baryłeczka jest z Tobą" - uśmiechnął się troll i uściskał człowieka który prawie że dorównywał mu wzrostem. Lubił Misiołaka za siłę i naturę wręcz trollową. Jego współplemieńcy, dla odmiany, nie bardzo go za to lubili, toteż Misiołak często włóczył się z baryłeczką na traktach nad Wiją. Nie lubił wody i t'skrangowchy łodzi, ale piechurem był niezgorszym. Gerion czym prędzej pognał do piwnicy po kilka odpowiednich trunków...


Lancelot podleciał do Bezbronnego..."Witaj... Lancelot jestem... Mów coś chociaż Ty brachu bo to całe towarzystwo mnie w sen wpędza ta cisza i szachami... Dałeś się wyraźnie zaskoczyć skoro skończyłeś w tym worku... Ale nic to skoro tutaj jesteś nic Ci już nie grozi"... W te słowa zaśmiał się Lancelot i dodał... "Nie kwaś się bo na krzywą gębę nikt Ci skradzionych rzeczy nie odda:)... Jak dostałeś łupnia to trzeba to przeboleć... A w bólu piwo Ci ukojenie przyniesie zawsze:)... Pozwól więc że postawie Ci piwo i nareszcie napije się z kimś o moich możliwościach konsumpcyjnych:)...


Mystic rozsiadł się wygodnie w fotelu, pogiwzdywał cicho tęskną melodię "Orelia i jej zarżnięty kochanek". Przyglądał się wzorcowi Klik (jakoś tak cieplej mu się w kościach zrobiło) i czuł się niewypowiedzianie szczęśliwy. Myślał o Myrgelle. O martwym Myrgelle. Wypełniała go radość i spokój.

***
Lodoskrzydły spoglądał przenikliwym wzrokiem w kryształ pamięci. Troje Dawców Imion klęczało przed monumentalnym cielskiem smoka pochylając swoje głowy. "Otwórzcie swe umysły w tej chwili" - zadudnił smok. "Jego imię brzmi Hans z Travaru i jest fałszywym kupcem" echo słów starożytnego smoka rozbrzmiewało po jaskini. "Obdarzę was kryształem pamięci. Udajcie się do Urupy i przyprowadźcie mi go. Ma być żywy, albo przynajmniej w takim stanie by rozumiał sens moich słów." - machnięciem ogona dał do zrozumienia, że zakończył audiencję.

***

Gerion wytargał z piwnicy dwie beczki therańskiego wina. Goście byli pogrążeni w rozmowie. Noc nadchodziła szybkim krokiem...troll dałby głowę, że krokiem defiladowym. Niby wychodząc za potrzebą na podwórze, Gerion wymknął się ze swojej karczmy. "Tej, trollu" - krzyknął rozbawiony Lancelot. Ale gdy ujrzał spojrzenie Geriona, słowa zamarły mu na ustach. Lancelot nie lubił zamieszania, ani przelewu krwi. A wzork trolla powiedział mu wszystko. Gerion wybiegł na ulicę, słuch go nie mylił. Od dzielnicy P'shestish maszerował Dagni w towrzystwie kilkunastu strażników. "Zejdź mi z drogi trollu" - warknął. Gerion bez wahania zamienił się w tygrysa, wspomagając karmiczną energią, wyskoczył na 4 metry w górę i spadł na nieco zaskoczonego krasnoluda. Nie chciał mu robić krzywdy. Dagni bronił się jak umiał, a czwórka jego towarzyszy ośmieliła się zaatakować szalejącego trolla..."Thystoniusie, dla ciebie moja siła i szybkość" - wymruczał troll, odbijając nogami ciosy włóczni i waląc pięścią jak młotem w hełm sierżanta. Po dwudziestu sekundach Dagni stracił przytomność, podobnie jak 3 jego kompanów. Reszta biegiem wróciła do swego posterunku. Ulica dziwnie opustoszała.

Troll nabrał w szerokie dłonie wody z pobliskiej beczki z deszczówką. Ochlapał posiniaczoną twarz krasnoluda. "Nie w mojej karczmie synku" - rzekł do Dagniego, syna Dwirnacha. "Mistrzu" wyjąkał krasnolud - "chciałem Cię prosić o Rytuał Awansu". Troll rzerzucił go sobie przez ramię "Dla pamięci twojego ojca. Ale stawka podwójna".

Wszedł tylnym wejściem i zostawił zamroczonego krasnoluda w pokoju rachunkowym. Pojawił się po chwili w karczmie zobaczyć co dzieje się na sali. Gdy spojrzenie jego zielonych oczu napotkało szarą stal pięknych oczu Klik, troll mrugnął do niej porozumiewawczo.

Sir Valeq - 2007-01-15, 12:06

Vasquez i SirValeq kończyli partię atlosh t'zdram. Czwartą. Było 3:1 dla Ksenomanty. "Niezły jesssssteśśś orku" - wysyczał t'skrang.

Sir'Valeq, miał nie tylko wyczucie pogody. Przeczuwał także, kiedy coś się święciło i choć był już dość zmęczony astralnym lustrowaniem każdej postaci, która zjawiała się w karczmie, wytężył zmysł dany mu przez magię raz jeszcze, kiedy gospodarz zniknął. Widział, jak troll opuszcza karczmę i bawi się na zewnątrz.

"Humpf! Jak zwierzęta, jak zwierzęta..." - wymruczał niechcący. Zawsze pogardzał tymi, którzy posuwają się do takich prymitywnych działań, jak walka wręcz.
Ork chyba usłyszał te słowa, ale t'skrang miał nadzieję, że nie zorientował się, o co chodzi. Choć Łowca Horrorów też spojrzał nagle w tym samym kierunku...

Zaczynali właśnie piątą partię, kiedy Ksenomanta nagle przewrócił swoją główną figurę na znak poddania partii, wstał nic nie mówiąc i ruszył w stronę zaplecza. Miał gdzieś, czy trollowi się to spodoba, czy nie. Miał gdzieś zasady współżycia Dawców Imion, a już w ogóle nie obchodziły go sprawy takie jak prywatność czy zachowywanie tajemnic. Jego zainteresowanie leżało wszak poza granicami tego świata, dlatego tak mało się troszczył o to, jak go na nim postrzegano.


T'skrang zniknął na zapleczu. Oczywiście nie martwiąc się, czy ktoś to widział czy nie. Był ciekaw, co się tam dzieje i nic go nie było w stanie powstrzymać. Hmm, no może poza zjawieniem się nagle ducha jakiegoś Ksenomanty z arcymistrzowskiego Kręgu...

Sharkuz - 2007-01-15, 12:33

Wszedł tylnym wejściem i zostawił zamroczonego krasnoluda w pokoju rachunkowym. Pojawił się po chwili w karczmie zobaczyć co dzieje się na sali. Gdy spojrzenie jego żółtych oczu napotkało szarą stal pięknych oczu Klik, troll mrugnął do niej porozumiewawczo.

- Kozackie macie tu Rum, Gerio! - wycharczał Sharkuz, donośnie spluwając pod nogi

Sethariel - 2007-01-15, 12:52

Seth wyszedł na ulicę, była pusta i mokra. "Idealne miejsce na finalną potyczkę" pomyślał. Zaczerpnął świeżego morskiego powietrza, po czym ruszył powoli w stronę dzielnicy P'shestish. Nie był umówiony na konkretną godzinę, ale sprawa nie powinna już dłużej czekać. "Klik rzeczywiście jest dobrze poinformowana, spis inwentarza nie był pełen. Nawet gdyby plotki o Zabójcy Horrorów były prawdziwe nadal brakowało w spisie tego na czym mi najbardziej zależało. Dawno już nie widziałem tego medalionu... Szkoda, że to wszystko musiało się w ten sposób wydarzyć, bez mojego bezpośredniego udziału. Pewnie staruszek prędzej czy później źle by skończył, tak się dzieje gdy zabiera się cudze rzeczy z czystej nienawiści. Ale mógłby chociaż skonać z mojej ręki. Żałuję tego... Byłby to cudowny widok... A ja bawiłbym się, chełpił zwycięstwem, szydził, tańczył nad pokonanym."

Setha minęło co najmniej kilkunastu zbrojnych na czele z krasnoludem, którego Seth prawdopodobnie skądś kojarzył. "A tych gdzie niesie? ...Mniejsza z nimi, mam własne sprawy na głowie" Elf przyspieszył. Szedł szybkim, zdecydowanym krokiem, nadal jednak nie pozbawionym gracji.

Szuuu.... Coś nagle wyskoczyło z zaułka. Dzięki magicznej broszy, Seth w ostatniej chwili uniknął niespodziewanego ataku. Było ich dwóch, jeden większy, drugi mniejszy. Sądząc po gabarytach, prawdopodobnie ork i krasnolud. Jako, że obaj byli całkowicie zamaskowani, Seth nie wiedział z kim ma do czynienia. Zatańczył wokół nich tak by zyskać sobie jak najlepsze miejsce do manewrów. "Z ukrycia to atakują tylko ostatni tchórze, a nawet nie... tchórz to ma przynajmniej odwagę coś krzyknąć nim ruszy na wroga... Chociażby mamusiu ratunku! Was to nie wiem jak określić theranskie szczury, robaki powinni wami karmić. To opowiednie zajęcie dla was!" Odzywki Setha na napastnikach nie zrobiły żadnego wrażenia, jakby byli całkowicie głusi, ale dzięki nim Seth zyskał czas by zdobyć pełną kontrolę na polem walki. Poczuł jak magia jego dycypliny wypełnia jego ciało i umysł. Krok do przodu, krok do tyłu. Tempo! Piruet, blask rapiera, błyskawica! Wyskok, noga na głowie krasnoluda, odbicie, krasnolud leży na ziemii, wyminięcie, cięcie w żelazo, broń orka w powietrzu, pchnięcie, ork chwyta się za ranę, Seth łapie jego broń... trzyma ją na gardle krasnoluda... "Gadać mi tu! Co wy za jed..." Seth nie zdążył dokończyć pytania, gdy napastnicy zniknęli równie szybko jak się pojawili, rozpłynęli się w powietrzu...

"Magia... Acha Zaczyna się..." Seth stał sam, pośrodku pustej, pokrytej kałużami ulicy. Powietrze było ciężkie, jakby zaraz całe niebo miało spaść na ziemię. I ta wszechogarniająca cisza...

mystic - 2007-01-15, 13:25

Stary czarodziej siedział wygodnie w fotelu. "Stary łajdak Mygrelle" Mystic mimowolnie uśmiechnął się. Nie mógł się powstrzymać na myśl, iż ten dureń dał się w końcu komuś podejść. Pomyślał o skończonej partii atlosh t'zdram. "Tak zdecydowanie piękny ruch" Starzec od sieci ugodzony, leżał na plecach. Pionki otaczały go ze wszystkich stron. "Teraz będzie trzeba przygotować się na ruch przeciwnika" - westchnął - "To się nigdy nie skończy".
Mystic Wychwycił porozumiewawcze spojrzenie Geiriona i spojrzał w stronę Klik.
- Powiadasz skarbie że masz wiele informacji? To podejdź opowiedz mi coś o starym Myrgrellu. Jeśli zdołasz mnie zaciekawić nagroda na pewno Cię nie ominie. - ostatnie 4 siekacze Mystica zalśniły w uśmiechu.

Gerion - 2007-01-15, 14:20

Dwa wietrzniaki przysiadły nad malutkimi kuflami. Lancelot za nic w świecie nie przepuścił by Bezbronnemu - w końcu miał ziomka do towarzystwa.

Sharkuz głośno wyrażał aprobatę dla rumu i kształtów Klik spluwając przy tym haniebnie na podłogę. Ale trollowi to nie przeszkadzało, nie chciał naruszyć katorr SHarkuza. Martwił się bardziej pędzącym na zaplecze Sir'Valeqiem. "Co też on sobie wyobraża, zaraz mi wszystkie gary powywraca" - myślał. ALe nie poszedł za Ksenomantą.

Stanął pomiędzy starym Czarodziejem i ZŁodziejką przysłuchując się ich rozmowie. Podał Mysticowi herbatę, a Kilk puchar letniego wina ze wschodu Travaru. "Powiadasz skarbie że masz wiele informacji? To podejdź opowiedz mi coś o starym Myrgrellu. Jeśli zdołasz mnie zaciekawić nagroda na pewno Cię nie ominie." - ostatnie 4 siekacze Mystica zalśniły w uśmiechu. Gerion odwzajemnił uśmiech Klik i dorzucił - "i ja chętnie posłucham co nieco o Myrgellu, ostatnio omijał mój lokal szerokim łukiem i pojęcia nie mam czemu.." troll wyraźnie nie potrafił kłamać.

Klik chyba jednak nie była w nastroju do opowieści, jej myśli krążyły wokół elfiego Fechmistrza który poł godziny temu opuścił lokal Geriona.

***
Seth stał sam, pośrodku pustej, pokrytej kałużami ulicy. Powietrze było ciężkie, jakby zaraz całe niebo miało spaść na ziemię. I ta wszechogarniająca cisza...
Długim krokiem elf pospieszył w mroczne uliczki Dzielnicy Przybyszów. "Jeszcze dwie godziny i będzie północ" - pomyślał spoglądając na świetlne kryształy czasomierza zawieszonego na frontonie therańskiej ambasady. Skierował swe kroki do dzielnicy t'skrangów.

***

Vasquez wstał i rozciągnął kości. "Co też pognało SirValeqa na zaplecze" - pomyślał, "przecież kibel jest po przeciwnej stronie, na podwórzu?" Łowca Horrorów osuszył róg do dna i spojrzał na salę. Gerion rozmawiał z Mysticem i Klik, dwa wietrzniaki konwersowały (albo jeden słuchał monologu drugiego). Krasnolud Abishai przecierał zmęczone, załzawione oczy i najwyraźniej chciałby się udać w ustronne miejsce. Dwaj potężni ludzie, Sharkuz i MIsiołak przepijali do siebie rum,. Ten większy, kudłaty trzymał cały czas rękę na łbie grubej niedźwiedzicy zwiniętej niczym góra futra na środku karczmy.

"Czas na mnie"- rzekł do trolla, kiedy ten zapytał spojrzeniem Łowcę. Schwycił jeszcze kawałek łososiowej kiełbaski, którą wyczarował Mystic i zagryzł nią kwaskowy posmak hurglu. Wyszedł w mrok nocy. Było cudownie chłodno. WIatr się uspokoił a na niebie świeciło mnóstwo gwiazd. Ork wciągnął głośno nocne powietrze, czuł się znakomicie.

Sharkuz - 2007-01-15, 14:40

- a to to, Misiołak padaj mi tu, czy ta Twoja Baryłeczka śpiewającym wietrzniakiem umiałaby pożąglować? Możnaby tu słuszne przedstawienie zorganizować przy rumiku... ahh jak ja dawno na lądzie żem nie bawił ;)
klik - 2007-01-15, 15:48

Klik z trudem skupiała się na rozmowie z wiekowym czarodziejem i Gerionem. Od czasu gdy ten ostatni wrócił po krótkiej nieobecności to karczmy jej spojrzenie wędrowało pomiędzy wejściem na zaplecze a drzwiami wejściowymi. Nie wiedziała jeszcze co powinna zrobić. Zostać tu i czekać aż wielmożny Dagni raczy przynieść swój tyłek to głupota; wyjść na zewnątrz - szaleństwo. Zmierzyła Geriona ponownie szybkim spojrzeniem - na podstawowym poziomie i tak musi teraz komuś zaufać - nie wyczuwała w nim fałszu, perfidii skrytej pod maską uprzejmości. Niech będzie i on. Pan Czarodziej natomiast to zupełnie odmienna piosenka - Mystic, stary czarodziej, którego niektórzy nazywają Szczerbcem lub A-Niech-Go-Próchnica. Zazwyczaj bardzo cicho i bardzo za jego plecami. Znała takich jak on czy Myrgrell - wysuszone żółwie i stare pająki, które z wyrazem niewinności w zaropiałych oczach snują swoje sieci. Patrząc w poczciwe oczy Mystica z rozmysłem dawkowała informacje, które do niczego mu się nie przydadzą, dorzucając garść pikantnych plotek. Nie, nie kłamała mu. Postępowała jak kupiec lub rybak, który zarzuca przynętę. Nagroda mnie nie ominie, tak? - pomyślała. - Aż tak dużą idiotką nie jestem. Nie ma nic za darmo - pokaż co masz mi do zaoferowania tak, jak ja to zrobiłam. To będzie uczciwy targ. Być może ten targ stanie się biletem dzięki, któremu opuści miasto. Na to przyjdzie jednak czas później.
- Gerionie, dałeś mi bandaże i pomogłeś opatrzyć ranę, pozwoliłeś mi odpocząć przy twoim ogniu - zrobiłeś to, co zrobiłby przyjaciel - zmarszczyła lekko brwi. - Pozwól, że odpłacę ci za twą życzliwość. - Mówiła powoli, bardzo cicho, ostrożnie ważąc słowa. - Jeśli fechmistrz, Seth jeśli się nie mylę, jest ci przyjacielem - sprowadź go z powrotem do siebie. To nie będzie dobra noc. Niektóre z therańskich ogarów zostały spuszczone - trzymaj tych, którym życzysz dobrze blisko siebie... Nawet tych, którzy mieli się tu ze mną spotkać a nie zjawili się... jeszcze - dodała mając na myśli Dagniego.

Gerion - 2007-01-15, 16:25

Kalimfor medytował. Pogrążony w myślach przepuszczał przez swój wzorzec drobiny energii astralnej. Przygotowywał się na dzisiejszą noc. Sprzyjał mu horoskop i gwiazdy. Dziś o północy będzie pod szczególnie dobrą gwiazdą. Marzył o tym by wrócić do Iopos, do rodzinnego miasta, ale ślubował posłuszeństwo i wiązała go Przysięga Krwi...
"Najpierw obowiązki potem przyjemność" - westchnął i opadł lekko na ziemię kończąc karmiczny rytuał. Raz jeszcze spojrzał w kryształ pamięci, na jasnowłosą twarz elfiego Fechmistrza.

"O ile therańscy agenci nie zawiodą, to wszystko powinno iść gładko" - dumał. Rozciągał się dobry kwadrans, po czym obwiązał dłonie Sa’nioch ti’maeaerth. Był mistrzem carromeleg na służbie Iopos. Niewielu było elfów wśród popleczników Denairastas, ale Kalimfor był chwalebnym wyjątkiem. Albo haniebnym, zależy jak na to patrzeć....

Wyszedł w mrok nocy. Nie miał absolutnie świadomości, że jego śladem podąża jeden ze sług Lodoskrzydłego....Nie mógł jej mieć..

***
Gerion wysłuchał słów Klik. Wiedział, że nie zdąży w żaden sposób ostrzec Setha. "Moi drodzy goście" - powiedział donośnym głosem. "Jeśli kto chce zostać, to mus mu zostać tu do rana" - znacząco wskazał na ciężką belkę służącą do ryglowania drzwi. "Jeśli zaś komu spieszno do dom - to ma kwadrans na dopicie czy dogryzienie. Potem zamykam."

Sir Valeq - 2007-01-15, 17:51

T'skrang już miał wejść na zaplecze, by przyjrzeć się z bliska krasnoludowi, którego wzorzec wcześniej zobaczył, kiedy usłyszał Geriona.

"Zamykasz? Czyżby jakieśśś problemy?" - wysyczał wyjątkowo głośno.
"Może mogę w czymśśśś pomóc? I dlaczego zostawiamy na zewnątrz Ssssetha? Czy ktośśś nie powinien po niego iśśśść?"

Obrócił się tnąc powietrze ogonem niczym biczem i ruszył w kierunku trolla. Większość oczu zwróciła się na t'skranga. Nikt nie wiedział, czego się można po nim spodziewać. Albo inaczej - każdy wiedział, że można się po nim spodziewać wszystkiego.

"Czy ktośśś wie, jakie problemy ma fechtmistrz? Co? Chciałbym wiedzieć," - rzekł obracając w dłoniach rzeźbioną dziecięcą czaszkę.

abishai - 2007-01-15, 18:24

"I powstać miał być przed pogromem - Zabójca Horrorów w swej własnej potędze..." - na te słowa krasnoludzka twarz wykrzywiła się w geście pogardy. Abishai nieraz miał okazje widzieć "Zabójcę horrorów ". W każdym większym mieście zawsze trafił się "kupiec" który twierdził że jest w posiadaniu właśnie tego miecza i może go sprzedać po okazyjnej cenie. Oczywiście każdy twierdził że jego miecz jest właśnie tym słynnym artefaktem z czasów Valurusa I-go. Na Pasje !!...Im bardziej znany skarb, tym więcej podróbek można było kupić. W samym Vivanie widział aż trzy, nie wspominając o kopiach krążących po jego rodzimym królestwie. Czasami Abishai wątpił w istnienie tego miecza.. Może to tylko legenda zmyślona przez trubadurów ku pokrzepieniu serc Barsawian?
Zapewne tutejszy nieboszczyk miał magiczne przedmioty i broń, ale Abishai wątpił by był to Zabójca Horrorów.
- Jestem w posiadaniu tej informacji, jak i wielu innych - zwróciła się do Abishaja. - Zdaję sobie więc sprawę z tego, że spis inwentarza żywego i martwego, ochoczo tu przywołany przez pana elfa, jest niekompletny i, delikatnie mówiąc, nieprecyzyjny. Zdaję sobie także sprawę z istnienia pewnych nazwisk i imion, które jednak są zbyt cenne, by po próżnicy i publicznie wycierać sobie nimi buzie.
"- Zdaje sobie sprawę, że w urzędzie miejskim również mógłbym wiele z tych informacji.- dodał cicho Abishai. - Ale interesują mnie te poza nimi."

Rozmowę przerwało wdarcie się straży i lanie jakie Gerion spuścił ich przywódcy. Abishai ucieszył się, że nie musiał interweniować. Nie zamierzał jeszcze opuszczać miasta, wiec utarczki ze strażą były mu nie na rękę.
Abishai pogardliwie spojrzał w kierunku uciekających niedobitków straży. -"Kiepską tu mają ochronę." -pomyślał. - I tchórzliwą."

Gdy Troll poszedł nabrać w szerokie dłonie wody z pobliskiej beczki z deszczówką, iluzjonista wstał i stanął nad Dagnim studiując jego rysy twarzy. "Być może twarz tego strażnika przyda mi się w najbliższej przyszłości." - pomyślał Abishai. Odstąpił od nieprzytomnego Dagniego na widok powracającego trolla. Gerion ochlapał posiniaczoną twarz krasnoluda. "Nie w mojej karczmie synku" - rzekł do Dagniego, syna Dwirnacha. "Mistrzu" wyjąkał krasnolud - "chciałem Cię prosić o Rytuał Awansu". Troll przerzucił go sobie przez ramię "Dla pamięci twojego ojca. Ale stawka podwójna".

- Powiadasz skarbie że masz wiele informacji? To podejdź opowiedz mi coś o starym Myrgrellu. Jeśli zdołasz mnie zaciekawić nagroda na pewno Cię nie ominie. - ostatnie 4 siekacze Mystica zalśniły w uśmiechu. Zaś Abishai schował wyciągniętą księgę do swego plecaka. Był nieco senny, ale postanowił jeszcze posiedzieć, by usłyszeć za darmo to, za co Mystic zapłacić chciał.


- Gerionie, dałeś mi bandaże i pomogłeś opatrzyć ranę, pozwoliłeś mi odpocząć przy twoim ogniu - zrobiłeś to, co zrobiłby przyjaciel - zmarszczyła lekko brwi Klik. - Pozwól, że odpłacę ci za twą życzliwość. - Mówiła powoli, bardzo cicho, ostrożnie ważąc słowa. - Jeśli fechmistrz, Seth jeśli się nie mylę, jest ci przyjacielem - sprowadź go z powrotem do siebie. To nie będzie dobra noc. Niektóre z therańskich ogarów zostały spuszczone - trzymaj tych, którym życzysz dobrze blisko siebie... Nawet tych, którzy mieli się tu ze mną spotkać a nie zjawili się... jeszcze - dodała mając na myśli Dagniego.

Gerion wysłuchał słów Klik. Wiedział, że nie zdąży w żaden sposób ostrzec Setha. "Moi drodzy goście" - powiedział donośnym głosem. "Jeśli kto chce zostać, to mus mu zostać tu do rana" - znacząco wskazał na ciężką belkę służącą do ryglowania drzwi. "Jeśli zaś komu spieszno do dom - to ma kwadrans na dopicie czy dogryzienie. Potem zamykam."
"Ja zostanę do tygodnia.- wtrącił Abishai, odmierzając srebro z sakiewki.- I wolę zapłacić za ów tydzień z góry. "

"Zamykasz? Czyżby jakieśśś problemy?" - wysyczał wyjątkowo głośno ksenomanta, zwracając uwagę iluzjonisty.
- "Może mogę w czymśśśś pomóc? I dlaczego zostawiamy na zewnątrz Ssssetha? Czy ktośśś nie powinien po niego iśśśść?"

Obrócił się tnąc powietrze ogonem niczym biczem i ruszył w kierunku trolla. Większość oczu zwróciła się na t'skranga. Nikt nie wiedział, czego się można po nim spodziewać. Albo inaczej - każdy wiedział, że można się po nim spodziewać wszystkiego.
Wyjątkiem był iluzjonista, który spytał retorycznie t'skranga.- "Powiedz mi, czy mi znacz fechmistrza odwracającego się tyłem do niebezpieczeństwa? Bo ja nie. "

"Czy ktośśś wie, jakie problemy ma fechtmistrz? Co? Chciałbym wiedzieć," - rzekł obracając w dłoniach rzeźbioną dziecięcą czaszkę.

Iluzjonista sięgnął w głąb plecaka i wyciągnął linę, przy okazji na jego przypadkowo odsłoniętym przedramieniu błysnął spiralny wzór ułożony z kryształków, w którym każdy parający się magią rozpoznałby matrycę krwi...Która była zapłatą za jedną z pierwszych misji krasnoluda.
"Lina, najlepszy przyjaciel iluzjonisty."- pomyślał Abishai spoglądając na wzmocnione sploty, jednej ze swoich lin.

Misiołak - 2007-01-15, 19:42

Gdy tylko Misiołak oswobodził Baryłeczkę od ciężaru pakunków, ta w trymiga zaanektowała świeżo zwolnione miejsce w pobliżu ognia. Kudłaty łeb złożyła na potężnych łapach i po chwili zaczęła miarowo pomrukiwać. Rzekłbyś, klasyczny obrazek - skóra z niedźwiedzia przed kominkiem... z tym, że pod tą skórą kryły się mięśnie zdolne zmiażdżyć każdego natręta niemającego szacunku dla misiowej drzemki.

"Humpf! Jak zwierzęta, jak zwierzęta..." - doleciało z sali. Uszy niedźwiedzicy nerwowo zadrgały. Ziewnęła przeciągle prezentując komplet pożółkłych kłów. Pokaz podkreśliła złowieszczym kłapnięciem mocarnych szczęk. Uznawszy, że spełniła swój obowiązek, podjęła przerwany półsen.

Tymczasem Władca Zwierząt wymienił pozdrowienia z Gerionem i przystąpił do przenoszenia swoich specjałów do trollowej piwniczki.

Pracę przerwał mu niejaki Sharkuz:
- A to to, Misiołak padaj mi tu, czy ta Twoja Baryłeczka śpiewającym wietrzniakiem umiałaby pożąglować? Możnaby tu słuszne przedstawienie zorganizować przy rumiku... ahh jak ja dawno na lądzie żem nie bawił ;)
- Baryłeczka wiele wspaniałych talentów posiada - odrzekł Misiołak - Ino grzecznie musisz ją poprosić, bo to wielce łasa na komplementy, a zarazem delikatna dama. Jak ją urazisz, przekonasz się, jak potrafi zatańcować z Tobą...
Misiołak roześmiał się serdecznie.

sir_lancelot - 2007-01-15, 21:02

..."Widzisz Bezbronny mój Ty druhu nowy:) Tak to już w świecie jest że jak my wietrzniaki miejsca zagrzejemy i przy piwie w rozmowie się połączymy tak zaraz ktoś przejmuje naszą rolę i powietrze mąci poruszenie w otoczeniu czyniąc:)"...

... Tak orzekł Lacnelot spoglądając jak zaczęli się wszyscy przemieszczać po gospodzie w ogóle nie wnikając czym to poruszeni jest spowodowane...

... "Widzisz jak to w sumie dobrze że Cię obili:) Gdyby nie to to byś tu nie trafił i byśmy ze sobą pogadać i wypić nie zdołali wcale pewnie... Chłop z Ciebie równy tyle że małomówny:)... Ale pomału pomału piwo Ci język rozwiąże... Zanim jednak rozwiąże to powiem Ci w sekrecie żebyś nie kładł się w kapturze trollowej szaty nigdy bo prać Ci przyjdzie ją z rana a to lejba jak żagiel na statku i zajęcie wielce niemiłe:)...

... Do dna kompanie Ty mój i zaraz poprosimy Geriona o dolewkę bo Nas tu tak samych zostawił sobie że nie wiem co On sobie myśli w ogóle... Co że jak mniejsi jesteśmy to już można Nas ignorować? O niedoczekanie!...

... Spijaj a ja dam Gerionowi znak że osuszylim... [W te słowa zaczął sie Lancelot rozglądać po izbie w poszukiwaniu zwalistej postaci torlla... Znalazłszy ją wreszcie szepnął widząc że Gerion wspomaga Mystica w podrywaniu Klik]... "Ach te chłopy no:) Ledwo umoczą a już każda baba jest na wagę złota:)... I to w dwóch do niej startują No No:)... Prosiaki:D... I tak będzie moja:)... Wygląda smakowicie nie powiem ta ranna kotka:) Palce lizać... i nie tylko palce rzecz jasna:)... [Rozmarzył się Lancelot]... Nie chcąc przeszkadzać w rozmowie szepnął tylko pod nosem wystawiając dwa palce... "My Gerion dwa piwka sobie nalewamy z Bezbronnym no nie"... W te słowa poszedł uczynić dolewkę i szybko wrócił na szynkwas gdzie Bezbronny siedział w milczeniu...

... Rozchmurz się chłopie i daj głos że tak powiem bo siedzisz jakbyś miał nieliche zatwardzenie... Każdy se tu umila czas jak może a Ty się przejmujesz jakimiś tam lichymi zabawkami co Ci skradli... Życie to przygoda... Młody jesteś... Nie takie jeszcze będziesz przedmioty zostawiał od niechcenia i zapominał o nich zupełnie zobaczysz... jak mnie tu widzisz tak będzie i to niedługo zupełnie...

... Ale Ty mi miałeś powiedzieć skąd jesteś i ktoś Ty a tu jak widze ja swoje tajemnice Ci wyjawiam a Ty nic:P... Trzeba Cię jakoś ośmielić...

... Na te słowa golnął sobie Lancelot pokaźnego wietrzniackiego łyka piwa po czym obtarł energicznie usta w rękaw koszuli i rzekł... "Widzisz Brachu tę kicię która tam Gerion z Mysticem zagadują? Na pewno widzisz bo wzrok masz bystry! Otóż w Jej nieuwadze Nasza szansa na rozbujanie tego całego zakisłego towarzystwa i zabawienie się z piękna Panią o sprawnych dłoniach choć trochę:) Jeśli wiesz co mam na myśli a wiesz na pewno:)... Zawtóruj mi więc śpiewem jeśli potrafisz albo po prostu poproś tę pannice do tańca a ja ją potem Ci odbije bo i ja coś z tego interesu mieć muszę:)"...

... "Do dzieła Bezbronny!:) Rób swoje!:)"... W te słowa Lancelot schwycił swoja fujarkę i zaczął grać szybką, taneczną i skoczną balladę o parze zakochanych zbiegających w słońcu wiosennym stokiem pokrytym kwitnącą łąką...

mystic - 2007-01-15, 22:00

Mystic wraz z Gerionem słuchali słów płynących z ust młodej kobiety. W tym czasie stary czrodziej użył wszystkich swoich umiejętności by zbadać jej wzorzec. Pantera, zwinna córa nocy. Symbol myśliwego. "Na kogo polujesz skarbie?". Mystic spróbował swoimi pytaniami nakierować Klik na bardziej interesujące go tematy, jednak złodziejka zręcznie wywijała się i obdarzała ich tylko mało istotnymi informacjami. Staremu czarodziejowi to nie przeszkadzało. Miał czas aby pomyśleć. "Zwinniutka jak pantera i uroda też niczego sobie". Słuchając Klik myślał o...

"Piękna kobieta wbiegła zapłakana do duzego domu, w którym 3 wietrzniaki ganiały się po pokojach. Wszystkie trzy zatrzymały się zaciekawione.
- Gdzie jest Mystic? - spytała przez łzy
Drzwi do gabinetu otworzyły się.
- Tutaj jestem wejdź proszę - na twarzy młodego czarodzieja widać było zatroskanie. Zamykając drzwi szepnął jeszcze do wietrzniaków
- Tylko podsłuchujcie cicho, zeby was nie słyszała, zrozumiano??
Odpowiedziały mu energiczne skinienia zaintrygowanych wietrzniaków.
Mystic podszedł do kobiety i przytulił ją do siebie. Taktownie odczekał chwilę i zapytał:
- Opowiesz mi co się stało?
- Mistrz Aulcroft nie żyje - wycedziła przez łzy Felidra- To na pewno ten sukinsyn Mygrelle. Zabiję go przyrzekam że go zabiję.
Mystic myślał pośpiesznie. "Podstarzały kochanek zabity przez młodego, zazdrosnego maga, zawód miłosny może zniszczyć jej życie. Myśl, myśl." Mystic pogładził włosy niewiasty.
- Uspokój się Felidro, nikogo nie będziesz zabijać.
- Zabiję go choćby miało być to ostatnią rzeczą jaką zrobię. - ból zaczynała zastępować wściekłość.
- Nie będziesz nikogo zabijać, to przerasta twoje siły - głos Mystica przechodził w szept - Ja to zrobię."

Mystic, spojrzał na siedzącego samotnie krasnoluda. Przysiądź się do nas Abishaiu, jeśli interesuje Cie jej opowieść.
Stary czarodziej uważnie obserwował Klik, w czasie rozmowy. Cały czas zwodziła starego wygę, czym zdecydowanie zwróciła jego uwagę. Była spięta, jej wzrok wędrował od jednych drzwi do drugich. "Zagoniony w kąt, nocny kociak. Szukasz bezpieczeństwa skarbie, mój ruch".
"Jeśli fechmistrz, Seth jeśli się nie mylę, jest ci przyjacielem - sprowadź go z powrotem do siebie. To nie będzie dobra noc. Niektóre z therańskich ogarów zostały spuszczone - trzymaj tych, którym życzysz dobrze blisko siebie... "
Stary czarodziej już miał się odezwać, ale te słowa skierowały jego myśli na inny tor. Zaczął się dopatrywać skrytego w tych słowach sensu. "Symbole, szukaj symboli." Nagle maga olśniło. Nie potrafił powstrzymać delikatnego uśmiechu. "Oj coś mi się wydaje że to nei therańskie ogary są tym, czego Seth powinien się obawiać. Czycha tu na niego coś znacznie bardziej niebezpiecznego". Mystic przypomniał sobie pewnego siebie, szarmanckiego elfa. Już nie raz fechtmistrz pomógł czarodziejowi. Świadomie lub nieco mniej świadomie. "Tak on na pewno podoba się kobietom"

- Nie przejmuj się skarbie, tutaj nic ci nie grozi, przynajmniej bezpośrednio - zachichotał starzec. Jeśli chcesz możemy porozmawiać w bardziej prywatnym miejscu o tych, którzy Cię ścigali i którzy będą ścigać. Gerion na pewno użyczy nam jednego z pokoi. Z pewnością zaradzimy kłopotom. Seth sobie poradzi w ten czy inny sposób. Już nie raz wychodził cało z opresji. - ostatnich słów czarodziej nie był wcale taki pewien.

Gerion - 2007-01-15, 23:58

SirValeq z wrodzoną sobie bezpretensjonalnością wysyczał obracając w dłoniach rzeźbioną dziecięcą czaszkę.:"Czy ktośśś wie, jakie problemy ma fechtmistrz? Co? Chciałbym wiedzieć," Gerion spojrzał na idącego ku niemu Ksenomantę. Nie znalazł ani cienia lęku czy niepewności w jego gadzich oczach. Na moment opuścił Klik i Mystica. "Sir'Valequ, Seth gdziekolwiek jest teraz powinien sobie dać radę. Póki ta ludzka niewiasta nas nie oświeci, o naturze zagrożenia jakie czycha na ulicach na moich przyjaciół, dopóty zajmijmy
pozycję mądrego. Wygrana bitwa nie czyni wojny zwycięską." - wymruczał troll.

Jedynie Misołak i Sharkuz zdawali sie nie zwracać uwagi na poruszenie jakie zapanowało w karczmie u Geriona. Sharkuz wydawał się mocno wstawiony, a Misiołaka bardziej obchodził zapchlony łeb jego niedźwiedziej pupilki niż dwuznaczne aluzje Złodziejki, czy potencjalne problemy jakiegoś elfiego chmyza. Nie słyszał nawet o kimś takim jak Set, o Klik nie wspominając. Z całego tego tłumu różnobarwnych postaci znał z widzenia SirValeqa (brrrr...nie znosił Ksenomantów i tego jak zmuszali zwierzęta do posług) i Mystica (ten stary Czarodziej już dawno powinien zjednoczyć sie z robakami-trupojadami). Poza tym kojarzył Lancelota (papla jakich mało) no i mrocznego Vasqueza, którego darzył nieco większym zaufaniem (ale ork wybył dobrą godzinę temu). Jako, że miał coraz mniej pożytku z Sharkuza w roli kompana do dyskusji, ściągnął buty, ułożył się wygodnie obok niedźwiedzicy i rzucił wilgotny kaftan na drucianą ramę kominka. Zaczął drzemać, wcześniej jednak po chwili medytacji wszedł w umysł Baryłeczki i skorzystał z jej niebywalego węchu. Nie byłby Władcą Zwierząt gdyby nie troszczył się o swoją podopieczną. Przesłal jej empatyczną falę czulości i spokoju, a sam zaczerpnął jej nozdrzami wiele setek różnych odcieni zapachów, jakie unosiły się w gerionowej karczmie. Skupił się swym talencie wykrywania trucizn. Tak dla pewności...

***
Vasquez nie tracąc rezonu wyminął piątkę gwardzistów. Chyba go rozpoznali, bo jeden nawet podniósł rękę w salucie...a może pomylili z jakimś wachmistrzem z Żelaznych Szponów? Ork postanowił odwiedzić jeszcze Ogrody Liandra, a konkretnie ksenomantę Jandara. Krążył bocznymi uliczkami Centralnej Dzielnicy, gdy ujrzał swym orczym wzorkiem podejrzane kształty. Poszedł bliżej i ujrzał dwójke elfów leżącą na bruku w wielkiej kałuży krwi...Odruchowo zaczerpnął pokłady swej magii smakując astral. Nie, ne czuł zgrzytającego w zębach chłodu, oznaki splugawienia i obecności Horrorów. A więc to nie robota bestii z zaświatów. Teraz mógł reagować wolniej. Jeden elf, jasnowłosy w ciemnogranatowej obcisłej szacie leżał na innym, mlodszym i szczuplejszym. Gdy Vasquez wyciągnął tego drugiego, rozpoznał zakrwawione oblicze Setha, niedawnego gościa gerionowego lokalu. Dotknął palcami jego tętnic. Wyczuł słaby puls. Ten który przyszpilił Setha do bruku już nie żył. Vasquez przerzucił sobie Fechmistrza przez ramię i popędził w górę ulicy, ku wznoszącej się w ciemności Świątyni Garlen.

***
Klik z nieufnością spojrzała na maga. "Na osobności?" - głos miała suchy i brzydki. W jednej sekundzie rozważyła wszystkie za i przeciw...

Sir Valeq - 2007-01-16, 01:40

"Cośśśśś ssssię dzisssssiaj śśśświęci, czuję to," rzekł Ksenomanta wpatrując się w jakiś bliżej nieokreślony punkt na suficie. - "Duchy ssssą niessspokojne. Niezbyt rozmowne."

Powiedziawszy to zamilkł na kilka chwil, ruszając jednak dalej ustami. Nagle trzasnął ogonem w podłogę, machnął rękoma i zasyczał.

"Niezwykle niesssspokojne. Nie mam jednak ochoty ssssię z nimi przepychać, jeśśśśli ktośśśś tutaj będzie potrafił wyjaśśśśnić choć po częśśśści tę ssssytuację..."

" I co, na Passssje, robi ten krassssnal na zapleczu?"

Rozejrzał się po sali. Policzył wszystkich, sprawdził kto jest, kogo nie ma, ilu zostało gości, których nie znał.

Wreszcie jego wzrok padł na Złodziejkę. Widział wiele ludzkich kobiet i nie miał zielonego pojęcia, czemu wszyscy tak wokół niej skaczą ( ;) ). Nie należała do zbyt atrakcyjnych. Zresztą świetnie wychodziło jej udawanie młodych mężczyzn...

"A Ty co nam powiesz?" - wyszeptał, choć głośno, do Klik, nachylając się nad nią i prawie dotykajac dziobem jej nosa. Jego ogon stukał w jej prawą stopę.

mystic - 2007-01-16, 03:54

Stary czarodziej roześmiał się
- Teraz masz wybór skarbie, teraz masz wybór - patrzył rozbawiony na kobietę.

Sharkuz - 2007-01-16, 08:52

Rosły łupieżca ruszył się! Przemierzył izbę, chwiejnym krokiem zbliżając się do kominka, stąpał niczym po cienkiej linie. W ręku trzymał sporą miarę po brzeg wylaną rumem. Był bez broni, jeno odziany w skórzane spodnie zdobione złotym haftem.
W blasku paleniska, dostrzec można było jaskrawy tatuaż okalający jego pierś. To złowrogi drakkar przedziera nieboskłon!

- Suchajta kamraci! Coście tacy posrani ze strachu!? Wgrr, yghmm... Dziwne to czasy nastały, gdzie baba wietrzniak w roli głównego wodzireja bawi, hehe. - wychylił kufla, przetarł pysk.

- Gerion, a Ty jak zwykle efektywnie potrafisz zatrzymać towarzystwo na imprezę! Poza tym obiecałem ziomkom z załogi, że im słuszną beczułkę napitku stargam na pokład jeszcze tej nocki! - na twardą pointę, trzasnął pięścią w stół blisko Klik, śmiejąc się zawadiacko!

Vasquez21 - 2007-01-16, 10:43

Vasquez przerzucił sobie Fechmistrza przez ramię i popędził w górę ulicy, ku wznoszącej się w ciemności Świątyni Garlen.

Pędząc w górę ulicy, Vasquez przeklinał siebie za to, że nie żałował sobie hurglu w "Karczmie u Geriona", teraz świat wirował mu delikatnie przed oczami, jakby spoglądał na niego przez lustro wody. Wciąż jeszcze w nozdrzach czuł zapach krwi jaki unosił się w miejscu gdzie odnalazł elfy. Przyjemny zapach który zawsze sprawiał, iż włosy jeżyły mu się na karku i dostawał gęsiej skórki, z czasem pojawił się jednak jeszcze jeden objaw... Ork potrząsnął głową i starał się opanować nie myśleć o tym. Skoncentrował się na Świątyni.

Kilka minut później Vasquez mógł ruszyć już w przeciwnym kierunku, miał jeszcze kilka spraw do załatwienia, a Seth jak mniemał znalazł się w lepszych rękach, on nie mógł dla niego już nic zrobić. Ponownie ruszył, przedzierając się przez ciemność.

Kiedy wrócił na miejsce elf wciąż znajdował się w tej samej pozycji w jakiej go zostawił, zewsząd otaczała go krew. Przez krótką chwilę ork pomyślał, że byłby z tego nawet ładny obraz... Kiedy zbliżył się bardziej, znów poczuł zapach krwi, tym razem mocniej, intensywniej. "Zawiadomię straż" - pomyślał. Ciało oderwało się od brukowanej ulicy z głośnym mlaskiem, spojrzał jeszcze raz na chodnik. "Za kilka dni deszcze zmyją dokładnie krew i wszyscy zapomną, że w tym miejscu czyjeś życie dobiegło końca, ciekawe dla jak wielu osób ulice tego miasta były grobem" - zastanowił się Vasquez.

Niosąc ciało elfa wciąż czuł zapach krwi, mięśnie samowolnie się naprężyły, a włosy wciąż jeżyły na karku, nogach i rękach.

- [Nie wygrasz z tym] - usłyszał w głowie znany głos
- Daj mi spokój - pomyślał
- [Nie bądź śmieszny, wiesz, że nie dasz rady]
- DAJ MI KUR** SPOKÓJ !!!
- [Vasquez, przyjacielu...]
- NIE WAŻ SIĘ NAWET TAK MNIE NAZYWAĆ, PRZYSIĘGAM NA WSZYSTKIE PASJE, ŻE PEWNEGO DNIA ZNAJDĘ CIĘ I ROZSZARPIĘ NA KAWAŁKI !!!
- [Hahaha... Twoje życie jest zbyt krótkie Orku... Hahaha]

Vasquez wciąż słyszał śmiech w swojej głowie, kiedy szybkim ruchem naciął ciało elfa, a jego usta błyskawicznie przylgnęły do świeżej rany. Przez długą chwilę delektował się czerwonym płynem jaki wypełniał jeszcze elfa.
[Wyobraź sobie, że masz przed sobą beczkę pełną hurglu, Vasquez'ie] - usłyszał, po czym znów w jego głowie rozległ się śmiech.

Kiedy skończył dookoła panowała przenikliwa cisza. Ork dopiero teraz zdał sobie sprawę, z tego, że kolejny już raz stracił nad sobą panowanie. Jego oczy zaszły łzami...
- Znajdę Cię skur****

Starając się zachować resztki rozsądku, Vasquez ruszył wreszcie w kierunku najbliższego posterunku straży.

Bezbronny - 2007-01-16, 11:28

[tak siedziawszy sobie przy kuflu wpatrywałem się w nieuchronnie zbliżające się wysuszone dno... AaAchh! krzyknąłem - po czym przechyliłem kufel, gdy już ostatnia kropelka spłynęła odstawiłem i złapałem za drugi. Widzisz Lancelot nie przepuszczę tego płazem, ta zniewaga będzie go drogo kosztować, wpierw go znajdę - tą mordę ohydną.... śmierdziało od niego gnojówką, a to co zapamiętałem to jego głos był bardzo chrypliwy. znajdę go, a jak już to zrobię to go rozpłatam, a z jego skalpu zrobię sobie worek na jego ząbki. jednak że do mojego skromnego planu potrzeba mi mojego oręża...

Nie bierz mnie za jakiegoś obłąkanego, jednak że miałem naprawdę sporo gotówki przy sobie, podążałem w stronę lasu pająków, tam czeka ma miłość... Ma 189cm wzrostu, jasne piwne oczy, średnio długie, włosy koloru brąz, lekko kręcone, skóra o odcieniu ciemno szarym... Jest to Elfka, kocham ją, widziałem ją ostatni raz prawie 15 lat temu, jak uciekałem przed gargulcem z całą karawaną... Dużo nas nie zostało ech, niech im ziemia lekka będzie. tak więc lecę tam, albo dokładniej jadę tam na moim psie, dobra psinka choć nadpobudliwa troszkę. gdy widzi kuraka to od razu bieginie za nim...

hahahahah.. tak sobie przypomniałem.. kiedyś musiałem uciekać z wioski bo piesek dorwał kuraka pewnego trola heh.. widły koło głowy mi przeleciały, co jak co obiad mieliśmy ;).


Ach, i nie dokończyłem Ci, tak więc podążam do niej, wtedy to ona udzieliła mi schronienia, i...i....i zakochałem się w niej od pierwszego spojrzenia. co dzień o niej myślę, Tak więc postanowiłem że sprzedam wszystko co mam, i polecę do niej a gdy już przybędę to się jej oświadczę. [ patrze na sirLancelota kontem oka na jego wyraz twarzy ] Co śmiejesz się ? myślisz, że wietrzniak nie może się związać z Elfką ?a dlaczego nie? rozmiary aż takiego problemu nie robią!.
[ wywrzeszczałem to na całą karczmę ],

po czym wypiłem duszkiem drugiego browara
Ssłuuchaj lancelot *Hic* idę się *hic* idę się odlać

i próbuje dolecieć do drzwi, potem na zewnątrz i się gdzieś wysikać... może dach?, albo jakies drzewko. albo polecieć w gorę i zrobić wieczorny deszczyk...

klik - 2007-01-16, 13:07

Klik zdecydowanie nie lubiła ścisku. Zręcznym ruchem zsunęła się z krzesła poza zasięg rąk Adeptów i oddechu Valeqa. Zmrużyła oczy.
- Co powiem? Tobie t'skrangu nie powiem nic oprócz tego, że śmierdzi ci z dzioba - prychnęła gniewnie. Nie lubiła jaszczurek, ksenomanta był kolejnym dowodem na słuszność takiego nastawienia. Zimne, łuskowate, enigmatyczne z paciorkowatymi oczami pozbawionymi wyrazu. Nic nie mogła poradzić na to, że zawsze spodziewała się po nich tego, co najgorsze. Spięła się gotowa do obrony albo ucieczki.

Gerion - 2007-01-16, 15:59

Lancelot nie mógł powstrzymac śmiechu. To co mu opowiedział Bezbrony wyglądało na cięzki uraz głowy, połączony z pijackim zamroczeniem i durem brzusznym. "Ssłuuchaj lancelot *Hic* idę się *hic* idę się odlać ". WIetrzniak zygzakiem zaczął frunąć ku belkom sufitu, zahaczył o nie głową i spadł prosto w szerokie łapy trolla. Gerion nieco poirytowany spojrzał na pijanego latacza. "Zamknięte. I nic ani nikt nie wejdzie ani nie wyjdzie z mojej karczmy." - rozejrzał się nieco wyzywająco po zebranej klienteli. Nikt jednak nie wyraził chęci oddania czci Thystoniusowi, tudzież nadużycia gościnności trolla. Choć Sharkuz wyraźnie miał chęć posiłować się z Wojownikiem na ręce, dziś byl w nadzwyczajnym humorze i chciał koniecznie komuś przywalić...

Klik zdecydowanie nie lubiła ścisku. Zręcznym ruchem zsunęła się z krzesła poza zasięg rąk Adeptów i oddechu Valeqa. Zmrużyła oczy. "Co powiem? Tobie t'skrangu nie powiem nic oprócz tego, że śmierdzi ci z dzioba" - prychnęła gniewnie. Spięła się gotowa do obrony albo ucieczki.

Sir'Valeq dał do zrozumienia ogonem, jak bardzo irytują go takie wyszczekane, ludzkie samiczki. Zastanawiał się czy popieścić ją Bólem dla nauki, czy tylko sparaliżować strachem...

Gerion widząc napięcie wsunął swe cielsko miedzy parę adeptów. "Słuchaj niewasto" - rzekł spokojnie. "Zostawiamy na chwilę całe towarzystwo, bo pilnie musisz obejrzeć zasoby mojej piwnicy. Bardzo pilnie i bez dyskusji." Klik posłusznie poszła za trollem uważając na to co działo się za plecami.

Sir'Valeq zanurzył się w astral próbując nawiązać kontakt z jednym ze służebnych duchów...ALe co do licha! Kto objął lokal kopułą żywiołu powietrza!? Irytacja Ksenomanty sięgnęła zenitu...A tak chciał posłuchać o czym rozmawia troll i Złodziejka.

"Zamknij oczy" - rzekł Gerion do dziewczyny. "Ale..." "Rób co Ci mówię" - rozkazał troll. Klik posłyszała zgrzyt zamka.."Hehe stary głupiec..." - pomyślała rozbawiona. "Ten pokój jest ekranowany Nazwanym Zaklęciem, Możesz się nie obawiać. Opowiedz mi co z tymi theranami i Sethem. I jaki Ty masz w tym udział." Klik tym razem nie kłamała. Ale też nie powiedziała całej prawdy.


***
Seth przyglądał sie wirującemu Sufitowi. Każdy oddech go palił. Bolały stłuczone żebra. "Skąd u licha wziął się w Urupie Powiernik Zaufania? I czemu chciał go zabić?" - przymknął oczy. SUfit przestał wirować. Zrobiło mu się niedobrze.
***

Bezbronny wysikal się na strychu. Był kompetnie pijany. "A niech szlag trafi Lancelota i jego mocny łeb." - wymruczał i zasnął wśród pajęczyn i zeschłego liścia.Na dole Sharkuz usiłował zaprzyjaźnić się z niedźwiedzicą, Mystic radośnie puszczał bąki (i tak ne było słychać, tak
głośno rechotał Łupieżca), a Sir'Valeq szukał w pamięci sposobów jak pokonać tę cholerną barierę utkaną przez jakiegoś Mistrza Żywołów. ZAchodził w głowę, skąd Gerion ma takie cudeńka...


Lancelot zaś poleciał za Gerionem. "Hej, a tyś nie jest Dagni?" - wypraskał czymś wybitnie rozbawiony. "Jam jest kurduplu" - odparł krasnolud. Siedział tu już 2 godziny, zastanawiając się jak opuścić lokal i nie dać się zobaczyć. Gerion go zamknął w pokoju, póki nie doszedł do siebie. A potem go najzwyczajniej olał..."Taaa najpierw mi narobi bałaganu, a potem ...martw się sam Dagni...Stary pierdziel. Ale tęgo mi przywalił. Ciekaw jestem co wymyśłi na Rytuał Awansu? Ale ja se tu o karierze myślę, a miałem dorwać tę suczkę Klik i jej dokopac do chudego tyłka. Tak mnie wystawić! Zrobić w bambuko!" - myślał sierżant. SPojrzał w górę na przyglądającego mu się Trubdaura. "No czego się gapisz! SPływaj i daj mi mysleć" -wyburczał.


***
Vasquez uspokoił się już nieco, gdy przyprowadził gwardzistów na miejsce zbrodni. "Tak, jutro stawię się i zdam relację, teraz dajcie mi się wyspać. Padam z nóg" - odrzekł. Cierpiał. Miał świadomośc nadchodzącego kryzysu swej Ścieżki. Horror użył znamienia, jednak ork nie zdołał mu się oprzeć. Po raz trzeci...Ostatni kryzys trzymał go cały tydzień. "Ciekawe jak będzie rankiem" - pomyślał. DOpiero potem przyszło mu do głowy by obejrzeć swoje oblicze w kamiennej stągwi z deszczówką nad którą świeciła latarnia...Dokładniej wytarł ślady krwi z twarzy. "To dlatego mi się tak dziwnie przyglądali" - pomyślał.
***

"Zamknij oczy" - rzekł Gerion. "Daj spokój" - obruszyła się Klik. "A może porozmawiasz z Dagnim" - zauważyl z przekąsem troll. Dziewczyna nie była już taka uparta. "No dobrze panowie" - głośno oznajmił WOjownik gdy wrócił z dziewczyną na salę. "Pora mi sprzątać i kończyć zabawę. Klik nieco pochopnie wyraziła swoje zdanie." - dopowiedział otwierając rygle drzwi. "Komu w drogę, temu drzwi otwieram. Kto chce zostać na nocleg - proszę na górę. Za majatek własny i dobytek nie odpowiadam. Chyba, że nam panna Klik obieca być grzeczną" - dodał z uśmiechem.
"Za kwadrans zamykam, będzie zaraz godzina po północy" - dodał widząc zdziwione i obruszone spojrzenia. "No co? Tez musze spać. Jutro komu chęć i potrzeba zapraszam do mnie od świtu." A potem się wydarł "Lancelot! SPrzątać mi pomóż i wyciągnij z pajęczyn swego zapitego kumpla..."


Goście zaczęli się rozchodzić do swych domów.

abishai - 2007-01-16, 17:47

Krasnolud położył zwój liny na stole . W razie ataku byłby jej w stanie użyć do jednego ze swych ulubionych czarów. Co prawda był śpiący.. ale... Informacja o Theranach, mocno go zaniepokoiła. Co prawda nie był najbardziej poszukiwaną osobą przez władze prowincji. Niemniej Theranie nie mieli zbyt wielu powodów by lubić iluzjonistę. Klik i nagabujących ją magów, Abishai zignorował. Złodziejka nie miała chyba chęci by dzielić się z nimi tym co wiedziała. A wątpił by bez rzucania czarów coś z niej wydobyli.
"...? rozmiary aż takiego problemu nie robią!."- dosłyszał Abishai.
"- Przypomniał mi się dowcip o trollu i rozmiarze jego ..- rzekł sam do siebie krasnolud, ale gdy jego spojrzenie przypadkiem padło na Geriona., dodał prędko. - ..ale chyba nie czas na żarty. "
Sięgnął bo niedokończoną flaszkę z jabłkowym sorbetem i nalał sobie kolejny kielich...Trzeba przyznać, że Gerion miał niezły gust jak trolla, jeśli chodzi o wybór trunków.
Abishai zanotował w pamięci, że przed odjazdem z miasta ,przynajmniej jeden bukłak tego cudeńka musi zabrać ze sobą.
"No dobrze panowie" - głośno oznajmił Wojownik gdy wrócił z dziewczyną na salę. "Pora mi sprzątać i kończyć zabawę. Klik nieco pochopnie wyraziła swoje zdanie." - dopowiedział otwierając rygle drzwi. "Komu w drogę, temu drzwi otwieram. Kto chce zostać na nocleg - proszę na górę. Za majątek własny i dobytek nie odpowiadam. Chyba, że nam panna Klik obieca być grzeczną" - dodał z uśmiechem.
"Za kwadrans zamykam, będzie zaraz godzina po północy" - dodał widząc zdziwione i obruszone spojrzenia. "No co? Tez musze spać. Jutro komu chęć i potrzeba zapraszam do mnie od świtu." A potem się wydarł "Lancelot! Sprzątać mi pomóż i wyciągnij z pajęczyn swego zapitego kumpla..."
Abishai, zabrawszy linę oraz flaszkę z sorbetem ze sobą, podszedł do Geriona i podał mu odliczoną kwotą. Rzekł następnie. "- Powinno wystarczyć na tydzień z góry. Wolę zawczasu opłacać rachunki, nigdy bowiem nie wiadomo co Pasje przyniosą następnego dnia. "
Następnie udał się do jednego z pokojów , który miał dostatecznie nisko położone łóżko i przygotował się do snu. Po zrzuceniu szaty iluzjonisty, widać było dobrze trzy szerokie blizny na plecach, jakby pazurzasta łapą zrobione. Blizny owe były pamiątką zdarzenia które przyczyniło się do ogromnej niechęci krasnoluda jaką darzył on próby sondowania i wchodzenia w przestrzeń astralną .

mystic - 2007-01-16, 18:24

Sharkuz podszedł do stołu przy którym siedział Mystic i walnął pięścią w stół
- Coście tacy posrani ze strachu, dziwne to czasy nastały gdy baba wietrzniak w roli głównego wodzireja bawi, hehe.
Stary czarodziej ostentacyjnie wciągnął powietrze w nozdrza.
- Zapachy przeróżne, aczkolwiek kup świeżych nie wyczuwam. - spojrzał na podpitego łupieżcę - A i bab wietrzniaków tutaj dawno nie było. - Tak on miał już zdecydowanie za dużo w czubie.
Mystic wrócił wzrokiem do t'skranga, któemu właśnie dziewczyna wymknęła się z zasięgu ramion i stawiła słowny opór. Sytuacja coraz bardziej bawiła czarodzieja. Z tych dwojga zdecydowanie bardziej niebezpiecznym przeciwnikiem był t'skrang. "Problem jego leży jednak w instynkcie - pomyślał Mystic - łatwo daje się ponieść". Dziewczyna ze swoim sprytem wcale nie stała na takiej straconej pozycji w ewentualnym starciu. "Do którego oczywiście teraz nie dojdzie" -skwitował te myśli Mystic

Doskonale znał Geriona i wiedział że ten ma hopla na punkcie bezpieczeństwa swoich klientów. Sam wykonał mu większość zabezpieczeń, a do tych które nie potrafił, wyszukał odpowiednich ludzi. Był to winien trollowi. Był mu winien o niebo więcej i wiedział, że nigdy tego długu nie spłaci. Mimo że nie uznawał tych wszystkich trollowych katorów i katrali, to podczas wspólnych podróży przesiąknał nimi i nie potrafił się do końca od nich uwolnić. Przynajmniej w stosunku do tej garstki osób, której ufał. A ze wszystkim co nie wiązało się bezpośrednio z przestrzenią astralną troll potrafił poradzić sobie sam.

Ledwo myśli te przemknęły przez głowę Mystica, a już Gerion prowadził kobietę do piwnicy. Mystic tylko uśmiechnął się. Zaczął obserwować Sir'walka. Skupienie i grymas poirytowania dały mu wyraźnie do zrozumienia że t'skranga właśnie spotkała przykra niespodzianka. Ten dzień był bardzo udany.

Gerion i Klik wrócili na górę.
- Komu w drogę, temu drzwi otwieram. Kto chce zostać na nocleg - proszę na górę. Za kwadrans zamykam, będzie zaraz godzina po północy. - wykrzyknął troll
Mystic spojrzał na Geriona i skinął głową. W odpowiedzi troll podrapał się za uchem. Były kwestie, w których rozumieli się bez słów. Czarodziej posiedział jeszcze chwilę po czym podszedł do Klik i szepnął.
- Jeśli interesuje cię luźna współpraca zajrzyj do mnie. Na pewno wiesz gdzie.
Po czym stary czarodziej wygramolił się z karczmy. Wciągnął powietrze i udał się w stronę domu. Nie przejmował się therańskimi ogarami, był już na to za stary. No i oczywiście zwykle gdzie w pobliżu był któryś z jego małych przyjacieli.

Sharkuz - 2007-01-16, 19:59

- O ja Cię... Czas wracac na pokład bo wietrzniaki mi się troją!!! - wycharczał pod nosem Łupieżca i ruszył w stronę wyjścia zataczając szeroki łuk.

Wyszedł z izby, machając niedbale łapą na pożegnanie!

Sir Valeq - 2007-01-16, 22:51

Ksenomanta dłuższą chwilę zastanawiał się, czy zostać. O Złodziejce już nawet nie myślał. Co go obchodzi ten Dawca Imion? Niewiele, przynajmniej dopóki jest żywa... Jego twarz przyjęła znów zwyczajny, zimny jak lód, wyraz.

"Za kwadrans zamykam, będzie zaraz godzina po północy." usłyszał z ust Geriona.

Kwadrans... T'skrang poszedł szybkim krokiem w róg sali, w swoje ulubione, zacienione miejsce i przysiadł. Usiadł wygodnie zamykając oczy i nie drgnął przez całe 10 minut.

Nie słyszał nawet ryku Sharkuza.

"Teraz mogę iść," powiedział do siebie, wykonując już rękoma jego ulubione gesty - tkając wątki zaklęcia. W jego głowie pojawił się obraz wzorca czaru i sposób, w jaki wpleść w niego wątki. Trwało to wszystko kilka chwil, aż...

... Ksenomanta zlał się w jedno z cieniem, który spowijał kąt pomieszczenia. Gerion zaczął gasić lampy, a t'skrang pojawiał się i znikał, kiedy wchodził w światło jeszcze palących się.

"Do jutra, Gerion," - wypowiedział Sir'Valeq w niesłychanym dla niego przypływie uprzejmości. Potem uchylił drzwi i zniknął w cieniach ulicy.

Poszedł do siebie. Tzn. do swojego tymczasowego lokum w tym mieście, którym była piwnica opuszczonego magazynu. Już cieszył się na spotkanie swojego ulubionego duchowego służącego. I miał w planach przed snem umieścić w wejściu do piwnicy jeszcze jeden glif strażniczy...

mystic - 2007-01-17, 00:21

Mystic szedł uliczkami Urupy. Kierował się do centrum miasta. Minął grupę żebraków błagających o datek, i 4 uliczników grających w kamienie. Gdy dotarł do kramów zaatakowali go sprzedawcy. Garnki, misy talerze... Świetne pasy. warzywa, najprzedniejszy jedwab prosto zza morza Aras. Mystic zwolnił słysząc to ostatnie.
"Nie, nie mam teraz czasu"
Słońce prażyło niemiłosiernie i młody czarodziej musiał otrzeć pot z czoła. Spieszył się na premierę sztuki "Trzy kuszenia Lanindil: w której główną rolę po raz pierwszy zagrać miała Fellidra. W końcu wyszedł na główny plac Urupy. Po prawej stronie miał olbrzymi plac budowy. To tutaj trolle, obsydianie, t'skrangiu, ludzie, krasnoludy i elfy wspólnymi siłami budowały 3 świątynie, mające się stać najsłynniejszymi w Barsawii świątyniami Pasji. Chorrolis, Mynbruje, Garlen. Mystic zastanawiał się dlaczego akurat te. To jednek nie leżało w jego gestii. Jego wzrok prześlizgnął się po budynkach. Spojrzał w drugą stronę, gdzie znajdował się teatr. Nie za duża budowla zdecydowanie nie pasowała do tego miejsca. Jednak ambitni rajcy planowali zburzyć budynek i na jego miejscu postawić ogromny amfiteatr. Wokół niego kłębił się tłum, każdy chciał zobaczyć sztukę kontrowersyjnego mistrza Aulcrofta. Mystic ruszył w stronę wejścia, przepychając się w stronę drzwi. Już był wejściu gdy w tłumie nastąpiło poruszenie. Plotka szybko rozprzestrzeniała się. "Mistrz Aulcroft zamordowany", "Fellidra zniknęła". Szybko wydostał się z tłumu i pobiegł w stronę zamieszkałej przez ludzi dzielnicy Zenicce. Przeczuwał najgorsze.

Gerion - 2007-01-17, 00:52

Gerion spał snem czujnym i płytkim. Wkurzalo go chrapanie Lancelota, ale nie zbudzi latacza i nie powie mu że w piersiach mu skrzeczy jak płastudze w życi. Dzień byl męczący i pełen wydarzeń, ale troll przywykł do tego.

Tak samo jak do chrapania trubadura.

Gerionowi przyśnił się sen sprzed lat. Kiedy pracował na drakkarze Jorkawa Potężnego, urupańskiego kapitana z Otosk, poznał wtedy bliżej Mystica. Stare dobre czasy... We śnie znów był mlody i gniewny, znów wisiał na linie 20 stóp pod kilem Pięści Jorkawa i trzymał powroz z szamoczącym się Mysticiem i jego przyjaciółką. W ich stronę leciały kamienie, zgniłe buraki i przefermentowany ryż.

Obudził się przed świtem. Delikatnie poszturchał Lancelota, który ledwo co otworzył podpuchnięte z pijaństwa ślepka. Na strychu rzygał Bezbronny.

"To będzie ciężki dzień, Lancelu" - zagadnął zamiast dzieńdobry troll. "Iiiii ..yyyy...ekekek" - wychrypiał z przerażeniem Trubadur..."Va!" pomyślał wietrzniak na trolllowy sposób - "ożesz w mordę Astendara, straciłem głos!!! Va! Va! Va! po trzykroć Va!"


Gerion pozamiatał salę (znalazł kilka ciekawych pozostałości po gościach, tudzież gnaty Sirvaleqa). Nakarmił Pikusia, przewietrzył izbę i poszedł się odlać. Kiedy wrócił, Lancelot panicznie szukał jakiejś nalewki wśród gęstwiny małych buteleczek...

"Stary..."- zaczął troll - "Seth wylał te najważniejsze, jak mnie chcieliście cucić" - dodał z przekąsem. "Oja pierdu" - pomyślał Lancel - 'jak on dziś przez cały dzień będzie miał taki humor, to ja się wyprowadzam do piwnicy SIrValeqa udawać nietoperza."

Troll zaparzył aromatyczną mieszankę ziół. Na patelni skwierczał bekon z młodej huttawy, a w pogotowiu stało 36 kaczych jaj. Gerion uwielbiał tę niezdrową kuchnię z Jerris. Zrobił łyk kwaśnej wody i poczekał, aż się obudzą jego goście i zejdą na dół.

Bezbronny - 2007-01-17, 12:51

Z samego rana, jak tylko w miarę doszedłem do siebie, schodzę na dól, po czym po małej chwili wychodzę na zewnątrz. biorę kilka wdechów powietrza i lecę do stajni gdzie czeka na mnie moja psina, w locie rozglądam się za kolesiem który mnie skrępował i ograbił. - w myślach [ niech ja dorwę zasrańca jednego ]. szukam uważnie może go rozpoznam, i moją sakiewkę, wszak była zrobiona ze skóry zająca...


Tak sobie po cichu myślę: "hmm jak bym znalazł sakiewkę, nawet pustą, to można by było potraktować jakimś czarem ? aby odczytać to co się działo ostatniej nocy z tym przedmiotem... " I tak pod nosem zamruczałem " szkoda ze nie jestem magiem ".

Gerion - 2007-01-17, 15:01

Bezbronny wleciał rozkojarzony do stajni. Jego pies spał w najlepsze. Obudził go myśląc: "hmm jak bym znalazł sakiewkę, nawet pustą, to można by było potraktować jakimś czarem ? aby odczytać to co się działo ostatniej nocy z tym przedmiotem... szkoda ze nie jestem magiem ". - zamruczał pod nosem.

Wyjechał na zewnątrz oślepiony porannym słońcem. "CO to za wiocha w której się znalazłem?" - pomyślał? I nagle zmartwiał. "Przecież to Urupa do cholery! 60 tysięcy Dawców Imion !!" Poczuł się przybity i załamany. Jak w takim gąszczu, w obcym mieście w którym nie ma domków na drzewie (jak w jego zapadłej dziurze), odnaleźć tego, który go okradł...

Gdyby miał więcej rozumu i był trzeźwy porozmawiałby z Klik, albo z Ksenomantą...duchy widzą wiele i wiedzą wiele...Tylko czym Bezbronny mógłby się im odpłacić???

sir_lancelot - 2007-01-17, 17:43

... Lancelot zwykł mieć straszne gazy po dużej ilości piwa... Kiedy zasypiał Geriona niejednokrotnie bydziły odgłosy inne od śmiesznego piskliwego chrapania które dobywało się z ust małego klapiącego paszczą skrzydlatego ludzika...

... Tej nocy Lancelot śnił sobie że zabrał Klik na piknik na pobliską łąkę... Uśmiechał się co chwila i powtarzał przez sen... "Co łaska moja Panno"... "Nie krępuj się słodziutka"... "O Klik!"...

... Klik była jakaś rozpromieniona i ubrana kuso...[O Wiele bardziej kuso niż w gospodzie siedząc sztywno na stołku w strategicznym miejscu sali]... Może był to efekt wieczornego pijaństwa a może po prostu wnikliwa obserwacja jakiej wietrzniak dokonał poprzedniego dnia wodząc oczyma po spiętym ciele kradziejki...

... "Połóż się Klik i odpręż wreszcie... Ja zrobię Ci masaż..."...

... Gerion słysząc to o czym Lancelot majaczył uśmiechnął się tylko słysząc jak ta pocieszna istota z wiecznie otwartą buzią nawet we śnie gada i to takie niestworzone rzeczy:)...

... Przecież Klik to by Lancelota skradła, do torby schowała i na targu sprzedała jako papugę do klatki... Przebiegło przez myśl Gerionowi po czym założył ręce stojąc w drzwiach pokoju i uśmiechnął się patrząc na pociesznego trubadura pogrążonego w sennych fantazjach:)...

... Właśnie śniło się Lancelotowi że słodko i zbereźnie baraszkuje sobie z Klik na zatopionej w słońcu wiosennej łące kiedy nagle jakiś ogromny paluch się wyłonił i go obudził...

... "Gerion! Gerion! Nie mogłeś poczekać moment? Taki miałem fajny sen no... Brutalu Ty!"... "No dobra już wstaje:P... Zawsze mnie wystraszysz swoim ogromnym palcem z samego rana... Takiej pobudki Ci życzę kiedyś... Żebyś wiedział że idzie się przestraszyć będąc tak wyrwanym ze snu:)"... - to chciał właśnie powiedzieć wietrzniak. Zamiast tego jednak z jego gardła się wydobyło:"Iiiii ..yyyy...ekekek"

Usłyszawszy jak ktoś rzyga poleżał chwilę z otwartymi oczami zwróconymi w kierunku powały i po chwili zadumania stwierdził..."Bezbronny... A ja się zastanawiałem gdzie go wcięło wczoraj:)... To już wiem gdzie był:)...[Uśmiechnął się Lancelot, chuchnął sobie w dłonie, skrzywił się i poleciał jak z procy aby dokonać poranną toaletę]...

..."A co niby będzie takiego trudnego tego dnia?" ... chciał zwrócić się wietrzniak do Geriona kiedy wrócił i wyciskał sobie szybkimi uderzeniami wodę z uszu...Zamiast tego wychrypial "Aa..oo eeedzie...ykykyk..uuuudneeeooo ekekeke.."

"Va!" pomyślał wietrzniak na trolllowy sposób - "ożesz w mordę Astendara, straciłem głos!!! Va! Va! Va! po trzykroć Va!"

Zaczął panicznie szukać jakiegoś eliksiru na gardlo.

Spojrzał pytająco na Geriona... "Stary..."- zaczął troll - "Seth wylał te najważniejsze, jak mnie chcieliście cucić" - dodał z przekąsem.

Pierwotnie chciał pogadać z cierpiącym na alkoholowe dolegliwości Bezbronnym ale kiedy okazało się że ten gdzieś wybył, a on sam stracił chwilowo głos... To postanowił nie przeszkadzać Gerionowi w kuchni tylko dołożyć coś od siebie do aromatu Gerionowej jajecznicy...

... Z tą myślą poleciał do pokoju Geriona... Poszperał chwilę w swoich tobołkach i wytargał stamtąd maleńkie śmieszne skrzypeczki... Wrócił do sali dla gości i usiadłszy na szynkwasie z nogami dyndającymi rytmicznie zaczął grać melodię która miała skłonić gości Geriona do miłej pobudki i do pojawienie się w celu skonsumowania śniadania tak pieczołowicie przez Trolla przygotowywanego...

... Uśmiechnął się Lancelot i zaczął grać... Z większym widocznie trudem niż na swoim flecie ale widać było na Jego twarzy skupienie które owocowało pięknymi dźwiękami które rozniosły się błyskawicznie po całej karczmie...

... Lancelot postanowił powitać każdego z Gości Geriona na swój sposób muzyką tego "ciężkiego" we wróżbach trollowych dnia... Niektórych przywitał mroczną balladą o nieuchronności śmierci... niektórych powitał tajemniczą historią o nieprzewidywalnym losom każdego kolejnego dnia... a Klik przywitał pieśnią o pocałunku:)...

...[Jak już wszyscy zejdą to wtrząchnę trochę jajecznicy bo Gerion przyrządza ją pierwsza klasa i poszukam tego mojego Bezbronnego skacowanego wietrzniackiego przyjaciela od kielicha:)]...

Gerion - 2007-01-17, 19:12

Vasquez mozolnie wspinał się po szarych głazach..."Jeszcze tylko półtorej mili i znajdę się na dzikim trakcie do Otchłani" - myślal zaciskając zęby. Tym razem nie wziął wierzchowca. W rejonie Aras Nehem żaden wierzchowiec by nie zniósł splugawienia przestrzeni astralnej. A Łowca uważał za ostatnią rzecz narażanie niewinnych zwierząt na kontakt z Ristulem.

Po nocnych wydarzeniach nie mógł spać spokojnie. Czuł wzbierający falą w piersi ból, fizyczny ból spowodowany kryzysem talentów. Lecz z każdym krokiem, jaki go zbliżał do Aras Nehem, ból ten łagodniał. Umacniała się za to pewność kim jest, czym jest i jaka jest jego rola w tym pełnym magii świecie...

Jeszcze tylko 13 dni marszu. Jak tylko zobaczy stada wstrętnych Kryllowców i wyczuje pierwsze konstrukty - wtedy zacznie sukcesywnie realizować swój plan. Uśmiechał się z zadumą...

***
Ksenomanta leżał sobie wygodnie w kamiennej kadzi wypełnionej jakąś cieczą. SirValeq wylegiwał się w piwnicach magazynu które niedawno zaadoptował na pracownię. Szczwany Jorge wynajął mu je za bezcen. I zapewniał, że znajdzie w nich wiele kości. Nie kłamał.

T'skrang ze spokojem kontynuował swoje badania nad odmianą zaklęcia przyzywającego Kościołaza. Od miesięcy pracował nad tym w skupieniu jednak ostatnimi czasy projekt zaczął go nudzić. Było to wręcz sprzeczne z jego naturą więc adpet zaczął badać swój wzorzec starając się dociec zmian. Co bowiem rodzi się we wzorcu, od razu ukazuje się na zewnątrz.

Minęła mu irytacja z wczorajszego dnia, której powodem była Złodziejka. Pomyślał sobie o Roxie, a raczej jego duchu błąkającym się po przybytku Geriona. Podjął decyzję. Wstał otarł swoje łuskowane ciało i przywdział szaty. Sprawdził wczorajszy, nowy glif - wszystko było w porządku. Wtarł w dłonie odrobinę maści i ruszył na światło dzienne, zabierając z sobą to co zwykle. Kroki swe skierował ku Dzielnicy Przybyszów.

***

Klik przeciągała się w łóżku. Ziewając głośno omal nie zwichnęła sobie szczęki. "Aaaaaale się wyspałam" - stwierdziła. Po nocnej rozmowie z Gerionem i Dagnim poczuła się lżej na duszy. Gdy do jej wąskiego noska dotarł zapach jajecznicy - zaburczało jej w brzuchu. "Dobra, najpierw przyjemności potem obowiązek" - pomyślała, licząc na to, ze o tak wczesnej porze SirValeq nie bywa gościem u Geriona...

Gdy Klik schodziła do sali jadalne po polerowanych schodach z tylońskiej jodly. Lancelot zacząl grać jakąś romantyczną melodię na skrzypcach. Złodziejka jakby tego wcale nie zauważyła. Przywitala się z pustą salą i Gerionem i usiadła przy oknie delektując się lenistwem poranka.

***

Oh jak Lancelot grał. Sam Aulcroft byłby z niego dumny, a Omeyras pewnie postawiłby mu piwo. Próbował od czasu do czasu coś zaśpiewać...Głos wracał mu z wolna. Gdy skończył rzewnie rzępolić dla Klik, pofrunął do gerionowej kuchni...wtrząchnął surowe jajko i przepłukał gardło kwaśną woda trolla (okazało się, że ten poprostu wyciskał do niej cytrynę). "Mi mi mi mi mi mi" - zaczął Lancel tenorem. 'Miiiiiiiiiiiiiiii miiii miiiiiiii miiii" - przepuścił odrobinę energii karmicznej przez wzorzec swego talentu. W karczmie jakby wydarł się nagle wielki Chór Wietrzniaków z Dolin Leśnych Głębi. Lancel odetchnął zadowolony z siebie.

abishai - 2007-01-17, 20:05

Abishai spoglądał na piktogramy pokrywające ściany i wykorzystując magię swej dyscypliny próbował odczytać wyryte inskrypcje. Dialekt był podobny do języka t'skrangów, jaki znał z okolic Throalu. A jednocześnie na tyle odmienny , że jak dotąd, zafascynowany nim iluzjonista nie zdołał go odcyfrować. Kto by pomyślał, że takie interesujące rzeczy można znaleźć starym cmentarzem miejskim w Vivane . Iluzjoniście nie przeszkadzały nawet zawodzenia Israndila odprawiającego jeden ze swych rytuałów. Zresztą, odkąd elfi ksenomanta nawiązał ożywione kontakty ze Stowarzyszeniem, zaczął często odprawiać różne rytuały. Iluzjonistę drażniło to, że Israndil był bardzo tajemniczy, jeśli chodzi o tą organizację. Co prawda elf był przywódcą ich drużyny.... Sami go w końcu wybrali. Ale współpraca z organizacją , o której prawie nic się nie wiedziało, budziła wątpliwości. Zresztą nie tylko u Abishai'a.. Także Skerrit Ith'alan , podzielał jego obawy. Niemniej współpraca z tą tajemnicza organizacją była opłacalna i to przekonywała Urthę i Daviusa, do poparcia Israndila. Abishai musiał się z nimi zgodzić.. Dzięki informacjom i przedmiotom dostarczonym przez Stowarzyszenie bez problemu przeszli przez bariery broniące wyjścia z Głębokich Grobowców, a walka z konstruktami i nieumarłymi okazywała się bardzo prosta.
Israndila zawodzenie przeszło w wysoki krzyk, przeszkadzając krasnoludowi w odczytaniu tekstu.
"- Słowo daję, kiedyś opłacę ci lekcje śpiewu elfie.-" burknął pod nosem krasnolud.
- Abishai!- krzyk Urthy, zmroził krew w żyłach krasnoluda. Iluzjonista odwrócił się i widok który zobaczył przez chwilę go na moment sparaliżował . Na rytualnym kręgiem unosił się pionowo fioletowy wir astralnej energii, z jego środka wynurzyła się głowa ni to mrówki ni modliszki, otoczona kilkunastoma mackami zakończonymi pazurami. Elf patrzył na nią wzrokiem pełnym strachu i fascynacji jednocześnie.
"- Israndil, odsuń się powoli .- "rzekła nieco spanikowanym głosem orcza wojowniczka.
Kątem oka Abishai dostrzegł, że Davius sięga po swój wątkowy miecz i krótki sztylet, szykując się do walki, zaś t'skrandzki łucznik stoi i gapi się, jakby był jednym z kamiennych posągów stojących u wejścia do tej komnaty.
Elf dopiero po chwili zaczął wykonywać polecenie orczycy. Głowa stwora przekrzywiła się lekko w bok i nagle dwie macki wystrzeliły do przodu owijając się wokół tułowia ksenomanty.
- Israndil!!- krzyknęła spanikowanym głosem orczyca i rzuciła się w kierunku elfa. Odrzuciwszy swój topór chwyciła za ramię Israndila, starając się go wyrwać z objęć macek potwora. Davius zaszarżował na stwora wyraźnie celując mieczem w owadzie oko, ale jedna z macek potwora stanęła do drodze ostrza, fechtmistrz obróciwszy się wokół własnej osi próbował zadać cios druga bronią, ale i tu macka stwora zablokowała cios.
Abishai bynajmniej nie przyglądał się biernie. Kryształki na jego przedramieniu zalśniły, gdy ożywił linę ,którą nosił przy pasie. Sznur kierowany wolą iluzjonisty, zaplótł się na ramieniu jedno za kamiennych posągów przy wyjściu, po czym oplótł nogę ksenomanty, zbliżającego się coraz bardziej do żuwaczek stwora.
- Davius, zajmij go bardziej, Skerrit, co ty wyprawiasz Na sztylet Vestriala ?! -krzyknął Abishai głosem pełnym paniki. chwyciwszy za linę, i zapierając się o podłoże stopami.
-Staram się ! - odkrzyknął głosem pełnym gniewu Davius, lawirujący pomiędzy próbującymi go schwytać mackami. Fechmistrz został zmuszony do obrony, co godziło w jego dumę.
- Tracimy go !!- w głosie orczycy była panika, ale najgorsze było to, że miała rację.. Mimo liny, i wysiłków iluzjonisty i wojowniczki, Israndil był coraz bliżej paszczy stwora. Ksenomanta był przerażony, po raz pierwszy w życiu.
"- Obyś się smażył w Morzu Śmierci po wsze czasy robalu.!" - krzyknął rozpaczliwie Abishai puszczając linę i tkając watki do kolejnego czaru. Co prawda iluzyjna kula ognia mogłaby nie zrobić żadnego wrażenia na stworze. Ale Abishai nie miał już nic do stracenia. Zanim jednak rzucił czar jedna z macek stwora uderzyła w linę, potem w plecy iluzjonisty. Krasnolud poczuł olbrzymi ból, gdy pazury rozdarły skórę na plecach aż do żywego mięsa. Ale ten ból był przyćmiony przez straszliwy widok i dźwięki temu towarzyszące. Stwór odtrącił orczycę jedna z macek, zaciągnął ksenomantę do swojej paszczy i zaczął go żywcem zjadać, od nóg zaczynając. Wrzaski Israndila wyjącego ze straszliwego bólu, rozbrzmiewały głucho w komnacie, paraliżując całą grupę. Gdy bestia zjadła elfa, to jej głowa schowała się w wirze astralnej energii, a sam wir szybko zmniejszał swój rozmiar, a na końcu znikł. nastała cisza przerywana łkaniem t'skranga i powtarzanymi przez niego słowami ."- Nie potrafiłem, nie mogłem ,nie potrafiłem..."

Abishai obudził się spocony ...Mimo lat jakie upłynęły od tamtego czasu, jednak koszmar tamtych wydarzeń wracał co jakiś czas. Iluzjonista rozejrzał po komnacie. Do świtu były jeszcze dwie godziny, ale iluzjonista nie mógł już dziś zasnąć. Czekał więc w swoim pokoiku do nastania brzasku. Wtedy obmył się w wodzie i ubrał. Owinął się liną w pasie i wsadził za pas kindżał orkowych nomadów. Następnie zszedł po schodach w dół.
Nocny koszmar i ponure wspomnienia spowodowały, że nie był w humorze.. Dlatego też nie zwrócił zbytnie uwagi na muzyczkę jaką uraczył go wietrzniacki trubadur.
Dopiero suty posiłek poprawił humor iluzjoniście.
"- Nie może padać cały czas"- rzekł do siebie przypominając sobie słowa swego mentora.
Po czym rzekł do Geriona.- "Mości Gerionie, możesz mi polecić jakiegoś przewodnika? Może być choćby wietrzniak, byle miasto znał."

Misiołak - 2007-01-17, 20:19

Misiołak ziewał tak, że mógłby połknąć grzmotorożca w całości. Trąc ogromniastymi pięściami zaspane oczęta, leniwie poczłapał na podwórze. Tam odetchnął pełną piersią, poczochrał przetłuszczone kudły i zabrał się do przygotowania kąpieli.
Rozdział się do pasa, a następnie napełnił koryto wodą ze studni. Wyjął z sakwy łodygi mydelnic, rozgniótł je na miazgę, po czym, zrzuciwszy resztki odzienia, natarł mazią całe ciało łącznie z włosami. Po chwili począł energicznie szorować skórę ryżową szczotką.

Niedźwiedzica z wyraźną dezaprobatą obserwował te zabiegi. W końcu sapnęła zrezygnowana i radośnie zaczęła się tarzać w piachu dziedzińca.

Tymczasem Władca zanurzył się w chłodnej wodzie i spłukał brud wielotygodniowej wędrówki. Znudzony zabawą w puszczanie bąków pod wodą wyskoczył z kąpieli. Susząc się dostrzegł pod płotem kępę pokrzyw. Zerwał solidną wiązkę i oddał się rozkosznej chłoście. Na koniec chwilę pomocował się ze skołtunionymi włosami i brodą. Wreszcie porzucił daremne trudy i dyplomatycznie skrócił je nieco przy pomocy noża.

Sięgnął po porzucone ubranie, powąchał i po dłuższym namyśle wrzucił do koryta. Postronny obserwator mógłby przysiąc, że Baryłeczka przewróciła oczami.

Gdy tylko rozwiesił pranie, powrócił w samej przepasce biodrowej do wnętrza karczmy, gdzie miał w planach spożyć sute śniadanie. Od lat hołdował znanej maksymie: śniadanie zjedz sam, obiadem podziel się z przyjacielem, a kolację odstąp wrogowi. W myślach już pałaszował rozliczne specjały - jajecznicę z pół kopy jaj przystrojoną grubymi, tłustymi plastrami boczku, do tego kiszone ogórki, papryka i kapusta, dwie kształtne goloneczki omaszczone bogato ostrym chrzanem, koryto owsianki z owocami i miodem, bochen świeżego pachnącego chleba ze złocistym masełkiem... Zaburczało mu solidnie w brzuszysku.

Baryłeczka nie była tak wybredna. Do szczęścia wystarczyłby jej solidny wołowy udziec.

Sir Valeq - 2007-01-17, 21:07

Ksenomanta nie lubił słonecznych poranków. Nie dlatego, że wielu Dawców Imion kręciło się po ulicach, wskazując go palcem i szepcząc między sobą - oni byli nudni, a on nie zwracał uwagi na nudne rzeczy. Nie lubił ich dlatego, że jego oczy były zbyt wrażliwe na światło, z powodu nieudanego kiedyś wypuszczenia flary do przestrzeni astralnej... Nasunął więc kaptur ze specjalnym rozcięciem z tyłu i podążał dalej do karczmy.

Nie szedł najprostszą drogą, ale kluczył, jak zwykle, by nie wpadać w rutynę. Jak zwykle, w jakimś zacienionym zaułku zostawił wijącego się z bólu rzezimieszka...

Nie jadł śniadania, więc z głodu ostatnie zakręty przed karczmą mijał dzięki zmysłowi powonienia. Coś się już u Geriona pichciło. Oczywiście jajecznica. Ale tak się składało, że chciał odpocząć od ryb, więc menu mu pasowało.

W karczmie zastał półnagiego Władcę Zwierząt ("Dobrze, że przynajmniej ten nie wstydzi się swojej cielesnej powłoki." - pomyślał), Trubadura jak zwykle głośnego, Złodziejkę oraz Abishaia rozmawiającego z gospodarzem. Nikogo, poza tym ostatnim nie zaszczycił nawet spojrzeniem.

Udał się w swój ulubiony kąt (tak, to był jeden z nawyków, którego nie chciał się wyzbywać), mówiąc do Geriona:

"Przyssssiądź ssssię do mnie, kiedy będziesszz miał chwilę. Ale najpierw śśśśniadanie," - tu nagle przerwał i nadstawił uszu. - "Bo ssssssłyszę, że nie tylko ja jesssstem głodny..."

Usiadł i zaczął rozglądać się za duchem Roxa...

Sharkuz - 2007-01-17, 22:30

Poczuł żelazny uścisk na barku.

-Wstawaj Krwawy bo olinowanie zajmujesz jak zwykle!

Sharkuz wyplątał się spośród lin, po czym zeskoczył z chwiejącego się drzewca na pokład Drakkaru. Ich "Kamienny Pazur" jeszcze ciężko dyszał odpoczywając po ostatnim rajdzie huraganów.
Poranna praca na statku nie należała do lekkich. Dwa drzewce na maszcie były do wymiany, takielunek rufy do naciągnięcia, a poza tym brakowało kilku sztuk drewnianych bloków... Sharkuz kochał każdą częśc Kamiennego Pazura, dla pokładu i załogi powierzył własną krew oraz życie!

Słońce ogrzewało kamratów, nastało południe.
Zarzucił na ramię młot bojowy, zacisnął zęby, spiął ciało czując jak magia rozlewa się po mięśniach niczym silny wiatr wypełniający żagle. Już! Poczuł jak wzorzec pochwycił świszczący wiatr... Runął w dół, w głąb przedmieścia Urupy.

mystic - 2007-01-17, 23:49

Poczuł jak delikatny wiaterek muska jego kark. Odwrócił się. To Bibi przyniosła lekkie śniadanie i herbatę dla czarodzieja. Uśmiechnął się widząc jej rozanieloną twarz. Była jednym z niewielu źródeł radości w jego pełnym stresu, pracy i ciągłego patrzenia się za siebie życiu. nigdy nie żałował, że okazał wtedy odrobinę ludzkich uczuć. Pozostawieni samym sobie nie przeżyliby. Kosztowało go to coprawda jakieś pół roku umykania t'skrangom z aropagoi Syrtis, ale obecnie niczego nie żałował. Wietrzniaki miały naturę gadatliwych rozrabiaków, ale nigdy nie zapominały tego co im zrobiłeś. Mogły być twoimi największymi przyjaciółmi lud dozgonnymi wrogami. Na szczęście w tym przypadku ewidentnie były tymi pierwszymi.
Bibi i jej dwaj bracia byli torturowani przez kilku Syrtisów, gdy natknął się na nich. Po krótkiej wymianie zdań Syrtisi zaatakowali wyszczekanego człowieczka. Nie wiedzieli że oddalił się tylko kawałek od obozu, w którym była reszta jego drużyny. Nie sądzili też że wytrzyma ich napór wystarczająco długo, by ktokolwiek mógł usłyszeć jego krzyki. Wytrzymał. Niewiele brakowało, ale wytrzymał. Kiedy t'skrangi zobaczyli nadbiegających kompanów, dali nogę. To był największy błąd pozwolić im uciec.
Wietrzniaki były w jeszcze gorszym stanie niż czarodziej. Starszy brat Bibi nie dożył ranka. Ona sama była 3 dni nieprzytomna. Gdy dotarło do niej co się stało lamenty nie miały końca.
"Koniec końców skończyła jako niańka starego pryka" - zaśmiał się w duchu Mystic.
Ona i jej brat zamieszkali u czarodzieja w Urupie i pomagali mu ze wszystkich sił, za co ten odpłacał się czym mógł. Często sprowadzali też przyjaciół, także dom czarodzieja tętnił życiem. Jednak pokoje na piętrze domu dostępne były tylko dla rodzeństwa. Czarodziej zadbał o to by nikt inny nie wszedł tam, a już na pewno nie bez jego wiedzy. Tyle co odprawił rytuał poświęcony pięciu żywiołom, a teraz studiował wiadomości dostarczone mu przez Jupika.
Młodszy brat Bibi widział dużo. Tego czego nie widział dostarczali mu inni informatorzy. W mieście dysponował dość dużą budowaną przez lata nieustannych zmagań z Mygrellem siatką. Na pewno używał ich też do swoich celów. Jednak czarodziejowi to nie przeszkadzało. Żyli w absolutnej symbiozie i było im z tym bardzo dobrze. Odłożył notatkę wzmiankującą starcie dwóch elfów przerwane przez paskudnie wyglądającego orka. To na pewno Vasquez, a jeśli niósł jednego z elfów do świątyni Garlen, to mógł to być Seth. Czarodziej miał nadzieję, że fechtmistrz przeżył noc. Kilka razy był przydatny, poza tym nie chciał, by któryś z przyjaciół Geriona ginął zarżnięty w nocy. Poinstruował Jupika, by ten dowiedział się kim byli obaj elfowie i co się dokładnie stało. Zastanawiał się czy nie kazać im obserwować Klik, ale zrezygnował. Pantera jest sprytna, zorientuje się i spłoszy. Tego zdecydowanie nie chciał.
Zjadł śniadanie po czym rozprostował przemarszczone ciało.
- Ciekawe co nam przyniesie ten dzień - rzekł do Bibi
- Mógłby przynieść kąpiel - zapiszczała w odpowiedzi mała istotka - Już prawie nie da się z tobą przebywać dziaduniu.
- Kąpiel musi poczekać, muszę się wziąć za medytację
Czarodziej wyszedł do gabinetu zamknął się by nikt mu nie przeszkadzał, wyrównał oddech i rozpoczął medytację. Wyobrażał sobie jak nowe doświadczenia mogą pomóc mu w wyrwaniu się z objęć śmierci. Starzec medytował Test życia. Chciał się lepiej przygotować na nadchodzącą zawieruchę.

sir_lancelot - 2007-01-17, 23:59

Jak postanowił Lancelot tak tez uczynił. Powitał każdego z gości Geriona pieśnią i muzyką. Widząc jednak nikłe zainteresowania a wręcz ignorancję przestał się wysilać i obciążać gardło ledwo wydające głos mimo wcześniejszych konserwująco odświeżających zabiegów.

[Banda ignorantów] - Pomyślał trubadur a na znak tego że tak właśnie pomyślał dokończył akurat graną melodię i zwinąwszy instrumenty odniósł je na miejsce.

Wracając zabrał z kuchni miskę z jajecznicą którą przygotował dla niego Gerion i usiadł na szynkwasie i zaczął jeść.

[Patałachy] - Ględził w myślach sfrustrowany wietrzniak. [Nie dość że mi gardło wysiadło, mam kaca to specjalnie zagrałem kilka utworów aby każdy się poczuł wyróżniony jako że to jedna wielka banda śmierdzących indywidualistów. A tu nic. Ani aprobaty ani dezaprobaty, ani nawet spojrzenia czy zwrócenia najmniejszej uwagi. Co ja już grac i śpiewać nie potrafię?] - Na sama myśl wyraźnie się zmartwił. Spuścił zniechęcony głowę, dokończył w milczeniu śniadanie i zaczekał aż każdy z gości dokończy jedzenie.

Kiedy ostatni zadumany Abishai skończył Lancelot jak przystało na bądź co bądź pracownika tego przybytku zebrał od wszystkich talerze i sztućce i bez słowa z grobową jak na niego miną(co już sami z siebie było dziwne i podejrzane) poleciał zmyć talerze do kuchni co mu się nigdy nie zdarzało.

Nawet Gerion się zdziwił. Kiedy jednak zdał sobie sprawę jaka cisza zaległa w gospodzie to zdał sobie sprawę że ambitny i zapalony zmysł artystyczny trubadura został urażony brakiem jakichkolwiek efektów jego porannego wysiłku.

[Nawet nie spojrzała psia mać! Ja tu gardło resztkami sił nadwyrężam i na rzęsach staje grając na instrumencie na którym się grac dopiero uczę a ta ani drgnie. Już ja se to zapamiętam! Jak mi tylko głos wróci to już ja Jej powiem! Złodziej złodziejem ale baba powinna zareagować na muzykę jakkolwiek.]

Lancelot zmył w ciszy i pokorze naczynia. Wytarł dłonie i wrócił do izby gościnnej. Wszyscy siedzieli w grobowej ciszy i ani myśleli zwrócić na Niego uwagę.

"Bydło! No co za bydło! Z jakiego pastwiska się żeście wszyscy pourywali?" - Chciał krzyczeć Lancelot ale oprócz nerwowego wymachiwania ramionami nic więcej nie wzruszyło powietrza. Lancelot stracił głos. Stracił go chcąc umilić tym wieprzom i tej tu oto świni poranek i śniadanie a tak go potraktowali że nawet teraz kiedy niemy sie do nich zwraca to nawet nikt nie spojrzy.

Długo gestykulował Lancelot nie mogąc dobyć ani słowa z gardła. Machał rękoma i machał. Narobił przeciągu a i tak nikt nawet nie spojrzał. Machnął w końcu ręką i odfrunął na zaplecze aby się schować w kaptur Geriona tam rozpaczać nad porażką wysiłków jego dyscypliny.

[Co z tego że ich dużo?! Co z tego że to adepci?! Znani, oczytani, bystrzy. Żaden z nich nie potrafi docenić piękna sztuki i wysiłku twórcy. Będzwały!!! Złościł się w myślach Lancelot i w swojej dobroduszności dziękował Pasjom że stracił głos właśnie w tym momencie i nie wykrzyczy wszystkim czegoś czego za chwile mógłby żałować]...

Położył się w kapturze stroju Trolla i zasnął z brwiami ze złości ułożonymi w literę V.

Nie spał długo. Tuż po przebudzeniu minę miał już pogodną a w myślach jego przewijało się stwierdzenie które chyba wyśnił:

[W dupie z nimi. Ja ich na siłę koneserami sztuki nie będę robił jak się ze wsi od kopania kartofli wyrwali. Magowie, nie magowie - wszystko prostaki!]

Z tą myślą i z uśmiechem na ustach wyciągnął swoją fujarkę zamknął oczy i zagrał po prostu dla siebie piękną melodię na odejście złości i złych myśli.

Melodia pomagała mu w złych chwilach od zawsze. Pomogła i tym razem w oka mgnieniu.

Sethariel - 2007-01-18, 00:41

Powstrzymując odruchy wymiotne Seth zanurzył swoja głowę całkowicie w wodzie. To zwykle orzeźwiało elfa, lubił wodę, lubił kontakt z nią. To między innymi dlatego tak dobrze wspominał swój pobyt na Pływającej Wyspie aropagoi V'strimon. Nie wspominając o kąpieli Astendar w Łaźni 9 Pasji. Fechtmistrz rozmarzył się na chwilę, przypominając sobie te wszystkie cielesne przyjemności. Niestety ból od poparzeń dawał o sobie znać i nie pozwalał na jakiekolwiek odrywanie się od rzeczywistości. A rzeczywistość była bardzo skomplikowana i brutalna.

Seth przypomniał sobie całe wczorajsze zajście w Dzielnicy Przybyszów. Dosłownie chwilę po pojawieniu się dwóch nieznajomych, którzy go zaatakowali, zjawiła się kolejna osoba żądna krwi fechtmistrza.

"Pojawił się znikąd, jak tamta dwójka... Wyglądał jednak jakoś znajomo... Skąd ja go znam? Wiem, że był Powiernikiem Zaufania, ale skąd...? Już wiem! Przecież to ten zarozumiały elf, którego widziałem u Mistrza Kattarna, u którego pobierałem lekcje carromeleg." Seth przypomniał sobie starego nauczyciela, który dłuższy czas temu pokazał młodemu jeszcze wtedy fechtmistrzowi podstawy unikalnego elfickiego stylu walki. Nie opanował ich, nie chciał nawet. Wykorzystał je jednak do stworzenia własnego stylu walki mieczem, opartego jedynie na carrameleg ognia.

"Teraz już wiem czemu nie zaskoczyło mnie użycie przez niego tego stylu w walce ze mną. Te charakterystyczne ruchy... Sądząc z nich elf musiał być w tej technice bardzo zaawansowany. Może nawet mistrz... Poruszał się jak woda... Woda gasi ogień... Ogniem oczywiście jestem ja... Więc to wszystko było dokładnie zaplanowane, jak na szachownicy... Tylko dlaczego?? Co takiego posiadam? Bo moje życie chyba aż tak ważne nie jest..."

Seth obawiał się najgorszego, Myrgelle pradopodobnie żył... Nie dość, że miał medalion - pomniejszy przedmiot wzorca fechtmistrza, to na dodatek znowu udało mu się wciągnąć Setha w jedną ze swoich gierek. Tym razem "gierka" wydawała się jednak o wiele poważniejsza. Iopos, Myrgelle, i ktoś trzeci. Trzecią siłą był ktokolwiek, kto pozbawił przytomności Setha wraz z Powiernikiem Zaufania w chwili gdy Fechtmistrz zadawał decydujący cios.

"Pchnięcie było idealne... Po krótkiej wymianie ciosów udało mi się co nieco rozpracować jego styl, zacząłem przwidywać jego kolejne posunięcia, choć wcale nie było to takie łatwe, jak i bezpieczne. Czułem, że jakikolwiek błąd w obliczeniach mógł kosztować mnie życiem. Jednak udało się... Przebiłem się przez jego zasłonę prostym przeciwtempem i zadałem jedno celne pchnięcie, prosto w serce... Wtedy zobaczyłem jakiś błysk od mojej prawej strony, wielka ognista fala popędziła w naszym kierunku..."

Seth zanurzył się ponownie w wodzie. Przemył po raz kolejny wszystkie rany, okropnie go piekły. "Czyli zmiana planów... Złodziej będzie musiał poczekać, zresztą okradanie osoby, która może się zemścić, a okradanie umarlaka to dwie różne sprawy."

"Przydałby się teraz ktoś, kto powiedziałby co nieco o przyszłości, przewidział wydarzenia lub chociaż podpowiedział na czym się skupić. Ktoś taki jak ten iluzjonista - wróżbita Detreth Silvane z Wielkiego Targu, właściciel jednej z tamtejszych Karczm. Mieszkał kiedyś w Urupie, szkoda, że to było 10 lat temu."

"Czas porozmawiać znowu z Mysticiem, czas wrócić do karczmy Geriona." Pomyślał Seth wychodząc z balii pełnej wody...

Gerion - 2007-01-18, 10:24

Deszcz wolno, acz skutecznie sączył się za kołnierz płaszcza Łowcy. "Paskudny ranek" - mruknął Vasquez sam do siebie. Kiedy wędrował w samotności łapał się często na tym, że rozmawiał sam ze sobą. A może wcale nie ze sobą? Usiadł pod wielkim nawisem płożącej się, karłowatej hikory. Wsparł plecami o ścianę i przymknął oczy. Przestawił swe postrzeganie na świat astralny, czubkami palców powoli wyczesywał pasma astralnej energii. Lekkimi pchnięciami kierował je wgłąb wzorca talentu Hartowania siebie. Było to trudne i wymagało wielkiej uwagi. Ale Łowca wiedział jak ma o siebie zadbać na szlaku. Po pół godzinie był już gotów do dalszej drogi.

***

"Mości Gerionie, możesz mi polecić jakiegoś przewodnika? Może być choćby wietrzniak, byle miasto znał." - głos Abishaia wyrwał trolla z zadumy. Zwykle pogodny Wojownik, od rana miał jakiś dziwny nastrój. Na poły sentymentalny, na poły smutny. Przez otwrate na podwórze drzwi przyglądał się Misiołakowi walczącemu ze skołtunioną brodą i włosami.

"Przewodnika Abishaju? Poleciłbym Ci Lancelota, ale widzę, że dziś ma ochotę na poranne koncerty" - kiwnął rogami w stronę wietrzniaka, który grał piękne melodie na swoich skrzypcach. Gerionowi przez myśl przeleciały obrazy z młodości. Piargi na wschodnich zboczach Gór Gromu, szum wodospadu i chłodne drobiny rozbryzgującej się wody, jakie osiadały na jego ramionach, gdy medytował każdego poranka, po intensywnych ćwiczeniach. "Wiesz co, znam zmyślną dziewczynę, z twej rasy. Rufina ją zowią. Bystra i urodzona w Urupie. Poproszę Lancelota jak skończy, bo po nią posłał. A teraz pozwól, że podam Ci śniadanie".

Abishai usiadł blisko otwartych drzwi. Lubił chłod porannego powietrza. Spojrzał na stół. Sześć miseczek z mieszankami orzechów i suszonych owoców. Połowy z nich nie znał. Zaczynał chyba lubić gerionowe menu. DO tego garniec ciepłego, koziego mleka z miodem. I świeże mandarynki!

Misiołak skonczył właśnie jajecznicę z pół kopy jaj przystrojoną grubymi, tłustymi plastrami boczku. Pochłonął następnie kiszone ogórki, papryka i kapustę. Zamówił dwie kształtne goloneczki omaszczone bogato ostrym chrzanem, koryto owsianki z owocami i miodem, bochen świeżego pachnącego chleba ze złocistym masełkiem...I koniecznie coś do picia. Klik spoglądała na Władcę Zwierząt zaintrygowanym spojrzeniem. To co pochłonął Misiołak jej wystarczyłoby na tydzień. Ale człowiek nie wyglądał wcale na grubasa. Wręcz przeciwnie, był potężny i umięśniony jak rugaryjski mastrylicht. ŚLedziła wzrokiem grę mięśni barków pod grubą, owłosioną skórą Misiołaka. Drzemała we Władcy jakaś dzika, pierwotna siła. Przez ułamek sekundy zastanowiła się co też takiego mogłaby mu skraść, co byłoby godnym jej wyzwaniem...? Odsunęła myślą impuls złodziejskiej magii. Misiołak miał na sobie tylko przepaskę biodrową. Z niechęcią zauważyła jak przez otwarte szeroko drzwi wchodzi zakapturzony t'skrang.


Ksenomanta W karczmie zastał półnagiego Władcę Zwierząt ("Dobrze, że przynajmniej ten nie wstydzi się swojej cielesnej powłoki." - pomyślał), Trubadura jak zwykle głośnego, Złodziejkę oraz Abishaia rozmawiającego z gospodarzem. Nikogo, poza tym ostatnim nie zaszczycił nawet spojrzeniem.

Udał się w swój ulubiony kąt (tak, to był jeden z nawyków, którego nie chciał się wyzbywać), mówiąc do Geriona: "Przyssssiądź ssssię do mnie, kiedy będziesszz miał chwilę. Ale najpierw śśśśniadanie," - tu nagle przerwał i nadstawił uszu. - "Bo ssssssłyszę, że nie tylko ja jesssstem głodny..."
"Oj nie tylko to SirValequ" - przerwał rozmowę z Iluzjonistą Gerion. "Co jemy dziś rano?" - zapytał retorycznie z uśmiechem. Po chwili przyniósł Ksenomancie jego ulubione śniadanie i imbryk z wrzącą wodą. SirValeq zazwyczaj sam wybierał gatunek herbaty. Gerion już dawno przywykł do Ksenomanckich rytuałów. A nwet je polubił.

Kiedy po długiej godzinie towrzystwo nasyciło się śniadaniem i odpoczęło, Gerion ruszył w kierunku Lancelota. WIetrzniak się wyspał i grał wlaśnie swą ulubioną melodię. "Przyjacielu" - szeptem zwrócił się do Trubadura w języku trolli. Lancel zadziwiony włożył nieco wysiłku w swe magiczne talenty, by zrozumieć trolla i pokonwersować z nim w jego mowie. "Znajdz mi proszę Rufinę. Koniecznie niech do mnie przyjdzie. Rozejrzyj się jeszcze za tym nieroztropnym Bezbronnym, bo jeszcze gotów napytac sobie biedy". Potem jeszcze krótką chwilę rozmawiali i wietrzniak radośnie wyfrunął ślizgając się w powietrzu ze świstem kilka centymetrów nad miską z golonkami, które wzrokiem pochłaniał Misiołak.


Gerion uśmiechnął się do Kilk pytając czy jeszcze coś by przekąsiła. Jednak dziewczyna zaprzeczyła tylko ruchem głowy. Bez słowa wstała, otrzepała spodnie i skierowała swe kroki w stronę Abishaja. Troll musiał odczekać kilka chwil nim rozwieją się mgliste opary wokół SirValequa. Przysiadł się więc do objedzonego Misiołaka. "Gdzie kierujesz swe kroki druhu?" -zapytał. "Baryłeczka wygląda na zadowoloną" - dodał spoglądając przez okno.

***
Zbliżało się południe. Seth leniwym krokiem mijał wysokie mury brzydkiej budowli. "Ohydne" - pomyślał. "Może i wygląda na nie do zdobycia, ale ten cały Lud zza Morza nie ma za grosz gustu" - dodał obrzucając wyzywającym spojrzeniem, zakutego w czarną stal strażnika. Skręcił w uliczkę Wędrowców z północy i wyszedł na Krzywą. Wmieszał się w tłum tragarzy i portowych robotników. Jeszcze trzysta kroków i usiądzie wygodnie przy gerionowym stole.

Sir Valeq - 2007-01-18, 14:11

Troll musiał odczekać kilka chwil nim rozwieją się mgliste opary wokół SirValequa. W tym czasie porozmawiał z Misiołakiem.

Wreszcie jednak przysiadł się do Ksenomanty, który miał za sobą już śniadanie i dwie herbaty. Zdawał się też wrócić do rzeczywistości, gdyż przez pół godziny siedział zupełnie od niej oderwany.

"Zaprossssiłem do nas Łucznika, Gerion," - powiedział Sir'Valeq wskazując głową pustą przestrzeń obok trolla. - "Tyle lat już tu przessssiaduje... Twój najbardziej sssstały gośśść, choć nie zarabiasz na nim ani miedziaka."

Wojownik wzruszył ramionami.

"Czy mógłbyśśśś opowiedzieć mi, co według ciebie zaszło tutaj wtedy? Chciałbym porównać twoją werssssję z wersją Roxa. Jeśśśśli wiesz także, gdzie mógłbym znaleźć innych śśśświadków tego zdarzenia, których werssssje mogą być jeszcze inne, to powiedz mi o tym."

Zadumał się na chwilę.

"Ciekaw jesssstem, śśśświadkiem ilu jeszcze tajemniczych wydarzeń były te mury..."

Obaj spojrzeli jeszcze, czy Lancelot na pewno wyleciał i nie będzie przeszkadzał w rozmowie, po czym ropoczęli.

"Aha, jeszcze jedno. Jeśśśli sssam chciałbyś zadać swemu gośśśściowi jakieśśśś pytania, to z chęcią mu je przekażę."

Gerion - 2007-01-18, 14:37

Czy mógłbyśśśś opowiedzieć mi, co według ciebie zaszło tutaj wtedy? Chciałbym porównać twoją werssssję z wersją Roxa. Jeśśśśli wiesz także, gdzie mógłbym znaleźć innych śśśświadków tego zdarzenia, których werssssje mogą być jeszcze inne, to powiedz mi o tym."
- z namysłem wysyczal Ksenomanta. Zadumał się na chwilę. "Ciekaw jesssstem, śśśświadkiem ilu jeszcze tajemniczych wydarzeń były te mury..."

"Wiesz SirValequ" - odparł troll - "jakieś trzy lata temu, dokładnie 12 dnia miesiąca Raquas 1504 roku, odwiedził mnie Rox zupełnie niespodziewanie. Było wczesne popołudnie i ruch spory. Rox zamówił korzenne wino z łyżką cukru trzcinowego" - ciągnął troll.
"Pamiętam jak dziś, wyszedłem na zaplecze i jeszcze się na niego obejrzałem. NIe widzieliśmy się dobre 4 lata. Uśmiechnął się do mnie wtedy. Jak na człowieka był bardzo brzydki, zamiast obu gałek ocznych miał paskudne amulety. Kiedy wróciłem z garem wina, przy jego ławie było już spore zamieszanie. Leżał na stole i nie reagował na próby docucenia. Umarł".


SIrValeq tylko potakiwał głową.

Troll ciągnął dalej: "Rox był znanym Kusznikiem. Przed laty poznaliśmy się nad Wężową. Potem się ustatkował, ożenił ze swoją uczennicą - Delveną. Osiedli w Wielkim Targu. Czasem pisywał do mnie listy. Miał znajomego adepta Posłańca - obsydianina Ekari-shosena i w ramach przyjaźni i umów krwi, korzystał z jego usług. Ale w żadnym liście się nie skarżył, że na coś cierpi, albo ma wrogów. Przestał rozwijać swą legendę, zajął się prostym życiem, choć szkolił młodych adeptów."

Gerion zamyślił się na chwilę.

"Nawet się nie zapowiedział. Gdybyś mógł poznać tajemnice jego śmierci - byłbym wdzięczy. Jednak wiedz, że impuls Ragokka jest mi obcy. Nie będę się mścił. Chyba, że wymagałby tego honor Roxa...." skończyl Wojownik.

***
Seth już już miał wejść do karczmy Geriona. Zatrzymał się jednak 20 kroków wcześniej. "Przecież Mystic zwykł się zjawiać wieczorem" - pomyślał. "Złoże mu niespodziewaną wizytę, a potem razem coś przegryziemy u Geriona". Obrócił się na pięcie i pognał w stronę nabrzeża...

Bezbronny - 2007-01-18, 16:41

szukałem przez kilka godzin i nie znalazłem ech... " wraca wietrzniak zrezygnowany do karczmy"

staram się lecieć jak najszybciej potrafię, pilnuje aby pies mnie nie zgubił, latam przy ziemi, miedzy domami, w górę i znów przy ziemi, jak ważka, po czym wznoszę się ku górze i podziwiam tą wioskę.... Dopiero teraz, z wysokości widać jak bardzo się myliłem... Las domów dawców imion zatrzęsienie, i w tedy coś we mnie pękło, poczułem ból w piersi, uświadomiłem sobie że przegrałem, że poniosłem porażkę, straciłem wszystko co zdobyłem w swoim 84 letnim życiu, wszak cały majątek spieniężyłem, i straciłem. Nie stać mnie nawet na zapłacenie za śniadanie, co ja teraz biedny pocznę...
Załamany spadam lak liść na ziemię jednak że spadając uświadamiam sobie że nie może tak być, nie poddam się... koryguje lot, i ląduje. wołam psinę, po czym przytulam się do burka i głaszcząc go szepczę mu na ucho ze jakoś to będzie. Wsiadam na psinę, po czym wyruszamy do karczmy.

przy karczmie zostawiam psa. wchodzę do karczmy, rozglądam się za Gerionem, czapka z głowy i zagaduje: Straciłem wczoraj cały mój majątek było tego trochę, tyle ile mogłem udźwignąć resztę zainwestowałem w zbroje wóz z koniem i mały skrawek lasku przy serwos. Nie stać mnie aby kupić sobie śniadanie. Czy nie znalazła by się dla Mnie jakaś praca, w zapłatę by była strawa dla mnie i dla mojego psa, waruje pod drzwiami....

Myślę głośno
Żebym wiedział jak znaleźć tego złodzieja co mnie okradł... czy mój cały majątek już przepadł na wieki? jak można ustalić kto to zrobił.
Staram się nie płakać

siedzę zmartwiony i czekam na to co Gerion odpowie. Po chwili dodaje, potrzebuje sztyletu, lub Noża, nie mam żadnej broni przy sobie a gołymi pięśćmi dużo nie zdziałam...

Misiołak - 2007-01-18, 18:10

Troll musiał odczekać kilka chwil nim rozwieją się mgliste opary wokół SirValequa. Przysiadł się więc do objedzonego Misiołaka. "Gdzie kierujesz swe kroki druhu?" -zapytał. "Baryłeczka wygląda na zadowoloną" - dodał spoglądając przez okno.

Misiołak faktycznie pochłaniał potrawy niczym dotknięty klątwą rybki-głodomora. Na koniec posiłku beknął soczyście wyrażając tym samym pełne uznanie dla trollowej sztuki kulinarnej.
- Mam parę wiadomości do dostarczenia... Choćby sołtys Bryen z Pszczelej wyraża nadzieję, iż zagustujesz w jego miodach - tu wymownie oblizał łyżkę pokrytą złocistymi kroplami - i nawiążesz z wioską owocną współpracę. Liczy, że zrobisz mu dobrą reklamę w dzielnicy. Możesz być pewien, że na tym nie stracisz. Sowicie mnie wynagrodził za uwolnienie wioski od plagi mózgonóżków.
- A potem... potem pewnie rozejrzę się za jakąś karawaną, która wyprowadzi mnie z tej całej cywilizacji. Być może teraz Baryłeczka wygląda na szczęśliwą, ale wkrótce obrzydną jej miejskie mury.

Zaraz po śniadaniu Władca Zwierząt zaczął sposobić się do wyjścia.

abishai - 2007-01-18, 18:36

"Przewodnika Abishaju? Poleciłbym Ci Lancelota, ale widzę, że dziś ma ochotę na poranne koncerty" - Gerion kiwnął rogami w stronę wietrzniaka, który grał piękne melodie na swoich skrzypcach. Po chwili namysłu zaś dodał. "Wiesz co, znam zmyślną dziewczynę, z twej rasy. Rufina ją zowią. Bystra i urodzona w Urupie. Poproszę Lancelota jak skończy, bo po nią posłał. A teraz pozwól, że podam Ci śniadanie".
"Dziękuję bardzo za pomoc."- rzekł krasnolud w odpowiedzi.. Zwiedzanie miasta w towarzystwie przedstawicielki własnej rasy było ciekawą wizją.

Abishai usiadł blisko otwartych drzwi. Lubił chłód porannego powietrza. Spojrzał na stół. Sześć miseczek z mieszankami orzechów i suszonych owoców. Połowy z nich nie znał. Zaczynał chyba lubić gerionowe menu. DO tego garniec ciepłego, koziego mleka z miodem. I świeże mandarynki!
Jeszcze trochę, a stanę się gruby, jak te brodate baryłki z Throalskiej świątyni Chorrolisa. - jęknął w duchu, co jednak nie przeszkodziło mu w pałaszowaniu smakołyków. Zawód wędrownego iluzjonisty do wynajęcia (..jakim się parał) nauczył go, żeby napełniać brzuch przy każdej okazji. Częsty wysiłek i nierzadkie okresy głodówki spowodowały że krasnolud był bardzo szczupły, jak standardy swej rasy. Skarby, sława i kobiety...życie bohaterów wspaniale wygląda w opowieściach trubadurów. Którzy jakoś zapominają wspomnieć o kupcach targujących się o każdy kawałek srebra przy wypłacie wynagrodzenia, ulewach po których przemarza się do szpiku kości , zapylonych korytarzach grożących zawaleniem i setkach złośliwych pułapek chroniących, nie tak znowu wielkie skarby. -westchnął w myślach Abishai i popijawszy naprawdę pyszny napitek planował wycieczkę. Najpierw musiał odwiedzić ambasadę Throalu , by dowiedzieć czy może wraz ich pocztą wysłać list do rodziny, potem do urzędu miejskiego.. A potem, może zwiedzić Biharj - dzielnicę krasnoludów?
Kto wie... Abishai nie miał aż tak sprecyzowanej wizji dnia.

Gerion - 2007-01-18, 19:43

" Mam parę wiadomości do dostarczenia... Choćby sołtys Bryen z Pszczelej wyraża nadzieję, iż zagustujesz w jego miodach - tu Misiołak wymownie oblizał łyżkę pokrytą złocistymi kroplami - i nawiążesz z wioską owocną współpracę. Liczy, że zrobisz mu dobrą reklamę w dzielnicy. Możesz być pewien, że na tym nie stracisz. Sowicie mnie wynagrodził za uwolnienie wioski od plagi mózgonóżków."

Gerion z uśmiechem odpowiedział - "Jak tylko wrócisz przekaż mu, że dam mu naprawdę dobrą cenę za jego półroczne zbiory. I opłacę transport!..." Nim zdążył skończyć Misiołak wtrącił: "A potem... potem pewnie rozejrzę się za jakąś karawaną, która wyprowadzi mnie z tej całej cywilizacji. Być może teraz Baryłeczka wygląda na szczęśliwą, ale wkrótce obrzydną jej miejskie mury."

"Cóż co do karawany może mógłbym Ci pomóc. Natomiast Bryen będzie szczęśliwy, gdy mu powiesz, że kupiec Martell żywo interesował się w zeszłym tygodniu tak zacnym napitkiem jaki pędzę z bryenowego miodziku. Jeśli soltys byłby skłonny przypieczętować krwią roczny kontrakt, to możesz mu przekazać niech ruszy tu swój gruby tyłek"- troll porozumiewawczo mrugnął do Władcy Zwierząt i wstał dokończyć przerwaną rozmowę z Ksenomantą.

"A słuchaj no Misiołaku" - zawrócił na pięcie Wojownik - "nie zaopiekowałbyś się moim Pikusiem? To lekko oswojony skeorx...kocie jeszcze...małe...Nie chcę by zgłupiał do cna w tej klatce, a wiem ze Ty się nim dobrze zajmesz..co? - spojrzał z nadzieją w oczy człowieka. I uśmiechnął od ucha do ucha.

Nagle do karczmy wleciał zrozpaczony Bezbronny. Ściągnął pomarańczową czapkę z głowy i uderzył w te słowa: "Straciłem wczoraj cały mój majątek było tego trochę, tyle ile mogłem udźwignąć resztę zainwestowałem w zbroje wóz z koniem i mały skrawek lasku przy serwos. Nie stać mnie aby kupić sobie śniadanie. Czy nie znalazła by się dla Mnie jakaś praca, w zapłatę by była strawa dla mnie i dla mojego psa, waruje pod drzwiami..."

Gerion rozejrzał się rozkojarzony po karczmie. "Oż cholera, a Lancel szuka tego biedaka w Zennice" - pomyślał. "Słuchaj no zuchu" - huknął troll - "Lancelot to urwipołeć, który woli dmuchać w piszczałkę i śpiewać , niż zająć się porządną pracą. Roboty u mnie dostatek, ale co taki pokurcz jak Ty może robić? Drwa rąbać? Beczki nosić? Hmm...ale pajęczyny mógłbyś omiatać, świece gasić, gosci prowadzić na pokoje i insze lżejsze roboty. Może i Lancelowi w śpiewie byś towarzyszył i sztuczkami jakimiś gości zabawiał? Albo opowieściami? Dobra, możesz u mnie nocować i jeść za robotę od rana do południa. Popołudnia masz wolne, jak znajdziesz co lepszego - bierz. Wieczorami też będę Cię potrzebował. Tygodniówki wypłacam z dołu, 7 srebrników. Jak co od gości dostaniesz, a uczciwie - to Twoje. Do pewnych komnat nie wchodzisz i nie pytasz dlaczego. Jak sprowadzisz mi celowo Złodzieja, to wiedz, że go okaleczę, a Tobie pourywam nóżki. Teraz leć na strych uporządkuj tam coś noca napaskudził, ochędóż się trochę i doprowadź do porządku..." - skończył troll.

***
W tym czasie Abishai realizował swoje plany. Złatwił z pomyślnością wszystko w throalskiej ambasadzie i uboższy o 30 srebrników opuszczał strome korytarze Biharj. Powłóczył się jeszcze do wteczora po centralnej dzielnicy i napodziwiał dryfujących nad miastem drakkarów oroskich trolli. Zamierzył sobie wrócić do Geriona późną nocą.

***

Seth był zachwycony. Bibi i Jupik okazały się doskonałymi towarzyszami oczekiwania na Mystica. Było wczesne przedpołudnie, gdy Czarodziej zaprosił go w końcu do siebie...Seth bez ogródek przeszedł do sedna. Mystic tylko słuchał i gładził swą siwą, długą brodę... A potem zaczął z nim rozmowę...

***
Lancelot już był zmęczony. Dobre dwie godziny szukał Bezbronnego. Było zdrowo po południu kiedy przysiadł na zrębie fontanny w dzielnicy Nehem. Opluskał twarz w chłodnej wodzie i leniwym lotem udał się do karczmy Geriona...

***
Sir'Valeq tkwił w astralnej przestrzeni. Nie sam. Pośród odbić gerionowego lokalu i jaśniejących zarysów adeptów przemierzających tam i siam salę, Ksenomanta kierował strumienie magii ku mglistemu duchowi lewitującemu w okolicach paleniska. Zaczerpnął karmicznej energii i przepuścił ją przez wzorzec talentu, który sprawił, że duch zrozumiał słowa t'skranga...A potem wysłuchał jego opowieści...

Misiołak - 2007-01-18, 20:39

"A słuchaj no Misiołaku" - zawrócił na pięcie Wojownik - "nie zaopiekowałbyś się moim Pikusiem? To lekko oswojony skeorx...kocie jeszcze...małe...Nie chcę by zgłupiał do cna w tej klatce, a wiem ze Ty się nim dobrze zajmesz..co? - spojrzał z nadzieją w oczy człowieka. I uśmiechnął od ucha do ucha.

Oczy Władcy roszerzyły się ze zdumienia.
- Obawiam się, że nie istnieje coś takiego jak lekko oswojony skeorx. Zresztą nawet "oswojony" skeorx i miasto to kiepskie połączenie. Zwłaszcza kiepskie dla miasta. Dobrze, jak wrócę, to się nim zajmę. Przez jeden dzień nie powinien narobić kłopotów...
- Swoją drogą co za szaleniec wykradł go matce... - mruczał ubierając się w jeszcze wilgotne odzienie. Powtórzył w myślach listę zleceń: przypomnieć kupcowi Boleenowi o dostawie sukna do Pszczelej, przekazać wieści od głosiciela Garlen ze Strugi, poinstruować szkutnika odnośnie modyfikacji łodzi dla rybaków z Soły... a to tylko początek.
- Do zobaczenia popołudniu lub co bardziej prawdopodobne wieczorem - pożegnał się i wyszedł za próg. Niedźwiedzica podreptała w ślad za nim.

Sethariel - 2007-01-18, 22:20

"Bardzo dobra herbata. Hmm białe liście Karripai sprzedawane przez lud zza morza, zgadłem?"

Seth odłożył delikatnie ozdobną filiżankę, rozsiadł się wygodnie na krześle, odgarnął spadającą na jego twarz blond grzywkę, po czym przyjął wygodną, lekko schyloną do przodu pozę, łokcie opierając o stół...

"Przejdę do konkretów. Pewnie zauważyłeś, że jestem lekko poparzony. Stoczyłem wczoraj w nocy walkę. Szkoda, że nikt jej nie widział... W każdym razie niespodziewanie zaatakowano mnie gdy szedłem w stronę dzielnicy T'skrangów. Napastników było kilku, jednak nie grali w jednej drużynie chyba. Najpierw z ciemnego zaułka wyskoczył prawdopodobnie ork i krasnolud, niestety nie miałem zbyt dużo czasu by się im przyjrzeć, więc to tylko moje przypuszczenia. Nie stanowili żadnego zagrożenia, w mig się z nimi uporałem... Nie wiem nawet czy moge o nich mówić jak o dawcach imion, bo równie szybko jak się pojawili, zniknęli... tak po prostu rozpłynęli się w powietrzu... Podejrzewam ingerencję jakiegoś maga, prawdopodbnie iluzjonisty. Nim zdążyłem się nad tym zastanowić zaatakowano mnie ponownie. Tym razem napastnika kojarzyłem, pewnie Cię to zaskoczy, był nim jeden z Powierników Zaufania, prawdopodobnie mistrz carromeleg. Z nim także sobie poradziłem, a jakże" uśmiechnął sie zadowolony z siebie Seth. "Rzecz w tym, że do walki dołączyła trzecia osoba, nie wiem kim była, ale musiała być cholernie dobrym magiem, zdąrzyłem tylko zobaczyć pędzącą w moim kierunku falę ognia, duuużą falę ognia, o mało co się tam nie spaliłem... Na szczęscie miałem czym, haha a własciwie kim się zasłonić... Co o tym sądzisz? Mystic dobry kolego, bo mnie się wydaje, że ktoś tu sobie pogrywa i to dosyć poważnie. Mygrelle prawdopodobnie żyje, ma się dobrze i zastawia na mnie i na innych swoje sidła... Bardzo sprytne z jego strony, upozorować własną śmierć... Ale my Mystic coś wymyślimy, na pewno. Mam nadzieję, że Mygrelle tym razem pożałuje wszytskiego, a ja odzyskam co moje. To co współpraca? Jak kiedyś?" Seth wyciągnął dłoń w stronę Mystica, czekąjąc aż ten zgodzi się współpracować...

Sharkuz - 2007-01-18, 22:53

Łupieżca z gromkim śmiechem wszedł do karczmy, zza drzwi słychac jeszcze było dudniące:
-...do boju Kamienni, do boju...

- Gerion polej mi tu troche piwska urupiańskiego czy jakie Wy tu macie, cały dzień żem u roboty bawił.

klik - 2007-01-18, 23:53

Klik zbudziła się w doskonałym humorze - sen wyciszył niepokój i napięcie poprzednich dni. Siedząc na łóżku w przytulnym pokoju szybko przejrzała zawartość swojego plecaka - były tam wszystkie niezbędne jej rzeczy; wszystko, co miało dla niej jakieś znaczenie. Kilka magicznych zabawek, które w przeszłości nieraz uratowały jej życie; parę fiolek z truciznami; trochę listów, rejestrów kupieckich, spisów nazwisk, znalazłoby się tam nawet zaświadczenie mówiące, że jego okaziciel jest właścicielem egzotycznej kolekcji białych motyli pochodzących z serca puszczy Liai. Z namysłem wpatrywała się przez długą chwilę w listy z referencjami dzięki którym mogłaby uśmiercić Klik i stać się kimś zupełnie innym: Katrianne-aktorką z podrzędnego teatru w jakiejś zabitej dechami wiosce, Anną-guwernantką, która z przyjemnością zaopiekowałaby się czyimiś niesfornymi dziećmi czy w końcu Edgarem-lingwistą. Wykrzywiła usta. Tylko po co? Podeszła do niewielkiego lustra stojącego na komodzie z ciemnego drewna - jako dziecko słyszała opowieść trubadura o świecie znajdującym się po drugiej stronie szklanej tafli. Świecie, który przecina się z ich rzeczywistością tylko poprzez te nieruchome oczy. Świecie, który jest zupełnie, absurdalnie inny od tego, który znają. Uśmiechnęła się lekko - druga twarz odpowiedziała uśmiechem tak samo blada pod ciemnymi, prostymi włosami jak jej własna. Utrzyma Klik przy życiu jeszcze przez jakiś czas. Zawsze polegała na swoim instynkcie a skoro ten uporczywie nie szepcze jej teraz, by uciekała - to nie ucieknie. Przeciwnie. Do tej pory Klik była raczej myszą, która wykradała kotu najsmaczniejsze kąski, teraz miała ochotę sama upolować kilka tłustych, zadowolonych z siebie szczurków.
Sprawnie spakowała plecak, sprawdziła czy wszystkie jej niespodzianki dla myszek są na swoich miejscach po czym, zwabiona smakowitym zapachem jajecznicy, zeszła do głównej sali.
Schodząc układała w myślach listę rzeczy, którymi musi się tego dnia zająć - na pewno koniecznie musi poznać najnowsze wieści z życia codziennego miasta: jakie statki przypłynęły i jakie cargo przywiozły, najnowsze plotki, kradzieże, zabójstwa porwania, bankructwa czy najbliższe licytacje czarnego i szarego rynku. Zdobycie tych informacji powinno zająć jej jakieś dwie, może trzy godziny - jeśli tylko się pośpieszy. Potem może nawet zdąży się umyć porządnie, przebrać i zamienić parę słów z Mysticiem... Westchnęła cicho patrząc zafascynowana na potężnego Władcę Zwierząt konsumującego właśnie sumę jej tygodniowych posiłków. Była w nim jakaś energia, siła, która ją intrygowała - sposób w jaki odbierał świat i reagował na niego. Taki... skumulowany, skoncentrowany w jednym punkcie i w jednej chwili. Tu i teraz. Cóż cennego posiadał? Empatyczną więź ze zwierzęciem, miłość jego niedźwiedzicy - zaszeptała drzemiąca w niej magia dyscypliny. Nie wolno. Nie teraz. Przeniosła wzrok na siedzącego przy kolejnym stole iluzjonistę, podniosła się zdecydowana odbyć z nim krótką rozmowę przed wyjściem na miasto. Gdy jednak zobaczyła, że Abishai skończył posiłek i przygotowuje się do opuszczenia karczmy tylko skinęła mu głową. Wychodząc pomachała dłonią Gerionowi.
- Wrócę tu jeszcze - powiedziała z uśmiechem.
Dyskretnie sprawdzając czy nikt nie przejawia zbytniego zainteresowania jej osobą zagłębiła się w labiryncie wąskich ulic.

Gerion - 2007-01-19, 10:13

Sharkuz dysząc ciężko, usiadł za stołem. Kątem oka obserwował ciemny kąt, w którym Ksenomanta szeptał sam do siebie dziwne słowa. Gerion postawił przed nim spory antałek. "Bezbronny" - rzucił w powietrze troll - "przynieś proszę naszemu Sharkuzowi pusty puchar, ja odgrzeję smażone z boczkiem ziemniaki".

"Dostałem wczoraj wspaniały wędzony boczek ...wieprzowy...od jednego z rzeźników z Żelaznych Pazurów. Mówię Ci - paluchy lizać" - troll uśmiechnął się do wygłodniałego Łupieżcy. Poszedł na chwilę do kuchni i żelaznymi szczypcami umieścił kilka Gorących Kamieni pod żeliwnym kociołkiem. Spróbował drewnianą łychą ziemniaków, dosypał mielonego kminku z zielonym pieprzem...dorzucił pół garści wiórków z suszonej czuszki (piekielnie ostrej) i 4 kulki indrisańskiego ziela. Zadowolony z siebie wrócił do karczmy.

Bezbronny siedział na stole przed Sharkuzem i przez długą słomkę cedził piwo w sharkuzowego pucharu...Łupieżca był tym bardzo rozbawiony. "A wiesz co lataczu, jako żywo Lancela mi przypominasz" - parsknął piwną pianą w powietrze.

SirValeq z wielka uwagą słuchał co duch Roxa ma mu do powiedzenia, a miał wiele...

***

Misiołak stal rozbawiony nad tłustym krasnoludem. "Coooo! Jak w przyszłym tygodniu?! Czy Bryen ze swoją kuśką na łby się pozamieniał? Że niby ja zapomniałem?!" - darł się czerwony na gębie jak pawiani tyłek. "Toż słowa mi nie przysłał, o tej cholernej dostawie sukna..." - opluwał sobie brodę - "Weź mie tego kudłacza stąd bo mi zaraz prześmierdną wszystkie jedwabie i Magistrat na obrotowym mi dowali tak, że moim córkom cycki z głodu oklapną" - pieklil się kupiec. Misiołak tylko słuchał. Po godzinie, zmęczony Boleen usiadł na belach zielonego sukna. "Widzisz Misiołak" - smutny wskazał to na czym usiadł. "Widzisz? Miało być czerwone...kurna czerwone jak juha barana. A to co jest?" - i wściekły wrzeszczał - "Magistrat zamówił 80 łokci CZERWONEGO sukna z Derrek, a ten mój głupek Johan przywiózł z Derrek 100 łokci...! I mi wcześniej nie mówił, że ma problemy z kolorami! Ech ci ludzie, no mówię Ci........."

***

Dłoń Mystica z wolna płynęła przez gęste powietrze jego komnaty. Zdziwiona mucha machając wolno skrzydełkami przyglądała się upierścienionym palcom maga. A zwłaszcza ciemnogranatowemu kciukowi. Z każdym uderzeniem serca, dłoń Czarodzieja zbliżała się do wyciągniętej ręki Fechmistrza. Wreszcie po długim oczekiwaniu, obie ręce z wielką siłą, klasnęły o siebie i zamarły w uścisku...
Nad kamienicą Mystica zgęstniałe powietrze utworzyło ogromny wir...porwało kilka dachówek i wystrzeliło w górę, kręcąc piruet Pięścią Jorkawa....zdezorientowani Żeglarze, rozsypali się po pokładzie.........

***

Klik wcisnęła chłopcu w dłoń kilka miedziaków. "Nie wiesz jak wyglądam" - cmoknęła go w czoło. Chłopak zrobił głupią minę...

***

Wokół orka wyło rozcinane powietrze. On sam dwoił się i troił, by utrzymać wyrywającą mu się z rąk broń. Powietrze wypełniała wirująca stal. Każde ogniwo łańcucha pracowało z ogromną siłą... Gdy Łowca wsparł się na lewej dłoni, jego stopy poszybowały pionowo w górę...Łańcuch z ogromną siłą zaczął owijać się wokół wolnej dłoni. Gdy zostały tylko dwie stopy wolnej długości, ork uniósł ciężar swojego ciała na palcach dłoni i wystrzelił prawą rękę w stronę pnia sosny...Po ułamku sekundy sosnowe drewno pękło siejąc wokół mokre drzazgi. Vazquez opadł do przysiadu. Odpoczywał...
Po chwili podniósł się i zaczął nawijać na przedramię srebrne ogniwa długiego łańcucha. Napił się chłodnej wody z manierki i ruszył dalej w drogę ku Aras Nehem.

Sir Valeq - 2007-01-19, 14:45

Ksenomanta siedział z przymrużonymi oczami, wygodnie oparty o chłodną ścianę. Był zupełnie pogrążony w pozaziemskiej rozmowie...

"Wysssłychałem już, co wie twój przyjaciel. Teraz chętnie posssłucham, co sssam mi powiesz, Łuczniku."

"Ja... Tak dawno z nikim nie rozmawiałem... Tyle lat mogłem jedynie patrzeć na tych, którzy jeszcze żyją. Dziękuję..."

"Opowiadaj," - przerwał mu t'krang. Jeszcze tego mu brakowało - sentymentalnego ducha...

"Dobrze. Warto, by ktoś się wreszcie o tym dowiedział. Widzisz, kilka lat... albo może to już kilkanaście... Hmm, wiele lat temu poślubiłem adeptkę tej samej Ścieżki, Delvenę. Postanowiłem się ustatkować, osiąść gdzieś i przestać włóczyć się po Barsawii w poszukiwaniu przygód. Zająłem się inwestowaniem zgromadzonych środków i szkoleniem młodych adeptów, czasem tylko wykonująć drobne misje dla... dla..."

"Możesz mi powiedzieć. Jeśli stwierdzisz, że nie powinienem, nie przekażę tego dalej."

"Hmm, właściwie, to nie ma już znaczenia. Pracowałem dla Oka Throalu. Wtedy nie powiedziałbym o tym nikomu nawet na torturach, ale teraz..."

"Oj, uwierz mi, że sssstan, w którym jessssteśśś, nie wyklucza zadawania ci cierpienia. Nie chcę cię straszyć, ale dobrze byłoby, byś wystrzegał się Horrorów nawet po śmierci."

"Dobrze, będę pamiętał... Zresztą nie zamierzam się stąd nigdzie ruszać, a chyba nie powinienem spodziewać się Horrora w środku miasta?"

Ksenomanta milczał w odpowiedzi...

"Cóż, wrócę do mojej historii. Chodzi o moją żonę. Jej wioska przed dwudziestoma laty została wyrżnięta przez Theran i Ponury Legion, a ja, mimo iż starałem się, by ona o tym zapomniała, przysiągłem sobie, że znajdę odpowiedzialnych za tamte wydarzenia. Zacząłem wywiązywać się z tego w 1503, w tajemnicy przed Delveną.

"Przez dwa lata błądziłem po tropach prowadzących do nikąd, zamiast iść prosto do celu, ale wreszcie udało mi się. Wpadłem na trop Vudraka, orka Iluzjonisty, który stał wysoko w hierarchii Legionu i sprzedawał znajomemu therańskiemu handlarzowi niewolników Dawców Imion podejrzanych o splugawienie.

"Kiedy trafili do wioski Delveny, napotkali tam silny opór ze strony mieszkającego w niej potężnego Mistrza Żywiołów oraz starego Wojownika. Wtedy na jaw wyszła zdrada Vudraka, któremu jednak udało się uciec przed gniewem kompanów, gdyż pomogli mu therańscy żołnierze i bojowa bata."

Rox zadumał się na chwilę, po czym kontynuował, a t'skrang przysłuchiwał się bez słowa.

"Vudrak ukrywał się przez kilka lat przed członkami Legionu, by wreszcie po osiągnięciu mistrzowskiego poziomu w swojej dyscyplinie, wrócił do dawnego procederu. Zebrał czterech pozostałych przy życiu członków Legionu i stworzył na tych gruzach organizację Wiernych Vudraka."

"W jaki ssssposssób ssssię o tym dowiedziałeśśś?" - przerwał wreszcie Sir'Valeq.

"Pomogła mi w tym P'rk, wietrzniacka Arcymistrzyni Złodziejstwa, która była przyjaciółką Delveny i mieszkała niegdyś w tej samej wiosce. Mam nadzieję, że nie spotkał jej taki los, jak mnie...

Tropiłem orka przez rok. Myślałem, że w pewnym momencie uda mi się go zaskoczyć i dokonać zasłużonego sądu, lecz niedoceniłem go. Zorientował się w jakiś sposób o tym, że go śledzę i sporo wiem o jego przeszłości. Wtedy nasłał na mnie trucicieli z Landis..."

"Rozumiem, że to koniec twojej hisssstorii. Przybyłeśśś do Urupy, by opowiedzieć o wszystkim Gerionowi, ale nie zdążyłeś?"

Duch pokiwał głową.

Ksenomanta czuł już, że działanie talentu słabnie i za chwilę skończy się, więc mówił szybko:

"Opowiem twoją hisssstorię Gerionowi. Myśśślisz, że zrobi cośśś z tym? Podejmie twoją przerwaną misssję?"

"Nie wiem, mo..."

Magia talentu odeszła. T'skrang powrócił wszystkimi zmysłami do rzeczywistości i rozejrzał się za trollem. Kiedy ich spojrzenia spotkały się, powiedział:

"Wojowniku, mam ci wiele do przekazania..."

Sharkuz - 2007-01-19, 15:55

"Dostałem wczoraj wspaniały wędzony boczek ...wieprzowy...od jednego z rzeźników z Żelaznych Pazurów. Mówię Ci - paluchy lizać" - troll uśmiechnął się do wygłodniałego Łupieżcy. Poszedł na chwilę do kuchni i żelaznymi szczypcami umieścił kilka Gorących Kamieni pod żeliwnym kociołkiem. Spróbował drewnianą łychą ziemniaków, dosypał mielonego kminku z zielonym pieprzem...dorzucił pół garści wiórków z suszonej czuszki (piekielnie ostrej) i 4 kulki indrisańskiego ziela. Zadowolony z siebie wrócił do karczmy.

- Żarcie podpasi Gerion! Czuję, że coś cięższego pitrasisz. Nos mi się już wykręca od tej owsianej papki z owocami co na niebie żremy. - uderzył pięścią w stół wielce zadowolony.
- A co tam na lądzie słychac, ktoś nęka Urupe, jakieś bitwy? Aaa, popatrz mam dla Ciebie trochę świeczników ze szczerego złota.

Bezbronny siedział na stole przed Sharkuzem i przez długą słomkę cedził piwo w sharkuzowego pucharu...Łupieżca był tym bardzo rozbawiony. "A wiesz co lataczu, jako żywo Lancela mi przypominasz" - parsknął piwną pianą w powietrze.

-Pijjj, niech Ci na zdrowie wyjdzie bo po minie to licho wyglądasz, jakbyś conajmniej godzine temu z sarkofagu wyszedł. hehe

mystic - 2007-01-19, 18:38

- Bardzo dobra herbata. Hmm białe liście Karripai sprzedawane przez lud zza morza, zgadłem? - zapytał elf
- Tak, zgadłeś to Karripai, ale chyba nie herbacie zawdzięczam tak niespodziewaną wizytę?
- Nie. - Fechtmistrz rozsiadł się wygodnie i oopowiedział czarodziejowi o wydarzeniach minionej nocy.
Ale my Mystic coś wymyślimy, na pewno. Mam nadzieję, że Mygrelle tym razem pożałuje wszytskiego, a ja odzyskam co moje. To co współpraca? Jak kiedyś?" Seth wyciągnął dłoń w stronę Mystica, czekąjąc aż ten zgodzi się współpracować...
...
Dłoń Mystica z wolna płynęła przez gęste powietrze jego komnaty. Zdziwiona mucha machając wolno skrzydełkami przyglądała się upierścienionym palcom maga. A zwłaszcza ciemnogranatowemu kciukowi. Z każdym uderzeniem serca, dłoń Czarodzieja zbliżała się do wyciągniętej ręki Fechmistrza. Wreszcie po długim oczekiwaniu, obie ręce z wielką siłą, klasnęły o siebie i zamarły w uścisku...
Nad kamienicą Mystica zgęstniałe powietrze utworzyło ogromny wir...porwało kilka dachówek i wystrzeliło w górę, kręcąc piruet Pięścią Jorkawa....zdezorientowani Żeglarze, rozsypali się po pokładzie.........
...
W umyśle czarodzieja błysnęła jedna myśl "Dokonało się"
...
Obydwoje usiedli.
- Z chęcią przystaję na propozycję współpracy drogi Sethu - zaczął czarodziej i pomyślał "Na pewno będzie ona dla mnie bardzo owocna"
- Wiem że chciałeś odzyskać medalion, który skradł ci Mygrelle, wiem także, że nie działał z własnych, nikczemnych pobudek. Był szantażowany przez Theran, swoją drogą zastanawiam się, co takiego mieli oni na niego.
- Theranie a cóż oni ode mnie chcą? - przerwał mu zdziwiony elf
- Myślę, że to ja powinienem o to zapytać - uśmiechnął się czarodziej - ale jeśli chcesz mogę popytać, mam znajomych w therańskiej ambasadzie. Na pewno nie nadepnąłeś komuś na odcisk?
- Theranom? Hmmm... nie przypominam sobie. Stoczyłem wiele pojedynków - odezwał się po chwili Seth - może ktoś ma za złe, że kiedyś przegrał?
- Myślę że to coś poważniejszego - odparł czarodziej
- No właśnie. Nie angażowano by takich sił i środków.
- A rodzina, przyjaciele?
- Rodzina daleko... w Throalu prowadzi interesy
- Może uwiodłeś jakąś kobietę z Thery? Kobiety bywają pamietliwe...
- Kobieta z Thery - zamyślił się fechtmistrz
- Może Klik? - podsunął mu Mystic
- Klik? - elf wyraźnie się zdziwił - raczej nie. Dlaczego?
- Bo to ona jest teraz w posiadaniu twojego medalionu.
- Ona?? - Mystic obserwował emocje na twarzy elfa, całkowite zaskoczenie przemieszane z szokiem - ona jest magiem?
- Nie, to zwykła złodziejka, sprytna ale magiem nie jest.
Elf zamyślił się na chwilę, po czym uznał, że Mystic powinien poznać wszystkie szczegóły. Pewnie i tak wcześniej czy później by się dowiedział.
- Jakiś czas temu - zaczął elf - skradłem Mygrellowi kobietę. Znienawidził mnie i cały czas mści się na mnie. Z wściekłości jak pies ogrodnika zabił ją, a nieco później ukradł mi medalion. Właściwie to nie medalion a brosza, która jest moim pomniejszym przedmiotem wzorca. Dzięki temu trzymał mnie w szachu, nie mogłem mu sie odgryźć.
"Dzięki temu przyszedłeś do mnie" - cieszył się w duchu czarodziej.
- Gdy usłyszałem o jego śmierci - kontynuował elf - postanowiłem ukraść z jego dobytku swoją własność. Wczorajszej nocy, gdy mnie zaatakowano, szedłem na spotkanie z umówionym złodziejem. Resztę już znasz...
- Tak no coż, wiemy już że Mygrelle nie ma tego medalionu
- Właściwie to nie medalion, lecz brosza - wtrącił Seth
- Wiemy też, że ma lub miała ją Klik - kontynuował niezrażony czarodziej - Myślę że naszym priorytetem w tej chwili powinno stać się podejście Pantery.
- Spróbujemy - uśmiechnął się zawadiacko fechtmistrz
- Trzeba sie dowiedzieć dla kogo pracuje i po co mu ta brosza. Być może działa na własną rękę. W każdym bądź razie Mygrelle mało co nie przypłacił tego życiem.
- Ktoś chce mnie szantażować, ale po co? Dlaczego? - Seth miał teraz w głowie istną burzę. - Po co Theranom mój pomniejszy przedmiot wzorca? I co z tą trzecią osobą? Tą która rzuciła we mnie Falę ognia?
- Zbadam tą sprawę, jak tylko się czegoś dowiem dam Ci znać - Mystica najbardziej interesowała właśnie ta osoba, bardziej nawet niż znikający napastnicy, choć i im postanowił nie przepuścić.
- Masz jakieś domysły co do celu tych wszystkich działań? - denerwował sie elf.
- Po co Theranom twój przedmiot wzorca też nie wiem
- Jesteś czarodziejem rozwiąż tą zagadkę! - wykrzyknął wyraźnie zdenerwowany Seth
- Przecież wiesz że kocham takie zagadki - Mystic starał się uspokoić elfa - i na pewno nie spocznę dopóki ich nie rozwiążę. Będę miał zajęcia na kilka najbliższych dni.
Obydwoje zamyślili się.
- A co z Mygrelle skoro już wiemy, ze upozorował swoją śmierć?
- Mygrelle ma na pewno ten sam cel co my. - stwierdził Mystic - odzyskać twoją broszę. Oczywiście trzeba na niego uważać, ale myślę, że ma on teraz większe problemy na głowie by nam bezpośrednio zagrażać. - Nie zamierzał jednak lekceważyć Mygrella, zrobił to już raz i więcej nie powtórzy.
- W każdym razie nadal nie rozumiem po co komukolwiek, prócz Mygrelle, mój pomniejszy przedmiot wzorca. - westchnął Seth
- Dobrze jest znać swoich wrogów - zaśmiał się Mystic - zwłaszcza, gdy ma się ich tylu co ty.
- Nie sądzę też by był to Zinjan... kimkolwiek jest
- Zinjan?
- Chciał się ze mną spotkać, ponoć w sprawie rytuału awansu
- Wczoraj?
- A nie wiem w sumie
- Nie wiesz kiedy chciał się z tobą spotkać?
- Spotkałem tylko jakąś krasnoludkę, która coś wspomniała - odrzekł Seth - ale nie zawracałem sobie tym głowy. Zwłaszcza że ta krasnoludka wcale ładna nie była
- Jak wyglądała?
- Szpetnie owłosione krasnoludzkie dziewczę, szukała mnie
- Znalazła cię?
- Właściwie to nie, ale przekazano mi wieści
"Najpierw mówi że spotkał, potem że dostał informację". Mystic stłumił w sobie irytację. Bądź co bądź elf był świeżo po przejściach.
- Acha, w takim razie uruchomię swoje zasoby, by się jak najwięcej dowiedzieć o motywach działania Theran, tego jegomościa od fali ognia i całej reszty twoich fanów. Jeśli będziesz chciał się czegoś dowiedzieć przychodź do mnie lub pytaj Jupika. Przekażę mu treść naszej rozmowy.
- Jest jeszcze ten Dagni - przypomniał sobie Seth - spotkałem go idąc wczoraj w nocy
"Na Thystoniusa ilu jeszcze? Jak ten elf dożył takiego wieku" - dziwił się Mystic
- Dagni? - spytał zrezygnowany
- Szedł w stronę karczmy Geriona z małym oddziałem strażników
- Ten sierżant?
- Tak sierżant straży, mam wrażenie że jest w to wszystko wplątany
- Znam go czesto przychodzi do Geriona po nauki
- Aha... tylko po nauki?
- Tak, ale raczej bez oddziału - Mystic zastanawiał się - Dobrze w takim razie zacznę od Dagniego. Zna mnie więc sam się z nim spotkam, myślę że nie będzie miał oporów, by mi wyjawić jakie miał sprawy u Geriona.
- Theranie, Iopos, Klik, Mygrelle, Zinjan, Dagni - zaczął wyliczać Seth
- Tak zdecydowanie mamy dużo roboty. Nie ma co dłużej zwlekać. - stary czarodziej wstał, uznając rozmowę za zakończoną. - Spotkamy się wieczorem u Geriona, tam przekażę Ci czego się dowiedziałem.
Mystic stanął przed oknem patrząc na płynący w powietrzu drakkar Pięść Jorkawa. Już planował gdzie zarzucić sieci.

klik - 2007-01-20, 11:04

Klik wcisnęła chłopcu w dłoń kilka miedziaków. "Nie wiesz jak wyglądam" - cmoknęła go w czoło. Chłopak zrobił głupią minę. Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i pomachała mu ręką na pożegnanie. Niektóre wieści, które usłyszała były całkiem interesujące: o śmierci Myrgella powstały już dwa równoległe strumienie plotek. Jeden mówił, że mag zaprzedany sercem i majątkiem Therze zgodził się na inscenizacje swojej śmierci nie wiedząc, że tym samym podpisuje na siebie wyrok. Pamiętliwi Theranie wykorzystali jego "zgon", by zapewnić mu przemiłe zajęcie pośród galerników. Jednakże jeden z młodych medyków, z którym zamieniła kilka słów potwierdził informację, że przyczyną odejścia Myrgella z tego świata był prozaiczny atak serca. Naturalny bądź wywołany przez zbyt wysoką dawkę środka pobudzającego, pomyślała. Tak czy inaczej ta wiadomość była dobitnym dowodem na to, że mag nie miał jednak w piersi twardego kamienia.
Złodziejka kupiła torbę owoców na straganie Arminy – ludzkiej kobiety, która próbowała matkować całemu światu. Tak odżywia się dobrze. Nie, nie jest chora – miała ostatnio dużo zajęć. Tak, z przyjemnością wezmę jeszcze dwie figi. Nie, jeszcze nie zamierza wychodzić za mąż. Oczywiście, że wpadnie jutro. Z ulgą oddaliła się z powrotem ku Dzielnicy Przybyszów odprowadzana zmartwionym spojrzeniem staruszki.
Garth siedział na swoim zwykłym miejscu niedaleko centralnego placu. Gdyby wiek mierzony był cynizmem i czarnowidztwem człowiek miałby tysiące lat. Mimo wszystko, a może właśnie dlatego Klik lubiła go. Upadły dandys, degenerat, uważał się za arystokratę pośród żebraków. Podała mu torbę z owocami.
- No tak, no tak... Owoce nie są już takie jak kiedyś, popatrz jakie małe i suche. Wypisz wymaluj Theon – przez chwilę z zainteresowaniem oglądał pomarszczoną figę.
- Masz na myśli tego dyplomatę z Thery?
- Tak. Tego samego, który tak bardzo lubi Belle ze „Srebrnego Dzwonka” – wskazał palcem w kierunku domu uciech.
- Słuchaj, skoro już zacząłeś mówić o Theranach, co mógłbyś mi powiedzieć o...
Pół godziny później uboższa o owoce szła powoli w kierunku Gerionowej Karczmy zastanawiając się dlaczego u licha całym ziemskim majątkiem świętej pamięci Myrgella "zaopiekowała" się therańska ambasada.

sir_lancelot - 2007-01-20, 22:09

Cholera co ja jestem pies gończy!?! - Myślał zezłoszczony Lancelot kiedy po 2 godzinach ani śladu Bezbronnego nie znalazł.

Ciekawe gdzie się udał ten wsiowy ciołek ze słabą głową - Zrzędził Lancelot.

Latał tak trubadur po zatłoczonych ulicach Urupy i pytał co jakiś czas przechodniów czy nie widzieli takiego osobnika jak Bezbronny którego przedstawiał swym dokładnym opisem.

Nużyć go zaczęło to zajęcie i zaczął się rozglądać nieco bardziej za tym kogo ulice Urupy noszą niż za tym czy nie noszą akurat jego kompana od kieliszka który zaginął jak kamień w wodę.

Znalazłszy na środku drogi słup wysoki wyglądający jak maszt statku a na którym wisiały ogłoszenia rozmaitej maści przysiadł sobie wygodnie na szerokim szczycie słupa i zaczął rozglądać się bacznie bo wielkich połaciach Urupy tętniącej życiem. Sam nie wiedząc oznak czego szuka zamyślił się trubadur na moment...

Ciekawe że ze wszystkich ras tylko my wietrzniaki nie mamy swojego konta w Urupie - Zaczął swój wewnętrzny wywód Lancelot. Gdyby był taki zakątek to bym wiedział gdzie mogę spodziewać się Bezbronnego a tak to d***. Może być wszędzie, gdziekolwiek go oczy poniosły te łakome! Jak wiedział że jest cienki bolek do kielicha to mógł się pilnować. Co On myślał że mi dzień w dzień osuszającemu składzik Geriona po trochu dorówna tak z marszu?:) Niedoczekanie!:)

Zakończywszy przemyślenia naszła go ochota aby dać wyraz temu że wietrzniaki nie mają w tym mieście miejsca stałego ale istnieją. Z tą myślą wyciagnął swój flet i siedząc na maszcie w środku wielkiej Urupy zaczął grać.

Było kilku takich którzy przystanęli na chwile i zadzierając do góry głowy słuchali tego co Trubadur grał, inni zerkali idąc dalej... Większość nie zwracała uwagi w pedzie codziennego życia.

Lancelot skończył grać. Przypomniał sobie nagle o co prosił go Gerion przed wyjściem.

O psia mać! Zapomniałem zupełnie że Gerion mówił przyprowadź mi Rufine a potem poszukaj Bezbronnego. Zrobiłem zupełnie odwrotnie... Jak zwykle. Tu Lancelot uśmiechnął się pod nosem i w te pędy poleciał w kierunku domu Rufin.

Doleciał dosłownie w oka mgnieniu. Od razu zapukał do drzwi najmocniej jak potrafił zasapany szybkim lotem. Czekał cierpliwie na reakcję z wewnątrz...

Gerion - 2007-01-22, 11:10

SIrValeq zakończył swoją opowieść zawieszonym w próżni spojrzeniem, gdzieś pół stopy nad głową trolla. Gerion poczuł, że rozbolała go głowa...

"Mówisz, że nie mógł zaznać spokoju, gdyż o tym nie wiedziałem?" - wolno wycedził Wojownik. "Czy to oznacza, że teraz będzie mógł odejść do krainy Śmierci?. Oj Valequ zostawiasz mi solidne brzemię wiedzy..." westchnął. Usiadł ciężko i dodał - "Muszę to przemyśleć nim podejmę jakąkolwiek decyzję. Przejdę się do świątyń, poradzić Głosicieli" - dodał.

***
"Ooooohhh kochanie, nie mogę już...."-wydyszał Theon uwalniając swoje uda z objęć czarnowłosej piękności. Belle lubieżnie odgarnęła wilgotne pasmo włosów ze swojej twarzy i spojrzała w górę na swego klienta. Therański urzędnik pośpiesznie wkładał togę na swoje ciało. "Pachnę cały tobą, maleńka" - rzucił na pożegnanie. Jak zwykle zostawił na jej łóżku sakiewkę wypełnioną złotymi florenami i wyszedł w pośpiechu. "Nawet się nie wykąpał" - stwierdziła dziewczyna. Podeszła do lustra w drzwiach szafy i przyjrzała się z zadowoleniem swojemu nagiemu ciału. Uniosła dłońmi piersi, zawirowała w radosnym piruecie...Miała idealną twarz, mistrz Iluzji Kolarat sprawił się jak należy. Od miesiąca nie mogła opędzić się od klientów...Tanecznym krokiem wbiegła do salonu kąpielowego i wskoczyła do wanny wypełnionej pachnącą wodą. Na krawędzi wanny siedziała mała wietrzniaczka. "Skrzydełka sobie zamoczysz" - od niechcenia rzuciła Belle. "Wiesz ile mnie obchodzi twoja troska?" - prychnęła z pogardą wietrzniaczka. "Mów mi co wyciągnęłaś...albo wyssałaś z Theona. Inaczej wiesz....mogę stać się mniej przyjemna." Ciemnowłosa dziewczyna zanurzyła się pod wodę...

***

Zbliżał się wieczór. Gerion smętnie stał w kuchni i bez zapamiętania przygotowywał kilka dań na kolację. Obok, na stole stał złoty świecznik, prezent od Sharkuza. Łupieżca zmęczony chrapał radośnie w pokoju na górze.

Troll wyniósł wielką michę panierowanych krewetek. Postawił przed Abishajem, któremu urupańskie upały też dały się we znaki. Iluzjonista wypił dobrą kwartę cytrynowej lemoniady i znów zamówił kolejny dzban. Zresztą Gerionowi też chciało się pić. Chętnie by porozmawiał a krasnoludem, ale nie miał na to czasu. Za to Bezbronny pojawił się punktualnie i pomagał jak licho. Troll był z niego bardziej zadowolony niż z Lancela, Bezbronny przynajmniej nie mielił tyle ozorem.

***

"Usiądź mi na ramieniu Lancelocie" - Rufina po raz kolejny upomniała wietrzniaka - "Nie będę skręcała sobie karku z tego powodu, że mój rozmówca krąży mi nad głową" Lanceot uraczył ją kolejną ze swoich długich opowieści. Zaczął zapadać zmrok, kiedy doszli do karczmy Geriona. "Uuuuu lala" - wymruczał Lancelot, "a kogoż tu moje oczy widzą? Seth?! Cały i zdrów, a tak żeśmy się o CIebie martwili" - uśmiechął się Trubadur. "Mistrzu Mysticu...." - błagalnie spojrzał wietrzniak - "wczoraj miała być opowieść..." Stary czarodziej wydawał się dziwnie zamyślony, gdy przekraczał próg lokalu.

***
Klik ostrożnie przemykała uliczkami Urupy. Szła tam, gdzie cień pozwalał jej stawać się niewidoczną. Jeszcze kilka przecznic i usiądzie sobie w karczmie, za stołem. Strasznie chciało się jej pić. A Gerion podawał wyśmienity mus z pomarańczy, schłodzony tak, że aż zęby pękały...

***
Bezbronny musiał odpocząć. Wyrwał się na chwilę z dusznej karczmy Geriona, przysiadł na długiej wystającej krokwi i wziął kilka głębszych wdechów. Ulicę wypełniał rzedniejący tłum. Zmierzchało i tu i ówdzie zapalano już kryształy świetlne. Bezbronny przypomniał sobie o Burku. Wrócił się na chwilę do karczmy i zabrał kilogram gorszego mięsiwa dla psa, licząc na to, że Gerion nie zauważy,albo nie będzie miał nic przeciwko.

Burek był mocno rozdrażniony. Nagle wyrwał się wietrzniakowi i z głośnym ujadaniem wybiegł na ulice...Bezbronny bez zastanowienie śmignął za psem. Doścignął go po dobrym kwadransie szaleńczego lotu. Pies stał ze zjeżonym karkiem zastawiając drogę wychudzonemu człowiekowi, który z niepewnością przywarł plecami do ściany. Bezbronny zapikował w dół...między nogi zdziwionych przechodniów. Wziął w ręcę największy kamień jaki mógł unieść i wzbił się wysoko..."Burek cię znalazł łachudro" - żądza zemsty podsycana przez Raggoka pchała go w dół, w kierunku czaszki złodzieja...

Bezbronny - 2007-01-22, 15:53

bez namysłu podniósł wietrzniak z ziemi kamień po czym poleciał w stronę złodzieja. rozpędzone 34 kilo z kamieniem uderzyło w głowę człowieka, który padł jak kłoda na ziemię.

Bezbronny wylądował przed kilkoma przechodniami, spojrzał się na nich tak jak by próbował ich przestraszyć. Lewą ręką klepnął się w udo, dając znak psu aby usiadł przy jego nodze, rozkazał mu "Pilnuj drania" po czym czym sił poleciał do karczmy po pomoc.

Mały władca Wiatru ledwo wychamował przed drzwiami karczmy, wszedł i zawołał Geriona, GERION MAM ZŁODZIEJA ! - leży niedaleko nieprzytomny pomóż mi go przenieść.

abishai - 2007-01-22, 19:28

Abishai skończył posiłek i odruchowo kiwnął głową w odpowiedzi na pozdrowienie Klik.
Potem siedział przy stole czekając na wietrzniaka który miał przyprowadzić jego przewodniczkę. Wyciągnął dłoń przed siebie i po chwili owa dłoń zapłonęła ogniem. Barwa ognia przechodziła jednak z czerwonej w purpurową, potem w złota, pomiędzy złotymi płomieniami pojawiły się fioletowe ogniki, zaś cały płomień po chwili zmienił barwę na zieloną. Od razu widać było, że ogień ten to zwykła iluzja kreowana przez krasnoluda.
A podobno skrzydełka i niewielki rozmiary ułatwiają poruszanie się w mieście...Widać wietrzniaki nie są tak prędkie jak się o nich mówi, Albo miałem takiego pecha, że natrafiłem na jedynego powolnego wietrzniaka w całej Urupie. -pomyślał z irytacją Abishai, czekając na swa przewodniczkę.
Troll wyniósł wielką michę panierowanych krewetek. Postawił przed Abishajem, któremu urupańskie upały też dały się we znaki. Iluzjonista wypił dobrą kwartę cytrynowej lemoniady i znów zamówił kolejny dzban. Krasnolud mocno już zniecierpliwiony, rozważał czy nie zignorować wietrzniaka oraz przewodniczki.. I samemu wybrać się na miasto.
"Gdyby, nie to, że kobietę ma sprowadzić, to bym poszedł nie czekając na przewodnika. Ale damy wystawiać do wiatru się nie godzi. Ale niech ten Lancelot na napiwek nie liczy."- mruczał ponuro pod nosem Abishai, pijąc lemoniadę i częstując się krewetkami. Wreszcie wietrzniak wleciał w towarzystwie krasnoludzkiej dziewoi. I to całkiem ładniutkiej.
Abishai wstał, wykonał zamaszysty pokłon z tymi wszystkimi dziwacznymi ruchami dłoni, których nauczył się od kupca z Maraku ..Pokłon ten, według iluzjonisty, był bardzo efektowny.
- Na imię mi Abishai, iluzjonista.- rzekł na powitanie, podając Rufinie swe ramię .- Ponieważ czas mnie goni, wyłuszczę całą sprawę podczas wycieczki.. Choć zapewne wietrzniak coś wspomniał po drodze.
Wziąwszy krasnoludke pod ramię Abishai ruszył na wyprawę po mieście. Rufina była bardzo dobra i bardzo miłą przewodniczką. Iluzjonista nie żałował, że musiał czekać.. choć wolałby wcześniej załatwić swe sprawy. Najpierw oboje skierowali swe kroki, do Throalskiej ambasady gdzie urzędnik obiecał zabrać listy wraz z najbliższą poczta dyplomatyczną. Iluzjonista nie ominął okazji do pogadania o ojczyźnie i wysłuchania najnowszych plotek z krasnoludzkiego królestwa. Potem wpadł do urzędu miejskiego gdzie dowiedział się na temat szczegółów aukcji (zwłaszcza jeśli chodzi o termin i o miejsce) rzeczy zmarłego maga i spis rzeczy wystawionych na sprzedaż (który zresztą zakupił) ..Nic imponującego, meble, trochę magicznych drobiazgów w stylu magicznej miotły i płaszcza zimowych nocy, oraz spory zbiór niemagicznych woluminów (te szczególnie interesowały iluzjonistę). Wartościowsze skarby urząd miasta zapewne zachował dla siebie. Nie martwiło to Abishai'a, Czasami pozornie bezwartościowy przedmiot krył w sobie tajemnice wartą więcej niż księga zaklęć. Popołudnie spędził Abishai na zwiedzaniu Biharj i drobnych zakupach . Same zakupy nie były celem samym w sobie. Gdyż z każdym kupcem poplotkował i zapytał się o wiele pozornie nieważnych rzeczy.
Resztę dnia spędził przyglądając się drakkarom i zabawiając Rufinę anegdotami zasłyszanymi w Vivane. Gdy zbliżał się zmierzch odprowadził Rufinę wręczając jej drobną miedzianą brosze ( oprócz umówionej zapłaty za oprowadzenie po mieście) którą kupił od jednego z kupców.
Wracając do karczmy iluzjonista starał się z zasłyszanych plotek odtworzyć prawdę o śmierci Myrgelle z Urnostu. Nie, żeby żywił jakieś cieplejsze uczucia wobec tego czarodzieja.
Dochodzenie prawdy na podstawie plotek było ćwiczeniem umysłu równie dobrym jak partia atlosh t'zdram z trudnym przeciwnikiem. Plotki co do śmierci starego czarodzieja były niejasne. Wiadomo że nie mógł widzieć swego mordercy (jeśli jakiś był), bo wtedy władze Urupy bardzo szybko zabójcę namierzyłyby. Stać je było na początkującego ksenomantę potrafiącego za pomocą magii zajrzeć do przedśmiertnych wspomnień nieboszczyka. Istniała teoria, że umarł śmiercią naturalną. Ale wielu posądzało, że czarodzieja zabił Mystic (totalna bzdura. .pomyślał Abishai, wspominając wczorajsze zachowanie czarodzieja) zazdrosna kochanka albo kochanek, Theranie, Horror, Throal, krwawe elfy, a nawet zabójca ludu za Aras ??
Musiał mieć ciekawy żywot ten Myrgelle, że zebrał taką różnorodną gromadę śmiertelnych wrogów.- pomyślał Abishai. Większość z nich odrzucił. Strachliwi kupcy wszędzie widzą rękę Horrorów, krwawych elfów i Theran. Horror za bardzo rzucałby się w przestrzeni astralnej (chyba.. iluzjonista nie znał sie na Horrorach), żeby podejrzewać krwawe elfy, Threan lub Throal, trzeba znaleźć jakieś powiązania miedzy nimi a Myrgellem. Lud z Aras zbytnio się izoluje, żeby zajmować miejscowymi sprzeczkami magów. Zaś Mystic zbyt mało wiedział, jak na potencjalnego zabójcę. Ewentualna kochanka mogła podejść czarodzieja ..Niestety nie udało się Abishai'owi poznać tożsamości kochanki/kochanka czarodzieja. Być może wiec Myrgelle nie miał w otoczeniu takiej osoby. Może ambitny uczeń, który zagarnąwszy magiczne księgi czarodzieja , postanowił usunąć potencjalne zagrożenie? - pomyślał Abishai, uznając taką teorie za dość prawdopodobną , aczkolwiek tak samo jak przypadku teorii o kochance, brak imienia takowego, utrudniał sprawę.
Może gdybym zainwestował trochę srebra, uzyskałbym odpowiedzi na me pytania, ale czy warto? Raczej nie.- pomyślał Abishai i rozważył inne plotki. Czy Myrgelle żyje czy nie, łatwo stwierdzić odkopując jego doczesne szczątki. Jeśli będą w grobie, to trudno posądzić czarodzieja przebywanie wśród żywych , jeśli nie...To zapewne zjawi incognito się na jutrzejszej aukcji, by odzyskać co wartościowsze ze swych przedmiotów.
Co zaś do plotek, że therańska ambasada zaopiekowała się rzeczami maga, to je odrzucił jako mało wiarygodne. Ciekawe w jaki sposób Theranie udowodniliby, że mają prawo do majątku Myrgella ? Nawet jeśli był ich tajnym współpracownikiem, to naiwnością było by dopominanie się o jego rzeczy. I w ten sposób zwracanie uwagi na ich wartość. Bezpieczniej i dyskretniej byłoby je zakupić podczas jutrzejszej aukcji. -pomyślał Abishai dochodząc do karczmy z której okien blask rozlewał sięna ulicę.

mystic - 2007-01-22, 20:02

Mystic szedł wraz z Sethem w stronę karczmy Geriona. Rozmawiali spokojnie omawiając ostatnie szczegóły. Tuż przed karczmą wymienili spojrzenia, po czym Seth otworzył drzwi karczmy i wszedł. Przywitał ich niestrudzony wietrzniak

"Uuuuu lala" - wymruczał Lancelot, "a kogoż tu moje oczy widzą? Seth?! Cały i zdrów, a tak żeśmy się o CIebie martwili" - uśmiechął się Trubadur. "Mistrzu Mysticu...." - błagalnie spojrzał wietrzniak - "wczoraj miała być opowieść..." Stary czarodziej wydawał się dziwnie zamyślony, gdy przekraczał próg lokalu.

- Tak, tak - odburknął Mystic. Omiótł spojrzeniem gości karczmy. W środku byli wszyscy stali bywalcy prócz Vasqueza. Nie było też Klik, ale Lancelot już znalazł sobie inny obiekt westchnień. "Rufina" - przypomniał sobie czarodziej imię dziewczyny, która kierowała przyjezdnych do Geriona, w zamian za co stary troll polecał ją jako przewodnika swoim gościom. "Zobaczy kawałek piersi i wystarczy. Taki to ma życie." - westchnął Mystic. Sam nigdy nie miał odwagi do kobiet, a teraz to już pozostały mu tylko wspomnienia.

- Przynieś mi mojej ulubionej herbaty i coś na ząb, żeby mi w gardle nie zaschło gdy będę opowiadał. - poprosił Lancelota
- Już się robi - zaskrzeczał wyraźnie rozochocony dziś wietrzniak.
Mystic zbierał myśli do kupy, gdy do karczmy wpadł Bezbronny
- GERION MAM ZŁODZIEJA ! - leży niedaleko nieprzytomny pomóż mi go przenieść - rozdarł się mały wietrzniak
Mystic spojrzał na starego trolla, był ciekaw jego reakcji...

Lancelot przyniósł starcowi dzban herbaty i pół talerza krewetek.
- A teraz opowieść mistrzu Mysticu
- Spokojnie, daj mi chwilę odetchnąć. - Mystic zaczął chrupać krewetki, popijając małymi lyczkami herbaty.
Lancelot zawisnął przed Mysticiem, wyraźnie nie mógł się zdecydować czy poczekać. W końcu jednak dziewczyna zwyciężyła i pofrunał do niej.
"Pewnie zdecydował, że stamtąd też dobrze słychać" - pomyślał czarodziej. Zbierał myśli, przypominając sobie stare czasy. Nie mógł sobie pozwolić na zająknięcia. jego reputacja na to nie pozwalała.

Gerion - 2007-01-22, 21:22

Theon siedział na swoim ulubionym fotelu z rozmarzeniem wspominając sprawne usta Belli. Dzień należał do udanych. Myrgelle gryzł ziemię, jutro jego majątek zostanie zlicytowany w Magistracie Urupy. Ale Theon miał swoich ludzi w Urupie, którzy dostarczyli mu to i owo z majątku zmarłego nagle maga. Oczywiście theranin o mało co nie dostał szału jak nie znalazł broszy o którą mu najbardziej chodziło. Jego frustrację szybko i skutecznie ugasiła Bella, choć dziś dziewczyna musiała sie długo starać...

Szlachcic się zastanawiał, położył na szali bardzo wiele, żeby postawić maga pod ścianą. Łobuz przysięgał na swoją brode, że posiada przedmiot wzorca gotowy do badań i wie gdzie wzorzec przebywa...A jednak ktoś mu go wykradł! Theon nie brał pod uwage innej możliwości.

***

Abishai był najwyraźniej ukontentowany obecnością Rufiny. Ale Gerion się w to nie mieszał. Właśnie do karczmy schodzili ostatni goście, Seth i Mystic. Lancelot nie próżnował, "Mistrzu Mysticu...." - zaczał od razu jak tylko spostrzegł maga - "wczoraj miała być opowieść..." Stary czarodziej wydawał się dziwnie zamyślony, gdy przekraczał próg lokalu. "- Tak, tak "- odburknął Mystic i zaraz potem dodał: "Przynieś mi mojej ulubionej herbaty i coś na ząb, żeby mi w gardle nie zaschło gdy będę opowiadał. "

Gerion właśnie się zastanawial gdzie jest Klik i czemu zniknął SirValeq, ale połączył to z cieżką pracą Ksenomanty, jaką wykonał rozmawiając z duchem Roxa. Właściwie to Gerion myślał o tym, co bardziej by zadowoliło Łucznika. Jeszcze się wahał.

"- GERION MAM ZŁODZIEJA ! - leży niedaleko nieprzytomny pomóż mi go przenieść " - wydarł się Bezbronny z hukiem wpadając do karczmy. "Jesteś pewien smyku?" - spokojnie zapytal troll. Reszta gosci spojrzała na wiszącego w powietrzu wietrzniaka. "Powalę go jednym ciosem Rufino!" - krzyknął Lancelot, nie zważając na protesty Bezbronnego, że złodziej jest nieprzytomny, leży i czeka. "Jakem Lancelot, Trubadur z Urupy" - wypiął drobną pierś do przodu, chcąc zaimponować Rufinie i zręcznym ślizgiem wybyl w mrok nocy.
"Gerion zrób coś! zaraz sie ocknie, zresztą zbiegowisko się zrobiło" - głos Bezbronnego podniósł się o oktawę wyżej. Troll z właściwą sobie flegmą wyszedł na ulicę. Faktycznie trzysta krokow dalej robiło się zbiegowisko.

"Hm..." - chrząknął troll - "Dagni już tam jest wietrzniaku, mam nadzieję, że nie zabiłeś tego człowiek, bo inaczej z bólem serca bede musial Cię pożegnać na wieki." Bezbronny nieco zbladł, "za..za...za....zabiłem?" - wyjąkał. Wielu Dawców Imion wskazywało na Bezbronnego, ktory przysiadł na ramieniu trolla. "Dagni, druhu" - zadudnił Gerion, "coś nietęgo u Ciebie z łapaniem rzezimieszków w Urupie,co?". Dagni miał minę numer dwa, na jej widok kwaśniało mleko, a woda zyskiwała smak kocich szczyn. "Mistrzu" - odparl oficjalnie - "jak tylko docucę tego tu leżącego Vinrycha, chętnie wyslucham zeznań siedzącego na twych plecach skrzydlaka." "Co za kurdupel" - pomyślał Bezbronny. "Ja myślę" - troll podrapał się w czolo widząc jak podwładni Dagniego docucają łotrzyka, ten miał zapuchnięte czoło i siniejącego guza wielkości orkowej pięści - "że miał wiele szczęścia, że żyw. Natomiast masz rację Dagni, nie godzi się napadać na ulicy nikogo i dlatego Bezbronny najsamprzód pójdzie z toba łaskawie do garnizonu i tam złoży skarge na owego..jak powiadałeś? Vinrycha?".

Wietrzniak z miną nieco markotną powlókl się wraz ze strażnikami, psem i złodziejem. A troll wracał do swojego lokalu, chwilowo tylko pozbawionego opieki. Oczywiście Lancelot jak tylko zobaczył Dagniego, stwierdził że nie ma miejsca tu na bohaterskie czyny więc czasu cennego marnował nie będzie. I błyskawicznie wrocił do karczmy.

***

Klik z daleko obserwowała Dagniego i jego ludzi. Prowadzili mocno poturbowanego starego Vinrycha i znajomego z widzenia wietrzniaka. Pantera uśmiechnęła się z politowaniem...

***
Seth zachodził w głowę po co działo się wszystko to co się działo. Uznał, że pytanie jakie sformułował zabrzmiało głupio. Pewnie to efekt rozmowy z Czarodziejem i ostatnich gwałtownych przeżyć. Miał ochotę na dobrą rybę, i mocne wino. Jedno i drugie u Geriona było wyśmienite. A potem...potem Seth miał ochotę na kobietę...ale tego Gerion już nie oferował.
***

"Panie Abishaju" - zagadnęła Rufina na chwilę uwolniwszy się od towarzystwa Trubadura - "prawda to, że wasz brat jest ważnym archiwistą w Throalskiej Bibliotece? Coś wspominaliście, jak was po Urupie oprowadzałam, a nie chcę potem na głupia wyjść i gafy jakiejś palnąć" - zaczerwieniła się na obu policzkach.

***

Sharkuz aż się przebudził. "Kto do jasnej chrapie tak głośno, że mnie obudził!" Wstrzymał na chwilę oddech. W powietrzu unosiło się jeszcze jego własne chrapanie. "Aaaaa to moje" - pomyślał z dumą uspokojony. Chwilę nasłuchiwał, czy z parteru nie dochodzą odgłosy rozbijanych krzeseł i łbów, tudzież rozkoszne jęki niewiast, ale że nie słyszał nic takiego tylko mruczenie Mystica - "pewnie znów dziadyga jakieś bajki z dzieciństwa plecie" - postanowił dokończyć swój jakże przyjemny sen...

klik - 2007-01-23, 11:43

Klik z daleko obserwowała Dagniego i jego ludzi prowadzących w kierunku garnizonu mocno poturbowanego starego Vinrycha i znajomego jej z widzenia wietrzniaka. Uśmiechnęła się z politowaniem. Z Vinrycha zawsze była taka żałosna łajza – wystająca grdyka na niemiłosiernie chudej szyi, wodniste niebieskie oczy i jasne włosy upodabniały go do gęsi głęboko przejętej swoimi problemami żołądkowymi. Był jedną z tych osób, którym w życiu nic nie wychodzi: bękart wychowany przez mężczyznę, którego jego matka uczyniła rogaczem, wieczny pechowiec i ofiara niewybrednych dowcipów. Ślepo zapatrzony w swego ojczyma przez całe życie starał się zyskać jego przychylność, upodobnić się do niego, stać się w końcu dla niego prawdziwym synem. Bezskutecznie. Naśladując masywnego i agresywnego Vernera pił dużo, mówił głośno i brutalnie kradł. Wrodzone i pielęgnowane latami tchórzostwo sprawiło jednak, że ofiarami Vinrycha padali tylko i wyłącznie mniejsi od niego. Prawdziwy pies na wietrzniaki. Kundel – poprawiła się w myślach.
Dziewczyna nigdy nie pałała sympatią do tego złodzieja. Cechował go jakiś obmierzły spryt, pewna oślizłość charakteru, która wydawała jej się odrażająca. Może i był kundlem, ale pozbawionym wszystkich jego pozytywnych cech. Nigdy nie mogła zdecydować się czego było w nim więcej – parchatego szczurka czy jaszczurki. Uśmiechnęła się złośliwie. Chłopina się chyba zapłacze, gdy dojdzie do siebie. Pokonany publicznie przez małe skrzydlate stworzonko. Lokalna społeczność łajdacza nie da mu o tym zapomnieć.
Uznawszy to przedstawienie za zakończone powoli poszła w kierunku Karczmy.

Bezbronny - 2007-01-23, 13:42

Mały wietrzniak, choć nie młody bo wszak 85 lat miał, nie raz miał już do czynienia z przedstawicielami władzy, często wszak latał po pijaku po miastach gdzie bywał, co się nieraz kończyło walnięciem w to jednego to drugiego przedstawiciela władzy, czy strażnika.

Przekraczał próg garnizonu z lekkim uśmiechem, przypominając sobie jego wyczyny z czasów młodości...

Bezbronny czekał, aż będzie mógł powiedzieć wszystko to co wie na temat tego ścierwa.

Wietrzniak opowiedział ze szczegółami czynność po czynności co dokładnie robił tamtego felernego dnia.
opisał gdzie go Vinrych napadł, czym skrępował, co zabrał ze szczegółami opisał jak wyglądała jego broń, ile złota miał przy sobie i dlaczego taką znaczą ilość przy sobie trzymał.

Wietrzniak opowiadał z podnieceniem, gdy usłyszał pytanie dlaczego tyle gotówki przy sobie trzymał, aż drgnął, poprawił ubranko, obtarł twarz, po czym zaczał opowiadać o swojej miłości która mieszka nieopodal Lasu Pająków.

podążałem w stronę lasu pająków, tam czeka ma miłość... Ma 189cm wzrostu, jasne piwne oczy, średnio długie, włosy koloru brąz, lekko kręcone, skóra o odcieniu ciemno szarym... Jest to Elfka, kocham ją, widziałem ją ostatni raz prawie 15 lat temu, jak uciekałem przed gargulcem z całą karawaną... Dużo nas nie zostało ech, niech im ziemia lekka będzie. tak więc lecę tam, albo dokładniej jadę tam na moim psie.

tak więc sprzedałem wszystko co w czasie swojego życia nabyłem i wyruszyłem do niej, do mojej miłości....

jeden strażnik nie wytrzymał i parsknął ze śmiechu gdy tylko usłyszał że wietrzniak, i to w dodatku taki mały chce starać się o rękę 15 razy większej od niego Elfki.


Bezbronny przemilczał zniewagę, wszak z wymiarem sprawiedliwości zaczynać nie warto...
czekał na dalszy bieg wydarzeń.

Bibi - 2007-01-23, 14:31

"Ooooohhh kochanie, nie mogę już...."-wydyszał Theon uwalniając swoje uda z objęć czarnowłosej piękności. Belle lubieżnie odgarnęła wilgotne pasmo włosów ze swojej twarzy i spojrzała w górę na swego klienta. Therański urzędnik pośpiesznie wkładał togę na swoje ciało. "Pachnę cały tobą, maleńka" - rzucił na pożegnanie. Jak zwykle zostawił na jej łóżku sakiewkę wypełnioną złotymi florenami i wyszedł w pośpiechu. "Nawet się nie wykąpał" - stwierdziła dziewczyna. Podeszła do lustra w drzwiach szafy i przyjrzała się z zadowoleniem swojemu nagiemu ciału. Uniosła dłońmi piersi, zawirowała w radosnym piruecie...Miała idealną twarz, mistrz Iluzji Kolarat sprawił się jak należy. Od miesiąca nie mogła opędzić się od klientów...
Bibi siedziała w pokoju kąpielowym i czekała, aż Belle skończy z tym therańskim urzędasem. Bawiła się cienką linką i zaczynała się niecierpliwić, bo siedzenie w pomieszczeniu pełnym pary to dla niej żadna przyjemność. Tym razem trwa to trochę dłużej niż zazwyczaj. Może wyciągnie z niego coś więcej niż tylko stek nieprzydatnych bzdur. W końcu do pokoju wbiegła całkiem urodziwa dziewoja i wskoczyła do wanny.
- Skrzydełka sobie zamoczysz - od niechcenia rzuciła Belle.
- Wiesz ile mnie obchodzi twoja troska? - prychnęła z pogardą wietrzniaczka.- Mów mi co wyciągnęłaś...albo wyssałaś z Theona. Inaczej wiesz....mogę stać się mniej przyjemna. Ciemnowłosa dziewczyna zanurzyła się pod wodę... Po chwili Bibi wynurzyła głowę dziewki spod wody ciągnąc za włosy:
- Tylko bez ukrywania. Masz powtórzyć słowo w słowo to, co ci powiedział Theon – nieprzyjemny uśmiech wietrzniaczki spowodował słowotok u dziewczyny, która zdaniem Bibi była ładniejsza bez tej iluzji na twarzy. Ale cóż, skoro lubi żyć w zakłamaniu...
- On miał zdobyć jakiś elficki amulet. Prawie mu się udało, ale Mygrelle się przekręcił, a amulet zniknął. I gdy teraz therańczycy domagają się zwrotu swojej własności, ten go nie ma. Próbował dopaść tego elfa, bo miał nadzieję, że to może on odzyskał swoją włąsność, ale się pomylił. Teraz jest w kropce. Czarne chmury zbierają się nad jego głową, a on tylko wie, że to jakaś kobieta gmerała w domu czarodzieja. Nic więcej nie powiedział poza tym co mam zrobić z jego przyrodzeniem i jak...
– Dobra, dobra, szczegółów łóżkowych nie muszę znać, a przynajmniej nie teraz - przerwała jej Bibi. I zachowuj się, żebym przypadkiem treści naszej rozmowy nie usłyszała gdzieś na rynku, bo twoja buźka przestanie być tak ładna - skrzydlata kobietka znów obdarzyła dziewczynę swym uśmiechem i lina powoli wróciła na swoje miejsce wokół talii wietrzniaczki. Uwolniona z więzów Belle w momencie wyskoczyła z wanny i okryła się ręcznikiem.
- Żegnaj maleńka, hihihi – rzuciła Bibi i udała się w nieznanym dziewczynie kierunku.

Gdy wietrzniaczka opuściła przybytek rozkoszy wzleciała wysoko w niebo, aby przeanalizować to czego się dowiedziała. A nie dowiedziała się zbyt wiele:
- Tyle to dziadunio to już wie. Nie dowiedziałam się nic nowego, ta głupia dziewucha patrzy tylko w lustro, nic rozumu w tym czarnym lepku nie ma. Ciekawe czemu ten amulet jest taki ważny, chociaż to nie amulet jest ważny tylko ten elf. Co takiego wie ten elf, że wszyscy chcą go dopaść. A może to nie elf, a jednak amulet jest ważny, a elf o tym nie wie? A może jednak elf wie i nic nie mówi? Muszę się przyjrzeć temu elfikowi z szabelką. Coś mi w nim nie pasuje, tylko co? On za dużo wie, a ja się tego dowiem, no chyba, że Jupik będzie szybszy. Ale na pewno zdobędę tą wiedzę w ten czy inny sposób. I dziwne, po co Theranom jakiś amulet pospolitego elfa. Nie, to nie jest pospolity ostrouchy i trzeba o niego zadbać, tu chodzi o wyższy cel... Muszę znaleźć dziadunia...
I wysokim lotem udała się w stronę Karczmy, gdzie Gerion serwuje najlepsze desery w Urupie.
- Dziadunio o tej porze powinien już tam być, snując kolejną opowieść, a może nie opowiada tylko słucha kogoś innego, albo z Gerionem razem wspominają dawne czasy, a może tylko siedzi i rozmyśla... E, nie, pewnie opowiada, przecież ten Lancelot nie da mu żyć, no chyba, że się dziadunio wymiga starością i przyśnie przy kominku, hihihi.

abishai - 2007-01-23, 18:56

Ciekawe w jaki sposób Theranie udowodniliby, że mają prawo do majątku Myrgella ? Nawet jeśli był ich tajnym współpracownikiem, to naiwnością było by dopominanie się o jego rzeczy. I w ten sposób zwracanie uwagi na ich wartość. Bezpieczniej i dyskretniej byłoby je zakupić podczas jutrzejszej aukcji. -pomyślał Abishai dochodząc do karczmy z której rozlewał się blask na ulicę. Podszedłszy bliżej zauważył jak z drugiej strony nachodzi Rufina, która dopiero co odprowadził do w pobliże domostwa.
"Usiądź mi na ramieniu Lancelocie" - Rufina po raz kolejny upomniała wietrzniaka - "Nie będę skręcała sobie karku z tego powodu, że mój rozmówca krąży mi nad głową"
Widać trubadur wyciągnął ją na miasto.- pomyślał Abishai.
I z pewną satysfakcja zauważył że urocza krasnoludka nosi zakupioną przez niego broszkę. Jak się okazało Rufina również zmierzała do karczmy Geriona. Więc Abishai zaproponował jej kolację... i Lancelotowi też.
"Uuuuu lala" - wymruczał Lancelot zaraz na wejściu, "a kogoż tu moje oczy widzą? Seth?! Cały i zdrów, a tak żeśmy się o Ciebie martwili" - uśmiechął się Trubadur. "Mistrzu Mysticu...." - błagalnie spojrzał wietrzniak - "wczoraj miała być opowieść..."
Abishai i Rufina weszli razem do karczmy, usiedli przy jednym ze stołów, po czym iluzjonista rzekł do trolla. "- Mości Gerionie, kolacje dla dwojga.. Dla mnie coś lekkostrawnego, natomiast dla damy wszystko co sobie zażyczy.. Lancelot ma u ciebie zapewne zniżkę prawda? No i zamawiam butelkę najlepszego wina."
"- GERION MAM ZŁODZIEJA ! - leży niedaleko nieprzytomny pomóż mi go przenieść " - wydarł się Bezbronny z hukiem wpadając do karczmy. "Jesteś pewien smyku?" - spokojnie zapytal troll. Reszta gości spojrzała na wiszącego w powietrzu wietrzniaka. "Powalę go jednym ciosem Rufino!" - krzyknął Lancelot, nie zważając na protesty Bezbronnego, że złodziej jest nieprzytomny, leży i czeka. "Jakem Lancelot, Trubadur z Urupy" - wypiął drobną pierś do przodu, jakby chcąc zaimponować Rufinie i zręcznym ślizgiem wybył w mrok nocy.
Fajnie.... konkuruję z wietrzniackim trubadurem. Moja ex-narzeczona miałaby się z czego pośmiać.- pomyślał posępnie Abishai.
"Gerion zrób coś! zaraz się ocknie, zresztą zbiegowisko się zrobiło" - głos Bezbronnego podniósł się o oktawę wyżej. Troll z właściwą sobie flegmą wyszedł na ulicę.
"Panie Abishaju" - zagadnęła Rufina na chwilę uwolniwszy się od towarzystwa Trubadura - "prawda to, że wasz brat jest ważnym archiwistą w Throalskiej Bibliotece? Coś wspominaliście, jak was po Urupie oprowadzałam, a nie chcę potem na głupia wyjść i gafy jakiejś palnąć" - zaczerwieniła się na obu policzkach.

"- Wspominałem? W sumie to chyba tak..- "mruknął Abishai nieco roztargnionym głosem. Rodzinne sprawy iluzjonisty były skomplikowane ( jak całe jego życie zresztą). Ojciec na wysokim urzędniczym stanowisku, brat szanowany archiwista...Tylko on ,iluzjonista.. zakała rodziny. Pierwotnie Abishai miał być czarodziejem, ale zbiegiem okoliczności wylądował na terminie u Zmiennokształtnego (nazywany tak ze względu na codziennie inną rasę i wygląd, a czasami i płeć.. iluzje, pod którymi skrywał swą prawdziwą postać tak dobrze.. Że do dziś Abishai nie potrafiłby powiedzieć jak naprawdę wyglądał Zmiennokształtny) ekscentrycznego iluzjonisty o kontrowersyjnych poglądach. W każdym razie, ojciec zarzucał Abishai'owi, że zamiast stać się kimś, został byle kuglarzem. Wróciwszy myślami do chwili obecnej krasnolud.
"- Mój brat pracuje przy wielu, wielu poważnych projektach pod kierownictwem Merroxa. A nazywa się Thom Erdull.. Mam nawet kilka publikacji Thoma w pokoju, jeśli chciałabyś je zobaczyć to moglibyśmy.."
Tu Abishai przerwał, zdając sobie że te słowa zabrzmiały , jak tekst kiepskiego podrywu.
Ponowne pojawienie Lancelota dodatkowo skomplikowało sytuację. Jak zwykle.- posępnie pomyślał Abishai.

Sethariel - 2007-01-24, 00:01

"Hej Rufinka, może winka?" Zapytał ze stołu obok ze znaną sobie brawurą (którą co niektórzy nazwaliby bezczelnością) elfi Fechtmistrz, wznosząc oczywiście swój kielich w górę do toastu. Seth nie myślał poważnie o jakiejkolwiek próbie podrywu krasnoludki, myślał natomiast o zabawie, a do tej Rufina nadawała się doskonale. Czas się przejść pomyślał, po czym wstał i podszedł do krasnoludki. "Wybaczcie, że przeszkadzam, ale pewna myśl nie daje mi spokoju. Muszę przynać Rufino, bo taki Ci na imię prawda, że bardzo atrakcyjna z Ciebie krasnoludka" perfekcyjnie blefował Seth. Nauczyła go tego jego ścieżka i pokaźna liczba rozegranych partii elfickimi kartami. "Swoja drogą Rufina to bardzo ładne imię, pasuje Tobie, tak jak i pewnie pasowałoby naszej królowej, której cudna uroda to temat wielu barsawiańskich opowieści" "Twój uśmiech to pewnie rozweseli każdą duszę i rozświetli każde miejsce" kontunuował elf "Bardzo miło mi Ciebie poznać, na imię mi Seth, kłaniam się do stóp" po czym skłonił się z gracją godną Elfickiego Dworu. "Słyszałem, żeś jest jedna z najlepszych przewodniczek w Urupie, czy to prawda? Tylko bez skromności proszę... Tak się składa, że właśnie kogoś takiego jak Ty potrzebuję, urocza, miła przewodniczka, która mogłaby mi pokazać to i owo..." tu elf na chwilę przerwał mówić, przechylił lekko głowę, uśmiechając się i patrząc Rufinie prosto w oczy, odgarnął lekko włosy po czym dokończył zdanie "... w mieście. Przejdziemy się?" Seth spojrzał na krasnoludkę... i zdziwił się niezmiernie, na jej fizyczny obraz nakładał się drugi... astralny. To samo zresztą było z innymi Dawcami Imion w karczmie, gdzieniegdzie też świeciły coniektóre przedmioty. "Zabawne" pomyślał elfi fechtmistrz "Tak dawno tego nie robiłem, że prawie zapomniałem jakie to uczucie, a co najważniejsze jak to kontrolować" Seth skupił się na chwilę i wszystko wróciło do normy. Cała sytuacja trwała zaledwie kilka sekund...
mystic - 2007-01-24, 13:42

- No dobrze - westchnął stary czarodziej połykając krewetkę. Poukłądał już wszystkie elementy w głowie. Wstał z krzesła po czym zaczał tkać wątki zaklęcia, przysiadając sobie. Po chwili siedział już na rozmytym tronie stworzonym z powietrza. Uniósł się nad stół przy którym siedział i zaczął opowiadać...

- Było to 13 Mawaga roku 1476 - czarodziej przeniósł się już w tamten okres, okres w którym był w sile wieku wiele podróżował, poszerzał swoje kontakty i zdobywał wiedzę. - wracałem właśnie z długiej podróży, z serca Imperium Thery. Przedostatni odcinek z Vivane do Domu K'tenshin odbywałem drogą lądową. Dołączyłem do jedenj z kupieckich karawan wlokących się przez pustkowia dawnego królestwa Landis i Ustrekt u podnóża Lśniących Szczytów. Chciałem rzucić okiem na te góry będące jak wiadomo siedzibą wielu plemion trolli. No i oczywiście będące bardzo bogate w żywioły ziemi i powietrza.

Niestety zanim dotarłiśmy do Lśniących szczytów zamordowany został jeden z adeptów, wynajętych do ochrany karawany. Zaczęliśmy badać tą sprawę, jednak zanim znaleźliśmy cokolwiek podejrzanego, znaleziono drugiego z rozszapanym gardłem. Wkrótce do mych uszu zaczęły docierać plotki o horrorze, który opętał jednego z nas, o głosicielach Raggoka i Vestrial, o stadzie krojenów krążącym w okół karawany. Oczywiście moja niezaspokojona ciekawości kazała mi drążyć ten temat. Nie dane było mi jednak wtedy dowiedzieć się, kto stał za tym zamieszaniem. Przebudziłem się wleczony za ręce po lesie. Otrzymałem kilka ciosów. Ostatnim co poczułem było ostre ulucie w klatce piersiowej. Zapadła ciemność.

Stary czarodziej łyknął herbaty i potarł się w okolicach serca.
- Niewiele brakowało, a nie siedziałbym tu z wami. - westchnął. - Na dzisiaj wystarczy dalsze moje dzieje opowiem wam przy następnej okazji.

abishai - 2007-01-24, 19:12

"Hej Rufinka, może winka?" - Zapytał ze stołu obok ze znaną sobie brawurą (którą co niektórzy nazwaliby bezczelnością) elfi Fechtmistrz.. Abishai określał takie zachowanie chamstwem.
Dalsze zachowanie elfa byłe dość często spotykane u fechmistrzów ( choć krasnolud znał kilka chlubnych wyjątków od tej reguły), którzy wykazywali się brakiem taktu, grzeczności, a czasem i manier. Przez chwilę korciło iluzjonistę by potraktować Setha jakimś złośliwym czarem, ale uznał że szkoda zachodu. Elf był dość dobrym znajomym Geriona, a krasnolud nie zamierzał jeszcze zmieniać karczmy. Bardziej ciekawiło go jak Rufina zareaguje na słowa elfa. To mogło dać Abishai'owi sporą wiedzę o jej charakterze.

sir_lancelot - 2007-01-26, 19:19

Ta gospoda schodzi na psy - Pomyślał Lancelot słysząc końskie zaloty Setha wobec Rufin. Nie dość że jakiś buras Bezbronnego się pastwi nad kawałkiem nędznego ochłapu mięsa to jeszcze wewnątrz gospody co niektórzy zachowują się jakby mieli przed sobą barani udziec w postaci krasnoludzkiej kobiety.

Nie po to ją tu przyprowadziłem i cała drogę zaglądałem jej pod brzeg stroju żeby mi teraz krasnolud i elf rozerwali ją miedzy siebie - Zagłębiał się w zdenerwowane myśli trubadur.

"Panowie! Panowie! Dajcie się wypowiedzieć pięknej Pani zamiast zarzucać ją swoimi uwodzicielskimi zabiegami. Rufin przyszła tu ze mną i to jest mój gość bez względu na to którego z Was oprowadzała po mieście lub będzie oprowadzała jutro. Powstrzymajcie więc swoje zapędy i popędy bo Rufin jest tu pod moją opieką." - Stwierdził z zadziornym uśmiechem na ustach Lancelot.

"Jeśli nadal będziecie Panne Rufin tak osaczać swoimi nieświeżymi oddechami to gotowa jest się obrazić a tego chyba żaden z Nas by nie chciał prawda?" - Ciągnął Lancelot wywód mający zdemaskować zapędy Abishaia i Setha i jednocześnie oczarować urodziwą krasnoludkę.

"Poza tym mości fechtmistrzu. Tutejsze maniery nakazują zapytać o przyzwolenie kiedy dama siedzi nie sama przy nie Twoim stoliku w miejscu publicznym a nie od razu wchodzić w zalotne podchody ani się nie przedstawiwszy ani nie zdradzając powodów swojej śmiałości wobec Niej" - Ale mnie zaszczyt kopnął - Myślał Lancelot - żebym ja tu musiał zgrywać ostoje moralności i dobrych manier, do czego to doszło?!

"Sądzę Panowie że w tym gronie historia i to co ma do powiedzenia urodziwa kobieta miedzy Nami tu siedząca ma pierwszeństwo" - W tym momencie wyciągnął wietrzniak kartkę i pióro i zwrócił się do Rufin - "Opowiedz Nam o sobie jeśli łaska bo bardzo bylibyśmy radzi usłyszeć kilka ciekawych historii z życia przewodniczki w tak wielkim i sławnym mieście" - Tu spojrzał trubadur na Rufin zalotnie i wymownie i dodał - "Twoją historię zobaczą oczy wielu kiedy trafi Ona wraz z moim pamiętnikiem do Wielkiej Biblioteki Thoralu złotko. Nie wstrzymuj więc języka bo Twa opowieść będzie zapewne lepsza niż niejednego obecnego w tej gospodzie adepta" - Na tym zakończył Lancelot i czekał aż Rufin dobędzie słowa i zmieni wyraz twarzy będąc zaskoczona zainteresowaniem Jej osobą.

Opowiadaj Skarbie opowiadaj a może jeszcze tej nocy na drugiej stronie tej kartki naszkicuje Twa nagie ciało które w świetle świec legnie na moim łożu - Rozmarzył się trubadur i uśmiechnął przy tym wymownie.

Sethariel - 2007-01-26, 21:09

"Przyganiał kocioł garnkowi! Śmiesz mi zwracać uwagę w sprawie manier?! Tak się składa jego mosciu, że pomimo wielkiej sympatii do Ciebie, obraziłeś mnie wystarczająco mocno bym musiał wyzwać Cię na pojedynek, coby mój honor zwrócił! Otóż mylisz się wielce co do mojego zachowania, podszedłem grzecznie, przeprosiłem, przedstawiłem się i wyjaśniłem dogłebnie powody swego zainteresowania... A zresztą czemu ja się tłumaczę komuś, kto po przykrywką moralizatora, obraża nie tylko mnie, ale zdaje mi się też mojego towarzysza rozmowy Abishaia... Coś mi się zdaje Panie wietrzniaku, że to pan tu nas szantażuje swoim nieświeżym oddechem! To pewnie rodzinne! A teraz wychodzę z karczmy, co by w porządnym miejscu burd nie zaczynać i czekam tam na pana, a jeżeli się pan tam nie zjawi to uznam żeś tchórz pan niegodny miana Trubadura, który odpowiedzialności za swe słowa nie potrafi przyjąć..."

Seth nie lada zdenerwowany, obrócił się w stronę Rufiny "Pani wybaczy, całe to zamieszanie, bronię swojego, Abishaia i pani honoru... Co musi być, to musi być" ukłonił się elgancko, po czym szybkim krokiem wyszedł z karczmy...

Sharkuz - 2007-01-26, 22:12

-Hey, fircyku! - wrzeszczy, rozbudzony Łupieżca zjeżdżając na poręczy schodów prowadzących do izby.

Wpadł przed Lancelota zasłaniając go całego, obkręcił rzemię na rękojeści nadziaka...

-Skoroś kozaczysz na małego Lancelota, wpierw ze mną zapraszam do gawędy mości Sethu!

Gerion - 2007-01-26, 23:55

"Co my tam będziemy mieć" - zastanawiał się Vasquez - "to że stada krylowców i innego paskudztwa, to wiem. Splugawione duchy - to też może być, te są szczególnie wredne, zwłaszcza jak się moga manifestować, a znając przewrotność Ristula - mogą. Naznaczone duchy żywiołów? Owszem. Bylem nie nartafił na wściekłego żywiołaka w służbie Ristulowców. Właśnie - jescze ci szaleńcy. Do tego im bliżej Otosk, tym bardziej prawdopodobne będzie mi spotkać Spaczenia nocy...a z tym plugastwem samojeden rady nie dam. No nic" - splunął i zatarł ręce. Wędrował raźno już od samego przedświtu...

***
"Szlachetny Theonie" - krasnolud w granatowej czapie skłonił się przed dyplomatą. "Mieliście słuszność co do waszych podejrzeń. Moje myszki wśliznęly się tu i ówdzie i
musze pogratulować Wam intuicji. Szkoda, że Zinjan skrewił i ten barsawiański elfik nie połknął przynęty. Wiem za to gdzie może przebywać Złodziej...a dokładniej ZŁodziejka, która w perfidny i obrzydliwy sposób splatał nam nasze plany, prawda wasza miłość?" - tu ciemnobrody karzeł uśmiechnął się obleśnie. Theon spojrzał na niego z wyraźną dezaprobatą: "Nie wiem jak twoje plany G..." "Tylko bez imion, panie! Tylko bez imion" - wtrącił mu krasnolud - "tutaj nawet ściany moga mieć uszy..zwłaszcza wietrzniackie. Ten bezzębny i niedołężny Mystic jest nad wyraz żywotny. Rozpuszcza plotki po mieście w kręgach nam szczególnie drogich. Poza tym myszki mi szeptały, że ta jego Bibi coś zbyt natrętnie odwiedza pewną urodziwą dziwkę ze Srebrnego Dzwonka..." Krasnolud zawiesił głos. Theon wstał. Zamiótł płaszczem kurz zalegający przybalkonową część komnaty. Wbił spojrzenie szarych oczu w jakiś punkt w oddali. "Wiesz co robić, G..." "Panie! Prosze...bez imion." - zakrakał brodacz ochrypłym glosem. A jego dlonie wykonały gest ukręcania łba gołębiowi. "Ja nie chcę o niczym wiedzieć.." - podkreśłił Theon. "Mnie interesuje tylko efekt....".

***
Myrgelle błądził po ogromnej ciemnej sali. Wokół stały niebosiężne piramidy glinianych tabliczek. CIemność była tak gęsta, że domyślał się słuchem wysokości każdego
ze stosów. Doliczył ponad 1376...A dopiero co wkroczył do przedsionka. Nagle poczuł potrowrne zawirowanie przestrzeni...rozpaczliwie szukał wlasciwego zaklęcia,ale
jego magia zniknęła...Coś go pociągnęło i rzuciło w sam środek ogromnej rzeki Dawców Imion. "Wybacz" - ktoś huknął go łokciem w głowę. Olbrzymi troll. "Gdzie się pchasz staruchu!" - jakiś dzieciak o szalonym spojrzeniu krzyczał na maga. Wokół niego tłoczyly się miliony krasnoludów, ludzi, elfow, t'skrangów..."Idź, idź" - Myrgelle pchany ruchem tłumu czuł wokół siebie żywe słowa. "Idź, idź" - przenikało jego ciało i duszę. pisało w niej ognistymi literami. Nagle spostrzegł, że każdy jeden z Dawców Imion miał w dłoni glinianą tabliczke i rylec. Każdy jeden skupiony byl na słowach, jakie usiłował wypisać na tabliczce. Nikt nie zdawała przykładać większej wagi do tego gdzie szedł i kto szedł obok niego. Myrgelle usiłował się wyszarpnąć. Spojrzał na elfa obok siebie: "co ty piszesz?!" Elf ze smutkiem spuścił wzork. Jego twarz zapłonęła wstydem. Z wielkim wysiłkiem przepchnął się między parą orków byle dalej od Myrgelle. Mag zauwazył, że gdy ktoś kończył pisać, tabliczka wyrywała mu się z rąk i łączyła z milionami innych, unoszących się nad tłumem w nieznanym kierunku. Na jej miejsce zawsze pojawiała się kolejna...pusta.

***

Wietrzniak opowiedział ze szczegółami czynność po czynności co dokładnie robił tamtego felernego dnia. Opisał gdzie go Vinrych napadł, czym skrępował, co zabrał ze szczegółami opisał jak wyglądała jego broń, ile złota miał przy sobie i dlaczego taką znaczą ilość przy sobie trzymał. "Dużo nas nie zostało ech, niech im ziemia lekka będzie. tak więc lecę tam, albo dokładniej jadę tam na moim psie. Tak więc sprzedałem wszystko co w czasie
swojego życia nabyłem i wyruszyłem do niej, do mojej miłości.... " - dokończył ukontentowany.

"No taaaa..." - Dagni z miną profesjonalisty rozparl się w fotelu. "NIe będę wydziwiał wietrzniaku, bo czterech świadków potwierdzilo, żeś go gonił, a on uciekał. Jakby nie
miał nic na sumienu to by nie uciekał. Zresztą Gerion poświadczył na piśmie, żeś trafił doń okradziony i bez grosza przy duszy. Ale żeście są obcy. A Vinrych tutejszy. Za
naruszenie cielesnej nietykalności obywatela Urupy wymierzam wam grzywnę w wysokości 30 sztuk srebra na rzecz Magistratu. Płatną w ratach trzech - z uwagi na wasz
kiepski stan majątku. Za schwytanie i doporowadzenie podejrzanego o kradzież, Magistrat wa wypłaci nagrodę 10 srebrników. Musicie jeno pismo przedłozyć i po
uprawomocnieniu do miejskiej skarbnicy się stawić. Ooooo " wskazał paluchem" Tu wam dam pismo i plenipotencje, a tu" - wskazał raz jeszcze" - dokumentum o grzywnie".

"A moje rzeczy? Majątek?!" - Bezbronny zaczął się miotać po komnacie. "Weźmiemy go na spytki i prawdę wyciągniemy." - se spokojem odparł Dagni. "Tera ino lećcie do
karczmy, a w sprawie złodzeja i jego napaści na waszą osobę, jutro jeszcze stawić się tu musicie."

***

Bibi w ciemności kluczyła między dachami Dzielnicy Przybyszów. Od Złotego Dzwonka do Karczmy Geriona było dobre pół godziny wietrzniackiego lotu. Nagle intuicja szarpnęlą ja ostro do tyłu. Dziewczyna zapikowała na ślepo, głową w dół. Walnęła zdrowo biodrem o kawałek drewnianego gargulca przy mansardzie i przykleila się do beczki z cuchnącą już deszczówką. Jej serduszko biło niewiarygodnie szybko. "Co jest kurna!" - myślała z prędkością błyskawicy -"kto rzucał na mnie zatrutą sieć!?" Węch nigdy Bibi nie mylił. A ten rodzaj wietrzniackiej broni znała od dziecka...

***

"Mam nawet kilka publikacji Thoma w pokoju, jeśli chciałabyś je zobaczyć to moglibyśmy.." - Abishai Edrull zawiesił głos. Rufinie przez myśl przemknęło " Czy on mnie próbuje poderwać?" Może innym razem pozwoliłaby się rozpieszczać, ale Rufina dbała o reputację. "Ta broszka to uroczy prezent, ale Abishai jest adeptem...wędrowcem i
Iluzjonistą...może ta broszka jutro zniknie tak jak i on sam?" -zastanawiała się dziewczyna.
"Hej Rufinka, może winka?" Zapytał ze stołu obok bezczelnym głosem jakiś chudy i blady elf. Rufina nie zaszczyciła go nawet spojrzeniem, miała bardzo przykre wspomnienia z pracy z elfami. Nie raz ją wydrwili i próbowali poniżyć. "Leniwe głupki! Wiecznie tęskniące za ich kolczatą królową." -
"Twój uśmiech to pewnie rozweseli każdą duszę i rozświetli każde miejsce" kontunuował elf.
"Nic niewarte darmozjady Barsawii. Powinni od nas uczyć się pracy i umiłowania porządku. Kwietne płaszcze, błyskotki we włosach, oooo jak ten tutaj, ozdobny rapier
którym się może wychędożyć.
- szeptała w myślach krasnoludka.
".. Tak się składa, że właśnie kogoś takiego jak Ty potrzebuję, urocza, miła przewodniczka, która mogłaby mi pokazać to i owo..." - ciągnął Seth.
"Dzięki Pasjom jest ich niewielu, a to co zwą elfickim dziedzictwem kultury - to stek bajęd i legend. Przy Księgach Jutra które wyszły spod naszych rąk, żaden elfi zwój
stanąć nie może...." -

"...w mieście. Przejdziemy się?" Seth spojrzał na krasnoludkę... po czym zrobil okrągłe oczy.
Rufina nie odpowiedziała. Usłyszała jedynie koniec historii stergo czarodzieja: " Na dzisiaj wystarczy dalsze moje dzieje opowiem wam przy następnej okazji." Błągalnym
wzorkiem spojrzała na Abishaja. Wstała lekko zaczerwieniona na twarzy. Już miała potraktować elfa jedną z ulubionych przypowieści, kiedy z głośnym furkotem nad jej
glową pojawił się krzykliwy Trubadur. "Panowie! Panowie! Dajcie się wypowiedzieć pięknej Pani zamiast zarzucać ją swoimi uwodzicielskimi zabiegami. Rufin przyszła tu ze
mną i to jest mój gość bez względu na to którego z Was oprowadzała po mieście lub będzie oprowadzała jutro."
Rufina byl lekko poirytowana tym, jak Trubadur przekręcał jej imię. "Lancel - srancel" - pomyślała ze złością. Ale posłała wietrzniakowi uśmiech wdzięczności. A co.
"Niech se nie myśli jeden z drugim, że mogą mnie obśmiewać po kątach" - układała sobie w głowie przewrotny plan. Wzrokiem i uwodzicielska poza podjuchciła
wietrzniaka, który chciał już spisywać jej historię (a oczy mu się błyszczały jakby go kuśka swędziła) , ale też zerkała na Setha i jego coraz bardziej blade oblicze.
Niewątpliwie Fechmistrz poczuł się urażony i zaraz poobcina temy malcowi kulasy. Rufina nieco się obawiała, ale w głebi duszy była zadowolona - zasłużyli sobie obaj na bęcki, niekrasnoludzkie błazny jedne. I pomyślala jaki ten Abishai jest mądry i rozważny....

Seth wyzwał Lancelota przed karczmę,żeby go mieczem moresu nauczyć, kiedy drogę zastąpił (albo zaskoczył) mu na wpół zaspany Lupieżca. Człowiek ryknął :"Skoroś
kozaczysz na małego Lancelota, wpierw ze mną zapraszam do gawędy mości Sethu!" i wyzywająco spojrzał na elfa.

***

Gerion zagadał się z jednym ze strazników. Ten mu opowiedzial o swej żonie i jej przypadłościach, o dobrym utargu teścia i duzach jakie nabil sobie jego najmłodszy syn.
Trollowi zeszła prawie godzina. Wolna wracał do karczmy martwiąc się o swoich gości. "No cholera...Bezbronnego wzięli do garnizonu, Lancelot pewnie znów "zapomniał"
grzeczności i dbania o gości potrzeby, ehhh" - westchnął Wojownik. Przyspieszył nieco.."Wujku Gerionie, wujku Gerionie!" - mała Bibi przysiadła na szerokim barku
potężnego trolla. "Dobrze że was widze...jest dziadunio w karczmie?!" - zapytala zdyszana. "Aleś ty wyrosła na śliczną pannicę Bibi" - uśmiechnął się Gerion. "Pewnie że
jest, właśnie tam wracam". Ciekawe co teraz robi ten stary spryciarz...

***
A stary spryciarz się uśmiechał "Co, hehehehe!" - trzymal się za brzuch. "Zaklęcia lewitującego nie znacie synkowie, hehehehe" - spoglądał na Setha i Sharkuza
unoszących się dobre 15 stóp w ciemności ponad podwórzem karczmy. Zastanawial się chwilkę..."Abishaju, dajcie no więcej swiatła na Setha....Ooo ta zielonkawa aura
będzie jak najbardziej na miejscu...hehehehe." - mag miał niewątpliwy ubaw. "A teraz na gorące głowy odrobina ochłody" - przymknął oczy i zaczerpnął nieco energii z
astralu, w świadomości przemknęły mu symbole prowadzące na plan żywiołu wody...

***
Klik ostrożnie zbliżała się do karczmy. Dzisiejszego wieczoru ktoś próbował ją śledzić. A nawet trzech ktosiow. Wejdzie więc od tyłu do karczmy. Najlepiej przez strych.
Gdy Złodziejka przekradła się przez wysoki parkan, stanęła jak wryta. Na podwórzu stał Gerion z jakąś wietrzniaczką na ramieniu i ryczal ze śmiechu. Wtórowal mu mag, a
nad nimi w chmurze siekącego deszczu unosily się dwa ciała oblepione zielonkawą aurą. Ciała wyginały się walcząc z porywami magii. PO dobrym kwadransie Seth i
Sharkuz, zmęczeni i przemoczeni opadli na ziemię. Klik się wreszcie ruszyła z cienia.
"A teraz do środka, dość wygłupów. Wszyscy zasłużyli na porządną kolację" - zarządził troll głosem nie znoszącym sprzeciwu.

Sethariel - 2007-01-27, 09:30

"Ale wpierw..." Seth wstał dość szybko z podłogi "wpierwej muszę tu wszystkich przeprosić za całe zamieszanie" Seth uśmiechnął się "Ale drogiemu Lancelotowi podarować nie mogę... Wyzwanie to wyzwanie, co się stało się nie odstanie. I nie pomoże tu żadna magia... oprócz magii opowieści... Zatem wyzywam cię Lancelocie na pojedynek... pojedynek słów! Drogą Rufinę prosiłbym o Prolog, aleee... to może gdy wszyscy ochłoniemy i odpoczniemy przy kolacji na którą nas Gerion zaprasza..."

Rzucić wyzwanie opowieści znanemu Trubadurowi... to przynosi chwałę, pomyślał Seth, zadowolony ze sposobu jakim próbował wybrnąć z całego zamieszania... Zamieszania, które było mu na rękę... W końcu był w centrum wydarzeń, tam gdzie jego miejsce.

Uśmiechnął się jeszcze raz, zamrugał oczami i stanął pośrodku zgiełku w oczekiwaniu na odpowiedź... W tym ułamku chwili sprawne oko dostrzegło by dziwny błysk w źrenicy Setha, dziwny bo nie przypominający niczego, co elfie. Źrenica sprawiała czasem wrażenie jakby należała do kogos znacznie starszego, starszego niż wszystkie dzieci Alamaise.

klik - 2007-01-27, 14:31

Klik ostrożnie zbliżała się do karczmy – nie chciała ściągnąć na głowę Gerionowi nieproszonych gości. Ktoś śledził ja tego wieczoru i była to więcej niż jedna osoba. Próbował śledzić – pomyślała z satysfakcją. Jeśli udało jej się skutecznie zgubić natrętów, noc powinna być spokojna. Jutro zajmie się myszkami, dziś już wystarczająco przegoniła je po Urupie zapewniając przy tym liczne atrakcje. Przekradła się przez wysoki parkan i na moment stanęła jak wryta. Gerion z nieznaną jej wietrzniaczką usadowioną na jego ramieniu zanosił się śmiechem. Mystic chichocząc dyrygował dwoma ciałami oblepionymi zielonkawą aurą i smaganych deszczem. Dziewczyna odruchowo zagłębiła się głębiej w cieniu z fascynacją oglądając przedstawienie, które zakończyło się dopiero po kwadransie. Gdy Seth i Sharkuz opadli w końcu na ziemię Klik szybko przemknęła ku tylnemu wejściu karczmy – jeśli nawet ktoś obserwuje to miejsce powinien być w tym momencie jeszcze skupiony na bohaterach magicznego spektaklu. Cicho wśliznęła się do środka magią swojej dyscypliny szukając zabezpieczeń i pułapek.
abishai - 2007-01-27, 16:22

"Panowie! Panowie! Dajcie się wypowiedzieć pięknej Pani zamiast zarzucać ją swoimi uwodzicielskimi zabiegami. Rufin przyszła tu ze mną i to jest mój gość bez względu na to którego z Was oprowadzała po mieście lub będzie oprowadzała jutro. Powstrzymajcie więc swoje zapędy i popędy bo Rufin jest tu pod moją opieką." - Stwierdził z zadziornym uśmiechem na ustach Lancelot.

Gerion powinien pomyśleć nad wystrojem wnętrza. Może wtedy przyciągnie więcej kobiet do karczmy.- pomyślał krasnolud, spogladajac to na Lancelota, to na Rufinę. - Bo tutejsi bywalcy rzucającą się na każdą dziewoję , która się tu zjawi, niczym wygłodzone wilki.
Krasnoludka nie wyglądała na to taką, co nie potrafi o siebie zadbać.
"Jeśli nadal będziecie Panne Rufin tak osaczać swoimi nieświeżymi oddechami to gotowa jest się obrazić a tego chyba żaden z Nas by nie chciał prawda?" - Ciągnął Lancelot wywód mający zdemaskować zapędy Abishaia i Setha i jednocześnie oczarować urodziwą krasnoludkę.
Iluzjonista z lekkim uśmiechem patrzył jak Rufina z kobiecym wdziękiem manipuluje wietrzniackim trubadurem. Mogłaby być lepszą iluzjonistką niż ja .- pomyślał z satysfakcją Abishai.

"Przyganiał kocioł garnkowi! Śmiesz mi zwracać uwagę w sprawie manier?! Tak się składa jego mosciu, że pomimo wielkiej sympatii do Ciebie, obraziłeś mnie wystarczająco mocno bym musiał wyzwać Cię na pojedynek, co by mój honor zwrócił! Otóż mylisz się wielce co do mojego zachowania, podszedłem grzecznie, przeprosiłem, przedstawiłem się i wyjaśniłem dogłębnie powody swego zainteresowania... A zresztą czemu ja się tłumaczę komuś, kto po przykrywką moralizatora, obraża nie tylko mnie, ale zdaje mi się też mojego towarzysza rozmowy Abishaia... Coś mi się zdaje Panie wietrzniaku, że to pan tu nas szantażuje swoim nieświeżym oddechem! To pewnie rodzinne! A teraz wychodzę z karczmy, co by w porządnym miejscu burd nie zaczynać i czekam tam na pana, a jeżeli się pan tam nie zjawi to uznam żeś tchórz pan niegodny miana Trubadura, który odpowiedzialności za swe słowa nie potrafi przyjąć..."- Seth odpowiedział na tyrady Lancelota kwieciście i barwnie, jak na fechmistrza przystało.

"Wybacz mi o Pani Rufiną zwana ale muszę jak widać folgować słowa aby nie rzucać ich na darmo przed świnie. Chcąc przywołać buzujące hormony obecnych tu przy tym stole osobników zostaje jak widzę narażony na uszczerbek życia a nawet zdrowia. Powiem Ci tak drogi Abishaiu cenię sobie rozwagę Twojego milczenia i to że dajesz dotrzeć moim słowom do sedna Twoich dobrych manier. Co do Ciebie Sethu powiem krótko. To nie Ty dyktujesz oręż naszego podejścia do zaistniałej Ty sprawy. Tylko tchórz ima się miecza kiedy brak mu intelektu aby rozwiązać sprawę słowem. Nie dbam więc co pomyślisz sobie ale odmawiam pojedynkowania się z Tobą w sposób inny niż zostało Ci postawione wyzwanie w moich słowach. Jeśli nie jesteś gotów aby dotrzymać mi kroku na polu rozmowy to zamilknij i przysłuchuj się a nie ośmieszasz siebie i obrażasz mnie a Pannę Rufinę przede wszystkim."- odparował wietrzniak.

Seth nie lada zdenerwowany, obrócił się w stronę Rufiny "Pani wybaczy, całe to zamieszanie, bronię swojego, Abishaia i pani honoru... Co musi być, to musi być" ukłonił się elegancko, po czym szybkim krokiem wyszedł z karczmy...

Iluzjonistę wzburzyło to że elf, kreuje się na jego obrońcę. Wstał nieco wzburzony i rzekł.- "Momencik, mój honor należy do mnie i ja zdecyduję kiedy go bronić trzeba. Nie mieszajcie mnie w wasze porachunki, jeśli łaska."

Seth wyzwał Lancelota przed karczmę, żeby go (prawdopodobnie mieczem) moresu nauczyć, kiedy drogę zastąpił (albo zaskoczył) mu na wpół zaspany Łupieżca. Człowiek ryknął : - "Skoroś
kozaczysz na małego Lancelota, wpierw ze mną zapraszam do gawędy mości Sethu!" i wyzywająco spojrzał na elfa.

Wykorzystał to Lancelot.- "Jeśli interesuje Cię fizyczna rozrywka mająca na celu zaimponowanie obecnej tu Damy brutalną bezmyślna siła i zręcznością to bardzo proszę abyś udał się tam gdzie Cię zaprasza mój przyjaciel Sharkuz. Mniemam że dostarczycie sobie o wiele więcej prymitywnej rozrywki niż by to było w moim przypadku."-

Na te słowa odwrócił się Lancelot zupełnie od Setha a całkowicie w stronę Rufiny i powiedział: "Wybacz o Pani tę niepotrzebną prymitywna dywagację. Przepraszam też i Ciebie rozważny i milczący Abishaiu. Mam nadzieje że teraz bez przeszkód możesz Pani zacząć opowieść którą z niekrytą satysfakcją spiszę."

Krasnolud nalał sobie wina, oraz napełnił kielich Rufiny. Następnie rzekł do niej.- "Jak mawiał Zmiennokształtny , kiedy jeszcze żył. Kiepski to honor , który byle uwagą obrazić można.."

Sharkuz i Seth wyszli na zewnątrz.
"- Chodźmy popatrzyć na ten pojedynek i przy okazji dopilnować, co by sobie nadmiernie krzywdy nie porobili.-" rzekł Abishai do Rufiny podając jej swe ramię. Krasnoludka chyba nie była zainteresowana opowiadaniem wietrzniakowi historyjek.

Krasnolud obserwował przygotowania do pojedynku z pewnym niesmakiem. Osobiście nie znosił przemocy i walki z byle powodów mierziły go. Ale adepci wojowniczych dyscyplin, pojedynki chyba uwielbiali.

Gdy tylko walka rozgorzała, tuż za plecami Rufiny i Abishai'a zjawił się Mystic. Stary czarodziej coś knuł. Krasnolud bez wahania postawiłby na tą tezę wszystko co mu zostało z małej fortunki , którą gwizdnął Viggo. I miał rację.. Wkrótce za sprawą magii Mystica, obaj oponenci unieśli się górę niczym therańskie baty.

A stary spryciarz się uśmiechał "Co, hehehehe!" - trzymal się za brzuch. "Zaklęcia lewitującego nie znacie synkowie, hehehehe" - spoglądał na Setha i Sharkuza unoszących się dobre 15 stóp w ciemności ponad podwórzem karczmy. Zastanawial się chwilkę..."Abishaju, dajcie no więcej swiatła na Setha....Ooo ta zielonkawa aura będzie jak najbardziej na miejscu...hehehehe." - mag miał niewątpliwy ubaw. "A teraz na gorące głowy odrobina ochłody" - przymknął oczy i zaczerpnął nieco energii z astralu, w świadomości przemknęły mu symbole prowadzące na plan żywiołu wody.

Iluzjonista skupił się na przygotowaniu zaklęcia (a musiał wpierw matrycę przestroić) , wyciągnął dłoń przed siebie i zacisnął w pięść. Pomiędzy palcami pojawiły się błyski światła, i gdy rzucanie czaru zostało zakończone. Powoli otworzył dłoń na której leżała kula światła zielonej barwy. Sfera urosła nieco i uniosła się szybko górę podążając za życzeniem iluzjonisty i oblewając swym blaskiem obie walczące sylwetki.
Gerion stał z jakąś wietrzniaczką na ramieniu i ryczał ze śmiechu. Wtórował mu mag, a
nad nimi w chmurze siekącego deszczu unosiły się dwa ciała oblepione zielonkawą aurą. Ciała wyginały się walcząc z porywami magii. Podobnym kwadransie Seth i Sharkuz, zmęczeni i przemoczeni opadli na ziemię.
"A teraz do środka, dość wygłupów. Wszyscy zasłużyli na porządną kolację" - zarządził troll głosem nie znoszącym sprzeciwu.

"Ale wpierw..." Seth wstał dość szybko z podłogi "wpierwej muszę tu wszystkich przeprosić za całe zamieszanie" Seth uśmiechnął się "Ale drogiemu Lancelotowi podarować nie mogę... Wyzwanie to wyzwanie, co się stało się nie odstanie. I nie pomoże tu żadna magia..."

"- Lepszy byłby konkurs.- " wtrącił Iluzjonista. "- Niech każdy, kto chętny, wykaże się opowieścią. A ocenę zostawmy publiczności. Taka noc, stworzona jest na legendy. "


Elfi Fechmistrz podjął od razu pomysł Abishaja: "Zatem wyzywam cię Lancelocie na pojedynek... pojedynek słów! Drogą Rufinę prosiłbym o Prolog, aleee... to może gdy wszyscy ochłoniemy i odpoczniemy przy kolacji na którą nas Gerion zaprasza..."

Lancelot nie był mu wcale dłużny! Podjął rzuconą przez Setha rękawicę nie czekając na kolację.

Widzę że Rufinie spodobało się wymyślone przeze mnie zdrobnienie Rufin. Trochę ją to identyfikuje ze mną w gronie tej potarganej jak grzywa szkapy w galopie zgrai. Mnie tu każdy woła Lancel mimo że Lancelot mam na imię a to tylko dwie literki do wymówienia więcej. Jeśli więc zjem ze smakiem jedną ostatnią literkę z imienia smakowitej Rufin to się nic nie stanie.

Widząc reakcję Setha na słowa trubadura i zdawszy sobie sprawę że został właśnie wyzwany na pojedynek wystrychał się początkowo czego znać po sobie nie dał a potem wystosował ripostę...

"Wybacz mi o Pani Rufiną zwana ale muszę jak widać folgować słowa aby nie rzucać ich na darmo przed świnie. Chcąc przywołać buzujące hormony obecnych tu przy tym stole osobników zostaje jak widze narażony na uszczerbek życia a nawet zdrowia. Powiem Ci tak drogi Abishaiu cenię sobie rozwagę Twojego milczenia i to że dajesz dotrzeć moim słowom do sedna Twoich dobrych manier. Co do Ciebie Sethu powiem krótko. To nie Ty dyktujesz oręż naszego podejścia do zaistniałej Ty sprawy. Tylko tchórz ima się miecza kiedy brak mu intelektu aby rozwiązać sprawę słowem. Nie dbam więc co pomyślisz sobie ale odmawiam pojedynkowania się z Tobą w sposób inny niż zostało Ci postawione wyzwanie w moich słowach. Jeśli nie jesteś gotów aby dotrzymać mi kroku na polu rozmowy to zamilknij i przysłuchuj się a nie ośmieszasz siebie i obrażasz mnie a Pannę Rufinę przede wszystkim."

Tu Lancelot widząc reakcję Sharkuza stwierdził z niekrytym zadowoleniem. "Jeśli interesuje Cię fizyczna rozrywka mająca na celu zaimponowanie obecnej tu Damy brutalną bezmyślna siła i zręcznością to bardzo prosze abyś udał się tam gdzie Cię zaprasza mój przyjaciel Sharkuz. Mniemam że dostarczycie sobie o wiele więcej prymitywnej rozrywki niż by to było w moim przypadku."

Na te słowa odwrócił się Lancelot zupełnie od Setha a całkowicie w stronę Rufiny i powiedział: "Wybacz o Pani tę niepotrzebną prymitywna dywagację. Przepraszam tez i Ciebie rozważny i milczący Abishaiu. Mam nadzieje że teraz bez przeszkód możesz Pani zacząć opowieść którą z niekrytą satysfakcją spiszę."

Zamilkł. Rzucił przyjazne spojrzenie Rufinie i Abishaiowi i zamienił się w słuch.

mystic - 2007-01-27, 17:16

Zaiste zacny to pomysł. - buchnął rozbawiony Mystic - Gerionie lej mi tu tego twojego piwa korzennego. Jest idealne do takich okazji.
Gerion - 2007-01-27, 20:49

Seth z uwagą przysłuchiwał się tyradzie Trubadura. Na chwilę słowa wietrzniaka przykuły uwage wszystkich, to właśnie mały,zadziorny skrzydlak stal w samym centrum uwagi wszystkich gości. Jego słowotok - zrozumiały, czy nie - wspomagany magią Dyscypliny, porwał słuchaczy ze sobą. Czy Seth uległ jednak magii Zagadania i Prowokacji ze strony Trubadura? Na pewno przeciętny Dawca Imion poczułby się osaczony jego słowami, pokonany i rozbity na drobne kawałki. Jednak Fechmistrz nie był nowicjuszem. Przymknął oczy, przełknął ślinę i sięgnął po swoją karmiczną energię. SIłą woli skierował jaj strumień ku magii Zimnej krwi...Słowa wietrzniaka spłynęły po nim jak kropla deszczu po łuskach espagry.

***

Rufina wcale nie miala ochoty zaczynać jakiejkolwiek opowieści. Dobrze jej było u boku Abishaja, jedynego porządnego krasnoluda w tej hałastrze. Najchętniej zignorowałaby latającego gadułę i tego przemoczonego elfa...Niepewnie spojrzała po ratunek ku swemu towarzyszowi z Throalu.

***

Gerion postawił przed Sharkuzem dzban piwa z sokiem malinowym. "Wyspałeś się łobuzie, i od razu harcujesz?" - zagadnął z uśmiechem. Utytłany w pyle, który przykleił się do mokrej skóry, człowiek wyglądał dosć przerażająco. Błysnął białkami oczu i zazgrzytał zębami. Sięgnął od razu po dzban i wychylił go do dna, spojrzeniem dając do zrozumienia, że oczekuje kolejnego. Wszakże jutro z rana czekała go załoga jego drakkaru.

Bibi siedziała na kolanach Mystica i kończyła właśnie opowiadać o tym czego dowiedziała się od Belli. Stary czarodziej mruczał coś po cichu i skubał brodę. Przeczuwał to, że jeśli on wykona ruch jako pierwszy, to wkrótce pozna kolejnego gracza zasiadającego do partii. Ruch został wykonany i teraz Mystic zastanawiał się czy zdoła przewidzieć kolejne posunięcie.

***
Krasnoludka spojrzała na Lancelota: "Wybacz mi panie wietrzniaku, ale na moją opowieść i pomoc nie liczcie. Ja się nie wyznaję na słownych waszych gierkach." Gdy dojrzała wyraz rozczarowania na twarzy Lancelota, przez moment jej sie zrobiło żal wesołego Trubadura. Poczuła, jak bardzo zepsuła mu zabawę. "Ja chętnie bym obejrzała księgo twojego brata Abishaju, więc jeśli nadal chcesz mi je pokazać, to z przyjemnością będę ci towarzyszyć" - i dodała - "ale żeby pan wietrzniak i pan elf mogli konkurować, to rozpocznę opowieść. A sędzią będziesz ty Gerionie" - dodała z uśmiechem i zaczęła:

"Na skraju dżungli Liaj, była niewielka osada ludu Gałązek Iroko. Żyli w zgodzie z naturą i natura dawała im wszystko co potrzeba. Pewnego dnia jednak, przybyli uciekinierzy ze Skawii. Prosili lud Gałązek o schronienie. Ich szaman, Permambuko, zgodził się pod warunkiem, że udowodnią czystość od splugawienia i bedą przestrzegać obyczajów ich ludu. Wśród Skawian był człowiek imieniem Laudus..."

Rufina zawiesiła głos i spojrzała na Setha i Lancelota. "Ekhm.." -Abishaj nieco speszony odchrząknął. NIe tak wyobrażał sobie kolej wydarzeń, ale...cóż, los jest pełen niespodzianek, nawet dla Iuzjonisty, brata słynnego Thoma.

***
Mystic skinął ku Złodziejce, która z leniwą miną, sączyła przez słomkę limonkowy sok z ogromną ilością cukru trzcinowego. Gerion nie żałował i do tej lemoniady zawsze dodawał kroplę rumu z Travaru. Klik go uwielbiała. Szanując wiek Czarodzieja, wstała od swego stolika, ominęła stolik, przy ktorym zasiadało dwoje krasnoludów, elf i wietrzniak i podeszła do starca. Mystic nawijał sobie na poplamiony atramentem paluch, złociste włosy Bibi, ktora w najlepsze rozsiadła się na kolanach "dziadunia". "Musimy pogadać Pantero..." - całkiem trzeźwym głosem zagadnął Czarodziej.


Było krótko przed północą jak do karczmy wrócił Bezbronny. Ale nie zdążył domknąć cieżkich drzwi, gdyż w szczelinie pojawił się najpierw długi łuskowany pysk Sir Valequa, a potem on sam w całej okazałości. Zniknął kilka godzin temu, po tym jak przedstawił trollowi historię ducha tu pomieszkującego. Pewnie załatwial jakieś swoje interesy i teraz w pełni rozbudzony wrócił, by pokrzepić się jakimś trunkiem przed snem.

***

"Jak to ją zgubiliście!?!" - pieklił się ciemnobrody krasnolud w granatowej mycce na głowie. "Niedojdy! Darmozjady! Myślicie że płacę wam za wąchanie bździn gżmotorożca?" Wytargał porządnie za czuprynę dwójkę krasnoludzkich łazęgów z portowej dzielnicy. "Mam nadzieję, że Vikarionowi poszło łatwiej i trzyma teraz w swojej piwniczce oplecioną lepką nitką dziewczynkę ze skrzydełkami" - skrzywił się paskudnie. "A jak coś się stanie tej dziwce ze Srebrnego Dzwonka, a Vikarion dał d***, to osobiście się tym zajmę i powyrywam co trzeba, komu trzeba. A komu nie trzeba, to powsadzam co trzeba tam, gdzie trzeba".

Sharkuz - 2007-01-28, 07:08

Gerion postawił przed Sharkuzem dzban piwa z sokiem malinowym. "Wyspałeś się łobuzie, i od razu harcujesz?" - zagadnął z uśmiechem. Utytłany w pyle, który przykleił się do mokrej skóry, człowiek wyglądał dosć przerażająco. Błysnął białkami oczu i zazgrzytał zębami. Sięgnął od razu po dzban i wychylił go do dna, spojrzeniem dając do zrozumienia, że oczekuje kolejnego. Wszakże jutro z rana czekała go załoga jego drakkaru.

-Chyba nie sądzisz że tak łatwo odpuszczę!! - rzucił posępnie Łupieżca w stronę Geriona, po czym ruszył aby zatrzymać się przed Mysticiem.

-Słuchaj no stary, miejski, capie! Jeszcze raz będziesz zabawiał się magią korzystając z mego wzorca to Ci te chude dupsko zacisne na maszcie Drakkara aby każdy widział co z Ciebie za d***! Zaklęcia lewitującego nie znam ale znam za to "dać po papie", hehehehe

Sharkuz zna te wszystkie sztuczki magiczki podstępnych czarodziei stąd widać jak jego ciało spowija żelazna energia czekająca tylko na impuls aby z impetem zgruchotać czaszkę bezzębnego starca...

sir_lancelot - 2007-01-28, 11:52

Cytat:
"Wybacz mi panie wietrzniaku, ale na moją opowieść i pomoc nie liczcie. Ja się nie wyznaję na słownych waszych gierkach."


Po tym stwierdzeniu Rufiny Lancelot zaiste posmutniał. Miał nadzieje usłyszeć coś więcej na temat urodziwej i pełno kształtnej przedstawicielki krasnoludzkiej rasy. Smakowitym kąskiem Rufina może i była ale Lancelot nie był drapieżnym zwierzęciem wypuszczonym na żer ale zaciekawionym trubadurem w pierwszym rzędzie. Z tego więc powodu wietrzniak posmutniał najbardziej. Z powodu tego że Seth swoim prymitywnym w prost podrywem ukazał Rufinie wszelkie ukryte zachowania obecnych przy stoliku i mających chrapkę na Panią krasnolud facetów.

Gdyby Seth ruszył czasem głową zamiast stale machać mieczem i jęzorem po próżnicy to i wilki byłyby syte i owca cała. A tak tylko Abishai kierując się strategicznie najlepszym milczeniem zatopi ociekające ze smaku śliną zęby w urodziwym ciele i ustach Pani Rufiny. Tłumok! - Zły był Lancelot na Setha. Tak to jest jak każdy działa w swoją stronę niestety. Miałem już pomysły aby nastawić pozytywnie młoda urodziwą niewiastę wobec Nas wszystkich i tym samym każdy uzyskałby coś miłego z racji obecności tego cuda w gospodzie Geriona. Brak namysłu i chwila nieuwagi zaowocowały utrata tak szeroko pojętego pola manewru ale cóż. Takie to życie.

Tak czy siak nie mógł się Lancelot spodziewać że Rufina widząc osobliwego przedstawiciela swojej rasy w osobie Abishaia pokusi się o podjecie "tematu" z kimś innym. No ale spróbować zawsze można przecież. - Dywagował w myślach trubadur.

"Szanuję Twoją wyrozumiałość wobec zaistniałej dość przykrej sytuacji i nijak nie zamierzam naciskać na zmianę Twojej decyzji. - Tu Lancelot zwrócił się do Rufiny chcąc wyjaśnić i załagodzić zły efekt odbioru jego zachowania. "Widze że obecny tu Abishai niezwykle intrygująca jest dla Ciebie personą. Nie dziwi mnie to zupełnie. W końcu słabość do przedstawicieli własnej rasy to normalna sprawa. - Tu Lancelot skwitował zdanie wymownym uśmiechem którym obdarzył Rufinę i Abishaia a w myśli dodał: Czemu te krasnoludy to tacy rasiści? Władają Thoralem... Niech sobie władają. Narodziło się ich jak psów... Nie będę wnikał w ich nieograniczone możliwości płodzenia potomstwa. To co jednak robią krasnoludzkie kobiety to uwłacza męskim przedstawicielom innych ras. Takie elfki, ludzkie kobiety to nie mają oporów przed flirtem z facetami innych ras jakoś a te krasnoludzkie to rasistki i tyle. - Taką konkluzją zakończył swoje przemyślenia Lancelot i rozbudziwszy się z zamyślenia rzekł.

"W ramach przeprosin za to co zaszło i widząc to jakie wykazujecie sobą nawzajem zainteresowanie którego kryć nie musicie bo Lancelot i tak widzi i swoje wie. Zapraszam Was do tańca który pozwoli na milsze i owocniejsze zapoczątkowanie Waszej znajomości." - Na te słowa Lancelot dobył swojego fletu i radosnym okrzykiem poderwał siedzącą krasnoludzką parę do tańca. Jego mowa była tak czysta a reakcja Rufiny i Abishaia wydawała się być tak naturalna że mimo że z rumieńcami i skrępowaniem ale juz po chwili stali Oni po spontanicznej reakcji na słowa Lancelota na środku sali.

Lancelot ucieszony na ten widok zaczął robić swoje... Czyli grać...

Bezbronny - 2007-01-28, 12:52

Bezbronny słysząc o karze i srebrze które musi oddać bardzo się zdenerwował, "JAK KTO !" - krzyknął "a niby jak miałem doprowadzić delikwenta przed wasze oblicze?! w takiej mieścinie jak ta, gdzie mieszka tyle dawców imion? nie mogłem ryzykować że mi ucieknie. Gdybym miał wzrost i siłę trola - to mógł bym go przyprowadzić za rączkę. 30 sztuk srebra ?!! HA! to są kpiny, oddam jak ten złodziej odda mi to co do mnie należy." kontynuował zirytowany i bardzo wnerwiony bezbronny." Zapłacę, mam Honor w przeciwieństwie do niego, miałem powód i sposobność aby go zabić za to co mi zrobił..." wietrzniak poprawiwszy ubranie wstał i skierował się do drzwi, stojąc w progu zapytał "Kiedy dokładniej będę mógł odzyskać moje mienie, wątpliwe jest aby wydał tak znaczna ilość złota w jeden dzień" poczekawszy na odpowiedź skierował się tam gdzie mu kazano.


już zmierzchem mały bezbronny wracał do karczmy, spokojnie bez pośpiechu poklepując po głowie Burka. i w myślach stwierdzając iż za stary jest na takie zabawy. wszedł do karczmy wraz z psem, kazał mu zostać po lewej stronie drzwi, po czym rozejrzał się na około, spojrzał z lekkim zdziwieniem na człowieka i elfa, "Co oni tacy mokrzy?" zapytał, po czym tak jak by z grzeczności pytając, machnął ręką i usiadł na blacie, po czym powiedział " Kazano mi zapłacić karę 30 sztuk srebra za to że "Napadłem" drania!. - rozwścieczony wietrzniak kontynuował " a niby jak do cholery miałem doprowadzić go!?, jak co drugi kot jest większy ode mnie w tym mieście. przecież nie jestem postury Sharkuz'a, za rączkę .... ech " - skończył, muszę się napić, coś mocnego i dużo może hurghl? " stwierdził uśmiechając się ironicznie pod nosem, i jakąś przekąskę dla Burka, spisał się dzielnie dzisiaj.

mystic - 2007-01-28, 13:19

Mystic czekając na piwo korzenne odtwarzał sobie w myślach popołudniową wizytę u Dagniego, sierżanta gwardii Urupy, zastanawiając się czy nie przegapił jakiegoś symbolu.
- O co chodzi? - warknął Dagni widząc wchodzącego czrodzieja
- O wczorajszą wizytę jaką złożyłeś Gerionowi - usmiechnął się lekko czarodziej
Dagni zmieszał się. Skąd on o tym wie. I czego chce tu ten stary pokurcz? Pewnie to robota Geriona. Niech go szlag.
- Byłem prosić o rytuał awansu - zaczął niezbyt pewnie
- Dobrze wiemy oboje że nie o to chodziło. Ustawmy sprawy jasno, możemy to zrobić z korzyścią dla obu stron lub możemy sobie zaszkodzić. Dobrze wiesz że mam powiązania z radą i możesz do końca życia być zwykłym sierżantem.
Ten pieprzony czarodziej wszędzie wkłada swoja stare łapska, pomyślał nieźle zdenerwowany już Dagni.
Mogę też szepnąć przychylne słówko o Tobie i przyspieszyć awans - kontynuował Mystic obserwując mimikę twarzy krasnoluda. - No to jak będzie
Krasnolud po chwili namysłu zdecydował się postawić wszystko na jedną szalę.
- Powiem ci co wiem, ale będzie cię to kosztowało 1500 sztuk srebra. Tyle wydałem na tą dziwkę.
Mystic skwapliwie zapamiętywał skrawki informacji. 1500 sztuk srebra, dla sierżanta to spora sumka. - Powiedz co wiesz a ja ocenię czy warte jest to takiej sumy. Nie bój się - kontynuował widząc wachanie na twarzy krasnoluda - potrafię być bardzo chojny.
- No dobrze - stwierdził nieprzekonany krasnolud - na pewno wiesz, że ostatnimi czasy zaczęli umierać urzędnicy średniego szczebla w ambasadzie Throalu.

Mystic kiwnął głową. Formalnie ambasadorem jest mało rozgarnięta córka wrednej Selendy, głowy opozycyjnej szlachty wobec Varulusa. Selenda wysłała ją tu, gdyż dziewczę zostało uwiedzone przez jednego z b'jados, najemnego adepta w służbie Domów Kupieckich Throalu. Uwodzicielem był ork. Córka szlachcianki się w nim zakochała i zaszła w ciążę. I została odesłana do Urupy daleko od Throalu. Z tego co wiedział złożono oficjalną skargę do magistratu i zdwojono straże, wynajmując też szpiegów i nasyłając ich na therańską ambasadę.

- Poproszono mnie abym zajął się tą sprawą, nagrodą miał być awans - ciągnął Dagni - Poprosiłem starą znajomą, aby dowiedziała się, kto i dlaczego to robi. Zobowiązałem się do końca zeszłego miesiąca dostarczyć dowodów. Niestety ta idiotka Klik nie zdążyła dowiedzieć się na czas i wczoraj szedłem doprowadzić ją do porządku. Co miałem do stracenia, na pewno chciała mnie oszukać albo wystawić. To pomyślałem sobie zanim mnie wrzucą do lochu odegram się na niej. Na szczęście ta kretynka zdobyła listy lekarki, która maczała łapy w trucicielstwie i jakoś udało mi się uratować tyłek.
- Myślę że nie wyjdziesz na tym tak źle jak Ci się jeszcze kilka dni temu wydawało - stwierdził ironicznie czarodziej - piękna opowieść złotko, ale twój rozbiegany wzrok coś mi przypomina.
Krasnolud drgnął zaskoczony. Nie chciał by starzec dowiedział się wszystkiego i zgarnął sławę.
- Rozbiegane oczy. Toż to symbol kłamstwa. Wiercisz się na tym stołku jakbyś nie mógł znaleźć miejsca. No cóż chcesz mi jeszcze dodać? - Mystic wyciągnął zza pazuchy sakiewkę i rozsypał zawartość na stole. Na widok 50 złotych monet Dagniemu zaiskrzyły oczy. Sięgnął po nie.
- Nie tak szybko - kościste paluchy czarodzieja zacisnęły się na ręce Dagniego - powiedz mi co wiesz, a będzie to dopiero początek twojej fortuny.

Dagni zamilkł w jego głowie buszowały tysiące myśli. Co zrobić, co on zrobi jak się dowie, fortuna, awans, ale sława.
Mystic przypatrywał się w ciszy wyraźnie walczącemu z sobą krasnoludowi, widział jak żądza walczy w nim z niechęcią do jego osoby. Uśmiechał się w duchu przecież tak czy inaczej mi powiesz, każdy ma swoją cenę...
Mystic wyciągnął drugą sakiewkę. Dagni wachał się...
- Ona pracowała dla Jady Denairastas - wyszeptał w końcu krasnolud
Imię doskonale znanej Mysticowi ksenomantki i iluzjonistki zawisnęło w pokoju. Obydwoje doskonale zdawali sobie sprawę jak groźna jest zabójczyni z Iopos. Żarty się skończyły, rozpoczynała się gra o wysoką stawkę. Mystic wręczył krasnoludowi drugą sakiewkę.
- Masz tu na poczet przyszłych usług, jeśli coś będziesz wiedział to mnie odszukaj. I mam nadzieję że nie usłyszę od Jupika o tej rozmowie.
Dagni patrzył jak czarodziej wychodzi. Faktycznie cała ta sytuacja może jeszcze nieźle zaprocentować. Musi tylko zorientować się gdzie mu będzie najlepiej.

Mystic wrócił myślami do chwili obecnej Gerion właśnie przyniósł mu piwo. Później wtajemniczy trolla, teraz jego spojrzenie zatrzymało się na Klik, która z leniwą miną, sączyła przez słomkę limonkowy sok z ogromną ilością cukru trzcinowego. "W coś ty się wplątała dziecko?" Naprawdę szkoda było mu stracić z oczu tak obiecującą istotę. "Ona ma w sobie to coś. Chyba mam słabość do Złodziei" stwierdził i skinął głową w stronę Klik.

Szanując wiek Czarodzieja, wstała od swego stolika, ominęła stolik, przy którym zasiadało dwoje krasnoludów, elf i wietrzniak i podeszła do starca. Mystic nawijał sobie na poplamiony atramentem paluch, złociste włosy Bibi, która w najlepsze rozsiadła się na kolanach "dziadunia".
- Musimy pogadać Pantero... - całkiem trzeźwym głosem zagadnął Czarodziej. - Zdaję sobie sprawę że wolisz czyny od pustych słów, ale czasem lepiej wyjaśnić to i owo.

Czarodziej już miał rozpocząć poważną rozmowę, gdy jego uszu dobiegł ryk Sharkuza
- Słuchaj no stary, miejski, capie! Jeszcze raz będziesz zabawiał się magią korzystając z mego wzorca to Ci te chude dupsko zacisnę na maszcie Drakkara aby każdy widział co z Ciebie za d***! Zaklęcia lewitującego nie znam ale znam za to "dać po papie", hehehehe
Mystic spojrzał na Powietrznego Łupieżcę. Alkohol plus wybujałe, prymitywne, samcze ego to nie było dobre połączenie. Zwłaszcza u ludzi którym wydawało się, że mają władzę nad wszystkim co ich dotyczy.
- Dobrze jak jeszcze raz będę się zabawiał magią korzystając z twojego wzorca, to zaciśniesz moje chude dupsko na maszcie twojego drakkara. - Mystic kątem oka obserwował kobiety. Obie wyszukiwały luk w postawie Sharkuza. Bibi wyglądała jak jastrząb gotowy do spadnięcia na swoją ofiarę, a mięśnie Klik delikatnie drgały, jakby nie wiedziała jak się zachować. - A teraz odejdź, zanim mnie i obie panie rozbolą głowy od odoru jaki roztaczasz. Wystarczy na dzisiaj rozrywek.
Mystic właśnie usłyszał Lancelota, który zignorował wstęp Rufiny do konkursu opowieści i zaczął grać. Już dawno czarodziej nie był tak zdziwiony. Wietrzniak, który odpuszcza konkurs opowieści?? I do tego trubadur??
- Lancelot ty nie graj, a opowiedz nam coś lepiej - Mystic wrócił wzrokiem do Sharkuza, w którym aż się gotowało z chęci przywalenia staremu prykowi - No czego tu jeszcze stoisz jak ta dziwka z Wielkiego Targu przy bramie? Jak cię energia rozpiera to se znajdź jakąś dziewkę i se ją wychędoż, a nie zaczepiaj gości przyjaciela. No zmykaj bo muszę porozmawiać o poważnych sprawach - czarodziej machnął ręką odganiając się od natręta. Czekał aż ten odejdzie, by móc wrócić do gnębiących go spraw.

Sharkuz - 2007-01-28, 13:58

Sharkuz chwilę podumał nad słowami Czarodzieja. Poczuł jak jego napięcie opada, jak jego honor został ukontentowany. Przecież sam stary Mystic zgodził się z nim, iż przy nastepnej zaczepce, Łupieżca będzie mógł nadziać jego pomarszczone zwłoki na szczyt grotmasztu drakkara.

"- Twoje szczęście Mystic żeś przyjacielem Geriona! " Łupieżca odsunął się ostrożnie obserwując zdenerwowane kobiety. Powrócił na miejsce.

sir_lancelot - 2007-01-28, 13:58

Czemu czarodzieje to zawsze takie bufony. - Zastanawiać się począł Lancelot słysząc dziwne wejście w temat Mystica. Grał jednak dalej widząc jak nogi i oczy Rufiny i Abishaia zaczynają współgrać i wodzić za sobą w rytm muzyki.

Ignorując więc przerywanie pieśni która rozpoczął w sobie znanym celu grał dalej. Rufin i Abishai rozpoczęli taniec który przykuł wzrok wszystkich gości gospody Geriona. Ładnie wyglądali w tańcu. Nawet łasy na ładne kształty Rufiny Lancelot musiał to przyznać. Nie była to para o wielkim kunszcie tańca ale wyglądała płynnie, harmonijnie i pasowała do siebie po prostu. Taniec krasnoludów i muzyka uciszyły wszystkich na moment i gospoda zamarła w ciszy spowodowanej zachwytem. Taniec trwał dłuższą chwilę i zakończył się dla Rufiny w ramionach Abishaia w serdecznym uścisku który wynikł niejako naturalnie i z racji układu tańca. Zarumieniła się Rufinka ale okrasiła ten rumieniec uśmiechem zadowolenia. Abishai zmieszany ale zadowolony obejmował Pannę na środku sali równie zadowolony z przebiegu sytuacji ale jak zwykle nieco mniej dając temu świadectwo. Koniec tańca okrasili goście oklaskami dla tańczącej pary i dla grającego trubadura.

"Kiedy rzucać czary Twoja rzecz... Kiedy zaś śpiewać lub opowieści wygłaszać moja... Ja wiem dobrze czemu nie przyjąłem konkursu opowieści od razu drogi Mysticu... Odwlokłem jego rozpoczęcie aby dzięki temu tańcowi który już za Nimi i mojej grze opowieści nabrały wyrazu i zupełnie innej wymowy. Szczerej i bardziej otwartej wiedząc że łączy Nas teraz coś więcej niż znajomość Naszych imion." - Z tymi słowami zwrócił się Lancelot do Mystica z wymownym pobłażliwym i uprzejmym spojrzeniem.

"Wybacz więc że odrzucę Twe nauki w tej kwestii choć wiem że Twe doświadczenie daje Ci prawo do pouczania obecnych tu w wielu kwestiach. W tej jednak nie mój drogi bo snucie opowieści tak aby zostały w Naszej pamięci i pieśni które te opowieści utrwalą w Naszych sercach to moja rzecz i możesz ze spokojem mi wierzyć że znam się tu na rzeczy na tyle aby wiedzieć czemu konsekwentnie dążę aby pieśń i taniec poprzedzały opowieści." - W te słowa uśmiechnął się do Mystica Lancelot i dodał. - "Wybacz więc śmiałość mojego przyjaciela Sharkuza oraz moją opinię na temat opowieści i muzyki która nie uwzględni tym razem Twojej opinii. Siadaj tu jednak z Nami i przystąp do konkursu opowieści który jak widze Cię porusza i szanujesz tego typu sprawy co ci się oczywiście chwali".

W te słowa Lancelot wskazał Mysticowi krzesło przy stole przy którym siedzieli a kiedy ten usadowił się na nim wygodnie wtedy wietrzniak podfrunął do stojącej nieruchomo w uścisku pary krasnoludzkiej i rzekł do Nich w te słowa.

"No nie ma co! Pięknie tańczyliście, piękna z Was para, aż żal że ten taniec się już zakończył. Rad bym dla Was zagrać jeszcze nie raz jeśli takiego tańca w Waszym wydaniu spodziewać się mogę. Teraz jednak prosze Was do stołu abyśmy opowiedzieli to co zapoczątkowała Rufina. Wiem że teraz po tym tańcu opowieści nabiorą rumieńców." - Uśmiechnął się Lancelot i odprowadził parę do stolika z którego poderwał ich chwilę wcześniej do tańca.

mystic - 2007-01-28, 15:12

- Jak już wcześniej nadmieniłem Lancelocie nie mam w tej chwili czasu na rozrywkę, moje myśli są zaprzątnięte poważnymi sprawami, ale skoro tak nie chcesz podjąć rękawicy to poproszę Bibi, żeby nam coś opowiedziała. Może ona doda ci odwagi - zaśmiał się czarodziej. - Co ty na to maleńka?

Czarodziej ściszył nieco głos i zwrócił się do Klik.
- Przemyślałaś może moją propozycję? Zapewniam, że będzie ona dla ciebie, korzystna, będziesz miała dostęp do moich zasobów w mieście, a także poza nim. Przyda Ci się to, bo chyba nadepnęłaś na odcisk pewnej pani z Iopos. A ona nie lubi jak się ją drażni... Szkoda byłoby dowiedzieć się kiedyś, że znaleziono cię w rynsztoku z poderżniętym gardłem.

abishai - 2007-01-28, 17:05

Krasnoludka spojrzała na Lancelota: "Wybacz mi panie wietrzniaku, ale na moją opowieść i pomoc nie liczcie. Ja się nie wyznaję na słownych waszych gierkach." Gdy dojrzała wyraz rozczarowania na twarzy Lancelota, przez moment jej się zrobiło żal wesołego Trubadura. Poczuła, jak bardzo zepsuła mu zabawę.
"Ja chętnie bym obejrzała księgo twojego brata Abishaju, więc jeśli nadal chcesz mi je pokazać, to z przyjemnością będę ci towarzyszyć" - i dodała - "ale żeby pan wietrzniak i pan elf mogli konkurować, to rozpocznę opowieść. A sędzią będziesz ty Gerionie" - dodała z uśmiechem i zaczęła:

"Na skraju dżungli Liaj, była niewielka osada ludu Gałązek Iroko. Żyli w zgodzie z naturą i natura dawała im wszystko co potrzeba. Pewnego dnia jednak, przybyli uciekinierzy ze Skawii. Prosili lud Gałązek o schronienie. Ich szaman, Permambuko, zgodził się pod warunkiem, że udowodnią czystość od splugawienia i będą przestrzegać obyczajów ich ludu. Wśród Skawian był człowiek imieniem Laudus..."

Iluzjonista nie sądził , że dzień zakończy się tak... obiecująco. Starał tego nadmiernego entuzjazmu nie okazywać.
- "Ekhm.." - Abishai nieco speszony odchrząknął. Nie tak wyobrażał sobie kolej wydarzeń, ale...cóż, los jest pełen niespodzianek, nawet dla Iluzjonisty, brata słynnego Thoma.


"Szanuję Twoją wyrozumiałość wobec zaistniałej dość przykrej sytuacji i nijak nie zamierzam naciskać na zmianę Twojej decyzji. - Tu Lancelot zwrócił się do Rufiny chcąc wyjaśnić i załagodzić zły efekt odbioru jego zachowania. -"Widze że obecny tu Abishai niezwykle intrygująca jest dla Ciebie personą. Nie dziwi mnie to zupełnie. W końcu słabość do przedstawicieli własnej rasy to normalna sprawa. - Tu Lancelot skwitował zdanie wymownym uśmiechem którym obdarzył Rufinę i Abishaia.

"- Każdy ma swoje upodobania mości Lancelocie.-" skwitował krasnolud.


"W ramach przeprosin za to co zaszło i widząc to jakie wykazujecie sobą nawzajem zainteresowanie którego kryć nie musicie bo Lancelot i tak widzi i swoje wie. Zapraszam Was do tańca który pozwoli na milsze i owocniejsze zapoczątkowanie Waszej znajomości." - rzekł wietrzniak.

Czy te wietrzniki nie znają słowa ...prywatność?- pomyślał Abishai. Lecz głośno rzekł. "- Moja pani, możesz zrobić mi ten zaszczyt i zatańczyć ze mną? "

Wietrzniak wkrótce rozpoczął grać, zaś Abishai wykonał dworski ukłon ( taki jaki jemu jego bratu wbijał ojciec). Objął partnerkę i ruszył w tan...Iluzjonista stwierdził że minęło już sporo czasu, od ostatniej okazji do tańca. Gdyż nie szło mu tak biegle, jak przed paru laty. Niemniej jednak z każdym obrotem przypominał sobie stare czasy, gdy jeszcze żaden włos nie zdobił mu brody. Królewskie bale to było coś.. Nawet jeśli się było tylko synem wysokiej rangi urzędnika, a nie członkiem krasnoludzkiej arystokracji ( Pewnych spraw nie da się przekreślić dekretem ). Wirowali oboje w takt melodii granej przez wietrzniaka. Taniec trwał dłuższą chwilę i zakończył się dla Rufiny w ramionach Abishaia w serdecznym uścisku który wynikł niejako naturalnie i z racji układu tańca. Zarumieniła się Rufina ale okrasiła ten rumieniec uśmiechem zadowolenia. Abishai zmieszany ale zadowolony obejmował pannę na środku sali równie zadowolony z przebiegu sytuacji ale jak zwykle nieco mniej dając temu świadectwo. Koniec tańca okrasili goście oklaskami dla tańczącej pary i dla grającego trubadura.
Zakończywszy granie wietrzniak zaczął wygłaszać przemówienie do Mystica, który podczas jego gry wtrącił swe uwagi.
- Jeśli mamy zniknąć stąd Rufino, to teraz jest okazja.- szepnął Abishia jej do ucha. I starał się wraz z towarzyszką chyłkiem ulotnić się na piętro, do pokoju iluzjonisty.

"No nie ma co! Pięknie tańczyliście, piękna z Was para, aż żal że ten taniec się już zakończył. Rad bym dla Was zagrać jeszcze nie raz jeśli takiego tańca w Waszym wydaniu spodziewać się mogę. Teraz jednak proszę Was do stołu abyśmy opowiedzieli to co zapoczątkowała Rufina. Wiem że teraz po tym tańcu opowieści nabiorą rumieńców." - Uśmiechnął się Lancelot i odprowadził parę do stolika z którego poderwał ich chwilę wcześniej do tańca.

Ten wietrzniak nie ma za miedziaka wyczucia chwili.- pomyślał Abishai i udając uśmiech usiadł. A gdy Mystic zwrócił uwagę Lancelota na Bibi. Iluzjonista chyłkiem czmychnął wraz Rufiną do swego pokoju.

- Niezbyt tu dużo miejsca moja droga, ale wędrowcy nie mogą narzekać.- rzekł Abishai i wskazawszy łoze dodał.- Usiądź proszę, na pewno tan nieco cię zmęczył.
A gdy tylko usiadła, zagadnął.- Jak to jest żyć, w takim mieście jak Urupa?

Sethariel - 2007-01-28, 17:23

Seth ukradkiem zauważył jak Rufina wraz Abishaiem wymykają się z głownej izby w karczmie "I dobrze" pomyslal "Niech maja swoja zabawe, ja sie juz zabawilem, a teraz czeka mnie jeszcze wieksza rozrywka, ciekawie bedzie patrzec na miny widzów podczas turnieju opowiesci, duzo zdradzaja, a jezeli jeszcze wtraca sie do wyzwania to tym lepiej..."

Seth zastanowil sie chwilke "Ciekawe jak bardzo tym razem zrobilem z siebie glupca... ale to bardzo dobrze, niech maja mnie za glupca, tym latwiej bedzie zadziwic w odpowiednim momencie i trafic do pamieci dawcow imion na dluzej... bycie Fechmistrzem to bardzo skomplikowana sprawa, nic nie mozna robic w sposob oczywisty, najprostszy, co to za przyjemnosc, gdy jednym ciosem pozbawia sie przeciwnika glowy, gdzie zabawa, gdzie dreszczyk... Swoja droga ktoz w tej karczmie nie byl na swoj sposob glupcem, Lancelot na powaznie flirtujacy z krasnoludka... wolne zarty, Mystic wielki czarodziej, mistrz zagadek, nie potrafiacy zrozumiec naprostszych idei kryjacych sie za dyscyplinami takimi jak Fechtmistrz czy Powietrzny Lupiezca..."

Seth moglby sie jeszcze nad tym rozwodzic, ale wlasnie zaczynal sie turniej, czyli atrakcja na ktora czekal. Nie myslal zbytnio o wygranej, zreszta z doswiadczonym Trubadurem bedzie to heroiczne zadanie... ale wlasnie o to chodzilo, wyzwanie godne bohatera, tak trudne, ze sam udzial jest juz w jakims sensie sukcesem. To tak jak walczyc ze smokiem, dorownywac mu, ale przegrac. To takze chwalebne.

sir_lancelot - 2007-01-28, 19:39

Ech Ci magowie od siedmiu boleści. - Pomyślał Lancelot słysząc wykręty Mystica. - Nie zaskoczyło go wcale takie postawienie sprawy przez czarodzieja. Wiele razy w swoim życiu był już w ten sposób zbywany przez poskramiaczy sztuk magicznych i doszedł do wniosku za tą sprawą że tylko nieliczne jednostki wśród magów potrafią przyznać się do błędnego zachowania czy wypowiedzi. Cała reszta będzie kombinowała jak tu ukryć każde potknięcie we mgle specyfiki swojej magicznej dyscypliny. Brak czasu jest zwykle wykrętem. Zawsze mówią że nie mają czasu dla Ciebie kiedy wychwycisz słaby punk w ich postawie lub rozumowaniu. Denerwujące jest to że przedstawiciele dyscyplin magicznych zawsze postrzegają innych jako prostaków którzy nie mogą myśleć poważnie i mieć poważne sprawy na głowie. Oni to co i rusz mają jakieś sprawy nie cierpiące zwłoki którymi Cię zbędą kiedy nie potrafią odpowiedzieć wprost.

Magowie i ich zmanierowana natura. Siedzą tacy non stop z nosem w książce bez łyku świeżego powietrza a potem się dziwią że ich pomysły i spojrzenie na świat wydają się wszystkim nierzeczywiste.

Nie przyzna się taki do błędu choćby pękł. To uwłacza wszelkiej wiedzy przecież.

"Ech szkoda słów." - Westchnął Lancelot i odparł Mysticowi - "Skoro Mysticu brak Ci czasu aby nas w tym momencie zaszczycić swoją historią to pozwól że sami zorganizujemy swój czas wedle Naszych upodobań. Jeśli nie masz nic przeciwko oczywiście?" - Tu Lancelot spojrzał życzliwie, wymownie i przenikliwie na Mystica.

"Bibi oczywiście jako niewiasta ma pierwszeństwo w opowiadaniu historii. Tak samo jak Panna Rufina - W tym miejscu spojrzą Lancelot w stronę gdzie spodziewał się dostrzec zapatrzoną w siebie parę zarumienionych krasnoludów. Kiedy ich jednak nie dostrzegł zmieszał się nieco nietaktem jakiego doznał z kartką i piórem w doni oczekując opowieści. Szynko jednak zmiarkował powód ulotnienia się pary i dodał w głos tak aby wszyscy słyszeli - "Taaak! Młodość rządzi się swoimi prawami drodzy moi. Nie zna moralności i zasad etyki. Wychodzi przez zamknięte drzwi kiedy trzeba i to jest to czego Nam starym tak brakuje w latach kiedy reumatyzm w kościach łupie" - Uśmiechnął się Lancelot i dodał.

"Przepłukam gardło jakimś szlachetnym trunkiem aby głos mieć donośny kiedy przyjdzie kolej na to aby moja historia zabrzmiała w tych murach" - W te sowa poleciał nalać sobie piwa.

Bezbronny - 2007-01-28, 22:35

Mały władca wiatru, ośmielony browarem podleciał do Mistyc'a, siadł obok niego i powiedział " słuchaj no, wypił byś kiedyś browara, a nie jakieś dziwne herbaty pił, toć piwo to samo zdrowie.... " - kontynuował - " stawiam ci piwo jeśli zechcesz wypić ze mną, miałem dziś beznadziejny dzień, a w moim wieku już takie przeboje na zdrowie nie wychodzą... wszak młody jesteś to zapraszam, pozwól abym Ci dziś towarzyszył wieczorem. No chyba że masz inne plany na wieczór: - kątem oka spojrzał się na Kilk...
To jak będzie?

Bibi - 2007-01-29, 11:01

"Jak już wcześniej nadmieniłem Lancelocie nie mam w tej chwili czasu na rozrywkę, moje myśli są zaprzątnięte poważnymi sprawami, ale skoro tak nie chcesz podjąć rękawicy to poproszę Bibi, żeby nam coś opowiedziała. Może ona doda ci odwagi - zaśmiał się czarodziej. - Co ty na to maleńka?"
- Z niewymowną radością przyjmę to wyzwanie, gdyż jest to przeogromny zaszczyt konkurować z tak zacnym trubadurem jakim jest Lancelot i wspaniałym panem miecza, któremu mam nadzieję nie jest też obca walka na słowa – tu Bibi wznosząc się w powietrze złożyła w pół swoje wiotkie ciałko w geście ukłonu, błyskając złotymi kędziorkami. Zapraszam zatem do opowieści. Wietrzniaczka zleciała na stół, przy którym byli już jej przeciwnicy i zaczęła wić swą opowieść:
"Na skraju dżungli Liaj, była niewielka osada ludu Gałązek Iroko. Żyli w zgodzie z naturą i natura dawała im wszystko co potrzeba. Pewnego dnia jednak, przybyli uciekinierzy ze Skawii. Prosili lud Gałązek o schronienie. Ich szaman, Permambuko, zgodził się pod warunkiem, że udowodnią czystość od splugawienia i będą przestrzegać obyczajów ich ludu. Wśród Skawian był człowiek imieniem Laudus...", który się nieco wyróżniał wśród uciekinierów. Był szybki i bystry. Nie potrafił usiedzieć chwili w miejscu. I dlatego ciężko mu było przestrzegać zwyczajów ludu szamana Permambuko, który był powolny i żył dniem dzisiejszym. Nigdzie im się nie spieszyło, niczego nie potrzebowali, a gdy czegoś zabrakło to zwyczajnie to produkowali albo zapominali o tym. Pewnego dnia o świcie, gdy w wiosce zabrakło mięsa Laudus udał się na polowanie, choć spenetrował las wokół osady to nie znalazł większej zwierzyny, tylko kilka małych królików. Zbliżało się południe, a człowiek coraz bardziej głodny i z pełnym kołczanem postanowił wejść głębiej w dżunglę. Zlekceważył ostrzeżenia osadników o czyhającym niebezpieczeństwie i z butną miną przekroczył granice ciemnego lasu. Jednak z każdym krokiem buta znikała, a głucha cisza wypełniła się odgłosami życia, ale czy tylko? – Bibi uniosła się ponad stołem jakby była wśród drzew i rozglądała się uważnie. Każde jej słowo było powiązane z ruchem jej ciała. Obserwujący konkurs doświadczali z każdą chwilą istnego pokazu aktorskiego i gdy wietrzniaczkę napełniała magia mogli usłyszeć odgłosy otaczające ich wśród roślinności nieprzejednanej dżungli, a nawet zobaczyć olbrzymie drzewa stojące na drodze Laudusa. - Stare drzewa skrzypiały uginając swe potężne gałęzie niby ramiona kochanka próbujące uchwycić w miłosnym uścisku swą wybrankę. Małe krzewy z szelestem oplatały stopy niczym jadowite węże, kłując i raniąc swymi kolcami nogi Laudusa. W powietrzu unosiło się mrowie owadów, które swym bzyczeniem jakby oznajmiały mu, że szybko stąd nie odejdzie, jeśli teraz nie zawróci. Ale człowieka coś pchało ku sercu dżungli, nieważny stał się czas i cel wyprawy. Ważny był tylko ten głos nakazujący mu iść przed siebie. Nie pamiętał tego głosu, ale miał wrażenie, że jednak zna go. Parł do przodu coraz szybciej i z coraz większą zaciętością , aż upadł z baraku sił i głodu. Upadek nie był bolesny, gdyż uderzył o miękką trawę wyściełającą niewielką polanę. Mrok już objął swym uściskiem las i tylko na środku polanki było jeszcze dość światła, aby dojrzeć tam krzaki jagód i malutkie źródełko, z którego swe wody toczył bystry strumyczek. Człowiek rzucił się na jagody pochłaniając je jak wygłodniałe zwierzę, po czym zaczerpnął wody ze źródła i ułożył się na murawie niczym na najlepszym łożu wyścielanym gęsim puchem zasypiając. – Bibi wykorzystując opowieść pociągnęła łyk herbatki przygotowanej przez Geriona i zjadła uyglar therański, choć przysłuchujący się mieli wrażenie, ze widzą wodę i jagody na polanie. - A sny były dziwne i niepokojące. W jednym z nich ze źródła wynurzył się olbrzymi skrzydlaty jaszczur. Miał przenikliwe, mądre oczy odbijające nocne gwiezdne niebo i głos głęboki niczym najgłębsza studnia. I mówił do niego, choć Laudus słów nie słyszał, tylko je czuł w swoim wnętrzu, wypełniały go w każdym zakamarku jego ciała. Nagle stwór zerwał się do lotu, a człowiek czując ogromną pustkę w sobie zbudził się i ją podążać wcześniej obraną drogą. Żywił się jagodami i jeżynami. Czas zdawał się płynąć niesamowicie szybko, dni mijały niczym godziny, a on zawsze wracał na tą samą polankę i do tych samych snów. Jednak tym razem to już nie był sen. Przed Laudusem rzeczywiście stał jaszczur i przemawiał do niego: Lud Gałązek zapomniał już skąd zaczerpną swą nazwę, weź tę roślinę Iroko i dodaj jej liści każdemu osadnikowi do potrawy. I miej się na baczności, nie wszystko jest takie, na jakie wygląda. Smok uniósł swe cielsko w powietrze i zniknął w mrokach nocy pozwalając człowiekowi opaść na ziemię i zasnąć kamiennym snem. Gdy nadszedł ranek zziębnięty, ale wyspany leżał na skraju lasu, a obok niego gałązki Iroko i jeleń z wbita strzała w samo serce. Skawianin podarował mięso i roślinę szamanowi wioski, mówiąc, ze roślina świetnie podkreśli smak pieczonego mięsa. W południe odbyła się wielka uczta. Każdy z mieszkańców zjadł swoja porcje i natychmiast zasnął. Został tylko szaman, którego wygląd z każda chwila zmieniał się ukazując człekokształtnego potwora z czworgiem oczu i ramion. Szaman wydał przeraźliwy wrzask rzucając się z wściekłością na przerażonego Laudusa, próbując rozszarpać szponiastymi pazurami, niczym jastrząb rozrywający swą upolowaną zdobycz. Człowiek w ostatniej chwili wydobył swój miecz, który choć wyglądał na zardzewiały i niezdatny do użycia, to jednak jaśniał czerwonym blaskiem. Miecz pchnięty z ogromną siłą bezlitośnie natarł na stwora odcinając mu jedną dłoń i ramię. Kolejne pchnięcie nie było tak szybkie jak pierwsze, a bestia wykorzystując to rozorała bok Laudusa przecinając mięsnie i ukazując żebra. Człowiek czując jak uchodzi z niego życie razem z krwią postanowić zadać śmiertelny cios bestii. Wybrał jedno z czworga oczu i gdy potwór się zamachnął wbił swój miecz w jego oko dostając się do wnętrza głowy. Laudus upadł słysząc jeszcze przeraźliwy krzyk umierającego horrora – tu Bibi upadła na stół jak Laudus tracący przytomność. Po kilku sekundach Bibi usiadła i dokonczyła swą opowieść:
- Gdy Laudus obudził się po wielu dniach nadal był w wiosce ludu Gałązek Iroko, a jego mieszkańcy poprosili, aby został ich przywódcą. Jeszcze przez wiele lat człowiek ten, uciekinier ze Skawii miewał sny, ratujące osadę przed zagładą.
Bibi skłoniła się z dwornym ukłonem i zakończyła swój magiczny występ tymi słowy:
- Szlachetna publiczności i mili przeciwnicy, zakończyłam swą opowieść, nie czekając na słowa uznania w swej skromności. Mam jednak nadzieję, że nie zmarnowałam waszego czasu i podobało się wam. Teraz czekam na rewanż ze strony szlachetnych Panów i pozwólcie, że zasiądę teraz do napitku i posiłku, abym nie straciła sił i mogła usłyszeć kolejne wspaniałe opowieści – Bibi jeszcze raz się skłoniła i usiadłszy na kontuarze zajęła się pałaszowaniem smakołyków.

klik - 2007-01-29, 11:57

Klik rozparta na krześle leniwie rozkoszowała się przepysznym drinkiem sporządzonym przez Geriona. Kropla travarskiego rumu dodana do soku z limonki wzbogaconego ogromną ilością cukru trzcinowego wzmacniała aromat i przywoływała wspomnienia. Hans z Travaru, młody kupiec uwielbiający poezję miłosną, rum i pieniądze. Hans, któremu po trzech latach ciężkiej pracy – budowania skomplikowanej sieci pośredników i lokowania pieniędzy w określonych surowcach – udało się rozchwiać gospodarkę pieniężną i doprowadzić do tego, że przez pewien czas rozwój militarny sił Thoralu. Niestety kupiec umarł śmiercią nagłą a tragiczną. Z lekkim uśmiechem dziewczyna wzniosła milczący toast do samej siebie za pokój jego duszy. Dobrze było być Hansem, ale jako Klik także nie mogła narzekać na niedobór atrakcji. W przeciwieństwie do wielu – bardzo lubiła żyć w interesujących czasach.
Mystic skinął ku niej dłonią. Kiwnęła mu głową z uśmiechem i z pucharkiem w dłoni przysiadła się do jego stolika. Czarodziej poplamionym atramentem palcem bawił się złotymi włosami wietrzniaczki siedzącej mu na kolanach.
- Musimy pogadać Pantero... – uniosła brew. - Zdaję sobie sprawę że wolisz czyny od pustych słów, ale czasem lepiej wyjaśnić to i owo.
- Ależ oczywiście, zawsze...
- Słuchaj no stary, miejski, capie! – zaryczał na całe pomieszczenie Sharkuz - Jeszcze raz będziesz zabawiał się magią korzystając z mego wzorca to Ci te chude dupsko zacisnę na maszcie Drakkara aby każdy widział co z Ciebie za d***! Zaklęcia lewitującego nie znam ale znam za to "dać po papie”!
Klik spięła się, kątem oka zauważyła Bibi przypominającą miniaturowego sokoła gotowego zapikować na swoją ofiarę. Zastygła gotowa dobyć ukrytego w fałdach ubrania niewielkiego, doskonale mieszczącego się w dłoni ostrza, pokrytego paraliżującym jadem jednej ze żmij żyjących na obrzeżach puszczy Liaj. Co ja robię? Włazić pomiędzy maga i nadpobudliwego Łupieżcę. Idiotka. Prychnęła gniewnie rozsiadając się ponownie na krześle z założonymi na piersi ramionami. Widząc zagrożenie odruchowo opowiedziała się po stronie Mystica i bardzo jej się to nie spodobało.
- Dobrze jak jeszcze raz będę się zabawiał magią korzystając z twojego wzorca, to zaciśniesz moje chude dupsko na maszcie twojego drakkara. – Czarodziej nie wyglądał na specjalnie przejętego gniewem Sharkuza.A teraz odejdź, zanim mnie i obie panie rozbolą głowy od odoru jaki roztaczasz. Wystarczy na dzisiaj rozrywek. Lancelot ty nie graj, a opowiedz nam coś lepiej – głosem pełnym „dziadkowego” oburzenia zawołał do trubadura. - No czego tu jeszcze stoisz jak ta dziwka z Wielkiego Targu przy bramie? – zwrócił się zniecierpliwiony do Łupieżcy. - Jak cię energia rozpiera to se znajdź jakąś dziewkę i se ją wychędoż, a nie zaczepiaj gości przyjaciela. No zmykaj bo muszę porozmawiać o poważnych sprawach.
- Twoje szczęście Mystic żeś przyjacielem Geriona! – po chwili milczenia Sharkuz odwrócił się i odszedł do swojego stolika.
Dziewczyna omiotła spojrzeniem salę: Abishaia tańczącego z krasnoludką o imieniu Rufina, Lancelota, który próbował nakłonić czarodzieja do wzięcia udziału w pojedynku na opowieści, malutką Bibi, posiadającą zapewne wiele –na pierwszy rzut oka – ukrytych talentów. Przewróciła oczami. Nie przepadała za trubadurami, nie przepadała za prowadzącymi do nikąd opowieściami, nie znosiła poezji miłosnej. Wszystko to tylko słowa na wiatr. Nic więcej.

„Łeb Hydry” nigdy nie należał do najelegantszych i najbezpieczniejszych lokali, szczególnie teraz, gdy momenty jego świetności opisać mógł jedynie czas przeszły, bardzo dokonany. Zaduch, zapach potu, przetrawionego piwa, pokryte brudem i dymem szyby. Kilka stłoczonych stolików, przy jednym z nich siedział nowy, samozwańczy król Dzielnicy Ludzi – Jesper „Karwasz” Herzolt – wraz z równie samozwańczym dworem. Drzwi otworzyły się i piasek, którym posypana była podłoga, cicho zachrzęścił pod miękkimi butami. Dziewczyna w prostej, szarej sukience powoli podeszła do stolika zajętego przez arystokrację urupiańskiego półświatka. Dygnęła nieśmiało, choć jej oczy były spokojne.
- Garth powiedział, że dla każdej, nowej twarzy w tym mieście, ma pan jakieś istotne instrukcje, panie Herzolt – zwróciła się do jasnowłosego karła w brudnawym acz strojnym ubraniu.
- Aaa... ty, tak, tak. - człowieczek nie raczył nawet podnieść na nią oczu znad talerza. - W czym robisz, suczko? Kradniesz czy d*** dajesz? - Siedzący obok niego dryblas zaśmiał się szyderczo.
- Informację gromadzę i z przyjaciółmi się nimi dzielę – szybkim spojrzeniem obrzuciła siedzących przy stole.
- Dobra, dobra, to słuchaj – wymamrotał karzeł z ustami pełnymi kaszy. - My złodzieje nie jesteśmy, czterdzieści procent zysków z tych twoich informacji i dodatkowe czterdzieści jeśli chcesz je zdobywać rozkładając nogi. Ty oddajesz nam, co nasze; my gwarantujemy, że włos ci z głowy nie spadnie. I jeszcze same te wiadomości, żebym je też słyszał. No i oczywista, że skoro my cię chronimy to pracujesz też dla nas, nie? Nie spytasz co się stanie jeśli na układzik się nie zgodzisz? Mądrze.
- Nie, nie spytam. Konieczne mi się to specjalnie nie wydaje. Tak samo jak indagowanie na temat charakteru pracy dla waszego... kolektywu.
- No to spieprzaj stąd, nie widzisz, że czasu nie mam?
- Ależ panie Herzolt, przyjaciółmi zostaliśmy a pan mi nawet dłoni na przypieczętowanie umowy nie poda? – wyciągnęła do niego dłoń. Uścisnął. Przywołana magia dyscypliny ukazała jej paskudnie wyglądający mały sztylecik ukryty pod ubraniem.
Poczuła mocne uderzenie w pośladek. Dryblas uśmiechał się bezczelnie. Wszyscy chyba znali historię cierpień młodego Wertera, który zarażony zjadliwą odmianą francy zyskał sobie przydomek „Półkuśki”. Stanęła za jego plecami i pochyliła się ku jego prawemu uchu.
- Ale my, panie Półmężczyno, nie jesteśmy przyjaciółmi...
Werter zawył z bólu, z jego prawej strony jego głowy płynęła krew. Dziewczyna wypluła odgryzione ucho do miski z kaszą stojącej na stole. Ukradziony karłowi nóż przystawiała do szyi dryblasa.
- I cóż panie Herzolt, będzie mi pan przyjacielem i jak przyjaciela a nie tanią siłę roboczą będzie mnie pan traktował? Czy też będzie mi pan nieprzyjacielem, jak ten tu niespełniony jebaka? – Wygięła wargi w krwawym uśmiechu.


Czarodziej ściszył nieco głos i zwrócił się do Klik.
- Przemyślałaś może moją propozycję? Zapewniam, że będzie ona dla ciebie, korzystna, będziesz miała dostęp do moich zasobów w mieście, a także poza nim. Przyda Ci się to, bo chyba nadepnęłaś na odcisk pewnej pani z Iopos. A ona nie lubi jak się ją drażni... Szkoda byłoby dowiedzieć się kiedyś, że znaleziono cię w rynsztoku z poderżniętym gardłem.
- Nie tylko ja i nie tylko jej obawiam się. – mówiła cicho, nachylona ku staremu czarodziejowi. - Wizja poderżniętego gardła bawi mnie niespecjalnie, możesz mi wierzyć. Nie rozumiem jednak dlaczego miałaby obchodzić ciebie. Twój bilans potencjalnych zysków i strat nie wydaje mi się równoważyć w wystarczającym stopniu. Nie mówiąc już o tym, że na mieszaniu się w tą sprawę możesz sobie połamać ostatnie zęby, a szkoda byłby dowiedzieć się kiedyś, że żywić się musisz samym sokiem z marchewki – uśmiechnęła się lekko do Mystica. Przez chwilę patrzyła na maga z namysłem. – Nie bawi mnie wizja rynsztoku dlatego jutro mam zamiar zapolować na jedną z myszek, które dzisiaj spotkałam. Profilaktycznie, zanim sama nie zmienię się w zaszczute zwierzątko.

Sharkuz - 2007-01-29, 15:42

- Skoroście takie rozgadane kozy jesteście, posłuchajcie opowieśc pochodzącej z nieba. Bajarz ze mnie lichy... Ale pozawijam trochę do Was!

Sharkuz siedział na długiej ławie, opierając o trzy krzesła. Jego głos twardo brzmiał:

-Ongiś, gdy jeszcze Krog wiązał lewą burtę jako świeży łupieżczyna, statków na niebie wiela nie było. Ponoc w przestworzach panował czas prawdziwych Galer! Jedną z najpotężniejszych, której sława rozpościerała się po cały nieboskłon, zwano "Przebudzeniem Ziemi". Głosiła zakończenie Długiej Nocy.
Ciężką zimą szybowała do Kearu "Chłodnej Wiosny". Załoga nie znała prawdy o podziemnym mieście, którego wejście rozkruszone zostało przez wygłodniałe Horrory.
Zło czające się w ciemnościach korytarzy owładnęło przywódcę Galery wraz z całą załogą... Ponoc huk rozwścieczałych bestii dudnił w posadach pobliskich krain. Odtąd "Przebudzenie Ziemii" nie zawijało do portów. Szwędali się po niebach, nie zbliżając do cywilizacji. Mijały wieki... Nawet starzy żeglarze przestali o niej mówic.
Wysoko dni temu przemierzaliśmy okolice Morza Śmierci. Jak Słońce miłuję, widzieliśmy na horyzoncie złowieszczy kadłub drewnianej Galery... Leciała za nami, kryła się w chmurach.
Mówię Wam, to było Przebudzenie, Szara Galera!

mystic - 2007-01-30, 00:24

- Nie tylko ja i nie tylko jej obawiam się. – mówiła cicho, nachylona ku staremu czarodziejowi. - Wizja poderżniętego gardła bawi mnie niespecjalnie, możesz mi wierzyć. Nie rozumiem jednak dlaczego miałaby obchodzić ciebie. Twój bilans potencjalnych zysków i strat nie wydaje mi się równoważyć w wystarczającym stopniu.
Nie mówiąc już o tym, że na mieszaniu się w tą sprawę możesz sobie połamać ostatnie zęby, a szkoda byłby dowiedzieć się kiedyś, że żywić się musisz samym sokiem z marchewki – uśmiechnęła się lekko do Mystica.

Ta perspektywa rozbawiła starca - Myślę że moje problemy żywieniowe nie są tutaj najistotniejsze. Powody są dwa. Po pierwsze nie znam cię, a lubię wiedzieć co się dzieje w Urupie. Zwłaszcza że emanuje z ciebie potencjał. Możesz naprawdę daleko zajść. A oferuję ci pomoc głównie z drugiego powodu. Bardzo mi kogoś przypominasz.
Starzec zamyślił się przywołując obrazy z przeszłości.

Klik Przez chwilę patrzyła na maga z namysłem. – Nie bawi mnie wizja rynsztoku dlatego jutro mam zamiar zapolować na jedną z myszek, które dzisiaj spotkałam. Profilaktycznie, zanim sama nie zmienię się w zaszczute zwierzątko.

- Jeśli potrzeba ci kryjówki, daj znać coś ci znajdę. Z chęcią dowiedziałbym się też czegoś więcej o tej lekarce, o której wspomniał Dagni. Gerion ma tutaj świetny pokój, który nazywa Komnatą zwierzeń. Jeśli chcesz, żeby nikt niepowołany nie słyszał naszej rozmowy...

Mały władca wiatru, ośmielony browarem podleciał do Mystica, siadł obok niego i powiedział " słuchaj no, wypił byś kiedyś browara, a nie jakieś dziwne herbaty pił, toć piwo to samo zdrowie.... " - kontynuował - " stawiam ci piwo jeśli zechcesz wypić ze mną. To jak będzie?

Mystic spojrzał na resztkę korzennego piwa, którą miał w kuflu. Dopił ją.
- Z chęcią wychylę drugi. Nalej mi tu tego specjału.
Stary czarodziej odprowadził wzrokiem wietrzniaka.
- I tyle jeśli chodzi o prywatność. Jak już wspomniałem byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś mi coś o niej z pierwszej ręki powiedziała. Ten głupiec ze straży mógł coś ważnego przemilczeć.
Bezbronny wrócił z piwem i usadowił się na karczemnej ławie.
- Miałem dziś beznadziejny dzień, a w moim wieku już takie przeboje na zdrowie nie wychodzą... wszak młody jesteś to zapraszam, pozwól abym Ci dziś towarzyszył wieczorem. No chyba że masz inne plany na wieczór: - kątem oka spojrzał się na Kilk...

Stary czarodziej zaśmiał się i zaniósł kaszlem
- Cieszę się że jest jeszcze na tym świecie ktoś kto nie uważa mnie za starego bezzębnego pryka, ale młody to chyba przesada. Widzisz idea wieku nie jest tożsama z ideą młodości. - Mystic uśmiechnął się widząc zakłopotanie na twarzy wietrzniaka. - wytłumaczę ci to inaczej. Obsydianie wychodzący z żywogłazu mają już za sobą około 100 lat życia. Jednak nikt nie powie na takiego obsydianina że jest stary. Mimo że ja jego wieku pewnie nie dożyję. Nie mówiąc już o orkach, które w wieku 40-50 lat są już zwykle w grobach. Tak więc to nie liczba przeżytych lat jest kluczem do idei starości. Kluczem tym jest intensywność tegoż zywota i doświadczenia zebrana na jego ścieżce. A przed tobą mój kochany, jeszcze długa droga. Poza tym wyglądasz dużo młodziej niż ja. - zakończył tyradę łykiem świetnego piwa.
- Czy mam inne plany? To się okaże...

Bezbronny - 2007-01-30, 09:29

to żeś mnie zmieszał teraz, pozwól że usiądę na blacie od stołu bo na ławie nie widze Ciebie...
a co do mojego wyglądu to, to już my wietrzniaki tak mamy iż zachowujemy przez całe Życie młodzieńczy wygląd.... [spojrzał w kufel i się okazało iż ma jeszcze ponad pół piwa, Jak przystało na Wielkiego "duchem" Władcę wiatrów był uradowany, wszak jest jeszcze pół piwa, a nie tylko] Wietrzniak, spojrzał się na Klik i Mystic'a ( wszak nie wie że klik to złodziej), słuchajcie, zapewne znacie moja historię jak tu trafiłem, i wiecie też, że złapałem tego złodzieja vanjakiegoś tam..., Dlatego mam pytanie do was jak długo można wyciągnąć informacje od delikwenta który się nie przyznaje, czy to zrobił czy też nie, i czy to jest skuteczne? jak myślicie czy istnieje możliwość taka iż on będzie blefował i nie odzyskam swojej kasy, a w dodatku ja bekne za to?

klik - 2007-01-30, 11:03

- Myślę że moje problemy żywieniowe nie są tutaj najistotniejsze. Powody są dwa. Po pierwsze nie znam cię, a lubię wiedzieć co się dzieje w Urupie. Zwłaszcza że emanuje z ciebie potencjał. Możesz naprawdę daleko zajść. A oferuję ci pomoc głównie z drugiego powodu. Bardzo mi kogoś przypominasz.
Klik przez chwilę patrzyła na maga z namysłem.
– Nie bawi mnie wizja rynsztoku dlatego jutro mam zamiar zapolować na jedną z myszek, które dzisiaj spotkałam. Profilaktycznie, zanim sama nie zmienię się w zaszczute zwierzątko.
- Jeśli potrzeba ci kryjówki, daj znać coś ci znajdę – pochylił lekko głowę przez co przypominał zaintrygowanego, starego ptaka. - Z chęcią dowiedziałbym się też czegoś więcej o tej lekarce, o której wspomniał Dagni. Gerion ma tutaj świetny pokój, który nazywa Komnatą zwierzeń. Jeśli chcesz, żeby nikt niepowołany nie słyszał naszej rozmowy...
- Tak wiem – kiwnęła głową. – Korzystałam już z niej. Kryjówki nie potrzebuję, mam ich kilka sama. Na razie jednak sądzę, że zatrzymam się tutaj. – Obejrzała już wcześniej zabezpieczenia gerionowej karczmy i była nimi usatysfakcjonowana. To nie one dawały jej jednak poczucie bezpieczeństwa, lecz nieustannie przetaczający się przez nią Adepci powiązani ze sobą starymi przyjaźniami, sekretami, przeszłością. Jeśli uda jej się włączyć w tą sieć zależności, będzie to dla niej najlepszą ochroną.
– Twoja maleńka pupilka bawi moje uszy barwną opowieścią i nawet jeśli jej absolutnie nie słucham, doceniam poświęcenie z jej strony – posłała czarodziejowi szelmowski uśmieszek. – A skoro już czuję się tak bardzo zobowiązana, z chęcią odwdzięczę się tobie opowieścią... która będzie odrobinę bardziej sensowna – dodała ciszej.
Mały władca wiatru, ośmielony alkoholem podleciał do Mystica i siadł obok niego:
- Słuchaj no, wypił byś kiedyś browara, a nie jakieś dziwne herbaty pił, toć piwo to samo zdrowie... – kontynuował. - Stawiam ci piwo jeśli zechcesz wypić ze mną. To jak będzie?
Mystic spojrzał na resztkę korzennego piwa, którą miał w kuflu. Dopił ją.
- Z chęcią wychylę drugi. Nalej mi tu tego specjału.
Stary czarodziej odprowadził wzrokiem wietrzniaka.
- I tyle jeśli chodzi o prywatność. Jak już wspomniałem byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś mi coś o niej z pierwszej ręki powiedziała. Ten głupiec ze straży mógł coś ważnego przemilczeć.
- Dagni nie jest aż tak głupi jak wskazuje na to jego poczciwa twarz pomarszczonej małpki – Klik skrzywiła wargi. – Jest tylko chciwy i brakuje mu wyobraźni.
Bezbronny wrócił z piwem i usadowił się na karczemnej ławie.
- Miałem dziś beznadziejny dzień, a w moim wieku już takie przeboje na zdrowie nie wychodzą... wszak młody jesteś to zapraszam, pozwól abym Ci dziś towarzyszył wieczorem. No chyba że masz inne plany na wieczór. - Kątem oka spojrzał się na Klik.
Sądząc swój napój, dziewczyna z rozbawieniem słuchała odpowiedzi Mystica, na wpół żartobliwej, na wpół protekcjonalnej. Bawił ja widok zakłopotanego wietrzniaka.
- Słuchajcie, zapewne znacie moja historię jak tu trafiłem, i wiecie też, że złapałem tego złodzieja vanjakiegoś tam... – paplał Bezbronny. - Dlatego mam pytanie do was jak długo można wyciągnąć informacje od delikwenta który się nie przyznaje, czy to zrobił czy też nie, i czy to jest skuteczne? jak myślicie czy istnieje możliwość taka iż on będzie blefował i nie odzyskam swojej kasy, a w dodatku ja beknę za to?
Brwi Klik uniosły się lekko do góry. Pasje, czy wszystkie pijane skrzydlaki wygadują takie bzdury?
- Poczekaj, poczekaj. Mów odrobinę wolniej, bo prawie się pogubiłam. Historii twojej nie znam, więc nie jestem pewna czy dobrze zrozumiałam. Pytasz się o to jak długo można torturować kogoś i czy jest to skuteczne? – Złodziejka uśmiechnęła się złośliwie. – Wiesz, że jeśli Vinrychowi włos teraz z głowy spadnie będę mogła zeznać pod przysięgą żeś w pijackim szale mówił o zrobieniu krzywdy jego fizycznej powłoce?

mystic - 2007-01-30, 14:20

- Słuchajcie, zapewne znacie moja historię jak tu trafiłem, i wiecie też, że złapałem tego złodzieja vanjakiegoś tam - powiedział Bezbronny - Dlatego mam pytanie do was jak długo można wyciągnąć informacje od delikwenta który się nie przyznaje, czy to zrobił czy też nie, i czy to jest skuteczne? jak myślicie czy istnieje możliwość taka iż on będzie blefował i nie odzyskam swojej kasy, a w dodatku ja bekne za to?
- Możliwość zawsze istnieje, kwestią jest jakie metody się stosuje i jak bardzo oporny jest ów delikwent. - odparł czarodziej
- Poczekaj, poczekaj. Mów odrobinę wolniej, bo prawie się pogubiłam. Historii twojej nie znam, więc nie jestem pewna czy dobrze zrozumiałam. Pytasz się o to jak długo można torturować kogoś i czy jest to skuteczne? – Złodziejka uśmiechnęła się złośliwie. – Wiesz, że jeśli Vinrychowi włos teraz z głowy spadnie będę mogła zeznać pod przysięgą żeś w pijackim szale mówił o zrobieniu krzywdy jego fizycznej powłoce?
Czarodziej uśmiechnął się "mała szantażystka" pomyślał.
- Wiesz jeśli chcesz zdobyć trochę funduszy to jutro rada miasta organizuje małe igrzyska dla ludu. W programie jest między innymi turniej walki. Z tego co wiem zgłosiło się do niego kilkudziesięciu adeptów. Zapytaj zresztą Setha on na pewno w nim wystartuje. Na wpisowe jeśli nie masz to spróbuj wydębić od Geriona. Myślę że zgodzi się dać ci zaliczkę.

Stary czarodziej spojrzał w stronę trolla. Przyjaciel siedział wsparty o kontuar i przyglądał się znudzonym wzrokiem swojej klienteli. Dzisiaj progi jego karczmy przekroczyło wielu dawców imion. Jednak Mystic zauważył w ruchcach trolla znużenie. "Może to co mówił wczoraj o zmęczeniu życiem to coś więcej niż tylko słowa". Troll nie miał dziś zbyt wielu zajęć. Lancelot zabawiał gości, a Bezbronny ich obsługiwał. Wyglądał na samotnego. Mystic rozumiał to doskonale, przez pół życia był samotny. Oczywiście jeśli nie liczyć wszechogarniającej go magii. Odpłynął myślami...

Plotka szybko rozprzestrzeniała się. "Mistrz Aulcroft zamordowany", "Fellidra zniknęła". Szybko wydostał się z tłumu i pobiegł w stronę zamieszkałej przez ludzi dzielnicy Zenicce. Przeczuwał najgorsze.
Po długim biegu dotarł w końcu zdyszany do domu, który zamieszkiwała młoda trubadurka. Gdy ujrzał Felidrę stanął jak wryty.
- Nie powstrzymuj mnie, nienawidzę całego tego miasta. Muszę się stąd wydostać.
Młody czarodziej poczuł się jakby wyrwano mu rękę.
- Fellidro... - zaczął niepewnie
- Już postanowiłam i nie zmienisz tego.
Mystic stał patrząc jak dziewczyna zbiera swoje rzeczy i nie wiedział co począć. W końcu przemówił.
- Jeśli chcesz przed nim uciec to jest na to tylko jeden sposób. Mallornica wpłynęła dwa dni temu do portu. Masae Seorach nie pozwoli by jego załodze i podróżnym cokolwiek się stało.
Fellidra na chwilę przerwała pakowanie zastanawiając się nad słowami czarodzieja.
- Może masz rację, zawsze chciałam bliżej poznać Lud zza Aras. Podobno kapitan Seorach często tam żegluje. Tak zrobię. Dziękuję ci.
- Nie dziękuj, nie trzeba, wiesz dobrze że zawsze ci pomogę. Odprowadzę cię do portu.
- Nie - zaoponowała Fellidra - i tak dużo dla mnie robisz. Nie chcę ci przysparzać więcej kłopotów.
- Ależ....
- Postanowione - ucięła Fellidra, zabierając torbę i wychodząc z domu. Na chodniku odwróciła się jeszcze w stronę młodzieńca, całując go w policzek - żegnaj braciszku.

Młodego czarodzieja wmurowało. Fellidra nigdy tak do niego nie mówiła. On też nigdy nie wspominał o łączących ich więzach. Owszem mieli wspólnego ojca, jednak Fellidra była owocem jego niewierności. Sam o tym dowiedział się zupełnie niedawno i przypadkiem, kiedy podsłuchał rozmowę ojca z odrzuconym przez niego, wściekłym dziewczęciem. Ta rozmowa zamknęła pewien rozdział w jego stosunkach z ojcem. Nigdy jednak nie przyznał się żadnemu z nich do tego co słyszał. Tym większe było jego zdziwienie.
- Żegnaj - odpowiedział oddalającemu się już cieniowi Fellidry - Nigdy cię nie zapomnę - smutek rozdzierał serce czarodzieja. Nie wiedział czy jeszcze kiedyś ujrzy tą szaloną, pełną życia i emocji dziewczynę, która wprowadzała tyle koloru do jego życia.
- Żegnaj - odwrócił się i ruszył do domu.

Sethariel - 2007-01-30, 15:43

Seth tymczasem stanął na środku karczmy, rozejrzał się dookoła, czy już ktokolwiek zwrócił na niego uwagę, a gdy tylko zauważył choć jedno spojrzenie skierowane w jego stronę rzekł.

"Bardzo to ciekawe były opowieści, i oczywiście wielki plus za wspaniały morał, że ryzyko popłaca i że warto czasem zawierzyc namiętnościom i ekstremalnym uczuciom."

"Teraz posłuchajcie mojej historii, od początku do końca prawdziwej."

Seth w skupieniu sięgnął do swych zasobów karmicznej energii, poczuł jak magia wypełnia jego myśli, by przez wypowiadane słowa przeistoczyć się w pełną czaru opowieść. Elfi fechtmistrz moze i nie byl trubadurem, nie zarabiał tez swym gawędziarstem na życie, ale jak każdy fechtmistrz umiał co nieco opowiedzieć, tak by go słuchano, a i miał do pomocy kilka talentów.

Historia ta prawdziwa niczym zagrożenie ze strony horrorów na Złoziemiu, wydarzyła się dawno temu, gdy Dawcy Imion wyszli po straszliwym pogromie odbudowywać ziemię jaką znali.

Było to jeszcze zanim pierwszy mleczny ząb pojawił się w szczęce obecnego tutaj, starego Mystica, wtedy to Dawcy Imion z okolicznych kaerów postanowili połączyć swe siły i wybudować miasto jakiego Barsawia jeszcze nie znała. Tym miastem oczywiście była Urupa.

Wśród mieszkańców żył pewien bohater, a zwał się on Htes Htaneman. Był on wielce poważany przez ludność miasta, głównie ze względu na jego wielkie zasługi wobec całej społeczności. Jednej rzeczy jednak nikt nie wiedział. Ów bohater pod postacią elfa tylko się krył. Tak naprawdę...


Seth spojrzał na widownię, nachylił się lekko, popatrzył na boki po czym szeptem dokończył

... był on wielkim smokiem, kuzynem najpotężniejszych w Barsawii Lodoskrzydłego i Górskiego Cienia.

Na smoka tego polował ogromny, wszechpotężny horror, którego prawdziwym imieniem nazywać nie można. Zwą go Wielkim Łowcą, Slugawiaczem lub Horrorem o Tysiącu Twarzach. Potwór to straszny, straszy już samo jego imię, a siła jego przeogromna, siłą horror ten góruje nad wszystkimi innowymiarowymi bestiami jakie zna świat. Status jego więc równy pasjom i jak pasje jest przez niektórych traktowany. Ma on gigantyczną siatkę swoich szpiegów rozsianych po całej Barsawii, a plotki głoszą, że nawet wśród therańskich arystokratycznych domów. Nikt z nich jednak nie potrafił odgadnąć, gdzie skrył się owy wielki smok, kuzyn Lodoskrzydłego.

Aż do pewnego dnia, kiedy to mag imieniem Ellegrym nie dowiedział się o istnieniu kultu Wielkiego Łowcy. Wszedł w ich szeregi i wtopił się tak dobrze, że nikt po pewnym czasie nie rozpoznałby w Ellegrymie mądrego czarodzieja, a raczej owładniętego jakąś obsesją furiata.

Na nieszczęście tak się złożyło, że Ellegrym niegdyś dobry przyjaciel Htesa, po wielkiej sprzeczce o względy pewnej damy postanowił się zemścić. A zemsta ta miała być okrutna. Uknuł więc Ellegrym złowieszczą intrygę, przekazał swym mrocznym współpracownikom, iż wie gdzie znajdue się Wielki Smok. Nieświadomy tego jak blisko jest prawdy, nasłał Ellegrym szpiegów Wielkiego Łowcy na Htesa.

"Jest w karczmie, baluje z jakąś elfką"
szepnął Seth udając jednego z zakapturzonych assasynów. "Wy od środka, my dachem, a Ty obstaw tylne wejście"

Weszło więc ich trzech do środka, z nienacka wyciągnęli zatrute sztylety i zaatakowali Htesa, ten jednak refleks miał smoczy i uskoczył przed ciosami. Wyciągnął swój miecz i począł bronic się dzielnie przed kolejnymi atakami.


Seth skoczył na stół wyjął swój miecz i zaczął walczyć z wyimaginowanymi wrogami, naśladując tor wydarzeń z opowieści. Ha! Ciach! Bum! Trach! Szuu!

Wtem twarz Setha posmutniała, schylił głowę i zamilkł.

W gorączce walki Htes trafił swym mieczem w serce swej ukochanej. Wściekł się niezmiernie, wykrzykując na całe gardło imię kobiety. W mig zmienił się w Wielkiego Smoka, roztrzaskując w drobny mak całą karczmę. Poleciał na przylądek koło Reduty Shabiry. Tam zmienił sie spowrotem w Dawcę Imion, rozebrał się, rzeczy kładąc kilka metrów od siebie, po czym przywołując całą potęgę smoczej magii podpalił się. Całemu zdarzeniu przyglądał się młody Mistrz Żywiołów imieniem Tovar, wziął on potem rzeczy Htesa, w tym jego miecz, ubranie, ozdoby, brosze i amulety.

Gdy Płomień ogarnął całe ciało Htesa, stała się rzecz jeszcze bardziej niezwykła. Ogień był już ogromny, nie było widać ciała elfa, z płomieni niczym odradzający sie feniks wyleciał Wielki Smok. Wzbił się w powietrze i odleciał gdzieś za morze Aras, w stronę wschodzącego słońca.

Tymczasem szpiedzy Wielkiego Łowcy odnaleźli część ekwipunku Htesa, przy jego pomocy mają nadzieję odnaleźć Wielkiego Smoka. Wielki Smok natomiast obiecał powrócić po swoje rzeczy i zniszczyć raz na zawsze Wielkiego Łowcę, potwora o Tysiącu Twarzach... a szpiedzy horrora ponoć nadal działają...


Seth ukłonił się i usmiechnął, wyczekując reakcji publiczności.

Bibi - 2007-01-31, 16:44

Szanowny Panie Sethcie - ukłoniła się lekko Bibi zwracając się do fechtmistrza - piękna to opowieść, rozumiem, że po tym wprowadzeniu usłyszymy opowieść o Laudusie i uciekinierach ze Skawii, aby Gerion mógł ocenić, które z nas ma najbardziej lotny umysł i lekki język - wietrzniaczka znów się skłoniła i czekając na opowieść ulokowała się na kolanach Mystica.
sir_lancelot - 2007-02-01, 18:39

Lancelot usiadł przy piwie, aby zwilżyć gardło przed opowieścią, którą miał w zamyśle. Delektował się piwem i kiedy kolejne osoby zaczęły snuć historie. Patrzył na to z nie krytą satysfakcją, że udało mu się doczekać konkursu opowieści w tym jak dotąd mało ukierunkowanym na tego typu rozrywki miejscu, w którym jego muzyka przechodzi bez echa. Uśmiechnął się, więc Lancelot i zaczął przysłuchiwać się każdej kolejnej historii notując z każdej z nich po kilkanaście słów streszczenia i zapisując, co ważniejsze fakty, aby łatwiej mu było przytoczyć któreś z opowiadań, kiedy będzie chciał je opowiedzieć samemu.

Obserwował z zaciekawieniem zasłuchane i pogrążone w wyobraźni twarze gości Geriona. Cieszył się, że ta dziwaczna zbieranina została połączona właśnie takim zajęciem jak opowiadanie sobie nawzajem historii. Lancelot, mimo że rwał się, aby opowiedzieć cokolwiek mu do głowy przyjdzie to wiedział, że po jego opowieści nikt może nie zdecydować się na opowiadanie, więc wolał czekać, aby nikogo nie pozbawić takiej możliwości. Czasem tylko zerkał na opięte strojem ciało Klik, chwilami zastanawiał się, jakie są w dotyku loki Bibi… nie tylko z resztą loki, myślał też gdzie się podziali i co wyprawiają Rufina z Abishaiem. Bardzo ciekawy okazał się ten wieczór. Choć nic nie wskazywało nijak na tak piękne uwieńczenie dnia jak cykl historii opowiedzianych ustami gości Gersona to było coś, czego było Lancelotowi potrzeba… spokoju i natchnienia. Kolejnym natchnieniem był smakowity biust, Rufiny który poruszał się tak kusząco, kiedy Lancelot jej „dosiadł” podczas podróży do gospody. Rufiny jednak nie było, więc Lancelot cieszył oczy wdziękami Klik i dokładnie przyglądał się Bibi. Dawno już nie spotkał, wietrzniackiej kobiety i w sumie to już zapomniał jak to jest obserwować tak małe, ale nafaszerowane słodyczą ciałko.

Tyle tych ludzkich kobiet, elfek, krasnoludek się kręci i kusi, że wietrzniaczka to prawdziwy rarytas – Myślał Lancelot pijąc piwo i słuchając kolejnych opowieści.

„ … Na mnie mam nadzieje tez przyjdzie niebawem kolej do opowiadania … „ – Skwitował Lancelot i pogrążył się w mocy piwa i opowiadania, które właśnie się toczyło. Czekał na swoją kolej cierpliwie.

Gerion - 2007-02-02, 11:58

Vasquez o mało co nie zemdlał od potwornego smrodu. Od dobrych dwóch godzin tropił coś, co spowodowało zniknięcie mieszkańców niewielkiej, rybackiej osady. Kilka domów z cegły suszonej na słońcu, stało na polanie zagajnika z rzadka porastającego wyniosły klif. Słyszał wyraźnie huk fal robijających się o skalisty brzeg. Rybacy mieli niewielką przystań
na kamienistej plaży, ale poza 4 pustymi łodkami, Vasquez nie znalazł nikogo. Chaty na wzgórzu również były puste, ale Łowca już znalazł trop.
Kroczył skupiony, zapatrzony w srebrzyste ślady opalizujące w świetle słońca. Magia talentu prowadziła go za czymś, co dokonało wielkiego spustoszenia. Ślad schodził w kierunku morza, a potem wiódł skalistą drogą,wśród nadmorskich urwisk.
Gdy zatrzymał się przed wąską szczeliną jaskini, w czuły nos orka uderzyła fala okropnego fetoru.

***

Sir Valeq odpoczywał. Siedział w karczmie przyglądając się gościom. Stary czarodziej pogrązony był w rozmowie ze Złodziejką. Jego blondwłosa pomocnica umilkła po długiej i pięknej opowieści, któej początek usłyszeli z ust krasnoludzkiej przewodniczki. DO t'skranga podszedł troll. "DObrze Cię widzieć przyjacielu" - rozpoczął. Valeq był
pewien, że Wojownik coś przemyślał i pewnie ma jakąś prośbę. "Wpierw muszę Ci podziękować, za Twój wysiłek włożony w rozmowę z duchem mego przyjaciela. Jestem dłużny Ci przysługę. A za chwilę będę dłużny jeszcze więcej. Valequ - czy
mógłbyś się dowiedzieć więcej, co uspokoiłoby ducha Roxa i pozwoliło mu odejśc do królestwa śmierci? A może.." - tu troll zawiesił głos - "a może masz tak wielką władzę, że mógłbyś go sprowadzić do świata żywych? Choćby na krótko?" Ksenomanta nic nie odrzekł, zmrużył tylko swoje t'skrangow ślepia...

***
"Tak to jest właśnie żyć w Urupie" - wyszeptała zmęczona Rufna. Jej mokre włosy przykleiły się do nagiego brzucha Abishaja. Iluzjonista odpoczywał rozciągnięty na łożu. "DObrze być mistrzem iluzji" - stwierdził z sarkazmem - "wystarczy godzina, by poznać oczekiwania kobiety, a potem odrobina magii i jesteś już tak duży i tak twardy jak ona
tego pragnie. I zapewnie nie zapomni tego do końca życia, albo..spotkania następnego Iluzjonisty".
Throalczyk smakował swoje zmęczenie. Czuł leniwe odprężenie każdego mięśnia. Lekki ból w lędźwiach ostrzegał go, że jutro może się nie ruszyć tak łatwo, ale ta urupańska dziewczyna była namiętna i wykrzesła z niego niebywały ogień.
Powoli pogrążał się we śnie. Sufit pokoju zaczął wirować i zmęczenie ukołysało go łagodnie. Zasypiał. I z każdą minutą snu, rosło w nim przerażenie. Duszę wypełniało mu lodowate zimno. I znów widział Israndila, na nowo przeżywał koszmar tamtego dnia..."Abshaj!, Abishaj!" - Rufina zbudziła go delikatnym szarpnięciem. "Krzyczałeś coś przez sen..." - przytuliła głowę krasnoluda do swjej piersi. "Wszystko będzie dobrze" -szeptała gładząc włosy maga - "wszystko będzie dobrze..." "Nie sądzisz, że Gerionowi przydałby się lepszy wystrój wnętrza?" - dodała, mrucząc rozkosznie, w odpowiedzi
na pieszczotę krasnoluda.

***

Bibi nie wsłuchiwała się w rozmowę Czarodzieja i Pantery. Zignorowała (przynajmniej na chwilę) zaintrygowany wzrok Lancelota i maślane oczy wstawionego Bezbronnego. Musieliby dokonać naprawdę czegoś wyjątkowego by wzbudzić zainteresowanie jsnowłosej wietrzniaczki. Podleciała do drewnianego kontuaru, na którym Gerion powiesił kiedyś trzy tarcze należące do kryształowych łupieżców. "Wujku Gerionie" - zaczęła słodko - "kiedyś dawno miałeś u siebie taki pyszny deser z travarskiej czekolady? Pamiętasz?" Troll się uśmiechnął wstając od stolika przy którym siedział SirValeq.

"Pamiętam mój skarbie. I pewnie ucieszy Cię wieść, że mam jeszcze zeszłotygodniowy zapas tego przysmaku". WYraz twarzy wietrzniaczki był jednoznaczną odpowiedzią.
Gerion zszedł do kuchennej piwniczki. Wyciągnął kilka słojów ze zmrożoną śmietaną (to Mystic przygotował dla niego trzy wielkie kontenery z wplecionymi esencjami wody i powietrza, doskonale chłodziły każdy produkt, choć co roku trzeba je było na nowo zaklinać). Zręcznie zmiksował trzcinowy cukier, likier jajeczny i śmietanę, dosypujac słodkich rodzynek moczonych w migdałowej nalewce.Ułamał bryłę czekolady i wrzucił ją do żeliwnego garnczka dodając krople mleka gżmotorożca. Wyniósł na górę lodowy puchar i na oczach szczęśliwej Bibi zalał jego zawartość porcją gorącej, travarskiej
czekolady..."Moja droga Twoja opowieść o Laudusie poruszyła mnie do głębi, mam nadzieję, że Lancelot nie uronił ani słówka" - tu spojrzał na Trubadura, który z otwartą paszczęką przyglądał się Bibi pałaszującej lodowy krem z czekoladą.

***

Dopił swoje piwo i trzasnłą kuflem w stół. "Ech, jutro z rana czekają mnie na Kamienym Pazurze" - prychnał. "Słuchaj no Bezbronny: - SHarkuz zwócił się do lekko upitego wietrzniaka. "Wyruszamy łowić esencje powietrza nad krawędzia morza.
Będzie niezła zabawa, a widzę, że brakuje ci ruchu. Może i w kuchni u Geriona dobrze ci sie pracuje, ale psiamać, nie badź miejskim wycieruchem. Jak chcesz przeżyć przygodę, to idź ze mną..."Bazbronny nieskoordynowanym lotem opuścił towarzystwo Czarodzieja i Klik. NIe wyhamował i długim ślizgiem wylądował na stole Sharkuza..."Pierdo..." - połknął słowa w pijackiej czkawce - "że co?!" "A te szydzieści..yp..srebników...yp..yp..któhe mam zapłacić ..yp..?" "Czniaj na srebrniki wietrzniaku!" - zaryczal śmiechem Łupieżca..

***
Lancelot zastanawiał się nad opowieścią Setha. SKupił się na napisanym przed chwilą tekście. COś mu nie pasowało. Coś, wyzierało zza słów. Wyraźnie. Tylko nie mógł pochwycić końca nitki. Smok...przedmiot..Ellegrym...
Powloli wszystko zaczeło wirować w jego głowie. CZuł się jakby ktoś rzucił na niego zaklęcie. Ogarnęła go senność i zmęczenie. Potrząsnął kilka razy głową..."NIe może to być, teraz ja..teraz moja kolej na opowieść" - jednak nadzwyczaj trudno mu się było skupić. To ostatnie piwo właśnie zaczynało działać i Trubadur musiał na chwilę opuścić karczmę gnany potrzebą. Odporwadziło go zaniepokojone spojrzenie Klik.


***
- Dagni nie jest aż tak głupi jak wskazuje na to jego poczciwa twarz pomarszczonej małpki – Klik skrzywiła wargi. – Jest tylko chciwy i brakuje mu wyobraźni. Potem zamilkła słuchając paplaniny pijanego wietrzniaka, aż do chwili kiedy wyladował na stole Sharkuza. Przysunęła się bliżej Czaodzieja. Wreszcie nikt im nie przeszkadzał."Czy zatem omówimy to i owo na osobności, czy też masz jeszcze jakieś asy w rękawie, które powinny wiedzieć o tym i owym?" - zaptyała Mystica. "Pomóż mi wstać" -stęknął Czarodziej. "Gerionie mógłbyś nas zaprowadzić na dół?" - zapytał. Troll nieco zdziwiony spełnił prośbę przyjaciela, po drodze wymienili tylko dwa spojrzenia. Klik powoli czuła się tu jak w domu, co specjalnie nie martwiło Geriona. Martwiła go natomiast długa nieobecność Lancelota.


***

Było blisko północy, gdy do karczmy wszedł niespodziewany o tej porze gość. Wysoki elf, o szaro-srebrzystych włosach, spojrzał po sali swym pewnym wzrokiem. Policzył gości, zmrużył oczy i stanowczym krokiem, zmierzającym wprost docelu ruszył ku właścicielowi. W łubniach na jego plecach spoczywał długi, elfi łuk. Cięciwa, zwinięta i natłuszczona leżała w korkowym pudełku, głęboko w sakwie. Łuczysko wykonane z ciemnego drzewa miało w sobie siłę i tajemnicę. Majdan broni okryty delikatną materią, ściśle przylegał do ścianek łubni, spragniony był dłoni elfiego Łucznika. "Cryingorc?" - niepewnie powiedział Gerion wpatrując się w twarz elfa. "Ledwo Cię poznałem...usiądź, rozgość się, chętnie Cie dowiem czemu Pasje przygnały Cię do Urupy..."

***
Seth był zadowolony z wrażenia jaki wywarła jego opowieść na gościach. Zastanawiał się tylko, który z nich byl na tyle inteligentny, żeby wyłowić z historii fakty istotne i oddzielić je od fikcji. Ale może za dużo wymagal od przeciętnych Dawców Imion? Zdecydował się zadziałać...

klik - 2007-02-02, 14:23

Klik popatrzyła na drzwi, przez które wytoczył się przed kilkoma chwilami wietrzniacki trubadur. Nie lubiła trubadurów, za rozgadanymi wietrzniakami też specjalnie nie przepadała - do Lancelota nie żywiła jednak żadnej osobistej urazy. Przeciwnie, była mu nawet wdzięczna, że przez wieczne zamieszanie i hałas jakie czynił wkoło swojej osoby, ona mniej rzucała się w oczy. Zerknęła na Geriona, którego zmartwione spojrzenie także niedomiennie orbitowało w kierunku wyjścia. Wzruszyła lekko ramionami.
- Mysticu, porozmawiać możemy także na zewnątrz. Pospacerujemy, powdychamy nocne powietrze, co ponoć dobrze na płuca robi. A przy okazji zobaczymy czy przypadkiem jakiś pogromca wietrzniaków nie kręci się w pobliżu. Gerionową piwnicą jeszcze zdążymy się nacieszyć. Oczywiście takiemu szanowanemu czarodziejowi nie wypada wymykać się tylnym wyjściem, co innego mnie - pokornej służebnicy władcy tego siedliszcza. - Złożyła Gerionow kpiarski ukłon.
Przywołując magię swojej dyscypliny cicho wymknęła się przez drzwi.

Gerion - 2007-02-02, 14:32

Lancelot w ostatniej chwili uchylił się przed śmiercionośnym ostrzem...wywijając piruetem beczkę w ciemnościach nocy stracił orientację gdzie jest dach a gdzie jest niebo. Alkohol zakręcił mu w głowie, przeciążenie pchnęło falę krwi do mózgu i wtedy coś pękło w głowie wietrzniaka...Spadając jak kamień, głową w dół ostatkiem wysiłku zajrzał w astralną przestrzeń. Nad sobą, pod wysokim kątem ujrzał astralne odbicia dwóch małych, skrzydlatych dawców imion.

"Dziabnąłeś ją?" - syknął Vikarion wznosząc się w niebo okrytej nocą Urupy. "Lekko, czubkiem ostrza w głowę" - odparł dysząc drugi wietrzniak - "ale powinno wystarczyć, za parę godzin jad zacznie działać i będziemy mieli spokój na jakiś czas".

***
Klik bezszelestnie wymknęła się tylnym wyjściem. Jej postać była jednością z cieniem okapu, jaki kładł się na ścianie. Księżyc był w pierwszej kwadrze i noc była dość ciemna. Nawet jak na zmysły Złodzieja. Klik zaczerpnęła karmicznej energii i wyostrzyła swój i tak doskonały słuch. Usłyszała świst powietrza, łopot wietrzniackich skrzydeł i cichą rozmowę, której therańskie brzmienie zawisło wysoko nad gerionowym dachem.

Odpadła od ściany i odruchowo zareagowała jak przy rozbrajaniu pułapek. Z nieba spadał nieprzytomny wietrzniak, kręcąc szalonego pirueta w powietrzu. Klik wysunęła ostrze, gotowa nadziać spadającego jak kamień latacza, niczym jabłko na rożen...W ostatniej chwili rozpoznała Lancelota, rzuciła się do przodu i pochwyciła lekkie ciało Trubadura. Siła rozpędu zepchnęła ją z drewnianego tarasu. KLik upadając starała się nie zrobić krzywdy wietrzniakowi. Przekoziołkowała przez ramię i przykleiła się do ziemi. Spojrzała w niebo, lecz nie dostrzegła już żadnych śladów.

Lancelot krwawił lekko z rozcięcia na głowie. Leżał na ziemi i ciężko oddychał. Wyjęła opatrunek z chlebem i pajęczyną z ukrytej kieszeni i zatamowała krwotok. Docuciła Lancelota..."ale mi się chce lać" - zajęczał Trubadur spoglądając lekko zamroczony na Złodziejkę.

***

Mystic tylko westchnął.
- I znów mnie wodzi za nos - stwierdził patrząc na Geriona - przekaż Bibi żeby mnie śledziła - dodał - No coż, jak trzeba to trzeba.
Przed wyjściem mag zawinął się jeszcze w ochronną warstwę powietrza. Wyszedł w noc. Gdy jego oczy przyzwyczaiły się nieco do ciemności zobaczył jak Klik skacząc z tarasu złapała akrobatycznym manewrem spadającego wietrzniaka. "Zwinniutka" przemknęło czarodziejowi przez myśli, nie spowolniło to jednak jego reakcji. Przeczuwając, że Klik doskonale poradzi sobie z maluchem, Mystic spojrzał w przestrzeń astralną. Obok znanych mu odbić Klik i Lancelota, daleko na niebosłonie zauważył astralne odbicia dwóch małych istot..
"Wietrzniaki, musiały zaatakować biednego trubadura, oduczymy ich zakradania się do karczmy Geriona" - pomyślał czarodziej. Natychmiast zaczął przywoływanie zaprzyjaźnionego z nim duszka powietrza. Zaczerpnął odrobiny magii by utworzyć w przestrzeni astralnej krąg i zaczął nawoływać Baltka.
Klik spojrzała na rany Lancelota. "Nie jest z nim dobrze" - pomyśłała. Miała już tyle do czynienia z truciznami że bez trudu rozpoznała Kreescrę, truciznę stosowaną często przez wietrzniaki. Spojrzała na Mystica, który stał obok tylnego wejścia do karczmy i Wydawał syczące dźwięki.

klik - 2007-02-02, 15:36

Klik sklęła w duchu wszystkie Pasje, krzykliwe, latajace insekty, trubadurów z pełnymi pęcherzami i głupców. Po chwili namysłu dorzuciła jeszcze Theran i trucicieli. Tamując krwotok Lancelota doszła do wniosku, że to w zasadzie i tak wszystko jedno skoro każdy szanujący się lingwista uznałby te wyrażenia za synonimiczne. Skrzywiła usta - szkoda, teraz ich już nie wyśledzi. Usłyszała otwierające się drzwi. A potem syczące odgłosy czarodzieja.
Błyskawicznie porwała gadającego od rzeczy wietrzniaka na ręce i chciała wepchnąć wychodzącego właśnie Mystica z powrotem do wnętrza karczmy.

Nim jednak to uczyniła, w świetle rzucanym przez otwarte dzrzwi karczmy pojawił się mglisty cień ducha...Gdy ten roześmiany nicpoń zmanifestował się już w kręgu, Mystic zaczął szeptać mu swoje prośby w języku powietrza.
- Dwa wietrzniaki, lecą, tam, nauczka, porządna. Duszek zafalował i zniknął.

Mystic spojrzał na Klik. Dostrzegł w jej oczach cień troski.
- Źle z nim? - spytał dziewczynę
- Rany powierzchowne, ale stosowali truciznę. - zaraz potem pchnęła maga do wnętrza i zamknęła dokładnie drzwi.
- Theranie - syknęła mu w ucho.
Położyła Lancelota delikatnie na blacie baru.

- "Gerion, słuchaj jest problem" - powiedziała cicho do stojącego obok karczmarza. - "Dostał jakimś rodzajem zwierzęcego jadu i za kilka godzin najprawdopodobniej będzie o jednego rozgadanego trubadura mniej. Zajmij się nim przez chwilę, zobaczę co mam w plecaku."

Zdecydowanym krokiem podeszła do Mystica i pociągnęła go za ramię w kierunku stolika, na którym jeszcze stały ich napoje. Mystic nie pozwolił się jednak szarpać Złodziejce. Klik go zignorowała i podniosła stojący koło krzesła plecak i zaczęła szybko grzebać w jego zawartości.

Czarodziej myślał szybko.
- Lód, skąd... - nagle olśniło go - deser Bibi.
Podszedł do Bibi i bezceremonialnie zabrał jej deser. Wygrzebał z niego lód i sięgnął znów do astralnej przestrzeni. Przykładając lód do rany Lancelota, przesączył przez siebie nici magicznej energii w ciało małego wietrzniaka i rozpoczął poszukiwanie trucizny. Przez chwilę trwał w skupieniu, po czym wykrzyknął znienacka.
- Tu cię mam!
Zadowolony z siebie starzec odjął sczerniały lód od rany Lancelota i wyrzucił go do kubła ze starą wodą.
- Wylej ją od razu Gerionie - nakazał, po czym obejrzał jeszcze małego nieszczęśliwca. Usatysfakcjonowany jego stanem odwrócił się do Klik i spytał:

- Widziałaś kto to był?

Złodzijak weszła mu w słowo.
- Mamy problem, czarodzieju - zaczęła mówić szybko. - Ty masz go chyba bardziej niż ja, a już z całą pewnością ma go twoja mała skrzydlata przyjaciółka. Dam ci mały dowód mojej przyjaźni - skinęła głową w kierunku Bibi. - Im nie chodziło o Lancelota, ale o nią, rozumiesz? Jest jednak ciemno i istnieje szansa, że nie zorientowali się kogo zranili. Postaraj się więc nie rzucać w oczy przez jakiś czas, mała bajarko - rzuciła cicho do wietrzniaczki. - Może powinniśmy sobie porozmawiać w trójkę.

Wyciągnęła z plecaka niewielką fiolkę wypełnioną czerwonym płynem. Nie było to to, czego Lancelot potrzebował by w tej chwili, ale da mu szansę.

Czarodziej wstrzymał Panterę ruchem ręki..."Zachowaj to dla siebie, jemu nie będzie potrzebne" - a potem dodał - "a porozmawiać to musimy i to zaraz".

***
Nie dane im było jednak zamienić słowa, gdyż do leżącego Trubadura podeszli wszyscy goście z trollem na czele...

abishai - 2007-02-02, 18:25

Koszmar wrócił. I z każdą minutą snu, rosło w nim przerażenie. Duszę wypełniało mu lodowate zimno. I znów widział Israndila, na nowo przeżywał koszmar tamtego dnia..."Abshaj!, Abishaj!" - Rufina zbudziła go delikatnym szarpnięciem. "Krzyczałeś coś przez sen..." - przytuliła głowę krasnoluda do swej piersi. "Wszystko będzie dobrze" -szeptała gładząc włosy maga - "wszystko będzie dobrze..."

Abishai na wpół przytomny próbował skupić swe myśli na rzeczywiści. Orientował się że jego twarz wtula się w coś ciepłego, sprężystego i miękkiego. Przez moment czuł się jak niemowlak w objęciach matki, ale po chwili wiedział że są to rozkoszne krągłe piersi Rufiny.. Wspomnienia z ostatnich chwil wróciły do niego z siłą wodospadu... Rozmowa przy księżycu, ostrożny dotyk, pochlebstwa i drobne żarciki z ukrytym podtekstem.. Delikatny pocałunek, który zmienił się w falę gorących pieszczot (zgodnie z intencją Abishai'a). Krasnoludowi zrobiło się gorąco. Jego dłonie zyskały własną wolę i ruszyły sobie znanymi ścieżkami.
"Nie sądzisz, że Gerionowi przydałby się lepszy wystrój wnętrza?" - dodała, mrucząc rozkosznie, w odpowiedzi na pieszczotę krasnoluda.
" Moja pani. W tej chwili nie mogę narzekać na widok. "- zażartował iluzjonista wtulony głową w biust Rufiny. W odpowiedzi dziewczyna delikatnie zrugała go śmiejąc się. Lecz ten śmiech ustąpił u niej pożądaniu, które wywołały palce iluzjonisty pieszczące skórę Rufiny we wrażliwych miejscach. Wkrótce oboje ponownie zajęli się miłosnymi zapasami na łożu Abishai'a......


.....Iluzjonista leżał wsłuchując się w spokojny oddech Rufiny i delektując się jej obecnością. Krasnoludzka dziewczyna spała mocno, na jej skórze perlił się pot, który także zlepiał jej włosy. Na dzisiaj miała już dość.

Abishai spoglądał w sufit i rozmyślał. A miał nad czym ....
Koszmar przypomniał mu nauki Zmiennokształtnego. A twierdził on, że sen to wrota do duszy, poprzez niego można odczytać można wiele spraw. Abishai nie bardzo w to wierzył, gdyż jedną z praktyk jego mistrza było wtrącanie półprawd do przekazywanej teorii.
" Jeśli będziesz dostawał wiedzę na talerzu, nie będziesz potrafił docenić jej. Wiedzę w której zdobycie włożysz wysiłek , będziesz potrafił należycie docenić."- to była jedna z ulubionych maksym Zmiennokształtnego. Pojawiający się ostatnio koszmar był jednak czymś, z czym Abishai postanowił się zmierzyć...Mógł co prawda sięgnąć do magii swej dyscypliny. Miał odpowiedni czar zapisany na kartach swej księgi, ale....Sam czar dawał mętne i niejasne przepowiednie, które nawet po latach praktyki niełatwo było odczytać. A krasnolud nigdy jeszcze tego czaru nie użył.

"Może ten ksenomanta mógłby pomóc?"-wspomniał wy myślach sylwetkę Sir'Valeqa. Co prawda t'skrang zachowywał się tak, jakby jego umysł za często błądził po przestrzeni astralnej. Ale może to i dobrze.. Gdyż koszmary senne nie miały fizycznej natury.

Abishai ostrożnie, by nie obudzić Rufiny zsunął się z łóżka i zaczął ubierać.. Koszmar odpędził sen od krasnoluda na tyle mocno, że nawet zmęczenie wywołane igraszkami miłosnymi z Rufiną nie mogły uśpić Abishai'a. Ubrawszy się zasunął zasłony, i upewnił się, że okno jest mocno zawarte.. Na wypadek gdyby jakiś wścibski wietrzniak postanowił wpaść z wizytą. Następnie pocałował wyczerpaną krasnoludkę w policzek. Zabrał ze sobą inkaust pióro i kilka zwitków papieru i zamknąwszy drzwi ruszyła na parter karczmy...Nie spodziewał się tam o tak późnej porze zastać nikogo. I liczył na to że w spokoju będzie mógł napisać listy.

Sharkuz - 2007-02-02, 19:53

- Niech mnie piorun z jasnego nieba trzaśnie! Toż to Lance, znowu biedy sobie pyta pośród ludzi. - Łupieżca spojrzał na rannego wietrzniaka kiwając głową.

- Kto widział ten cały cyrk? - Sharkuz zacisnął pięści i spojrzał dookoła

Bibi - 2007-02-02, 21:48

Bibi siedziała sobie spokojnie i czekała jak Gerion przyniesie jej ulubiony deser, który tylko on doprawiał rodzynkami w migdałowej nalewce. Troll wyniósł na górę lodowy puchar i na oczach szczęśliwej wietrzniaczki zalał jego zawartość porcją gorącej travarskiej czekolady”. Moja droga Twoja opowieść o Laudusie poruszyła mnie do głębi, mam nadzieję, że Lancelot nie uronił ani słówka" - tu spojrzał na Trubadura, który z otwartą paszczęką przyglądał się Bibi pałaszującej lodowy krem z czekoladą.
Ależ kochany Wujciu, przecież wiesz, że lubię opowiadać historie. A w każdej jest krztyna prawdy, tylko trzeba się dobrze wsłuchać – odparła zawadiacko Bibi i zatopiła się w myślach badając smak i zapach zajadanego rarytasu, aby móc w przyszłości również stworzyć takie dzieło. Rozpływając się w smakowaniu wróciła myślami do opowiadania Setha, które ją zaskoczyło. Postanowiła najpierw porozmawiać z Sethem. I z dziaduniem, ale to dopiero w domu.

I tak sobie rozmyślając rozsmakowywała się w każdym szczególe tego cudnego deseru, gdy nagle jej uwagę przyciągnęła Klik:
- Gerion, słuchaj jest problem" - powiedziała cicho do stojącego obok karczmarza. - "Dostał jakimś rodzajem zwierzęcego jadu i za kilka godzin najprawdopodobniej będzie o jednego rozgadanego trubadura mniej."

I w tej samej chwili Mystic podszedł do Bibi i bezceremonialnie zabrał jej pucharek.
- Mój deser! - wrzasnęła kobietka wybałuszając oczy na czarodzieja. - Co ty wyprawiasz?! W piwnicy pełno tego jest, a ty niszczysz takie arcydzieło – zapiszczała rozżalona Bibi.
Mystic nie zwracając na nią uwagi wygrzebał z niego lód i za jego pomocą wysączył truciznę z ciała Lancelota. Usatysfakcjonowany jego stanem odwrócił się do Klik i spytał:
- Widziałaś kto to był?
- Mamy problem, czarodzieju - zaczęła mówić szybko. - Ty masz go chyba bardziej niż ja, a już z całą pewnością ma go twoja mała skrzydlata przyjaciółka. Dam ci mały dowód mojej przyjaźni - skinęła głową w kierunku Bibi. - Im nie chodziło o Lancelota, ale o nią, rozumiesz? Jest jednak ciemno i istnieje szansa, że nie zorientowali się kogo zranili. Postaraj się więc nie rzucać w oczy przez jakiś czas, mała bajarko - rzuciła cicho do wietrzniaczki. - Może powinniśmy sobie porozmawiać w trójkę.

Wyciągnęła z plecaka niewielką fiolkę wypełnioną czerwonym płynem. Nie było to to, czego Lancelot potrzebował by w tej chwili, ale da mu szansę.
Bibi szybko przeanalizowała to co się wydarzyło, najpierw zatruta sieć, teraz Lancelot, oj nie jest dobrze...

Czarodziej wstrzymał Panterę ruchem ręki..."Zachowaj to dla siebie, jemu nie będzie potrzebne" - a potem dodał - "a porozmawiać to musimy i to zaraz".
Bibi z chęcią by porozmawiała, ale za dużo świadków zdarzenia się kręciło. Musi się jak najszybciej wymknąć z karczmy i sprawdzic informacje.
- Na razie koniec z zabawą, muszę się wymknąć – zaczerpnęła z magii swojej dyscypliny i niezauważona wymknęła się z karczmy.
 

Gerion - 2007-02-02, 22:31

Misiołak był zmęczony. Cały dzień wędrówki z Urupy starym, therańskim traktem dało mu się we znaki. Pogoda była paskudnie skwarna, nawet Baryłeczka nie miała nastroju a figle. Ale największy kłopot miał z gerionowym Pikusiem. "Taaaa....lekko oswojony" - prychnął - "oj ty głupi, stary trollu..byś ty tera widział swojego pikusia". Młody skeorx był mocno oszołomiony pod zatrważającej dawce energii magicznej, jaką w niego władował adept. Misiołak zużył prawie połowe swoich zasobow karmy, ale w ostateczności stwierdził że było warto. Skeorx był dla niego wyzwaniem. Nieujarzmiona dusz młodego drapieżnika, trudno się oswajała z magią Władcy Zwierząt. Ale gdy już człowiek pokonał jego wolę, wniknął w jego umysł i odebrał pierwsze bodźce otaczającego swiata, zmysłami młodego skeorxa, aż zaniemówił z zachwytu. "Chwała Jaspree" - wymruczał - "Gerionie, toż to cudowne stworzenie zdziczałoby u ciebie doszczętnie". Pchnął kociaka w zadek unikając kolczystego ogona i popatrzył jak ten radośnie bryknął w las. Misiolak polożył się obok swojej niedźwiedzicy z dala od karawany, której przewodnik klął w niebieskie, gdyż skeorx płoszył muły i zaprzęgi kuców. Wkrótce zasnął czujnym i płytkim snem...

***
Seth usiadł w kącie obserwując wymykającą się Klik i w chwile potem wychodzącego Mystica. Przypatrywał się Bibi zawzięcie pałaszującej lodowy deser Geriona. "Mała i zadziorna, jak każde wietrzniackie dziecko" - uśmichnął się w myślach - "ładnie opowiada i aktorsko jest dobra, ale brakuje jej tego czegoś. Swoją droga historia ładna i ciekawa. Szkoda, że Lancelot zniknął właśnie teraz, gdy miał zripostować coś ciekawego".

Elfowi wydawało się że t'skrang przysypia. "Cały dzień nie widzialem tego typka, a teraz jakiś taki senny. I ak zwykle ma swoje tajemnice z Gerionem. No ale, każdy z nas ma swoje tajemnice i swoje sprawy." - zniecierpliwiny spojrzał na otwarte drzwi. Stał w nich jakiś elf, który coś Sethowi przypominał. Ale nie mógł teraz skojarzyć co. Kilku gości spojrzało w jego stronę. Gość podszedł do trolla. Zwał się Cryingorc.

***
Cryingorc zamówił to co zwykle. Najzimniejsze piwo, do tego mieszek solonych orzechów nerkowca, kawałek słodkiego jablecznika i naparstek piekielnie mocnej nalewki ziołowej, jaką troll pędził w swojej piwnicy. Faktycznie był zmęczony."Masz wolne pokoje?" - rzucił w stronę starego Wojownika. "Mhm, znajdzie się miejsce dla Ciebie" - odrzekł troll z zaniepokojeniem spoglądając na drzwi.


W strumienu światła stał Mystic i coś bełkotał to mglistego kształtu lewitującego przed nim.
Podświadomie Seth zajrzal w astralną przestrzeń. Poraziła go jasność wzorca Czarodzieja i przerażająca ilość wzorców talentów jakie posiadał, wokół niego wirowały strumienie astralnej energii, a mały duszek, ktory bardziej przypominał beznogie dziecko, wprysnął z błyskawiczną prędkością gdzieś poza zasięg jego percepcji.

Seth zerwał się na nogi, gdy Klik wraz z Mysticiem wnieśli Lancelota do karczmy. Tylko SirValeq i Cryingorc pozostali na swych miejscach. Bezbronny był tak pijany, że nie mógł wstać ze stołu. Przegrał w starciu z Sharkuzem, ale Łupieżca mógłby wypić z 15 razy tyle co wietrzniak..." Niech mnie piorun z jasnego nieba trzaśnie! Toż to Lance, znowu biedy sobie pyta pośród ludzi. - Łupieżca spojrzał na rannego wietrzniaka kiwając głową."- Kto widział ten cały cyrk? " - Sharkuz zacisnął pięści i spojrzał dookoła.

Półprzytomnym Lancelotem zajął się Mystic. Po dłuższej chwili milczenia odprawił Złodziejkę, która chciała coś zaaplikowąć dochodzącemu do siebie Trubadurowi - "Zachowaj to dla siebie, jemu nie będzie potrzebne". Seth zauważył tylko (i chyba tylko on) - jak Bibi wymyka się z karczmy.

"Moi kochani" - zaczął troll - zaniosę teraz Lancelota do pokoju na górze, niech wypocznie i się wyśpi czerpiąc ozdrowieńcze siły z kamienia i ziemi. Sharkuzie, pamiętaj, że rano wylatujecie łowić esencje, i zadbaj o Bezbronnego. Miał ciężki dzień i teraz zasypia na ławie. Hm...widział ktoś Rufinę?" Spojrzenia wszystkich zawisły na skradającym się po schodach Abishaju. Krasnolud ściskał w garści zwój pergaminów i miał bardzo zawiedzioną minę.."Właśnie" - dodał Gerion. "Cryingorc, pokój dla Ciebie zaraz przygotuję. A ty mój drogi przyjacielu" - zwrocił się do Mystica - 'zapewne zechcesz porozmawiać w spokoju z Panterą".

SirValeq nieco się ożywił. "Czy mogę sssię zająć Lancelotem?" - zapytał z nadzieją w głosie? Gerion spojrzał na niego spodełba. "Mój drogi, mam nadzieję, że jeszcze nie jest to pora Trubadura." "Cóżżżż...wielka sszzzkoda" - odparł t'skrang. "Dobrych snów zatem wszystkim. A jutro powiem ci trollu, co wymyśliłem..." - odparł i zamknął za soba drzwi.

"Seth, pomóż mi proszę ostrożnie ulokować Lancelota na tej tarczy...o tej, tak, z godłem Krwawej Wiedzy" - rzekł Gerion. Gdy Czarodziej i Złodziejka zniknęli na tyłach karczmy, a Sharkuz z Bezbronnym i Cryingorc powędrowali na górę, na zasłużony odpoczynek, w karczmie opustoszało. Zostal tylko Abishaj, Gerion i Seth.

"Chciałbym odrobinę spokoju" - rzucił Iluzjonista niepewnie. Choć cisza panowała niemożebna. "Gerionie, powiedz mi.." -zaczął Seth.."Jutro przyjacielu, jutro" - przerwal mu troll. "Jutro musimy powziąć jakieś postanowienia, bo wydaje mi się, że wszyscy możemy mieć jakieś problemy. A problemy to jest to, czego Gerion nie lubi najbardziej" - dodał.

Elfi Fechmistrz z trzaskiem rozprostował kości. Nieco dolegały mu jeszcze niedawno odniesione rany. Ale nie poszedł na górę zaznać snu. Jego natura dopraszała się innych pieszczot niż dotyk miękkiego prześcieradła...Cicho zamknął za sobą drzwi karczmy, wcześniej żegnając się z Wojownikiem.

Troll zaś zagłębil się w kuchni, doprowadzając do porządku ogromną górę brudnych naczyń. Dwie godziny po północy zajrzał do pustej sali. Abishaj siedzial przy świecy zajęty pisaniem. Gedrion podszedł do drzwi i aktywizował zaklęcie zamykające. Dla pewności (raczej dla spokoju ducha) podparł je grubą brechą. "Idę spać, Abishaju" - rzucił - "gdyby coś złego się działo wiesz gdzie mnie szukać".

Sethariel - 2007-02-03, 18:44

Po ułożeniu nieprzytomnego wietrzniaka na tarczy, Seth spróbował zagadnąć jeszcze do Geriona, cała ta sytuacja wymagała jakichś wyjaśnień, wpierw zaatakowano z zaskoczenia jego, a teraz jeszcze skrytobójczy atak na Lanca. Seth wiedział, że sam może mieć jakichś wrogów, którzy posunęliby się do wynajmowania płatnych zabójców, ale Lancelota o podobnych wrógów by nie podejrzewał. Coś było nie tak.

"Gerionie, powiedz mi.." -zaczął Seth.."Jutro przyjacielu, jutro" - przerwal mu troll. "Jutro musimy powziąć jakieś postanowienia, bo wydaje mi się, że wszyscy możemy mieć jakieś problemy. A problemy to jest to, czego Gerion nie lubi najbardziej" - dodał.

Troll jak zwykle pod koniec dnia był bardzo zmęczony, albo po prostu w tej sytuacji musiał głęboko się zastanowić przed jakimkolwiek działaniem, każda nie przemyślana akcja mogła mieć złe konsekwencje. Seth w sumie nie dziwił się zachowaniu trolla. Sam w jego sytuacji i z jego wiekiem, rozumianym oczywiście inaczej w przypadku każdej rasy, postąpiłby podobnie.

"Skoro na dziś już koniec atrakcji, to ja wybiorę się na mały relaks. W razie czego będę niedaleko, w Łaźni Trzech Róż trzy ulice stąd w stronę sektora Liandrill. Życzę spokojnej nocy... i jak najmniej problemów." Pożegnał Seth z lekkim uśmiechem Geriona. "Aaa i powiedz temu małemu skrzydlatemu szczęściarzowi, gdy się obudzi, że nadal czekam na jego kontropowieść do mojej historii o Htesie i tak łatwo się ze swojego obowiązku nie wywinie."

Seth wybiegł z karczmy. Nauczony wczorajszym doświadczeniem rozglądał się bacznie na boki. Nie spodziewał się kolejnego ataku, przynajmniej juz nie dziś. Dziś już limit ataków wyczerpał się chyba na Lancelocie. No ale tego nigdy nie moża być pewnym i ostrożność zachować trzeba.

"Bibi..." przypomniał sobie Seth, jak wietrzniaczka cichutko wymknęła się z karczmy, nie mówiąc nikomu chyba ani słowa. "... uciekła. Ale teraz chyba już jej nie znajdę, a szkoda, mam wrażenie, że wie coś bardzo ważnego." Seth wypatrywał z nadzieją małych kształtów ze skrzydełkami, choć wiedział, że szanse spotkania Bibi są teraz równe spotkaniu któregokolwiek z Wielkich Smoków. Ale próbować zawsze trzeba.

Fechtmistrz przemykał szybko ciemnymi uliczkami, nie upłynęło 5 minut, kiedy to znalazł się przed nowym budynkiem z trzema wyrzeźbionymi na szyldzie różami. Napis na szyldzie brzmiał po elficku, co było dosyć zrozumiałe, łaźnię wybudowały elfy z Liandrill. "Jeżeli liczą na jakichś cele, powinni szybko dodać napis po krasnoludzku, z samych rae trudno im będzie się utrzymać." pomyślał Seth spoglądając na drewniany szyld, kołyszący się pod wpływem wiatru to w jedną to w drugą stronę. "Szkoda by było zamykać ten przybytek, zwłaszcza, że poznałem już dość dobrze obsługę... ciekawe, kto dzisiaj pracuje. Piękna Leoreth, jeszcze piękniejsza Liranna, czy młoda Edroth" Seth spojrzał na drzwi, były lekko uchylone "Uff jeszcze nie zamknęli"

Bezbronny - 2007-02-04, 15:32

Bezbronny, skacowany ocknął się w łóżku. nie wiedział jak się tam znalazł, browau wciąż było więcej niż piwa w żyłach, wyciągnął bukłak, i zanurzył usta w cierpkim winie....

Uhhhh rzesz w mordę ! wrzasnął, moja głowa *Hic*. Tak patrząc na bukłak, przypomniało mu się o sprawie która go trapi... Otarłszy twarz, usiadł na podłodze, opierając się o nogę od łóżka zamknął oczy i zaczął się modlić : Pragnę aby wszyscy Ci którzy doznają krzywd, znaleźli współczucie oraz się weselili. Modlę się aby Ci co gnębią, zabijają oraz Ci co okradają uczciwych dawców imion, otrzymali srogą karę za swe uczynki. Niech twe prawe słowo spłynie na nasz barsawiański wymiar sprawiedliwości, niech wszyscy ci co zasługują na to poczują twój gniew!

Pragnę też abyś pomógł mi jak najszybciej odzyskać mój majątek, a ten vancośtam niech zgnije w kamieniołomach pracując na rzecz tych których skrzywdził.


skończywszy modlitwę, wietrzniak przeciągnął się, i poleciał za potrzebą, porozmawiać z potworem sedesowym.

abishai - 2007-02-04, 15:33

Krasnolud chodząc po schodach nieco zdziwił się hałasem jaki panował na dole ..Po wejściu zauważył jak grupa osób z Gerionem na czele tłoczy się przy jednym ze stolików.
"Hm...widział ktoś Rufinę?"- spytał troll i spojrzenia wszystkich zawisły na skradającym się po schodach Abishaju. Krasnolud ściskał w garści zwój pergaminów i miał bardzo zawiedzioną minę..
Iluzjonista speszył się pod tym gradem spojrzeń i wybąkał."- Odpoczywa , jest nieco zmęczona.."
Widać mieli inne sprawy na głowie( jak choćby tego nieprzytomnego wietrzniaka leżącego na stoliku), gdyż nie nikt o więcej nie pytał.
"Właśnie" - dodał Gerion. "Cryingorc, pokój dla Ciebie zaraz przygotuję. A ty mój drogi przyjacielu" - zwrócił się do Mystica - 'zapewne zechcesz porozmawiać w spokoju z Panterą".

Abishai przysiadł przy stoliku i spojrzał w ich stronę.. Nie sądził, że konkurs opowieści może zakończyć się bójką.. A może to ta Mysticowa wychowanica brutalnie odtrąciła awanse Lancelota?
- Tak, tak.. w przypadku kobiet liczy się wyczucie chwili.- pomyślał iluzjonista.- Zwłaszcza w przypadku adeptek.

Krasnolud przysłuchiwał się rozmowie t'skranga z Gerionem, zastanawiając się jak bardzo różni się podejście t'skranga do ksenomancji od podejścia Israndila.
- A niektórzy twierdzą, że ksenomanci ulepieni są z jednej gliny.. Bzdura.- pomyślał Abishaj.

Po chwili zresztą, większość gości wyszła.
Został tylko Abishaj, Gerion i Seth.
"Chciałbym odrobinę spokoju" - rzucił Iluzjonista niepewnie. Choć cisza panowała niemożebna. "Gerionie, powiedz mi.." -zaczął Seth.. "Jutro przyjacielu, jutro" - przerwał mu troll. "Jutro musimy powziąć jakieś postanowienia, bo wydaje mi się, że wszyscy możemy mieć jakieś problemy. A problemy to jest to, czego Gerion nie lubi najbardziej" - dodał.
Tymczasem Abishaj rozłożył się z swoimi papierami i zapalił świeczkę.
Po chwili było słuchać tylko jego skrobanie piórem po papierze. Iluzjonista ostatni raz pisał do rodziny z Vivane.. Z trzy miesiące temu. Miał więc wiele do nadrobienia.
"Idę spać, Abishaju" - rzucił troll wyrywając na moment Abishaja z pisarskiego transu.- "gdyby coś złego się działo wiesz gdzie mnie szukać".
"Tak, tak ...-rzucił pospiesznie Abishaj. - W razie czego cię zawiadomię."
Krasnolud powoli zapełniał kolejne kartkę drobnym starannym pismem. Zaś po zakończeniu pisania, sięgnął po swój sygnet, odlał nieco wosku łącząc zwój i odcisnął swa pieczęć.

Po chwili dwa listy zapieczętowane leżały na stole. Krasnolud przeciągnął się by rozprostował zastałe kości...Spojrzał przez okno i stwierdził że zaczynało już świtać.
"Strawiłem całą noc na pisaniu"- mruknął sam do siebie i otworzył zawartą ciężką okiennicę.
Widać, że to karczma trolla, tylko oni budują twierdze przygotowane do oblężenia. -pomyślał Abishaj. Świeże i zimne powietrze orzeźwiło krasnoluda.. Przyglądał się drobnym handlarzom spieszącym na rynek w celu zajęcia najlepszych miejsc na swe stragany.. Nagle jego wzrok przykuła jedna z handlarek.
"Panienko po ile te róże?-" krzyknął.
Cena jaką usłyszał w odpowiedzi, była satysfakcjonująca.
" Podejdź tutaj, i daj mi.. bukiet najładniejszych róż."- rzekł Iluzjonista sięgając do sakiewki.
Zakupiwszy bukiet Abishaj udał się na piętro, Rufina jeszcze spała ..A koc, ją okrywający kusząco podkreślał jej kształtną sylwetkę. Krasnolud zwalczył lubieżne myśli jakie wywołał tan widok.
- Na to przyjdzie czas.. Może wieczorem?- pomyślał Abishaj. Na razie iluzjonista miał inne sprawy na głowie. Aukcja była pierwszym miejscem na jego liście.
Ułożył bukiet kwiatów obok niej, tak by był to pierwszy widok jaki zobaczy po obudzeniu i zaczął przygotowywać się do wyjścia.

Bibi - 2007-02-04, 20:12

Bibi wymykając się z karczmy zaciągnęła na głowę kaptur, aby jej złote włosy nie rzucały się w oczy i skierowała się w stronę domu. Wykorzystywała każdy cień, wypełniona magiczną energią unikała każdej istoty pojawiającej się na jej drodze.
W jej głowie była prawdziwa eksplozja myśli: - Nie mogę latać, mogą kontrolować niebo, muszę iść, chociaż skoro myślą, że już po mnie to muszę to wykorzystać. Szybko muszę się dostać do domu, może Jupik będzie u siebie... – tak rozmyślając naprężona do granic skradała się do domu, kontrolując czy jest sama – Jeżeli teraz ktoś mnie zauważy to cały plan na nic i rzeczywiście ktoś mi przetrzepie skórę, a swoją drogą fajnie by było z kimś się zmierzyć, mój biedny sztylecik w końcu zardzewieje w tym pokrowcu – poklepała z żalem swoją broń ukrytą pod nogawką. Ale może już wkrótce będzie okazja – Bibi uśmiechnęła się do siebie i sprawdzając po raz ostatni czy nikt jej nie śledzi wleciała do swojego pokoju.
W jednym momencie stanął przed nią Jupik:
- Ty żyjesz!
- Cicho, bo się wyda – zachichotała Bibi
- Ja Cię kiedyś sam zamorduję – wykrzyknął zdenerwowany Jupik, jednak z pewną ulgą w głosie - przed chwilą się dowiedziałem, że jakieś latawce urządzili sobie polowanie na ciebie. Już miałem lecieć sprawdzić plotkę, ale wstąpiłem po mikstury i usłyszałem, że ktoś dostał się do domu.
- Och to tylko ja braciszku. Mnie nic nie jest, tylko biedny Lancelot dostał, a oni myślą, że to ja. Dziadunio jest przy nim, rozbabrał mi mój deser, eh...- westchnęła wietrzniaczka przypominając sobie smak cudnego kremu rozpływającego się na języku. - Muszę wykorzystać sytuację. Chciałabym, żebyś rozpuścił plotki wśród przyjaciół, że nie żyję. Ja muszę przyjrzeć się z bliska pewnemu theraninowi – uśmiechnęła się szelmowsko do brata, cmoknęła w policzek i zabrała się do malowania twarzy.
- To ja się zabieram do pracy tylko uważaj na siebie.
- Powiedz dziaduniowi, że zaprzyjaźniam się z Theonem, hihihihi – i zniknęła w szafie dobierając odpowiedni strój.
Bibi zawisła przed lustrem i sprawdzała efekty swojej pracy. Twarz nabrała pewnej ostrości, tatuaż zniknął pod warstwą makijażu, włosy związane pod kapturem miały kolor ziemi, a męska koszula i kamizelka skutecznie ukrywały kobiece kształty. Raczej nikt nie powinien rozpoznać w niej Bibi Słoneczka, jak ją niektórzy nazywali - Jeszcze troszkę magii i mogę ruszać, chociaż jeszcze jakieś imię by się przydało. Już wiem, Nybik! – wykrzyknęła radośnie do siebie wirując w powietrzu i ruszyła w noc na spotkanie swojego nowego przyjaciela.

mystic - 2007-02-08, 20:21

- Dam ci mały dowód mojej przyjaźni - skinęła głową w kierunku Bibi. - Im nie chodziło o Lancelota, ale o nią, rozumiesz? Jest jednak ciemno i istnieje szansa, że nie zorientowali się kogo zranili. Postaraj się więc nie rzucać w oczy przez jakiś czas, mała bajarko - rzuciła cicho do wietrzniaczki. - Może powinniśmy sobie porozmawiać w trójkę.
Mystic milczał jednak i prawie widać było skomplikowany system przekładni i zębatek obracających się w jego głowie za lekko zmarszczonymi brwiami. Klik z lekkim zniecierpliwieniem bębniła palcami w stół. Dopiero po dłużej chwili odezwał się.
- Niestety już się wymknęła, pozostaje ci jedynie moja obecność. Chodźmy. – Jego twarz mogłaby służyć za alegorię niewinnego zaskoczenia.
- Niestety już się wymknęła – złodziejka przedrzeźniała pod nosem starego maga. Niestety, jaka przykrość; wymknęła się, cóż za szkoda. – Ja wiem, że ty wiesz, że ja wiem, że ty wiesz, że zrobiłeś to specjalnie. I nie rób miny poczciwego dziadunia, nie działa to na mnie.
- Specjalnie??? - Mystic robił minę poczciwego dziadunia - w tym względzie moja droga nieco mnie przeceniasz - uśmiechnął się lekko. Po 20 latach mieszkania z Jupikiem i Bibi zdążył już ich nieco poznać i wiedział, że Bibi zdolna jest w każdej chwili zniknąć "bo ma pomysła". Choćby nawet szła wtedy na przyjęcie u króla Throalu, to nikt nie jest w stanie jej powstrzymać.
- Tak zdecydowanie mnie przeceniasz. Ja nie rozumiem motywów postępowania kobiet - uśmiechnął się w stronę Klik - a już następnego kroku tego szczególnego egzemplarza, to chyba nikt nie jest w stanie przewidzieć. Tak zdecydowanie mnie przeceniasz.

- Poszła jednak za starcem. Wchodząc do pokoju zamknęła drzwi i usadowiła się tak, by mieć na oku wejście. Mystic rozwalił się na fotelu wyciągnął fajkę odpalił i zaczął mówić.
- Doceniam ten mały dowód przyjaźni... W zamian podzielę się z tobą kilkoma informacjami, oczekuję też że rozjaśnisz mi swój udział w tak nagłym zejściu Mygrella. To co chciałabyś wiedzieć?
- Powiązania Mygrella z Theranami, to raz – Klik odginała kolejne palce. - To co dzieje się w Thoralskiej ambasadzie, to dwa. I nie tylko sprawdzone informacje, plotki także, to trzy. Tyle na początek.
Klik była głodna wiedzy, po tylu latach ukrywania się doskonale zdawała sobie sprawę z tego jak cenne są informacje i znajomość motywów wszystkich graczy. Wiedzieć znaczyło być krok przed nimi, wiedzieć z kim opłacało się podzielić zdobytą wiedzą, komu można powierzyć kilka sekretów, by nie rozchwiać panującej w mieście równowagi. Równowaga w którymś momencie została jednak rozchwiana, więc teraz wiedzieć znaczyło dla niej także szansę na udane polowanie. Zamierzała wydusić ze Szczerbca wszystko.
Mystic zastanawiał się. Zastanawiał się nad tym, które informacje powinien jednak zachować dla siebie. Bądź co bądź złodziejka mogła potrafić więcej niż przypuszczał. Klik uważnie go obserwowała, chcąc wyczytać z jego twarzy wszystko co mogła. Nie było to jednak zadanie łatwe.

- Dobrze na początek opowiem ci co wiem o powiązaniach Mygrella z Theranami. Mówiąc ściśle chodzi o jednego z nich o imieniu Theon. Theon jest drugim wicelegatem w therańskiej ambasadzie. Nie jestem pewien czy to prawda, niestety nie udało mi się tego zweryfikować, ale podobno swego czasu Theon, który często spotykał się z Mygrellem przy partiach atlosh'tzdram, pomógł mu pozbyć się kupca Urakisa. Mygrelle miał olbrzymi dług u Urakisa, który był nie tylko kupcem ale i lichwiarzem. Nie mogąc go spłacić postanowił zadziałać. Urakis wkrótce potem zniknął. Ciała nie odnaleziono więc przypuszczam, że jeśli to oczywiście prawda, Urakis dokończył żywota na której z Therańskich bat, jako siła napędowa.
- Ciekawe, że to samo mówią o Myrgellu – Klik przesunęła dłonią po włosach. – Pogrzebu jeszcze nie było, ciało jest jeszcze przygotowywane. Jeśli w ogóle jakieś jest – Będę musiała to sprawdzić. - Wiesz, zazwyczaj ulica jest zgodna co do pewnych wydarzeń – Mystic uniósł brwi. – Chodzi mi o to, że pośród wszystkich miejskich szczurków zazwyczaj istnieje pewna większość, która opowiada się za jedną z wersji danego wydarzenia i zazwyczaj tej większości można ufać. Ludzie jednak nie wiedzą zupełnie co myśleć o śmierci starego żółwia. Jeden z medyków powiedział mi, że miał piękny, podręcznikowy zawał – wielu się z tym zgadza. Inni jednak utrzymują, że wierny Therze Myrgelle zgodził się upozorować swą śmierć nie wiedząc, że dzięki temu skończy jako łysy i tłusty galernik.
- Tak, ale to plotki. Natomiast na pewno faktem jest, że Theon posiadał coś na Mygrella, coś czym mógł go szantażować i to szantażować skutecznie. Być może właśnie współudział w morderstwie.
Mystic zamyślił się na chwilę kontemplując niedawną opowieść Setha. To, że ów zabił przypadkowo jedną ze swych młodzieńczych miłości wiedział wcześniej, ale Seth sugerował też, że Mygrelle był członkiem kultu Verjigorma. W to Mystic bardzo poważnie wątpił. Ale, ale... Theon. Przyglądająca się czarodziejowi Klik zauważyła malutki rozbłysk samozadowolenia. "Starzec wie więcej niż mówi" - pomyślała
- Urakis Urakisem, ale to nie wyjaśnia tak silnych związków z korpusem dyplomatycznym Thery. Swoją drogą, popraw mnie jeśli się mylę, ale czy Urakis nie był bogu ducha winnym krasnoludem prosto z Thoralu? – dziewczyna ze zmarszczonymi brwiami próbowała przypomnieć sobie jakiekolwiek informację na jego temat. Bezskutecznie.
- Z tego co pamiętam to tak. Ale to było tak dawno, że nie dam sobie głowy uciąć. Jeśli Cię to interesuje to spytam brata Bibi, on ma lepszą pamięć.
- Seth sugerował że Mygrelle jest zamieszany w kult Wielkiego Łowcy. Słyszałaś o tym kulcie? - spytał Mystic
- Przyjmijmy, że nie słyszałam, więc nie krępuj się i opowiadaj. Przecież mamy dużo czasu – Klik uśmiechnęła się leciutko.

- Mystic rozparł się wygodnie
- Nie wiem, kiedy datuje się pierwsze wzmianki o tym kulcie, sądzę że jeszcze na długo przed rozpoczęciem Pogromu. Głównym celem tego kultu jest sprowadzenie do Barsawii Wilekiego Łowcy przez wielu uczonych uznawanego za najpotężniejszego spośród Horrorów. Ja osobiście skłaniam się ku tezie że to jednak Ristul ma większą potęgę ale są tacy... - czarodziej zafrasował się - Nie to jest jednak najistotniejsze. Dla nas ważniejsi są słudzy Łowcy Wielkich Smoków. Poza przywołaniem Horrora, kiedy tylko mogą starają się szkodzić smokom. Psuć ich plany zabijać sługi i smokowców. Słyszałem o jednej grupie, która odważyła się zaatakować smoka. No cóż pewnie drugi raz nie było im dane popełnić tego samego błędu. - Mystic przerwał na chwilę by zwilżyć wargi piwem zabranym z sali - Intrygujące mogą być motywy wstąpienia do takiego kultu, nieprawdaż? Kto jest na tyle głupi by chcieć wezwać tak potężnego Horrora do Barsawii? I dlaczego jest taki głupi? Cóż. Jedną z możliwości jaka mi się nasuwa na myśl jest chęć zaszkodzenia smokom. Zemsta za doznane ze smoczych rąk krzywdy, albo coś w tym stylu. Drugą zapewne jest jakaś obłąkańcza wizja świata splugawionego przez tego Horrora, którą chcą urzeczywistnić. Czy są jakieś inne motywy nie mam pojęcia. Z informacji które uzbierałem w czasie moich podróży wynika, że kultyści działają w małych nic nie wiedzących o sobie grupkach. Co jednak ciekawe wszystkie nazywają siebie Kult Wielkiego Łowcy. Zapewne wiadomo ci jaką potęgę ma Imię. Wspólne imię dla wielu grup. Ta idea jest fascynująca. Nie było mi jednak dane wcześniej spotkać się z kultem. Być może tym razem będzie mi dane dowiedzieć się czegoś więcej na ich temat. Muszę się przyjrzeć temu Theonowi i odświeżyć informacje na temat kultu, być może przeoczyłem jakąś małą wskazówkę.

- Nie sądzę by Mygrelle był zamieszany w kult Wielkiego Łowcy - kontynuował Mystic - ale zastanawia mnie Theon. On może być kultystą. A to może oznaczać nieznaczne skomplikowanie naszych spraw tutaj. I olbrzymie niebezpieczeństwo dla Setha. Dlatego nalegam powiedz mi, jeśli wiesz co się stało z tą broszą i gdzie ona teraz jest. - Czarodziej wstrzymał oddech obserwując reakcję Klik.
Teraz złodziejka długo milczała. Gdy w końcu odezwała się jej słowom towarzyszył nieładny uśmiech.
- Ah, no tak, piękna brosza z krwawym rubinem, jakże mogłabym zapomnieć. Zaspokój jednak ciekawość prostej kobiety: dlaczego taki starzec jak ty toczy pojedynki za pełnego sił, młodego fechmistrza? Dlaczego ty ze mną rozmawiasz, a nie on? Odwagi mu zabrakło? Zawsze chronisz go przed pojedynkami, tak jak teraz, tak jak dziś wieczorem? Ty jesteś mu przyjacielem – to widać; ale jaką wartość ma jego oddanie?
- Prostej kobiety powiadasz - Mystic zaśmiał się w duchu - o nie, wszystko ale nie prostej.
Czarodziej myślał nad odpowiedzią. Obydwoje mierzyli się spojrzeniami.
- Nie chodzi o odwagę czy pojedynki. Seth był dzisiaj rano i poprosił mnie o pomoc. A ja nie omieszkałem obiecać mu jej. Chcę wiedzieć o wszystkim co dotyczy knowań Mygrella. Drugi raz nie popełnię tego samego błędu. A nie on rozmawia tutaj i teraz z tobą dlatego, że po prostu nie wie, iż miałaś w tym incydencie swój udział.
Mystic zamyślił się "I bynajmniej nie chodzi tutaj o przyjaźń tak jak sugerujesz, ale o tym już nie musisz wiedzieć".
- Drugi raz? - Ciemna brew uniosła się wyczekująco.
- Tak - starzec odpłynął myślami w odległe czasy - kiedyś byłem na tyle głupi, że postanowiłem wtrącić się w knowania Mygrella nie wiedząc na co się porywam. Potem na kilka lat musiałem się wynieść z Urupy, o mały włos unikając śmierci. Dlatego teraz chcę wiedzieć o wszystkim w co wplątany jest Mygrelle. Dlatego tak zależy mi na tym co wiesz o tym incydencie z broszą.
- I dam ci dobrą radę na poczet naszej, mam nadzieję owocnej znajomości, nie lekceważ fechtmistrza, źle na tym wyjdziesz. A teraz mam nadzieję opowiesz mi o broszce?
- To nie jest kwestia lekceważenia ale szacunku. - Klik jakoś nie słyszała, żeby Seth specjalnie starał się dociec prawdy śmierci Myrgella, tak samo jak nie słyszała, żeby starał się go wcześniej zabić. Widziała za to Mystica, który, może w nie najszczęśliwszy sposób, nie dopuścił do pojedynku pomiędzy fechmistrzem a Sharkuzem. Doprawdy trudną sztuką jest rozbudzenie w sobie szacunku do pięknisiowatego elfika chowającego się za czarodziejską spódnicą. Zamyślona przekładała pomiędzy palcami jednej dłoni srebrzysty, pokryty patyną krążek. Duszek cynizmu szeptał jej na ucho bajkę o starym człowieku, który zawsze jest bardziej magiem niż czymkolwiek innym. Który odzyskał przedmiot spleciony z pewnym elfem, nie, oczywiście nie po to, by go ukraść – nie, to nie w jego stylu. Odda go... ale dopiero później. Duszek przekonywał, że jej nie powinno czynić różnicy jak wielkie ziarno prawdy kryje się w tej bajce. Musiała przyznać mu racje.

- Dawno, dawno temu w pewnym mieście żył sobie stary, pomarszczony Żółw – zaczęła mówić cicho. - Zaślepiony pragnieniem posiadania, wyciągnął kiedyś swoje ręce po piękną kobietę. Niestety, ta równie żądzami zaślepiona wybrała innego – kogo? Wszyscy wiedzą. Żółw wściekł się. O dziwo jednak, jego wściekłość była czerwona czerwienią krwi. Jego gniew nie był jednak bezpodstawny – on nie tylko został odrzucony, został także upokorzony. W kilka dni później kobieta była martwa, zaś jego gniew zagłuszony został przez rozpacz i nienawiść. Nie chciał zostać jednak sam ze swoja stratą, nie chciał brać jej na swoje barki – zaczął więc karmić swoja nienawiść do fechmistrza, złodzieja, który skradł mu jego kolorowego motyla. Postanowił zemścić się. Wynajął więc ludzi, którzy mieli zyskać dla niego przedmiot spleciony z wzorcem elfa. Dufny w swoje siły elf stał się łatwym łupem, a wynajęci ludzie rychło wrócili z pięknej roboty broszą. Stary Żółw zapiał z radości. Nie cieszył się jednak długo zdobyczą. Nie wiedział bowiem, że dla kogoś innego brosza ta także stanowiła przedmiot pożądania. Tajemniczy Konkurent wynajął Złodzieja, który nie tak dawno, dawno temu odebrał Żółwiowi krwawą broszę. Złodziej błyskotkę zdobył i przekazał Tajemniczemu Konkurentowi. Żółwia natomiast, gdy tylko zorientował się w rozmiarach swojej straty, szlag jasny z czystego nieba trafił. Na tym bajka mogłaby się skończyć. Tyle na temat bajki. - Klik popatrzyła czarodziejowi prosto w oczy. Postanowiła wypuścić małą, zatrutą strzałkę. Duszek cynizmu śmiał się ukontentowany.

- A może kobieta nie liczyła się wcale, zaś Myrgelle, bądź co bądź mag, potrzebował broszy tylko i wyłącznie do swych badań. Tak jak ty. - Szare oczy uważnie obserwowały twarz Mystica szukając najmniejszego potwierdzenia czy wypuszczona na ślepo strzałka doszła celu.
- Możliwe, aczkolwiek wątpię - czarodziej spojrzał w oczy Klik - ja natomiast z chęcią zbadałbym ową broszę. Wiedz jednak że jeśli dojdzie do takiej sytuacji Seth będzie o tym wiedział.
Mystic zawahał się przez moment. Nie był pewien czy jego niezaspokojona ciekawość nie wzięłaby góry.
- Natomiast bajka piękna, niestety jest już mi znana. Jedyne co mnie tak naprawdę interesuje to tożsamość Tajemniczego Konkurenta. Czy istnieje możliwość, że moja żądza wiedzy zostanie zaspokojona?
- Pasje, powiedz mi tylko co was wszystkich tak napadło, żeby rzucać się na broszę Setha? – Klik niecierpliwie odsunęła włosy z twarzy. - Co w niej, w nim tak wyjątkowego, zaraza.
- Jeśli tego nie wiesz lub jeszcze się tego nie domyśliłaś, jest to przedmiot wzorca fechtmistrza - Mystic ściszył głos, wydawał się zatroskany - próbuję się właśnie dowiedzieć co w niej takiego wyjątkowego widzą ci wszyscy, którzy go napadają.
- No dobrze... – Dziewczyna przewróciła oczami. – Nie mam zbyt wielu informacji na jego temat, poszperam jednak skoro tak bardzo wam wszystkim zależy na tej błyskotce. Wynajął mnie jasnowłosy elf, wypisz wymaluj pociotek Sethunia. Może to jego kolejny zazdrosny konkurent lub kochanek, nie wiem. Z zasady nie pytam o personalia moich kontrahentów. Natomiast znana ci bajka generalnie jest jedynie wisienką na czubku ogromnego tortu. Myrgelle wydał mnóstwo złota żeby zdobyć wątkowe cacuszko, nie dla siebie jednak. Jak dobrze przypuszczałeś szantażowany przez Therę miał wydać ją jednemu z nich. Theonowi jak sądzę. Zresztą porozmawiamy o tym jutro jeśli pozwolisz, jeśli mam dowiedzieć się jutro czegokolwiek, muszę się wyspać.
- To nie były przypuszczenia, ja naprawdę wiem o wielu rzeczach dziejących się w Urupie - uśmiechnął się czarodziej - czasem nawet zanim się jeszcze wydarzą.
- Wyśpij się dobrze, sądzę że następne dni przyniosą nam jeszcze więcej problemów - Mystic już miał wyjść do drugiego pokoju, ale położył jeszcze dłoń na ramieniu dziewczyny - dziękuję za tą rozmowę. - głos czarodzieja brzmiał bardzo poważnie - A moja wdzięczność będzie jeszcze większa jeśli uda mi się ustalić kim jest ten jasnowłosy elf.
Czarodziej skierował swe kroki ku wyjściu. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach.
- Śpij dobrze - rzucił za siebie.

Bibi - 2007-03-06, 17:55

Bibi przemykała ciemnymi uliczkami urupiańskiej dzielnicy zamieszkiwanej przez ludzi. Czerpała z magii swojej dyscypliny pełną garścią i ani na myśl jej nie przyszło, aby z tego zrezygnować. Magia wypełniała każdy zakamarek jej ciała, każdy nerw i mięsień był napięty jak struna. Przez tą krótką chwilę zdążyła się przyzwyczaić, że działa jako Nybik...

Ach ten spryciarz zawsze potrafił mnie tak podejść, że mi serce stawało w gardle, a jest już niewiele rzeczy, które potrafią mnie zaskoczyć.
Ten wieczór był niezapomniany, czarne niebo usiane gwiazdami i srebrna tarcza księżyca odbijająca się od tafli jeziora stworzyły miejsce pełne magii. Wokół szemrzący las, chłodny wiaterek delikatnie muskający skórę i my dwoje w szalonym tańcu w przestworzach...
Nybik miał jedyne w swoim rodzaju skrzydełka, w srebrnym świetle księżyca błyskały złotymi refleksami, tak samo jak jego oczy w południowym słońcu...
Brakuje mi go, ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie teraz...


Bibi wyrwała się ze swych słodkich wspomnień, gdyż dotarła już do do placu w Dzielnicy Przybyszów, gdzie znajdowała się ambasada therańska. Teraz liczył się każdy krok, każdy oddech, nic nie mogło zdradzić jej obecności.
- Muszę się dowiedzieć, dlaczego tak im zależy na Sethcie i dlaczego to mnie chcą zabić. Czyżbym nadepnęła aż tak na odcisk? - wietrzniaczka uśmiechnęła się zadowolona z siebie i ruszyła w kierunku okien ogromnego gmachu...

mystic - 2007-03-12, 19:35

Mystic zerwał się ze snu. Ciężko sapiąc zrzucił nogi na podłogę i usiadł na brzegu łoża. Rozejrzał się. Nadal był w karczmie Geriona. Odetchnął. Miał nadzieję, że straszliwy sen się nie ziści. Czarodziej zaczerpnął magii i zapalił świeczkę stojącą na stoliku. Gerion umieścił w każdym pokoju świetlne kryształy, ale Mystic chciał posiedzieć w półmroku.

"Muszę uspokoić umysł" pomyślał. Sięgnął do torby, w której nosił "Aspekty magii" Eneasa Valolisa. Unikatowy w Barsawii egzemplarz therańskiego mistrza Mystic nabył w czasie pobytu w Wiecznej Bibliotece w sercu imperium Thery. Z rozrzewnieniem wspominał czas spędzony w Wiecznej Bibliotece na poszukiwaniu wiedzy zawartej w milionach znajdujących się tam tomów, dnie i noce spędzone na wyszukiwaniu odpowiedzi na dręczące go pytania. Był to czas, którego nigdy potem nie żałował i który wydatnie wpłynął na jego stosunki z obywatelami Imperium. Wiedza zdobyta podczas tych kilkunastu miesięcy owocowała stokrotnie. Czarodziej nie omieszkał przekazać jej wszystkim trzem swoim uczniom.

"Aspekty magii" czytał głównie ze względu na innowacyjne pytania postawione przez Eneasa. Często wczytywał się w rozdziały wspominające o magii śmierci, wykorzystywanej zresztą przez Theran dość powszechnie. Dzisiaj jednak chciał poczytać o magii wykorzystywanej przez Horrory, oderwać się od trapiących go myśli, być może znajdzie w tym rozdziale jakąś wskazówkę...

Promyk słońca przebił się przez grubą kotarę zasłaniającą okno. Mystic podszedł do okna i otworzył je. Na podwórzu krzątał się juz Bezbronny, przygotowywał karczmę na tłumy gości, które odwiedzały Geriona. Czarodziej przez chwilę obserwował płynne ruchy wietrzniaka, sycąc się świeżym powietrzem płynącym od morza, po czym wrócił do lektury.

Gerion - 2007-10-11, 22:36

Noc 9/10 Riag 1507, dzielnica Przybyszów, okolice Ambasady Thery

Mała Bibi, a raczej Nybik, siedziała na kalenicy wysokiego budynku, którego okna wyglądały na jaśniejący w świetle kryształów fronton wieżowca ambasady. Wietrzniaczka obserwowała okolicę. Liczyła strażników, okna w których jeszcze błyskały świece i zastanawiała się jaką drogę najlepiej wybrać… By zbadać astralne zabezpieczenia ambasady musiałby podlecieć bliżej. A nie chciała ryzykować niepotrzebnie. Tym bardziej, ze Jupik poinformował ją o niedawnej wizycie kilku wysoko postawionych Pasterzy Niebios.

Do zgrabnych i spiczastych uszu dziewczyny dotarł monotonny odgłos kopytek kuca, który z wysiłkiem ciągnął szeroki wózek. Do świtu zostały 2 godziny. Bibi olśniło. Po co ryzykować?

Zapikowała w mrok uliczki. Poczekała aż wóz dojedzie do ostatniej przecznicy przed placem. Krasnoludzki woźnica zakaszlał. Wietrzniaczka wypuściła z procy niewielki kamień, mierząc w zadek kuca. Zwierzę gwałtownie skręciło mało co nie wywracając wozu. Nim krasnolud klnąc i złorzecząc bydlęciu wygrzebał się spośród skrzyń i beczek, dziewczyna ukryła się wśród świeżych pęków kopru, selera i rozmarynu. Woźnica, jak co dzień, zajeżdżał na zaplecze ambasady, gdzie obsługa kuchni zabierała zamówione towary…

***
Ranek 10 Riag

Poranek był rześki jak nie wiem co. Mystic z uśmiechem obserwował krzątaninę Bezbronnego. Wietrzniak choć na potwornym kacu, dzielnie zastępował Lancelota.

„Przyjacielu…” – z zamyślenia wyrwał go tubalny glos Geriona. „Jak już się nałykasz powietrza, proszę zerknij na półpiętro do Lancela. Rzucal się w nocy i miał wysoką gorączkę, pewnikiem efekt tej trucizny.” Stary Czarodziej nieco zaspanym wzrokiem wpatrywał się w trzy płatki czerwonej róży, leżące na dębowym parapecie okna. „UUUUuuuuuuuuuueeeeeeeee” – zaziewał potężnie błyskając swoimi, ocalałymi zębami. „Wiesz Gerionie, noc spędzona poza domem przypomina mi dawne lata…” – umilkł przestraszony odgłosami swego pustego żołądka. Troll uśmiechnął się krzywo i odwrócił na pięcie, maszerując zwolna w stronę kuchni. Mystic przez chwilę obserwował zwaliste i zgarbione cielsko byłego Wojownika, po czym udał się doglądnąć stanu rannego wietrzniaka.

***

Róże, róże róże….wszędzie zapach różanego olejku.

W jednym z budynków dzielnicy Liandril, budynku tłumnie odwiedzanego nocą, a leniwie sennego rankiem, pewien jasnowłosy Fechmistrz spał otoczony trojgiem nagich ciał pięknych dziewcząt. Gdyby widział ich mistrz pędzla Va’tterenci, z pewnością uwieczniłby na płótnie to błogosławieństwo Astendar, te splecione ciała, zmęczone cielesnymi igraszkami, te półprzymknięte oczy z długimi rzęsami, z których usta Fechmistrza scałowały cienie do powiek.

Róże, róże róże….wszędzie zapach różanego olejku.

W jednym z pokojów gerionowej karczmy, inna dziewczyna otwierała oczy. Obudził ją słodki zapach kwiatów. Teraz, sekundę po przebudzeniu napawała wzrok piękną czerwienią płatków. Leniwie rozciągnięta na łożu patrzyła na kwiaty i na mężczyznę, uśmiechniętego w progu. Czy to nie cudowne?

Róże, róże róże….wszędzie zapach różanego olejku.

Sąsiadujący pokój również przepełniony był porannym aromatem kwiatów. Inna kobieta, całkowicie już rozbudzona, ubrana i gotowa do wyjścia, siedziała na brzegu łóżka. Przez chwilę rozkoszowała się lenistwem, lecz nie był to jej naturalny stan. Wkrótce zapach róż zaczął ją irytować. Otworzyła drzwi …

***
Sharkuz przechodząc rozkołysanym krokiem, omalże nie został zmieciony przez drzwi, które z rozmachem otworzyła Klik. Już miał powiedzieć cos głupiego, ale dziewczyna uciszyła go wzrokiem. Oboje zeszli wolno do dużej sali, gdzie Gerion zwykle podawał śniadanie.

Tym razem trollowi pomagał Bezbronny. Uwijał się od rana, roznosząc talerze, podpłomyki, osełki masła, dzbanki mleka, kawy i herbaty. Godnie (jak nie lepiej) zastępując chorego Lancelota. Stoły zestawiony w jeden długi ciąg.

Abishaj siedział obok Rufiny, napawał się ciepłem jej ramienia, które niby od niechcenia wspierało się na nim. Pospiesznie przełykał resztki podpłomyka z marmoladą morwową. Od dziesiątej zaczyna się licytacja a on nie może przegapić takiej okazji. W spakowanej torbie spoczywały również dwa, zapieczętowane listy.

Mystic raczył się kawą, przekomarzając z Bezbronnym. Obok niego dosiadła się Klik, z powagą przyglądając się różnościom zalegającym stół trolla. Gdy wietrzniak ujrzał Sharkuza, podkulił ogon i udał, że ma coś wielce pilnego do załatwienia. Łupieżca jednak nie zwracał na niego uwagi, pilnując się, by usiąść jak najdalej od starego Czarodzieja. Jak przez sen pamiętał, że wczoraj chciał zaciskać czyjeś dupsko na szczycie masztu…

Nieco spóźniony Cryingorc pospiesznie opuścił swą komnatę. Bacznie rozejrzał się jeszcze przed wyjściem, czy aby wszystko jest na swoim miejscu. Porządek był idealny. Na dole zastał już gości kończących bądź w połowie śniadania. „Witaj Łuczniku, jak noc?” – rzucił Gerion i nie czekając na odpowiedź dodał: „siadaj, miejsca przy stole jeszcze jest, bierz i częstuj się, a jak zabraknie to wołaj…” Po czym troll uśmiechnął się i puścił oko do wszystkich, jakby chciał powiedzieć „witajcie w domu”…

mystic - 2007-10-11, 23:41

Mystic utonął w myślacg. Zastanawiał się usilnie kim był elf, Tajemniczy Konkurent, jak nazwała go Klik. Nie dawało mu to spokoju...
- Przyjacielu… – z zamyślenia wyrwał go tubalny glos Geriona. - Jak już się nałykasz powietrza, proszę zerknij na półpiętro do Lancela. Rzucal się w nocy i miał wysoką gorączkę, pewnikiem efekt tej trucizny. - Stary Czarodziej nieco zaspanym wzrokiem wpatrywał się w trzy płatki czerwonej róży, leżące na dębowym parapecie okna.
- UUUUuuuuuuuuuueeeeeeeee – zaziewał potężnie błyskając swoimi, ocalałymi zębami. - Wiesz Gerionie, noc spędzona poza domem przypomina mi dawne lata… – umilkł przestraszony odgłosami swego pustego żołądka. - Zaraz się pozbieram i idę.

Troll uśmiechnął się krzywo i odwrócił na pięcie, maszerując zwolna w stronę kuchni. Mystic przez chwilę obserwował zwaliste i zgarbione cielsko byłego Wojownika, po czym zabrał się za wybieranie potrzebnych mu rzeczy. Zwinąwszy niewielki pakunek, udał się do pokoju w którym leżał nieszczęsny Lancelot, omyłkowo wzięty uprzedniej nocy za Bibi. Już sam ten fakt wzbudzał sympatię starca do wietrzniaka. Bibi i jej brat Jupik byli ulubieńcami Mystica i zrobiłby wszystko, by maluchom nie działa się krzywda. Niestety one miały na ten temat niceo inne zdanie.

Czarodziej otworzył drzwi i rzucił okiem na leżącego na dziecinnym łóżeczku wietrzniaka. Był on wyraźnie rozpalony. Mystic odchylił ubranie i zbadał ranę. Na szczęście dla wietrzniaka zauważył jedynie obrzęk i zaczerwienie. "Lekka infekcja" - pomyślał - "Magia oczyściła mu ranę dokładnie". Wyciągnął kawałek szmatki i zanurzył ją w dzbanie z wodą, którą troskliwy Gerion przyniósł na wszelki wypadek. Następnie położył ją na czole wietrzniaka.
- Musisz zwalczyć to sam mały grajku. Nikt ci już w tej walce nie pomoże - powiedział bardziej do siebie, po czym obrócił się na pięcie i wyszedł. Schodząc na dół wrócił myślami do Setha i całej, nieprzeliczonej rzeszy jego wrogów. Elf stał w centrum nadchodzącej zawieruchy, Mystic był tego pewien. Cieszył się, że to właśnie do niego fechtmistrz skierował się po pomoc. Dzięki temu będzie mógł ugrać więcej. Wyobrażał sobie jak gdzieś tam w zaświatach toczą się olbrzymie kości i częściowo od niego zależało na której stronie się zatrzymają.

W głownej sali było już kilka osób. Mystic jednak skierował kroki w stronę Geriona.
- Dojdzie do siebie. Jest jednak rozpalony i trzeba mu zmieniać zimne okłady. Wysyłaj tam co pół godziny tego wojowniczego brzdąca - wskazał paluchem Bezbronnego. - I podaj mi coś na ząb - zarechotał, ukazując dwa ostatnie siekacze - Te odgłosy w moim brzuchu ostrzegłyby nawet pijanego Łupieżcę.
Mystic zasiadł przy długim stole, jednak nie dany mu był spokój. Ledwo przymknął oczy, usłyszał obok siebie wietrzniacki głos.
- Jak to możliwe że jesteś starszy skoro ja mam więcej lat, nie mogę tego zrozumieć - Bezbronny wisiał nad nim z zaciśniętymi ustami.
Czarodziej tylko westchnął i postanowił zacząć poszerzać horyzonty zadziornego wietrzniaka.

Gerion - 2007-10-12, 22:21

Ranek 10 Riag 1507

Fechmistrz raźnym krokiem przemierzał ulice Liandrill. Ego Setha i popędy zostały całkowicie zaspokojone. Jak zwykle w takich chwilach, poważniej zaczął się zastanawiać nad przykrymi odcieniami życia. Dlaczego agenci Iopos się nim interesują, tak samo jak Thera? Jak to wymieniał Mysticowi? Theranie, Iopos, Klik, Mygrelle, Zinjan, Dagni... Taaak. Może ten Zinjan? Może by od tego zacząć?

Przystanął przy straganie w Dzielnicy Przybyszów, gdzie okrągły na twarzy krasnolud sprzedawał smakowite rogaliki nadziewane kasztanami i cynamonem. „Co tam w wielkim świecie panie elfie?” – zagadnął sprzedawca. Seth przez chwilę zastanwiał się czy odburknąć nieuprzejmie, czy też okazać wspaniałomyślność i zadziwić krasnala potokiem elokwencji. „Bo widzicie panie” – dodał szeptem krasnolud – „dziś rano slyszałem że throalski król Varulus był ostatnimi dniami u syrtijskiej wiedźmy. Nie wiadać co mu przepowiedziała, ale gadają że uciekał z Urwistego Miasta, jakby mu stado jehutr na ogonie siedziało. Gadają też…” Seth nie słuchał paplaniny przekupnia. Oddalił się w zamyśleniu przeżuwając rogalik. Przed oczyma stał mu Wielki Targ i znajome, brudne uliczki. Czym prędzej musiał porozmawiać z Mysticiem.

***
Serce waliło jej jak oszalałe. Bibi cała cuchnęła pomyjami i selerem. Cudem chyba uniknęła odkrycia, kiedy buszowała po ogromnej kuchni ambasady, gorączkowo rozglądając się za miejscem ucieczki lub ukrycia. „Srał pies skrzydełka i ubranie” – myślała – „niech tylko dostanę się gdzieś wyżej…”. Zamknęła oczy, przyklejona do kamiennej ściany śluzy kanalizacyjnej. Przywołała w pamięci rysy twarzy i wygląd młodego krasnoluda, który służył jako pomywacz. Nie był chyba dwa razy większy od niej. Zaczerpnęła nieco karmicznej energii swojej dyscypliny i zaczęła upodabniać się powoli do pomywacza. Cichutko otworzyła drzwi śluzy. Tłumiąc magią swe kroki, przekradła się przez korytarze zaplecza. „Gdzieś w tym miejscu powinien być szyb wentylacyjny..” – myślała Bibi przebrana za Nybika i okryta iluzją pomywacza. Instynkt jej nie zmylił. Zauważył ja tylko jakiś człowiek niosący wiadra z mydlinami. Ale zignorował ją całkowicie. Skupiła się jeszcze bardziej aż ją zabolało w środku. Swym astralnym wzrokiem omiotła ściany. Żadnych pułapek, żadnych zaklęć wykrywających. Przynajmniej w tym korytarzu.

W szybie ukryła się w ostatniej chwili. Sekunde później korytarz zapełnił się rojem tragarzy, strażników i pomocników kuchennych.

***
SirValeq obudził się późno. Nie czuł głodu. Napił się wina z samego rana i przywołał duchy służebne raczej z kaprysu niż potrzeby. Czuł, że dziś będzie miał zły humor…Przewertował kilka ksiąg i zaczął dumać nad gerionową prośbą.

***

W karczmie u Geriona panował przedpołudniowy rozgardiasz. Troll od czasu do czasu zaglądał w cztery brytfanny, w których pichcił coś smakowitego. Czoło miał zmarszczone, myślał nad czymś intensywnie. Zaglądał też do Lancelota, ale odkąd podał mu wina z mlekiem makowym, Trubadur spał jak zabity.

Sala w połowie opustoszała. Klik i Abishaj z Rufiną wyszli. Sharkuz wręcz wybiegł spiesząc na pokład Kamiennego Pazura, pewnie nieźle już spóźniony.

Bezbronny po zajmującej rozmowie z Mysticiem chciał się wyrwać na miasto, ale Gerion wynalazł mu tuzin zadań (zdaniem wietrzniaka nie licujących z godnością adepta, ale za to wystarczająco ciekawych, by zaraz o tym zapomnieć).

Łucznik nie ruszał się z miejsca odkąd skończył śniadanie. Najwidoczniej na kogoś czekał…

***
Miedzianoskóry ork podejrzliwie przechodził pod Południową Bramą. We włosach miał pełno kościanych ozdób. Twarz i przedramiona znaczyły zawiłe malunki, a wokół karku owijał się kołnierz z wielobarwnych piór. Szedł piechotą, ubrany skromnie i typowo, jak na przedstawiciele któregoś z plemion orkowych nomadów. Z ramienia zwisała mu podróżna sakwa, w której jednak na próżno by szukać rękodzieła orków. Owszem był szamanem i adeptem. Ale również oczytanym badaczem historii. Choć sądząc po pozorach nikomu by to nie przyszło do głowy. Jedynie rękawica, pokryta żelaznymi płytkami, niedbale przewieszona za pasem, zdradzała plemienną przynależność.

„Powiedzcie no dobry człowieku, gdzie ja tu zatrzymać się mogę na dłużej?” – zapytał Birchie, bo tak zwał się ów ork. Krasnolud długo mierzył go spojrzeniem. „Idźcie do Geriona, on chętnie przyjmuje wszystkich dziwolągów. I drogi wcale nie jest…” Po czym oddalił się szybkim krokiem, mamrocząc coś o gnuśności rady miasta we wprowadzeniu ustaw ograniczających. Ork rozejrzał się po szerokiej uliczce. Pierwszy raz w Urupie, nie było mu więc łatwo zyskać orientację. Dojrzał jednak na skrzyżowaniu wielki słup z niezliczona ilością drewnianych tabliczek. Na jednej z nich zęby szczerzył rogaty troll, a krasnoludzkie glify głosiły: „Do karczmy Geriona”. Nie wahał się dłużej..

***
Krasnolud w granatowej mycce, ociekał potem. Południowe słońce w dzielnicy Biharj było wyjątkowo dokuczliwe. Zwłaszcza u podnóży klifu. Wiedział już jak ukarze Vikariona za brak kompetencji. Zastanawiał się tylko czy dał odpowiednio wysoką łapówkę, by zamknąć pułapkę wokół złodziejki, która włamała się do Myrgelle? Ale wszystko wskazywało na to, że dziewka wpadnie mu w ręce jeszcze tego samego wieczora. Niepokoił się tylko dawnym konkurentem zabitego maga. Stary Szczerbiec zaczynał wkładać swe kruche paluchy nie tam gdzie trzeba.

Gdyby tylko Zinjan wywiązał się z umowy, to mógłby upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu.

Wziął głębszy oddech, łyknął kukurydzianego bimbru z piersiówki i podreptał w kierunku therańskiej ambasady. W południe umówił się z Theonem na spotkanie, będzie już po licytacji i jego szpiedzy może coś zauważą…

mystic - 2007-10-12, 23:06

Mystic wygrzebywał z talerza resztki ryby zaserwowanej na śniadanie przez Geriona. Jeszcze tylko dwa łyki herbaty i będzie mógł zebrać się do domu. Trzeba zacząć działać. Wytarł rękawem brodę, po czym wstał i skinął staremu trollowi.
- Na mnie już pora, zajrzę później zobaczyć jak się miewa twój bard.
Troll skinął tylko głową odprowadzając wzrokiem wychodzącego przyjaciela.

Jupik uśmiechnął się smutno na widok mistrza wkraczającego do domu.
- Cóż cię tak gnębi - spytał zaciekawiony Mystic
- Siostra - odparł wietrzniak - Ta sekutnica poleciała do ambasady therańskiej "na przeszpiegi". Śmiała mi się w twarz gdy jej powiedziałem o wizycie Pasterzy Niebios. "Będzie weselej" - Jupik wydął wargi naśladując Bibi - "Będzie wyzwanie". Tak mi rzuciła na odchodnym. Zobacz, mam już przez nią połowę siwych włosów - wskazał palcem na piękną brązową czuprynę.
Mystic zaśmiał się. - Tak, tak niedługo będziesz już całkiem siwy.
- No właśnie - stwierdził przejęty Jupik. - Ach, nie mam już do niej słów. Wcale nie chce mnie słuchać.
- Nie ciebie jednego. Jej żywioł to powietrze, łatwo ją zaciekawić i przywołać, ale gdy tylko spojrzy na coś innego, fruuu i już jej nie zatrzymasz.
- Tak, ale powietrze ciężko zranić...
- Miejmy nadzieję, że ją też - zadumany Mystic pogładził czuprynę Jupika - miejmy taką nadzieję.
Nastała cisza, której żaden z nich nie chciał przerywać. W końcu czarodziej wyrwał się z zadumy.
- Wróćmy do tych Pasterzy Niebios. Co masz za wieści o nich?
- Nic konkretnego. Podobno przybyli z wizytą 4 dni temu i było ich 3, ale to informacja z niezbyt wiarygodnego źródła. Mój kontakt z ambasady wciąż milczy i nie mogę jej potwierdzić .
- Miejmy nadzieję, że nie wpadnie na tych potężnych magów. Bo wtedy nawet moje dość dobre stosunki z ambasadorem, mogą zdać się na nic. - Mystic westchnął.- Dagniego obserwujesz jak ci kazałem?
- Tak, tak, cały czas ktoś ma na niego oko.
- Dobrze. Starajcie się też obserwować Setha. Nie chcę, żeby znowu dostał od kogoś po głowie.
- Powiem Trentinowi, on się nada. - stwierdził wietrzniak
- W porządku. A jak tam wyniki finansowe w tym miesiącu?
- Nasza karawana wyruszyła do Travaru, zabierając ze sobą 40 bel... - wietrzniak zaczął wyliczać przychody i koszty, wręczając Mysticowi dokumenty wyciągane z szuflady biurka, a czarodziej przeglądał je od czasu do czasu potakując lub wtrącając swoje uwagi. Generalnie był zadowolony. Zysk jaki osiąga obracając pieniędzmi zdobytymi i zarobionymi w latach awanturniczych przygód jest wysoce zadowalający. Pozwala mu to na duży wpływ na poczynania Rady i pomnażanie majątku, bez angażowania się w tak męczące sprawy jak nauka uczniów, czy różniste badania. No i oczywiście ma z czego opłacać siec informatorów Jupika, chyba najlepszą z jego inwestycji.
- ...Riag zapowiada się całkiem nieźle - zakończył zadowolony z siebie Jupik.
- To dobrze, to bardzo dobrze - Mystic poklepał go po pleckach.
Mały wietrzniak poskładał wszystkie dokumenty i poukładał je na swoje miejsca. Był świetnie zorganizowany, zwłaszcza jak na wietrzniaka i to głównie ta cecha sprawiła, że starzejący się czarodziej powierzył mu ostatnio nadzór nad swoimi sprawami.
- Nie mogę jednak przestać się o nią martwić - zaczął Jupik.
- Nic nie poradzimy, magiczne zabezpieczenia ambasady są nawet dla mnie zbyt skomplikowane. - Mystic zaczął intensywnie myśleć nad sposobem wyjścia z sytuacji. - Mógłbym jednak spróbować drogą oficjalną. - Czarodziej podrapał się po głowie. - Przypomnij mi za co odpowiada Theon?
Jupik poszperał w myślach.- To wicelegat do spraw kontaktów handlowych.
- Kto jest legatem?
- Mano Akostosi, ale z tego co się orientuję, nie ma go w Urupie w tej chwili.
- Jak to? - Mystic zmarszczył brwi.
- Ponoć poleciał odwiedzić brata w Vivane.
- Świetnie. W takim razie wyślij kogoś z informacją, że Rada Urupy rozważa poważne wzmożenie eksportu przypraw i tkanin, i szuka najlepszego odbiorcy. Prosząc zarazem o natychmiastowe spotkanie legata ze swoim wysłannikiem.
- Zrobione. - Jupik nie czekając na nic jął pisać odpowiednią notę.
Mystic podszedł do ukrytej za kotarą, oraz iluzją skrytki, zdjął zabezpieczenia i wyciągnął pieczęć Rady.
- Napisz też, żeby przekazali odpowiedź kurierowi.
- Dobrze. - Litery Jupika były, zważywszy na ich rozmiar, zadziwiająco kształtne. Skończywszy pisać, wietrzniak odbił pieczęć na wosku wylanym na zawinięty list i zerwał się z fotela.
- Zaniosę kurierowi.
- Nie zapomnij mu przykazać, żeby czekał na odpowiedź. - zakrzyknął Mystic.
Odpowiedzi jednak już nie doczekał. Ścigany przez wiatr Jupik pędził już wąskimi uliczkami Urupy. Chodziło przecież o jego ukochaną, malutką siostrzyczkę. Jego jedyną rodzinę. Jeśli może jej pomóc, zrobi to.

W salonie swojego domu Mystic rozwalił się na fotelu. Jego wzrok zatrzymał się na poukładanym drewnie w kominku. Sprowadzając nieco energii z przestrzeni astralnej zaprószył ogień i przyglądał się jak żywioły walczą ze sobą. Lubił patrzeć na pełzający po drewnie ogień. Taki potężny i miażdżący, a zarazem tak zależny od żywiołu powietrza. Języki ognia tańcowały już na dobre, kiedy starzec, całkiem już rozluźniony, odpłynął myślami w dal.

klik - 2007-10-13, 22:06

Dziewczynę zbudził promień słońca wpadający do pokoju przez fasetowane, kolorowe szybki niewielkiego okna. Przewróciła się na plecy i przez chwilę wpatrywała się w sufit wdychając powietrze przesycone zapachem róż. Przyzwała swoją magię i przez chwilę, jak zwykle, miała wrażenie, jakby mościła się ona gdzieś głęboko w niej jak zadowolony kot, który przyszedł odpocząć w ulubionym miejscu. Tego poranka kot nie miał jednak nastroju na sen. Tego poranka kotek miał ochotę na dzikie harce.

Kilk zerwała się z łóżka czując się jak podekscytowana nastolatka przed pierwszą, z trudem zaaranżowaną schadzką ze swoim ukochanym. Szybko spakowała potrzebne jej rzeczy do niewielkiego plecaka. Ktoś ją wczoraj śledził. Przemyła twarz i szyję. Ktoś ją wczoraj śledził. Popatrzyła w lustro. Ktoś ją śledził i na pewno nie była to tylko jedna osoba. Odbicie oddało jej uśmiech. Jeśli sytuacja znowu się powtórzy wystarczy, że zgubi wszystkich prócz jednego.
- A wtedy na tego jednego zapoluję – poinformowała cicho Złodziejkę na lustrzanej tafli.
Naciągnęła na siebie ciemnoszare spodnie i czarną bluzkę, uważnie sprawdzając czy wszystkie jej zabawki znajdują się na właściwym im miejscu. Usiadła na brzegu łóżka mocno wiążąc wysokie, zamszowe buty. Miejsce, do którego chciała zaciągnąć jednego ze śledzących pełne było gruzu, połamanych dachówek i na wpół rozwalonych ścian. To było miejsce, gdzie równie łatwo było znaleźć zagubioną sakiewkę na ulicy, co nóż w swoim brzuchu. Na szczęście jej współpraca z Herzoltem okazała się korzystna dla wszystkich zainteresowanych, a ona sama zyskała swoją „bezinteresowną” pomocą kilka, mniejszych i większych, przysług do wykorzystania i nietykalność ciała i mienia. Zmarszczyła nos. Kwiatowy aromat zaczynał ją drażnić. Chwyciła plecak, skórzaną kurtkę i z rozmachem otworzyła drzwi.

Sharkuzowi, którego o mały włos nie uderzyła drzwiami, rzuciła tylko ostrzegające spojrzenie. To był zbyt dobry dzień, by zaczynać go pełnych pretensji słów Łupieżcy. Zbiegła lekko po schodach rzucając wesołe „Dzień dobry” do obecnych w głównej sali Karczmy. Stanęła w lekkim rozkroku, z kciukami zatkniętymi za szeroki, skórzany pas i z powagą, jakby miała zdecydować o losach całej ludzkości, przyglądała się naczyniom rozstawionym na stole. Po chwili namysłu chwyciła niewielki dzbanek wypełniony herbatą, filiżankę i ze swym łupem, zadowolona opadła na krzesło obok, gawędzącego z Bezbronnym, Mystica.
- Witaj, Panie Magu – obdarzyła go po raz pierwszy szczerym, szerokim uśmiechem, który docierał do oczu i tworzył na jednym policzku niewielki dołeczek. – Jak się czuje Lancelot?

Pół godziny później dyskretnie opuściła Gerionową Karczmę kierując się okrężną drogą do rynku ludzkiej dzielnicy.

Bibi - 2007-10-15, 00:23

Szyb wentylacyjny nie był zbyt jasny ani przyjemny, ale dla potrzeb Bibi wystarczający. Zrzuciła z siebie iluzję pomywacza i chwilkę odsapnęła zastanawiając się nad dalszym krokiem:
„ Jestem w szybie wentylacyjnym, z tego miejsca powinnam się dostać do każdego pomieszczenia, ale nie wydaje mi się, żeby nie założyli pułapek w tym malutkim korytarzu, chyba nie byliby aż tak głupi, hihi” – to pomyślawszy wypełniła drobne ciałko magiczną energią swojej dyscypliny i ruszyła do przodu. Na każdym kroku sprawdzała czy są zabezpieczenia, ale jak dotąd na nic się nie natknęła. „Albo są tak głupi, albo tak dobrzy, że nic nie mogę znaleźć. Ciekawe czy na wyższych kondygnacjach też jest taki luz?”
Bibi przedostała się na piętro przez dość ciasny otwór, zamieszkały przez pająki rozkładające wokół lepkie sieci. Teraz tunel rozchodził się w trzy strony, co zaskoczyło trochę wietrzniaczkę, ale gdy sobie przypomniała budowę budynku, doszła do wniosku, że ten trzeci musi prowadzić do przybudówki obok kuchni, gdzie mieszczą się zapasy. Wybrała tunel po prawej. Już miała postawić nogę w tunelu, gdy iskierka intuicji przekonała ją do sprawdzenia tego przejścia. I jak zwykle się nie pomyliła, gdyby postawiła stópkę włócznia przybiłaby ją do przeciwległej ściany. Zaklinowała mechanizm pułapki i ostrożnie przesuwała się dalej.

Kilka kroków dalej znalazła otwór wychodzący na komnatę. Był to gabinet, w którym siedział jakiś urzędnik. Każdy kolejny pokój był pełen biurek, półek i ksiąg, jednak w żadnym z nich nie znalazła Theona. Przeszła na kolejną kondygnację, tym razem nie było pułapki przy wejściu, choć Bibi wyczuwała gdzieś niedaleko działanie magii. Wyjrzała przez jeden z otworów, to była sypialnia. Kilka następnych również. Jednak kolejny pokój to był gabinet z wielkim ciężkim, mahoniowym biurku stojącym na dywanie w krwistoczerwone róże. Pod ścianą stała komoda z tego samego drewna co biurko, jednak dekorowana złotem. Złota również była rama olbrzymiego lustra wiszącego na ścianie. Do pomieszczenia prowadziło dwoje drzwi. Bibi zajrzała do pomieszczenia obok - sypialnia, równie bogato zdobiona, co gabinet. „Tu musi mieszkać ktoś ważniejszy niż zwykły urzędnik. Trzeba by tam wejść, ale ten otworek to nawet dla mnie trochę za mały, spróbuję obok.” – wietrzniaczka przeszła do otworu w sypialni, większego niż w gabinecie, przecisnęła się przez niego i znalazła w sypialni. Sprawdziła zabezpieczenia, drzwi na korytarz były magicznie zamknięte, również zamknięta była szafka przy złoconym łożu. Ukierunkowała magiczną energię formując ją w wytrych i otworzyła szafkę. W środku znalazła trochę biżuterii i złoty pierścień z rubinem, który bardzo szybko zniknął w przepastnej sakiewce Bibi. Niestety nic nie wyjaśniło się odnośnie tożsamości właściciela tego pokoju.

Zamknęła z powrotem szafkę i udała się do gabinetu. Biurko było dwa razy większe od niej samej, a krzesło stojące przed nim, było niczym tron króla Varulusa. Sprawdziwszy zamki, zajrzała do szuflad. Jednak nie było w nich nic interesującego, co pomogłoby rozwiązać zagadkę. Rozejrzała się jeszcze swym astralnym wzrokiem po pokoju i dostrzegła jeszcze jedną skrytkę za lustrem. Gdy tam zajrzała była tylko ściana. Użyła swego pierścienia rozproszenia magii i jej oczom ukazała się malutka skrytka, zabezpieczona jakimś wstrętnym zaklęciem. Pierścień pomógł otworzyć także to zamknięcie. W środku było kilka zwoi z pieczęcią Theona – „Mam cię, teraz mi się nie wywiniesz, hihi. Czas wracać do domku, jupiiiii” – spakowała zwoje do plecaczka, zostawiła po sobie porządek i już miała czym prędzej wracać szybem na dół, gdy usłyszała dochodzący z korytarza odgłos zbliżających się kroków...

birchie - 2007-10-15, 11:47

Miedzianoskóry ork podejrzliwie przechodził pod Południową Bramą. We włosach miał pełno kościanych ozdób. Twarz i przedramiona znaczyły zawiłe malunki, a wokół karku owijał się kołnierz z wielobarwnych piór. Szedł piechotą, ubrany skromnie i typowo, jak na przedstawiciele któregoś z plemion orkowych nomadów. Z ramienia zwisała mu podróżna sakwa, w której jednak na próżno by szukać rękodzieła orków. Owszem był szamanem i adeptem. Ale również oczytanym badaczem historii. Choć sądząc po pozorach nikomu by to nie przyszło do głowy. Jedynie rękawica, pokryta żelaznymi płytkami, niedbale przewieszona za pasem, zdradzała plemienną przynależność.

Obite zebra wciąż dokuczaly, podbite oko puchło coraz bardziej, zaś lekko ukruszony kieł pobolewał irytująco... Jeszcze raz ork zaczął się zastanawiać czy przełknięcie gahadu nie byłoby tym razem jednak mniej bolesne... Dziewka była doprawdy apetyczna i dzika niczym najlepsza klacz ze stad Metalowej Pięści. Meraaarg chwyciła serce Birchiego w swe objęcia... Gorace uczucie nie zostalo jednak odwzajemnione, wzbudzajac w wybuchowym orku wscieklosc... Dalszego biegu wydarzen nie pamietal juz dokladnie,jednakże uderzenie, które powaliłoby nawet grzmotorożca, nie dawało o sobie zapomnieć, pulsując tępym bólem w potylicy...

Całkiem niedaleko ork dostrzegł jednego z tych przeklętych krasnoludów, których to wszędzie pełno. Ruszył dziarsko w jego kierunku. „Powiedzcie no dobry... krasnalu, gdzie ja tu zatrzymać się mogę na dłużej?” – zapytał Birchie. Krasnolud długo mierzył go spojrzeniem. „Idźcie do Geriona, on chętnie przyjmuje wszystkich dziwolągów. I drogi wcale nie jest…” Po czym oddalił się szybkim krokiem, mamrocząc coś o gnuśności rady miasta we wprowadzeniu ustaw ograniczających. Ork rozejrzał się po szerokiej uliczce. Pierwszy raz w Urupie, nie było mu więc łatwo zyskać orientację. Dojrzał jednak na skrzyżowaniu wielki słup z niezliczona ilością drewnianych tabliczek. Na jednej z nich zęby szczerzył rogaty troll, a krasnoludzkie glify głosiły: „Do karczmy Geriona”. Nie wahał się dłużej..

Dojście na miejsce nie zabrało mu dużo czasu... Gdy przed nim wyrósł w końcu budynek karczmy, ork rozdął nozdrza, próbując wstępnie wybadać jakość oferowanego jadła. Zachęcony doznaniami węchowymi wyszczerzył się w krzywym uśmiechu, poprawił torbę na ramieniu, po czym zdecydowanie pchnał drzwi przybytku ... Ledwo zdążył się uchylic, gdy jakis cholerny wietrzniak przemknał mu koło głowy...Orkowym zwyczajem Birchie burknal pod nosem cos na temat łba pelnego quaalzu, po czym wszedl w koncu do srodka...Zachecony unoszacym sie w powietrzu zapachem pieczeni brzuch dawal wyraznie i glosno znac o sobie, nawet jesli wsrod tego zapachu smigaly niespelna rozumu wietrzniaki...

abishai - 2007-10-22, 20:03

-Słoneczny dzień, pełna kiesa i brzuch, urocza dziewoja idąca ramię w ramię...czegóż więcej trzeba od życia..- rozmyślał uśmiechnięty iluzjonista. Spacerowali z Rufiną uliczkami miasta kierując się do miejsca aukcji. Dziewczyna szła wtulona w ramię iluzjonisty.
Abishai tylko się uśmiechnął do niej , wspominając Israndila i jego sztukę podrywu.
Wiele sie od tego ksenomanty, w tej dziedzinie nauczył...Choć faktem było, że im bardziej Israndil zagłębiał się w swej dyscyplinie, tym mniej z życia korzystał. Dla krasnoluda było to coś dziwnego...Jaki sens rozwijać potęgę, z której nie ma się żadnej frajdy? Chyba, że dla kogoś frajdą jest gadanie z umarlakami...Abishai miał jednak inną definicje dobrej zabawy.
Dom akcyjny, jakim tymczasowo był boczny magazyn przy siedzibie władz Urupy, zapełniał się powoli kupcami, gapiami i poszukiwaczami przygód...Krasnolud wchodzący z Rufiną został wzięty za młodego kupca. Wyglądali bowiem na parę małżeńską, a wzory iluzjonisty wyszyte na jego szacie, były ostatnio modne wśród urupiańskiej "złotej młodzieży".
Siadając pomiędzy kupców z Rufina pokraśniała z dumy, zaś Abishai zastanowił się nad tym, czy by nie zapuścić w korzeni w Urupie.
- W końcu od tej całej wędrówki mam jedynie blizny i odciski. Może czas odłożyć oręż do skrzyni, płaszcz na kołku powiesić, a księgi położyć na półki?- pomyślał iluzjonista i wrócił pamięcią do poprzednich tego typu prób. Które zakończyły się klęską. A to iluzjonista usłyszał o odkrytym kaerze pełnym tajemnej wiedzy, a to właściciel mieszkania upominać sie zaczął o zapłatę czynszu i trzeba było wyruszać na przygodę , by spłacić długi, a to Therańscy żołnierze zaczęli przeszukiwać domy by złapać wywrotowców z ruchu oporu...Tak, tak...Zawsze pojawiała sie sprawa która zmuszała Abishai'a do wędrówki. Iluzjonista nie wątpił, że i tym razem tak będzie. Ale na razie rozkoszował się chwilą ...Dopóki jego spojrzenie nie spotkało sie z twarzą Viggo.
- I tu kończą się spokojne dni w Urupie.- pomyślał krasnolud i bezczelnie wyszczerzył zęby w uśmiechu do zaskoczonego i wściekłego orka. Dobrze wiedział, ze Viggo nie oskarży go o kradzież...W końcu iluzjonista "prawie " uczciwie wygrał te monety w karty. W tym przypadku "prawie" oznaczało, że nie dał sie przyłapać na oszukiwaniu. Zresztą Viggo też oszukiwał w kartach, tylko że niezdarnie.
Sam sobie winien, nie oszukuje się zawodowego oszusta - pomyślał iluzjonista. Póki trwała aukcja Viggo nie miał możliwości wykonania działań wrogich wobec krasnoluda. Ale po aukcji...Dla tego też Abishai postanowił przez jakiś czas omijać boczne uliczki miasta.
Obecnie jednak uwagę iluzjonisty przykuła rozpoczynająca się aukcja. Abishai chciał sobie z niej sprawić pamiątkę...I Rufinie też, spojrzawszy na swoją towarzyszkę pomyślał.- Warta jest rozpieszczania.

Gerion - 2007-11-09, 16:16

Południowa pora 10 Riag 1507


Ork wkroczył do sali. W środku panował niespodziewany ruch. Wielki troll krzątał się przy stole zajętym przez czwórkę t'skrangowych zuchów. Byli głośni, rozbawieni i robili wiele hałasu. Birchie ominął z daleka ich stolik. Usiadł sobie blisko kontuaru i poczekał aż spocony, rogaty olbrzym zbliży się na wyciągnięcie ręki. Troll troszkę był poirytowany nieustannym zmienianiem zamówień przez gości z P'shestish, w końcu podszedł do orka. "Zdrożony, głodny jedzenia i wieści i pewnie przynoszący z sobą nowiny z okolic, co?" zapytał Gerion. "Zwą mnie Gerionem i ten przybytek należy do mnie, w porze obiadu ruch tu jak zwykle, ale wieczorem luźniej, znajomi się schodzą, więc zapraszam po zmroku. A na teraz proponuję barani udziec w sosie czosnkowym i dzban młodego wina. No i rzeknijcie mi jak wrócę kilka słów o sobie..."

***

Seth szybkim krokiem zdążał w kierunku domostwa maga. Musiał pilnie pomówić z Mysticiem. Wkrótce stał przed drewnianymi drzwiami domu Czarodzieja. Uniósł dłoń, by zapukać w dębowe deski, ale w jednej chwili na drzwiach zaczął się formować kwaśny wyraz twarzy ducha strażniczego, zaklętego przez maga w drzwi. Pięść Fechmistrza zawisła centymetr od nosa drewnianej twarzy..."No dobrze już dobrze" - pomyślał i głośno zawołał "A zapowiedzcie mistrzowi Mysticowi, że jego kum, sławny adept Fechmistrz, imieniem Seth, czeka u drzwi zniecierpliwiony. A żywo i nie ociągajcie się, bowiem czas mój cenny jest nadzwyczaj" - zakończył akcentując pierwsze sylaby, by przechodzące dwie urocze mieszczki, wyraźnie go usłyszały. Duch wtopił się w deski drzwi...

***

Sir Valeq spojrzał na smugi światła pod sufitem. Małe okienko magazynowego pomieszczenia wpuszczało zazwyczaj niewiele światła. "Musi być koło południa, sądząc po jasności i burczeniu w moim brzuchu." - zatrzasnął głośno księge. "Co to za praca na głodnego" - pomyślał odganiając ogonem służebnego duszka, ciągnącego za sobą mgliste opary. Wstał, przeciągnął się i sięgnął po strój, niedbale leżący na jednej ze skrzyń. "Nie wypada nago wychodzić na ulice. Przynajmniej w południe." - dodał po cichu, myśląc już o solidnej porcji ryby w gerionowej karczmie.

birchie - 2007-11-09, 16:36

"Nadzieję jeno żywię, że baran zacnych był rozmiarów, nim na ruszt trafił, bom zdrożon i jadła spragnion niesłychanie... A miast wina napilbym się piwa, boi nie spodziewam się aby w te,szacowne bez watpienia, progi zawital napoj orkowego podniebienia godzien... Problemu w tym jedynie można by upatrywac, ze zly los kiesę mą ze srebrników opróżnił...hmmm-hehehe...Można by upatrywać, gdyby potężne duchy mej osoby skromnej nie miały w opiece, służąc mi radą i wiedzą :mrgreen: "- po czym rozejrzawszy się podejrzliwie, jakby obawiając się szpiegów na usługach co najmniej Thery,dodał konspiracyjnym szeptem: " Ziół takich mogę uwarzyć, że dziewka wasza, mości Gerionie, pomyśli,że dajr na nią naskoczył...HA?!? HAHAHAHA!"- po czym śmiejąc się pełna gębą szturchnął porozumiewawczo zdumionego trolla... :mrgreen: A zatem żywo Gerionie, uwińcie się szybko z tą baraniną, a me potężne opiekuńcze duchy na pewno nie poskąpią wam i waszemu przybytkowi błogosławieństwa! :mrgreen: A może choroba jakowaś was trapi,że tak tu stoicie smętnie? hę? " :mrgreen:
mystic - 2007-11-12, 23:31

Elfi żaglowiec majestatycznie płynął po wezbranym morzu. Na pokładzie okrętu stała oparta o reling młoda dziewczyna. Wiatr leniwie rozwiewał jej długie włosy. Dziewczyna tkwiła tam w bezruchu wpatzona w odległy punkt na bezkresnym morzu. Statek nosił nazwę Mallornica, a ją zwano Fellidra Jer. Uciekała przed światem, kóry znała, uciekała przed zemstą, uciekała w nieznane. Tam gdzieś za horyzontem zacznie nowe życie, bez zmartwień bez problemów..., bez tych wszystkich których kochała. W oczach dziewczyny pojawiły się dwie łzy. Taka była cena za dziewczęcą naiwność, za wiarę w dobroć innych. Teraz dopiero zaczynała to rozumieć. Zaczęła to rozumieć, gdyż wyszła z kokonu, jaki roztoczyli nad obiecującą aktorką mecenasi, patroni i "przyjaciele" wszelkiej maści.

- Ląd na horyzoncie
Myśli dziewczyny rozwiał krzyk elfa wypatrującego na bocianim gnieździe. Na statku zapanowało poruszenie. Po dłuższej chwili niewprawne oczy dziewczyny zaczęły dostrzegać zarys lądu.
"A więc poznam siedziby Ludu zza Aras" przemknęło jej przez myśl. Nie spodziewała się że tak pięknie do tej pory ułożone życie zaprowadzi ją w ten zakątek świata. Rozejrzała się po pokładzie. Jedyną osobą która zwróciła uwagę na ludzką dziewczynę był Masae Seorach, kapitan Mallornicy. Uśmiechnął się do niej. Widząc to dziewczyna dziarsko przetarła załzawione oczy i rzuciła mu zawadiackie spojrzenie. Nic nie złamie jej ducha, postanowiła sobie. Była gotowa.

- Yhyhyyymmm
Stary czarodziej otworzył oko, dostrzegając nad sobą ducha strażniczego.
- No co tam?
- Panie twój kum, sławny adept fechtmistrz imieniem Seth czeka u drzwi zniecierpliwiony. Mówi że jego czas jest cenny nadzwyczaj.
Stary czarodziej zbierał się powoli.
- Ach ta niecierpliwa młodzież - westchnął - wprowadź go do gabinetu, już tamn idę.
Mystic poprawił szaty i udał się niespiesznie w stronę swej pracowni.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group